Osobiście nie interesował go romans Ralpha z panną Latimar, ale lubił Annę, a jej brat George należał do jego najbliższych przyjaciół. Robert Dudley, książę Leicester i nieformalny małżonek królowej, miał wiele wad i gdy trzeba, bywał cyniczny, szczerze jednak przejmował się losem bliskich sobie osób. Teraz lekko zmarszczył brew, doskonale bowiem wiedział, że kobieta, która wyszłaby za Montereya, sprokurowałaby sobie los nie do pozazdroszczenia.
Gdy Elżbieta została poproszona do jednego z żywych tańców, Dudley, nie kryjąc złośliwości, powiedział:
– Mój drogi Ralphie, tak piękne słowa płyną z twoich ust przez cały wieczór, a ja myślałem, że przejechałeś taki szmat drogi wyłącznie po to, żeby zobaczyć małą lady Annę.
Monterey spojrzał na niego chłodno.
– Po co to mówisz?
– Wspomniała mi o tym, naturalnie poufnie, wymieniona dama, ale twój przyjazd do Ravensglass nadaje całej sprawie bardziej formalny wymiar.
Ralph okręcił na placu pierścień, który dostał od Anny. Kamień w nim był tak piękny, że nawet przy nikłym blasku świec cudownie błyszczał niebieskawymi refleksami.
– Nie powiedziałbym tęgo. Nasza umowa nie ma oficjalnego charakteru, póki nie zostaną ustalone szczegóły. Byłbym więc zobowiązany, Leicester, gdybyś na razie nikomu o tym nie wspominał.
Robert skubnął swą lśniącą brodę.
– Nieustalone szczegóły? W takim razie powinieneś być czujny i póki co, uważać na pannę. Ona cieszy się tutaj wielkimi względami.
Ralph rozejrzał się po sali z pogardliwą miną.
– Nic dziwnego, że robi tu furorę, bo chłopcy Hamiltona są bardzo spragnieni kobiet. Chyba że mówisz również o sobie.
Robert przyjrzał się Elżbiecie komplementowanej przez kapitana Mandrake'a. Od dawna już nauczył się znosić bez mrugnięcia okiem zręczne, obraźliwe aluzje, ale ich nie zapominał.
– Wcale nie mówiłem o chłopcach. Jack Hamilton, mimo siwych włosów, wygląda tak młodzieńczo, że nie widać, ile naprawdę ma lat.
– Hamilton? – Ralph parsknął śmiechem. – Z jego strony nie obawiam się rywalizacji. Odkąd stracił tę swoją myszkę, jest taki, jakby zamarzł w bryle lodu.
– To prawda, ale zdaje mi się, że podczas przymusowego pobytu w Transmere Anna zdołała rozpalić niewielki ogień i niewykluczone, że lód powoli topnieje.
Ralph nagle spojrzał na Roberta z wielkim skupieniem.
– Wybacz, ale nie rozumiem, co próbujesz mi zasugerować.
– Niczego nie sugeruję. Naturalnie gdyby chodziło o innego dżentelmena, z pewnością mógłbym nie tylko domniemywać, ale, jak sam mówisz, Hamiltonowi można ufać nawet wtedy, gdy w grę wchodzi tak smakowity kąsek, jak Anna Latimar.
– Wołałbym, żebyś powiedział mi wprost, o co ci chodzi.
– Bardzo przepraszam… Byłem pewien, że dama, o której mówimy, sama wprowadzi cię w szczegóły. Skoro jednak… – Dudley opowiedział Ralphowi historię niefortunnej przejażdżki, a na zakończenie kpiąco westchnął. – To doprawdy było budujące widzieć, jak bezpiecznie wracają: ona na wpół zamarznięta na jego wspaniałym koniu, on ledwie żywy po marszu w śniegu. A żebyś widział, jak po tym wszystkim energicznie wyniszczył swoim ludziom, w jaki sposób mają zadbać o ciepło i wygodę tej panny… – Z satysfakcją obserwował, jak twarz Ralpha pochmurnieje. – Mój drogi przyjacielu! Z pewnością nie ma potrzeby robić tak ponurej miny… – Mówił jednak już w powietrze, bo Ralph nagle wstał i wszedł między tańczących, żeby poszukać Anny.
