– Bez względu na okoliczności, Ralph, uważam, że powinieneś bardziej ufać swojej przyszłej żonie. Skoro jednak jeszcze nie masz do niej zaufania, muszę ci pomóc, żebyś go nabrał. – Jack zawsze mówił bardzo autorytatywnym tonem i teraz jego głos brzmiał właśnie w ten sposób. – Gdybyś nam towarzyszył w tym ponurym miejscu, we wsi Transmere, która stała się jednym wielkim grobem, nie mógłbyś powiedzieć złego słowa ani lady Annie, ani mnie. Masz na to moje słowo.
– To zupełnie naturalne, że tak mówisz – stwierdził Ralph, choć czuł, że przestaje panować nad sytuacją. Najpierw brat Anny wystąpił jako głos rozsądku, a teraz ten… ten barbarzyńca dalej próbuje naruszać jego prawa. Młodzieńcza zapalczywość nie pozwoliła mu skwitować sporu ciętą uwagą niszczącą przeciwnika, jak nakazywałby rozsądek. – Nie przyjmuję tego wyjaśnienia – zakończył napastliwie. – Załatwmy to, panie, szybko: ustalmy czas i miejsce.
Jednak Jack miał do czynienia z wieloma młodzieńcami kąpanymi w gorącej wodzie, więc nie pozwolił się postawić w przymusowej sytuacji.
– Nie mogę – powiedział spokojnie.
– Odmawiasz spotkania się ze mną?
– Tak.
– Postaram się więc, żeby twoje imię w tych murach zostało okryte hańbą. Nie będzie dla ciebie obrony, kiedy wszyscy zrozumieją, jakim jesteś żałosnym tchórzem.
Anna pobladła. Ralph był wściekły, to rozumiała, ale… Nie dość, że plótł androny, to zdawał się nie pojmować, na jakie niebezpieczeństwo się naraża, prowokując takiego człowieka jak Jack.
Już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Ralph znienawidziłby ją za to, a Jack nie potrzebował pomocy.
– Nie będzie dla mnie obrony? – powtórzył Jack. – Pozornie może się tak wydawać. Jeśli jednak chodzi o zarzut tchórzostwa. – dodał z rzadkim u niego poczuciem humoru – to zawsze mogę pokazać blizny po ranach, które odniosłem w bitwach.
George się odwrócił, żeby nie zauważono, jak szeroko się uśmiechnął. Co się stało z Jackiem? Po tylu łatach głębokiej apatii, nagle znowu stał się ludzki.
Latimar żywił szczerą nadzieję, że ta odmiana nie ma nic wspólnego z Anną. Wprawdzie jako jej brat nie cieszył się, że może wkrótce zostać szwagrem Ralpha Montereya, wiedział bowiem, że ten człowiek może na tysiące sposobów złamać serce jego siostrze, ale Jack Hamilton również nie wydawał mu się odpowiednim kandydatem. Choć niewątpliwie jest człowiekiem godnym miłości, to nie umiałby tego uczucia odwzajemnić. Żadnej ludzkiej istocie, która poświęciłaby dziesięć lat życia zmarłej ukochanej, nie pozostałoby już ani trochę uczucia dla żywych, a Anna bardzo chciała być kochana.
– Latimar? – przynaglił go Ralph.
– Obawiam się, że nie mogę cię reprezentować w tej sprawie – odparł spokojnie George. – Przede wszystkim wierzę Hamiltonowi, choćby dlatego, że gdybym mu nie wierzył, to zarzuciłbym swojej siostrze kłamstwo, a nie mam zamiaru tego robić i nie pozwolę, by robił to ktokolwiek inny. Poza tym jestem zdecydowanym przeciwnikiem pojedynków i nie zawahałbym się wygłosić i uzasadnić tej opinii publicznie. Przepraszam – skłonił się – ale królowa wyraziła życzenie, bym wraz z żoną zjadł spóźnioną kolację w jej towarzystwie. Chce poznać wszystkie nowiny…
Słysząc tę zawoalowaną groźbę, Ralph lekko się zarumienił. Poglądy Elżbiety dotyczące pojedynków na jej dworze były powszechnie znane i bezwzględnie obowiązujące. George ukłonił się i odszedł.
