– Nie mogę dać ci odpowiedzi, panie, zanim nie porozmawiam z córką – zastrzegł się. – Powiedz mi jednak, jak odnosi się do tego pomysłu twój ojciec. – Znał Johna Montereya i szanował jego uczciwość i pełną rozwagi mądrość.

– Mój ojciec odniósł się do tego pomysłu bardzo życzliwie – odrzekł Ralph. – Gościł niedawno Annę w Abbey Hall i pańska córka wywarła na nim jak najlepsze wrażenie.

Harry uniósł brwi, zastanawiał się bowiem, jak daleko sprany zaszły, skoro John miał okazję wyrazić przychylną opinię o tym związku.

– Przyjechałem tutaj sam, panie, nie czekając na Annę, ponieważ chcieliśmy jak najszybciej poznać twoje zdanie. Anna poprosiła mnie, bym złożył ci wizytę, a następnie niezwłocznie udał się do Northumberlandu, by przekazać jej nowinę o twoim błogosławieństwie… Lub też o twoich zastrzeżeniach – dodał po chwili. – Jak wiesz, panie, Anna ma porywczą naturę, nie chciałem więc odmawiać jej prośbie.

Harry wstał, by dolać wina do kielichów i przemyśleć w tym czasie swoją odpowiedź. Zgodnie z powszechnym obyczajem los dzieci całkowicie zależał od woli rodziców, lecz w bogatych i szanowanych rodach czyniono pod tym względem wyjątek, jeśli chodzi małżeństwo. Tutaj młodzi mieli pewną swobodę wyboru.

W zadumie podszedł do kominka i dołożył do ognia polano. Annę zapewne cieszyło, że sama mogła podjąć decyzję w tak ważnej sprawie. Ralph był najstarszym synem w rodzinie, po śmierci ojca odziedziczy więc olbrzymi majątek, tytuł i piękny dwór.

Wszystko wyglądało wprost znakomicie, Harry chciał jednak polubić swojego przyszłego zięcia, wiedział zaś instynktownie, że mu się to nie uda, jeśli do małżeństwa dojdzie zbyt szybko. Nawet zdziwiła go ta myśl, nie miał bowiem przeciwko temu młodzieńcowi żadnych zastrzeżeń, poza plotkami, że zbyt ostro się hazardował i zbyt wiele kobiet łączono z jego imieniem. Wspomniawszy jednak na własną przeszłość, Harry potrafiłby odnieść się do tych spraw pobłażliwie, z doświadczenia wiedział bowiem, że dawni hulacy często zamieniają się w przykładnych mężów, jeśli kochana przez nich kobieta opanuje ich zgubne skłonności.

Dlaczego więc od pierwszej chwili odnosił się do Ralpha nieufnie i czuł do niego niechęć? Z Bess, widział to, było wręcz odwrotnie. Gość natychmiast podbił jej serce, a przecież zawsze bardzo wnikliwie przyglądała się ludziom, których poznawała.

Przedłużające się milczenie zaczęło nieco irytować Ralpha, Przecież mógł pozostawić tę misję w rękach swojego ojca, a jednak zadał sobie trud i przyjechał do Maiden Court osobiście, by szczerze wyznać swą miłość do Anny i dać się poznać przyszłym teściom. Powoli jednak zaczynał rozumieć, że spotyka go upokarzający brak uznania.

– Może masz jakieś zastrzeżenia, milordzie – odezwał się w końcu.

– Zastrzeżenia? – powtórzył zadumany Harry. – Nie, nic mi nie przychodzi na myśl.

– Cóż więc innego?

– Czy naprawdę zamierzasz podjąć długą podróż do Ravens – glass? Czy ta sprawa nie może poczekać do powrotu Anny?

– Mogłaby, gdybym nie liczył się z uczuciami pańskiej córki – odparł chłodno Ralph – i gdybym nie wahał się złamać danego jej słowa. Lecz nawet jeśli nowina ma przynieść jej rozczarowanie, byłoby chyba lepiej, by Anna dowiedziała się o tym jak najszybciej – dodał z naciskiem. Wcześniej postanowił już, że nie będzie się trudził długą wyprawą do Northumberlandu, teraz jednak, pod wpływem chwili, znów zmienił zdanie.

