– Zdejmij ciężkie trzewiki i mokrą pelerynę, bo się przeziębisz, lady Anno.

Postąpiła zgodnie z tą radą i po chwili usiadła na krześle w nieznacznym oddaleniu od pozostałych dam. Najpierw martwiła się, że śnieg przeszkodzi Ralphowi w przyjeździe do Ravens – glass, a teraz zrozumiała, że chwila ich ponownego spotkania w Greenwich może się bardzo odwlec.

– Moja pokojowa powiedziała mi, że ostatnio śnieg w październiku padał tutaj dwadzieścia dwa lata temu – stwierdziła kwaśno lady Dacre. Wstała, by okryć kolana pani futrzaną narzutką.

Elżbieta podziękowała, po czym zwróciła się do panny Latimar:

– Ty nie narzekasz, łady Anno. Czyżbyś polubiła to miejsce? A może podoba ci się komendant?

Rozległ się głośny śmiech, więc Anna również wykrzesała z siebie namiastkę uśmiechu. To, że wieczorem rozmawiała z Jackiem, a rano była z nim na przechadzce, zostało oczywiście zauważone i teraz odpowiednio skomentowane. Ech, gdybyście wiedziały, co naprawdę czuję, pomyślała.

– Jack Hamilton – powiedziała zadumana łady Dacre – to niezwykłe bogaty młody człowiek z rodu mającego wielkie tradycje. Niestety, od dziesięciu lat nie okazuje zainteresowania damami, więc nie wydaje się, by dzięki którejś z nich miał zapomnieć o swej bolesnej stracie. Na pewno jednak do dzisiaj żadnej damie nie pokazywał grobu Marie Claire.

– Mnie też nie – odparła spokojnie Anna. – Chciałam się przejść, zainteresował mnie pomnik i tam go spotkałam.

– Nawet jeśli tak było – zawyrokowała łady Warwick – dla tego biedaka może to być pierwszy krok ku temu, by wyjść z żałoby.

Jack nie ma zamiaru iść tą drogą z żadną kobietą, a już na pewno nie ze mną, pomyślała Anna. Zresztą nawet gdybym była wolna, nie tworzylibyśmy dobranej pary. Oparła się jednak pokusie i nie powiedziała tego na głos. Nie zdradziła też, że serce Jacka leży w grobie przy jego zmarłej żonie, bo wiedziała, że wywołałoby to dalsze rozważania. Tajemniczo się więc uśmiechnęła i w milczeniu zerknęła ku oknu.

Ech, te kobiety, rozmyślała dalej. Nie mają swoich zajęć, więc tylko wścibiają nos w cudze sprawy. Nagle zatęskniła do matki. Lady Bess Latimar szybko przywołałaby te damy do porządku swą godnością i zdrowym rozsądkiem.

Żałowała również, że nie może się zwierzyć matce ze swych uczuć do Ralpha Montereya, była bowiem pewna, że znalazłaby u niej zrozumienie i wsparcie. Może właśnie w tej chwili Ralph gościł w Maiden Court, a jej rodzice cieszyli się z dobrego wyboru dokonanego przez córkę?

Westchnęła i pomyślała, że chciałaby mieć magiczną zdolność pokonania myślą przestrzeni dzielącej ją od domu, by móc zobaczyć, co tam się dzieje.

Przypadek zrządził, że Ralph wybrał się do Maiden Court akurat tego dnia. W okolicach Londynu pogoda wciąż dopisywała, doszedł więc do wniosku, że nie może dłużej odkładać wizyty u rodziców Anny.

Gdy znalazł się w pobliżu Maiden Court, powściągnął konia i zmierzył budowlę krytycznym okiem. Anna opowiadała o swym domu bardzo ciepło, podobnie jak jego brat, Tom. Czym tu się tak zachwycać? – pomyślał Ralph. Owszem, dwór jest utrzymany w dobrym stanie i całkiem ładny, bez wątpienia również stary i bogaty w tradycje, lecz jaki mały! Abbey Hall jest dziesięć razy większe.

Wjechał na dziedziniec przed stajniami i został dwornie powitany przez zgarbionego staruszka, który zaopiekował się jego koniem. Szybko przywołano lokaja, by zaprowadził gościa do wielkiej sali. Gdy tylko Ralph się tam znalazł, na schodach ukazała się lady Latimar. Skłoniła się przed nim, gdy uprzejmie się przedstawił.

– To miło, panie, że zechciałeś nas odwiedzić – powiedziała Bess, dyskretnie mierząc go wzrokiem.

Bardzo przystojny, pomyślała, co jak zwykle wzbudziło w niej podejrzliwość. Gość według wszelkich znaków należał do elity dworu królowej Elżbiety. Ciekawe, po co przyjechał? Powiedział, że jest bratem Toma Montereya, więc może tym należało tłumaczyć jego wizytę.