– Ralph… – zaczęła Anna, ale jej przerwał.
– Wygląda na to, że nie będę mógł stanąć w twojej obronie, najmilsza, skoro otaczają cię dżentelmeni, którzy mają diametralnie inne poglądy w tej kwestii niż ja. – Obrócił się na pięcie.
– I w ten sposób wszystkim nam się zdaje, że jesteśmy nie w porządku – stwierdził Jack.
Anna miała łzy w oczach. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc Jack ujął ją za ramię i wyprowadził z sali.
– Nie płacz tutaj, pani, bo przez resztę miesiąca będziesz musiała się z tego tłumaczyć.
Szedł z nią korytarzem, szukając jakiegoś odosobnionego miejsca, choć wiedział, że szanse na znalezienie go są niewielkie. Wreszcie jednak dotarli do małej salki, której dworzanie czasem używali do pisania krótkich listów, wysyłanych potem przez kurierów. Ruch panował tam zwykle przed południem, ale w tej chwili pomieszczenie było puste. Weszli do środka i Anna usiadła na ławie pod oknem.
– Pada śnieg – powiedziała, widząc białe płatki zderzające się z zaciemnionym szkłem. Wiatr zerwał tego wieczoru ostatnie liście z drzew i grzechotał szybkami w oknach.
– Tak, przez cały wieczór. – Jackowi natychmiast przypomniała się jego nadzieja na powrót do domu. Zdziwił się, że konieczność pozostania w tym okropnym pałacu przez kilka następnych miesięcy już nie budzi w nim wielkiego przygnębienia.
– Ojej! – zawołała Anna, która postanowiła przepędzić swoje troski i pocieszyć Jacka. – Wiem, panie, jak bardzo chciałeś wrócić do Ravensglass. – Znów odwróciła się do okna, a jej profil zarysował się na tle ciemnej szyby. – Ja też chciałabym odwiedzić Maiden Court.
– Niemożliwe! Przecież jest sezon… pamiętam tę magię, to było coś czarodziejskiego! – Przypomniał sobie, kiedy ostatni raz brał w tym udział. Jego rodzice nie żyli od pół roku, a on wziął z sobą Marie Claire, by przedstawić ją małoletniemu Edwardowi i otrzymać potwierdzenie nadania Ravensglass. Marie Claire wprost promieniała ze szczęścia, kiedy jej mąż został uhonorowany przez suwerena… Poczuł bolesne ukłucie w sercu.
Znowu przypomniałam mu o żonie, pomyślała z rozpaczą Anna. Doprawdy, zaczynam stanowić zagrożenie dla swoich rozmówców.
Jack źle odczytał przyczynę jej przygnębienia.
– Nie będę się przejmować tym ględzeniem Montereya, Anno, Ochłonie, to nabierze rozsądku.
– Ale to jest takie niepotrzebne! – krzyknęła. – Te wszystkie swary.
Jack zauważył tomik wierszy pozostawiony na jednym ze stołów.
– Tyle zbędnych rzeczy dzieje się w życiu – stwierdził ze wzrokiem wbitym w tekst. – Jeśli wszystko to, co mi się przydarzyło, ma swoje powody, to przynajmniej połowę z nich dopiero muszę odkryć. – Podszedł i usiadł obok Anny, W świetle kinkietu jego włosy miały srebrzysty blask.
– Biedny jesteś, Jack, bo spotkało cię w życiu zbyt wiele nieszczęść. Czy rzeczywiście masz również blizny?
– Mam – przyznał – to jest nieodłączny atrybut mojej służby, ale nawet nie śniłoby mi się, aby je komuś pokazywać.
Był bardzo blisko Anny, zdawało jej się nawet, że widzi złociste plamki na jego rzęsach. Musiał mieć bardzo jasne włosy, zanim osiwiał, pomyślała. Nie pasowało jej to do karnacji Jacka, taką oliwkową skórę widywała bowiem dotąd tylko u Hiszpanów.
Śniada skóra i krótko ostrzyżone włosy wyraźnie odróżniały Jacka od pozostałych mężczyzn w Greenwich, choć Anna była przekonana, że Hamilton zwracałby uwagę wszędzie. Nieczęsto spotyka się kogoś tak rosłego i mającego miękkie, kocie ruchy. Kogoś, kto roztacza aurę absolutnej niezależności.
