Ralph natychmiast odzyskał rozum, W gruncie rzeczy wcale nie miał do Hamiltona pretensji o Transmere, jego niechęć narodziła się w dużo dawniejszych czasach. Co więcej, królowa, której łaski spływały na niego ostatnio bardzo obficie, absolutnie nie tolerowała rozstrzygania spraw honorowych przez pojedynki, nie chciał więc sprowadzić na siebie jej gniewu. Poza tym był bardzo pewny Anny, no i w duchu przyznawał, że Hamiltonem lepiej nie zaczynać. Dlatego wycofał się z godnością, gdy tylko nadarzyła mu się okazja.

Jack szukał teraz wyjaśnienia, które zadowoliłoby dziewczynę.

– Ralph tak naprawdę wcale nie chciał się pojedynkować – powiedział w końcu. – Nie tylko z obawy o to, że będziesz się tym martwić, pani, lecz również dlatego, że jestem wypróbowanym przyjacielem twojego ojca. Postawiłby się w bardzo niezręcznej sytuacji, gdyby dążył do starcia.

– Cieszę się – powiedziała Anna. – W tym Ralph ma rację. Mój ojciec byłby bardzo niezadowolony z waszej waśni. Rozumiem więc, że wszystko zostało po staremu.

Nie bardzo, pomyślał Jack i przez resztę drogi dumał nad swoimi kłopotami.

Przede wszystkim czuł wielką niechęć do powrotu na królewski dwór, nie chciał bowiem znowu znaleźć się blisko Ralpha Montereya. Wprawdzie nie znosił tego człowieka, był jednak jego bratem w szlachectwie, a co za tym idzie powinien przestrzegać określonego kodeksu, lecz teraz, choć zaledwie w myślach, postępował wobec niego nielojalnie. Wprawdzie zaręczyny Anny z jej kawalerem jeszcze nie zostały oficjalnie ogłoszone, powszechnie jednak wiedziano, że należy ich oczekiwać, toteż każdy inny mężczyzna wkraczający na teren Ralpha łamał podstawowe reguły.

Jacka gryzło sumienie również z tego powodu, że nie oświadczył się Annie wprost, ale z uwagi na jej miłość do Montereya i poglądy Harry'ego, może jednak postąpił właściwie, zwłaszcza że nie bardzo umiałby znaleźć słowa dla wyrażenia swoich uczuć.

Anna naturalnie zauważyła jego zaabsorbowanie, ponieważ jednak nie znała przyczyn, poczuła się urażona mrukliwością towarzysza. Wyglądało na to, że gdy ona postąpi jeden krok w celu zacieśnienia ich przyjaźni, Jack natychmiast robi dwa kroki do tyłu.

Zamglone, perłowe słońce, które ani na chwilę nie przebiło się przez chmury, wolno znikało za horyzontem, gdy przed ich oczami zamajaczyła sylweta pałacu w Greenwich.

Na stajennym dziedzińcu Jack pomógł Annie zsiąść z klaczy. Chciał ją natychmiast pożegnać i odejść, ale mu na to nie pozwoliła.

– Jack – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy – cokolwiek się stanie, a przypuszczam, że znowu wpadłam w tarapaty, chcę ci podziękować, że zawiozłeś mnie do domu. To był z twojej strony dowód prawdziwej przyjaźni. Gdybym mogła ci, panie, odwdzięczyć się w jakiś sposób, koniecznie daj mi znać.

Przyjrzał się jej uroczej twarzy i zauważył, że mimo męczącej podróży, Anna nie wydaje się szczególnie utrudzona. Porównania są nieuniknione… no cóż, Harry miał rację, bo Jack zestawiał teraz Annę z Marie Claire. Jednakże panna Latimar wcale nie wypadała w tym porównaniu niekorzystnie.

Marie Claire słabo jeździła konno i nie lubiła tego robić, zawsze wolała iść piechotą albo skorzystać z powozu. Jackowi bardzo się to u niej podobało, bowiem uważał to za przejaw kobiecości. Z drugiej strony, jeszcze żadna panna nie wydawała mu się tak kobieca, jak Anna w siodle, mimo że potrafiła zapanować nad każdym koniem i nigdy nie traciła ducha, gdy napotykała trudności.