Harry westchnął.

– Nic takiego się nie stanie – zapewnił go przyjaźnie. – Możesz powiedzieć Annie, że sprzyjam jej wyborowi, choć naturalnie nic nie jest postanowione, dopóki nie porozmawiam z twoim ojcem.

Ralph się odprężył. Wstał i podał Harry'emu rękę.

– Miło mi to słyszeć, sir. Proszę nie poczytać mi tego za nadmienia śmiałość, chcę jednak powiedzieć, że będę zaszczycony, mogąc stać się członkiem twojej rodziny. – Znowu zerknął na portret. – Twoja reputacja od dawna budzi mój podziw, milordzie.

– O jakiej reputacji mówisz? Ralph omal się nie roześmiał.

– Naturalnie mam na myśli wszystkie przymioty, ale szczególnie twoją zręczność przy karcianym stoliku, panie. Jak wiesz, sam często i chętnie grywam.

Harry w milczeniu popijał wino.

– Ktoś powiedział mi kiedyś, że tym układem kart, który leży przed tobą na portrecie, zdobyłeś ten piękny dom.

Polano, które Harry dołożył do paleniska, rozpaliło się na dobre i snop pomarańczowo – fioletowych iskier trysnął do przewodu kominowego. Harry odsunął się nieco i powiedział:

– Wprowadzono cię w błąd, panie. Rzeczywiście wygrałem Maiden Court w karty, ale tymi, które tu pokazano, zdobyłem coś znacznie cenniejszego.

Przed laty małżeństwo Latimarów przeżyło groźny kryzys, z wielu zresztą powodów. Harry stracił dom na rzecz swoich wierzycieli, na szczęście posiadłość wykupił król Henryk i podarował ją Bess, która następnie przegrała Maiden Court w karty do męża. Jednak tamtej nocy, dwadzieścia lat temu, gdy namiętność głuszyła wszystkie inne uczucia, nie chodziło o to, kto wygra, a kto przegra. To było dobitne potwierdzenie ich miłości, która od tej pory trwała niezagrożona.

– Opowiedz mi tę historię, panie – poprosił Ralph. – Wydaje mi się ciekawa.

– Obawiam się, że jest zbyt długa – odparł Harry. – Znużyłbyś się, panie. Może lepiej odprowadzę cię do twojej komnaty.

Gdy wyszli z salonu, Harry pomyślał, że wystarczyłoby kilka zdań dla opisania samych zdarzeń, lecz ten młodzieniec pewnie i tak niewiele by zrozumiał, nawet gdyby opowieść trwała wiele godzin. To przygnębiająca myśl dla ojca, który właśnie zgodził się oddać swoją ukochaną córkę w ręce Montereya.

Przez następny tydzień dni w Ravensglass toczyły się podobnym trybem. Śnieg odciął zamek od świata, ale w murach panowało duże ożywienie.

Elżbieta, zawsze chętna do odłożenia na bok insygniów królewskiej władzy, bawiła się doskonale. Żołnierzom oszczędzono rutynowych ćwiczeń na pokrytych grubą warstwą śniegu płacach, bo w taką pogodę trudno byłoby wypędzić na dwór psa. a co dopiero mówić o szlachetnie urodzonych młodych ludziach, którzy służyli w Ravensglass. Żołnierze szukali więc dla siebie rozrywek, uprawiali różne gry, próbowali sił w konkursach, dawali pokazy szermierki i łucznictwa, codziennie również grywano w kręgle. Nikt zaś nie uczestniczył w tych wszystkich zajęciach bardziej ochoczo niż królowa.

Anna również stopniowo zapominała o swoich wcześniejszych uprzedzeniach. Nie był to nawet skutek upomnienia udzielonego jej przez Elżbietę, lecz po prostu dziewczyna zrozumiała, że aby wytrzymać dręczące oczekiwanie na wieści z Maiden Court, musi poddać się atmosferze wesołości panującej w zamku. Wprawdzie zazwyczaj wszyscy tutaj ciężko pracowali, okazało się jednak, że nieoczekiwany okres wytchnienia wzbudził powszechne zadowolenie.