Wkrótce zabrał ją spod opieki czerwieniącego się pazia, który troszczył się o jej dobre samopoczucie i pilnował, żeby nie sforsowała skręconej nogi. Wyszedł z panną Latimar do przedsionka. Dokonał bardzo niefortunnego wyboru, było to bowiem dokładnie to samo miejsce, w którym tydzień wcześniej Anna wysłuchała bury królowej za swoją nieobecność w zamku.
Bez wstępów spytał gniewnie:
– Czy to prawda, że spędziłaś noc sam na sam z Hamiltonem?
– Uspokój się, Ralph! Nie ma powodów do takiego surowego tonu. To tylko niefortunny zbieg okoliczności, łatwy do wytłumaczenia.
– Wytłumacz więc, proszę.
Anna zaczęła mu opowiadać o swojej eskapadzie, choć była tym bardzo zirytowana. Ktoś niewątpliwie chciał narobić jej kłopotów, ale mimo to narzeczony nie powinien patrzyć na nią w tak oskarżycielski sposób ani tak agresywnie się odzywać. Kilka razy przerywała opowiadanie, gubiła wątek, w końcu zaplątawszy się na dobre, przerwała.
– W każdym razie spędziłaś z nim noc? – bardziej stwierdził, niż spytał Ralph, który prawie jej nie słuchał. – Ale dlaczego? Przecież Transmere jest zaledwie kilkanaście kilometrów stąd…
– Wiem, Ralph – powiedziała Anna, próbując jeszcze raz odwołać się do rozsądku – ale każdy kilometr w taką pogodę trzeba pomnożyć przez sto. Zapewniam cię, że droga do Ravensglass była wtedy absolutnie nie do przebycia. Nie miałam wyboru.
– Może nie chciałaś mieć.
Anna zbladła. Zrozumiała, że powinna zaraz na samym początku opowiedzieć Ralphowi, co zaszło, ale oboje byli tacy szczęśliwi ze spotkania, tak pochłonięci tym, co powiedział jej ojciec o planowanym małżeństwie… Zresztą tamto wymknęło po prostu z fatalnego zrządzenia losu i… Co właściwie Ralph miał na myśli?
– Nie pojmuję, co chcesz powiedzieć, Ralph! Córka Harry'ego Latimara nie powinna być oskarżana o to, co bez wątpienia sugerujesz, zwłaszcza nie przez człowieka, który twierdzi, że ją kocha i chce pojąć za żonę!
– Moja żona musi mieć nieposzlakowaną opinię.
– Ty jeden masz jakieś podejrzenia, Ralph!
To była prawda. Królowa i współtowarzyszki bardzo ją zburczały, ale żadna ani razu nie dała jej do zrozumienia, że dopuściła się czegoś nieprzyzwoitego.
Podnieceni kłótnią, mówili coraz głośniej, przez co zwrócili na siebie powszechną uwagę. Wysoki cień oderwał się od jednej ze ścian i stanął obok nich.
– Nie znam powodu tego sporu – powiedział cicho Jack Hamilton – ale prosiłbym, żebyście przenieśli go w inne miejsce. Wielka sala w moim domu to nie ring do walki z niedźwiedziem. – Rozsunął kotarę i ich oczom ukazały się drzwi prowadzące z przedsionka do niewielkiego pomieszczenia obok. Przeszli tam wszyscy troje.
– Powodem tego sporu jest twoje niedawne postępowanie wobec tej oto damy, Hamilton!
– Moje postępowanie…? Ach, rozumiem, że mówisz o niefortunnej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się mniej więcej tydzień temu. Z pewnością nie muszę ci tłumaczyć, że nie masz prawa niczego zarzucić lady Annie.
– Obawiam się jednak, że tłumaczenie jest konieczne.
– Ralph! – krzyknęła Anna. – Co ty mówisz?
– To, co każdy dżentelmen powiedziałby na moim miejscu. Nie winię cię, moja droga. Moim zdaniem wina w całości leży po strome Hamiltona i Hamilton musi za to odpowiedzieć.
– To nieprawda – żarliwie zapewniła go Anna. – Gdybyś tylko wysłuchał tego, co ci mówiłam… że przez brak rozsądku opuściłam zamek, że sama się naraziłam… Jack mnie uratował! Doprawdy, Ralph, powinieneś uścisnąć mu rękę i serdecznie za to podziękować!