– Co się stało? – spytała, próbując coś wyczytać z jego nieprzeniknionej twarzy. – Czy sądzisz, panie, że możesz mieć kłopoty z powodu mojego nieroztropnego uczynku? Nie martw się. powiem, że to ja zmusiłam cię do tej jazdy, a jako prawdziwy dżentelmen nie miałeś wyjścia, bo musiałeś chronić mnie przed nieszczęściem.

– Tego się nie obawiam, ale ty, pani, musisz jednak czuć pewien niepokój.

– Och, konsekwencje nic mnie nie obchodzą. Nie zmartwię się, jeśli królowa odeśle mnie do domu, jedynie przykra jest myśl, że zostanę surowo zbesztana i skrzyczana, a tego bardzo nie lubię.

– Cieszę się, pani, że nie czujesz obawy, zresztą wiem, że nigdy ci się to nie zdarza. A poza tym – dotknął jej lśniących pukli dłonią odzianą w rękawiczkę – pięknie kręcą ci się włosy.

Ten ton, którym Jack nie mówił do żadnej innej kobiety, jak zwykle ją zirytował. Odsunęła się od Hamiltona. – Dobranoc. Jutro na pewno się zobaczymy.

Zbieg okoliczności sprawił, że nieobecność Anny w Greenwich nie została zauważona. W południe poprzedniego dnia królowa nie zeszła na posiłek z powodu złego samopoczucia, a potem szybko się położyła. Godzinę później miała wysoką gorączkę, przyzwano więc medyków, a wszystkie damy dwora wpadły w panikę.

Królowej zdarzały się niekiedy dziwne ataki słabości ogarniające całe ciało i powodujące silne bóle mięśni oraz stawów, ale zwykle szybko mijały. Poważna przypadłość nie zdarzyła się Elżbiecie od czasu, gdy otarła się o śmierć, zaraziwszy się ospą przed kilkoma laty. Właśnie od tamtej pory dręczyły ją te ataki.

Gdy Anna dyskretnie wślizgnęła do swej komnaty sypialnej, spostrzegła, że jej współtowarzyszki są bardzo wyczerpane, przez całą noc musiały bowiem na zmianę czuwać przy królowej. Nie zwracały więc uwagi na nic innego.

Właśnie się przebierała, gdy przyniesiono radosną nowinę, że Jej Wysokość przestała gorączkować, jest na drodze do wyzdrowienia i nawet zjadła lekki posiłek. A że nie chciało jej się spać, życzyła więc sobie, by któraś z dam jej poczytała.

Anna natychmiast zgłosiła się na ochotnika i udała się do królewskiej sypialni. Odwiedziny w domu i rozmowa z ojcem nie przyniosły jej spodziewanej ulgi, chociaż opowiedziała o swoich obawach i przez to trochę się z nimi oswoiła.

Wieczorem Ralph, który z powodzeniem zakończył wielogodzinną partię kart, przyszedł do Anny. Wydał jej się tak samo fascynujący jak zawsze. Wkrótce rozpoczęły się tańce, ponieważ królowa w ten sposób nakazała uczcić swój szybki powrót do zdrowia.

Ralph wygrał w apartamentach lorda Astwicka nie tylko sporo pieniędzy, lecz również wartościową biżuterię. Nie było w tym nic niezwykłego. Dżentelmeni, którzy stracili pieniądze, często stawiali rodowe klejnoty, by dalej uczestniczyć w grze.

Gotówkę i większość klejnotów Ralph postanowił przeznaczyć na spłatę długów, zachował jednak lśniący rubinowy pierścień, który teraz wręczył Annie.

– Weź go zamiast tej namiastki, którą ofiarowałem ci w ubiegłym roku, kiedy się zaręczaliśmy – powiedział, przesyłając jej spojrzenie, które wyrażało, jak się wydawało, absolutnie szczere uczucie.