Jack sądził jednak, że Anna wciąż duma o swoich trudnościach z ukochanym, więc podjął wątek:
– I nie przywiązuj, pani, zbyt wielkiej wagi do jego zarzutu, że skompromitowałaś się w Transmere. Zakochani mężczyźni potrafią czasem w desperacji wypowiedzieć bardzo okrutne słowa, jeśli czują, że ich pozycja jest słaba.
Oderwana od kontemplowania jego wyglądu, powiedziała:
– On mi nie uwierzył, Jack. Ja zawsze ufałabym człowiekowi, którego kocham. – Spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się perełkami zdobiącymi suknię, aż jedna z nich oderwała się od tkaniny. Jack błyskawicznie wysunął rękę i chwycił perełkę, zanim upadła na podłogę. Włożył ją w dłoń Anny, a gdy ich ręce na chwilę się zetknęły, poczuł, jak po jego palcach biegnie dreszcz. Raptownie się cofnął.
– Co się stało? – spytała.
– Nic. – Wstał i spojrzał na nią. Lata… całe wieki temu Marie Claire miała ulubioną spacerową alejkę we Francji. Rosły tam po bokach drzewa, tak gęsto, że prawie się stykały, a gałęzie splątane nad głowami idących odcinały ich od słonecznego światła. Przy końcu alejki było widać refleksy słońca igrające na morskich falach. Nieraz szli z Marie Claire ku tej złocistej plamie. Teraz znowu poczuł się tak, jakby był w ciemnym tunelu, u wylotu którego widać jaskrawe światło. Chciał pozostać w mroku, ale blask przyciągał go do siebie coraz bliżej.
Również Anna podniosła się z ławy.
– Dziwnie wyglądasz, Jack. Czy powiedziałam coś, co cię uraziło, panie?
– Nie, skądże. – Mimo to czuł lęk. Pomyślał, że ranne zwierzęta lepiej zostawić w ich ciemnym legowisku, by tam lizały rany. Tymczasem Anna Latimar całkiem nieświadomie próbowała Wywabić go z kryjówki i przekonać, że jest w nim jeszcze wola życia.
Bardzo zaniepokoiła go myśl, że w tym ciemnym pomieszczeniu mógłby objąć Annę, pocałować i, co więcej, poczuć, że sprawia mu to przyjemność.
– Powinniśmy wrócić do towarzystwa – powiedział sztywno.
– Tak, naturalnie – przyznała Anna, wciąż nie rozumiejąc powodu, dla którego nagle tak się zmienił.
– Jeśli uda ci się, pani, porozmawiać z lordem Ralphem, zachowując należytą ostrożność, to może załagodzisz tę waśń. – Niech inny mężczyzna o nią się troszczy, pomyślał. Bądź co bądź, to o czym pomyślał przed chwilą, znowu trąciło zdradą.
– Może – zgodziła się Anna. – Chociaż wolałabym mu wymierzyć siarczysty policzek za awanturnictwo!
Te dziecinne słowa rozwiały czar, któremu uległ Jack. Roześmiał się, otworzył drzwi i oboje wyszli na korytarz.
– To bez wątpienia zdrowa reakcja – przyznał – lecz odradzałbym ci, pani, tak radykalny środek. Podjęłaś decyzję, którą twoja rodzina poparła, więc wykaż trochę wyrozumiałości.
– Moja rodzina.,. – powtórzyła Anna w zadumie, gdy wrócili do gwarnej sali. – Prawdę mówiąc, nie orientuję się, jakie właściwie jest ich zdanie w tej sprawie. Wiem za to, że George szczerze nie lubi Ralpha.
– Czyżby? – Jack przystanął i potoczył wzrokiem po barwnym tłumie. Mimo że George był bardzo młody, Hamilton zdążył nabrać wielkiego szacunku dla jego poglądów. Latimar, dziesięć lat od niego młodszy, potrafił bardzo zgrabnie zachować się w niedawnej konfliktowej sytuacji.
"Za Głosem Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za Głosem Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za Głosem Serca" друзьям в соцсетях.