– Nie zamierzam robić ani tego, ani tego – odparł zimno Monterey. – Mam na myśli zupełnie co innego. – Skłonił się przed Jackiem. – Chyba wiesz, o co chodzi, Hamilton. Oczekuję, że dasz mi satysfakcję, naturalnie w odpowiednim czasie i miejscu. – Spojrzał ze złością na Annę i odszedł.
Popatrzyła za nim z osłupieniem.
– Co takiego? On chyba nie…
– Obawiam się, że tak – powiedział Jack. Niewychowany szczeniak, pomyślał, żeby wyzwać mnie w moim własnym domu! Nie podobało mu się zachowanie Montereya, ale jednocześnie pomyślał, jak zadziwiająco niszczącą siłą dysponuje taka kobieta, jak panna Latimar.
Anna znalazła w tym skąpo umeblowanym pomieszczeniu krzesło i bezsilnie na nie opadła. Wyglądała na zrozpaczoną.
– Och, nie! Nie może do tego dojść!
– Nie dojdzie – odparł energicznie Jack. – To byłoby zwykłe morderstwo. Ten głupiec nie ma nawet pojęcia, czego się domaga. Na jego miejscu nie oddawałbym życia za nic.
Wcale nie zamierzał rzucić obelgi pod adresem Anny, choć i tak można było odczytać jego stwierdzenie, ale Jack, który nieraz ryzykował życie dla ważnych i godnych powodów, gardził pojedynkami. Uważał je za rozrywkę mężczyzn, którzy nie mają poważnych obowiązków.
Jako młody człowiek widział pojedynki z tak błahych powodów, jak nadepnięcie komuś na nogę w tańcu albo wybór identycznego kostiumu na bał maskowy. Rzecz jasna, w batalionie stacjonującym w Ravensglass obowiązywał surowy zakaz pojedynków.
Anna popatrzyła na niego w milczeniu. Naturalnie ucieszyły ją te słowa, za nic bowiem nie chciała, by z jej powodu dwaj mężczyźni stawali do honorowej rozprawy, zwłaszcza że przyczyna była absurdalna i z honorem w istocie nie miała nic wspólnego. Trochę jednak rozumiała uczucia Ralpha i złościło ją, że Jack traktuje je tak lekceważąco.
– Nie martw się, pani – powiedział kwaśno Hamilton, błędnie interpretując jej milczenie. – Znajdę jakiś rozsądny powód, żeby uniknąć tego spotkania, a twoja reputacja na tym nie ucierpi.
Anna wstała.
– Ja tego nie sprowokowałam! – krzyknęła ze złością. – Dlaczego zawsze uważasz, panie, że to ja jestem kością niezgody?
– Bo zwykle jesteś, pani – odparł szorstko. – Przynajmniej w tym krótkim okresie, gdy się znamy.
– Zawsze myślisz o mnie jak najgorzej! A ja zwykle niczemu nie jestem winna.
– Pewnie, że nie – sarkastycznie przyznał Jack. – Nie jesteś winna temu, że uwodzony przez ciebie oficer próbował się posunąć krok dalej! Ani temu, że wbrew zdrowemu rozsądkowi jeździsz po nieznanym terenie podczas zawiei. Ani temu, że wskutek twoich podszeptów ten młody człowiek, w którym się kochasz, nabrał przekonania, jakobym cię skompromitował.
Anna była już bliska łez.
– Nic z tego nie zrobiłam! – oburzyła się. – To znaczy, owszem, wyjechałam poza mury i to było lekkomyślne, ale…
och, sama nie wiem, dlaczego zawsze coś takiego mi się przytrafia.
Jack przesunął palcem po swojej kryzie. Zawsze źle się czuł w eleganckim stroju, zdecydowanie wolał praktyczne odzienie. W ostatni wieczór pobytu królowej ubrał się jednak odświętnie i teraz bardzo mu przeszkadzał zarówno sztywny aksamitny kaftan, jak i biżuteria na rękach i w uszach.
"Za Głosem Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za Głosem Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za Głosem Serca" друзьям в соцсетях.