Anna była doskonale przygotowana do nie kończących się gier sprawnościowych i losowych, tańców oraz improwizowanych przedstawień. Chociaż jej ojciec porzucił dwór królewski, gdy była małym dzieckiem, to jednak zachował upodobanie do rozrywek, jakie tam uprawiano, i kultywował je w swoim domu.

Anna i jej brat bliźniak George stali się wprawnymi muzykami i tancerzami, świetnie sobie radzili z konkursami sprawnościowymi i doskonale jeździli konno. Wprawdzie George przejawiał silną niechęć do hazardu, a szczególnie do gry w karty, ale rekompensowała to ojcu Anna, która i to uwielbiała. Gdyby chciała wykorzystać naiwną beztroskę młodych mężczyzn, Ravensglass mogłaby wypchać swoją sakiewkę pieniędzmi. Dobrze pamiętała jednak słowa ojca:, Jeśli ktoś osiągnął w czymś mistrzostwo, przegrać, gdy tak nakazuje przyzwoitość, jest mu równie łatwo, jak wygrać”.

Innym damom zdawało się czasem, że nie powinny lubić towarzyszki, która cieszy się tak niezwykłą popularnością i z za – pamiętaniem oddaje się wszelkim możliwym rozrywkom, wtedy jednak spostrzegały, że pannie Latimar nie potrafią właściwie niczego zarzucić.

Anna rozdzielała swoje względy całkowicie bezinteresownie i sprawiedliwie, dlatego wkrótce połowa batalionu była w niej zakochana po uszy, ona jednak nie faworyzowała nikogo. Każdego dnia wybierała innego żołnierza na partnera do turnieju łuczniczego albo kręgli, kto inny towarzyszył jej podczas kolacji, a jeszcze inny dostępował zaszczytu pierwszego tańca.

Przy tym wszystkim Anna nie zaniedbywała swoich obowiązków. Z radością wykonywała wszystkie zajęcia damy dwora, a pogodą ducha i śmiechem zarażała współtowarzyszki, które powoli zaczęły się nawet godzić z uwięzieniem w odciętym od świata zamku.

Anna naprawdę znakomicie się bawiła i cieszyło ją, że może urozmaicić życie innym, lecz mimo to nieustannie wracała myślami do Ralpha. Jego obraz wciąż jej towarzyszył. Gdy zostawała sama, nieraz płakała z tęsknoty, bo nadzieje, że ukochany do niej przyjedzie, spełzły na niczym. Sama się więc dziwiła, że potrafi znaleźć w sobie tyle wesołości, chociaż w głębi duszy jest zrozpaczona.

Gdy złapała się na tej myśli, niespodziewanie przypomniał jej się Jack Hamilton. Uśmiechnęła się figlarnie. Komendant twierdz) nie umiał ukrywać swoich uczuć i przez ostatnie dni wyraźnie okazywał, jak bardzo nie podoba mu się to, że jego doskonale zorganizowany garnizon przemienił się w miejsce zabaw. Gdy widział, jak jego porucznicy zamiast szkolić żołnierzy, konwersują z damami lub stroją instrumenty przed tańcami, miał ochotę zrobić piekielną awanturę i przywrócić dawny porządek. Oczywiście nie mógł jednak tak postąpić, tłumił więc furię i szybko odchodził.

Anna widziała, że długie wieczory wypełnione muzyką, śpiewem i tańcami stanowią prawdziwą udrękę dla człowieka, który uważał, że późne godziny są przeznaczone na sen dający odpocząć ciału po dniu spędzonym na wyczerpujących ćwiczeniach w sztuce walki.

Ze złośliwą satysfakcją nieraz przypominała Jackowi, który próbował o wczesnej porze czmychnąć do swojej komnaty, że obiecał towarzyszyć jakiejś damie podczas tańców albo przy karcianym stoliku. W karty Jack nie lubił grać i nie miał do tego talentu, wszystkie bowiem taktyczne zamierzenia można było wyczytać z jego twarzy.