Anna nie miała pojęcia, że klejnot ten ściągnął z palca i cisnął na stół pewien młody dżentelmen, który odziedziczył pierścień po przodku, uczestniku wypraw krzyżowych. Młodzieńcowi nic to jednak nie pomogło, toteż wkrótce odszedł od stolika zrujnowany i bliski łez. Tak czy owak, Anna zachwyciła się prezentem.

– Och, bardzo mi się podoba, Ralph. Skąd wiedziałeś, że rubiny to moje ulubione kamienie?

– Domyśliłem się, najmilsza. Masz takie ciemne oczy i piękne, czerwone usta, więc to musi być twój klejnot – odrzekł gładko.

Bardzo to było miłe i romantyczne. Anna z dumą włożyła pierścień na palec, podobnie jak z dumą myślała o swoim związku z Ralphem. Tymczasem gwiazda Montereya błyszczała coraz jaśniejszym światłem na dworze Tudorów. To jednak dla Anny nie znaczyło już tyle, ile znaczyłoby w wieczór przed wyjazdem do Ravensglass.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Trzy dni później Elżbieta, znacznie już silniejsza, choć wciąż jeszcze pozostająca w łożu boleści, zażyczyła sobie, by w komnacie zgromadziło się całe jej najbliższe otoczenie. Dostała w prezencie tomik nowej, bardzo niezwykłej poezji włoskiej i chciała, by jej poczytano. Zadanie to powierzono Ralphowi Montereyowi, który dobrze mówił po włosku, a Anna szczerze podziwiała jego wysiłki.

Lektura trwała długo, dlatego dziewczyna, nie znająca tego języka i podobnie jak reszta towarzystwa, znużona duchotą panującą w komnacie, usiadła w zacienionym kącie z Robertem Dudleyem.

Przemknęło jej przez głowę, że gdyby pozycja Ralpha była inna, mógłby zostać aktorem. Ma atrakcyjny wygląd, piękny głos i zgrabne ruchy, więc z pewnością wyróżniłby się w tym rzemiośle, zwłaszcza że potrafi dawać każdemu słuchaczowi dokładnie to, czego ten chce…

Boże, skąd u mnie taka cyniczna myśl? – przerażona, zapytała samą siebie. Co za zrzędliwość i nielojalność! Zacisnęła dłonie trzymane na kolanach, próbując skupić się na deklamacji.

Robert zerkał na nią z ukosa. Mała panna Latimar staje się coraz piękniejsza, pomyślał. Ostatnio przyciąga wzrok również czymś, czego wcześniej nie miała, i choć trudno to coś nazwać, niewątpliwie ma ono wielkie znaczenie.

– Jak ci się podoba widok ukochanego, który popisuje się swymi wdziękami przed królową, Anno? – spytał.

Prowokuje mnie! – pomyślała i zacisnęła usta, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że uwaga Dudleya wcale nie jest bezzasadna. Tego wieczora Ralph istotnie mógłby zostać wzięty za kochanka adorującego swoją wybrankę.

– Szybko rośnie – dodał cicho Robert – a ci, którzy od niego zależą, muszą chyba pogodzić się z tym, że stoją na dalszych miejscach za obiektem jego ambicji.

Anna w ostatniej chwili ugryzła się w język, bo już miała gotową, ciętą odpowiedź, lecz jakiż miałoby to sens? Dudley tylko stwierdził to, co sam Ralph wyraźnie dawał do zrozumienia, a mianowicie że zamierza zrobić karierę, schlebiając swojej pani. Za to bardzo nie spodobała jej się sugestia, jakoby i ona należała do orszaku chwalców. Owszem, była lojalna wobec Elżbiety, podziwiała ją i uważała za mądrą kobietę, mającą wszystkie cechy konieczne do rządzenia Anglią. Na tym jednak jej podporządkowanie się kończyło. Nie należała do grona płaszczących się pochlebców, którymi otaczała się monarchini.

Duszna komnata, w której unosił się ciężki zapach perfum, nagle wydała jej się nie do zniesienia. Anna pomyślała, że chciałaby teraz poczuć na twarzy podmuch wiatru przelatującego nad Greenwich i znaleźć się wśród ludzi o szczerych sercach.