Zaprowadziła go do krzesła przy kominku, poleciła służbie podać wino i ciastka cynamonowe, po czym usiadła naprzeciwko i spojrzała nań pytająco.

– Z pewnością zastanawiasz się, pani, jaki jest powód mojej wizyty – odezwał się Ralph i przesłał jej uroczy uśmiech. – Muszę więc wytłumaczyć, że bardzo chciałbym porozmawiać z earlem o… o twojej córce, pani, czyli o lady Annie.

Ach, więc to tak, pomyślała Bess. Uśmiechnęła się dla dodania otuchy młodzieńcowi, ten jednak dopił wino i zapatrzył się w ogień.

– Mąż wróci na kolację – powiedziała. – Zechciej, panie, zjeść z nami posiłek i przyjmij, proszę, gościnę na noc.

Ralph pozwolił lokajowi ponownie napełnić swój kielich. Wino jest przednie, pomyślał. Lepszego nie pił od wielu miesięcy.

– Dziękuję, milady – odrzekł i znów szeroko się uśmiechnął. – Czekam z niecierpliwością na możliwość poznania ojca Anny, tak wiele o nim słyszałem.

Harry wrócił do domu dość późno, a tymczasem gość dotrzymywał towarzystwa Bess i zręcznie ją bawił, więc oboje zdążyli się zaprzyjaźnić. Słysząc tętent mężowskiego konia na dziedzińcu, Bess poleciła, by niezwłocznie podano posiłek, sama zaś zaprosiła Ralpha do stołu. Gdy Harry wszedł do środka, zastał swoją żonę w towarzystwie niezwykle efektownego młodego człowieka.

Przystanął przy drzwiach, ściągnął rękawice i odrzucił podbitą futrem pelerynę. Młody człowiek natychmiast do niego podszedł.

– Wyrazy uszanowania, milordzie. Jestem Ralph Monterey. – Skłonił się i w pozie wyrażającej szacunek czekał, aż earl poda mu rękę. Obaj razem podeszli do stołu.

Gdy służba podała kolację, Harry powiedział:

– To dla nas wielka przyjemność gościć cię tutaj, panie. Czyżbyś miał w tych okolicach jakieś sprawy do załatwienia?

Ralph nałożył sobie dużą porcję wybornego jadła, poczęstował się również winem. Chciał nacieszyć się tymi delicjami, zanim rozpocznie poważną rozmowę.

– Mam sprawę osobistą, sir. Mój brat często opowiadał o twoim domu, a Anna, którą miałem przyjemność poznać w Greenwich, gdzie okazała mi bardzo przyjazne uczucia, również ciepło wspominała Maiden Court. – W tym miejscu urwał, a Harry nie stawiał dalszych pytań.

Po skończonym posiłku wstali we troje od stołu i przeszli do salonu, gdzie rodzina miała w zwyczaju spotykać się po kolacji. Bess wygodnie umeblowała tę komnatę i pilnowała, by zawsze była dobrze ogrzana.

Na zaproszenie gospodarza Ralph spoczął w fotelu i rozejrzał się dookoła. Z uznaniem odnotował eleganckie francuskie stoliki, na których stały czary z suszonymi płatkami kwiatów i bukiety późnych róż, z płatkami nieco już poczerniałymi od wieczornych przymrozków. Docenił też puszyste, jaskrawe dywany na podłodze i półki pełne książek oprawnych w jedwabne płótno.

Na chwilę zatrzymał wzrok na jedynym obrazie w tym pomieszczeniu. Przedstawiał on ubranego na szaro mężczyznę – zapewne gospodarza tego domu – siedzącego przy stoliku, na którym leżały kolorowe karty do gry. Musiał to być gospodarz tego domu.

– To jest twój portret, milordzie, prawda? – spytał. Nie patrząc na obraz, Harry odpowiedział:

– Tak, powstał wiele lat temu, w czasach mojej młodości. Ralph uśmiechnął się.

– Byłeś, panie, bardzo dobrym graczem, w każdym razie tak mówią ludzie.

Tym razem odpowiedziała Bess.

– Harry dawno już zmienił zainteresowania.

Ralph upił łyk wina, które i tym razem okazało się wyśmienite. Wszystko w tym domu wydawało mu się stworzone dla wygody i przyjemności mieszkańców, a gospodarz i jego żona również sprawiali jak najlepsze wrażenie. Pomysł ożenku stawał się więc dlań coraz bardziej kuszący.

Pora robiła się późna i Bess w końcu wstała.

– Proszę mi wybaczyć, Ralph, ale chcę już udać się na spoczynek. – Obaj mężczyźni również wstali i skłonili głowy, żegnając panią domu, a potem Harry dolał wina do obu kielichów.

– Myślę, że przyszedł czas, by porozmawiać o sprawie, która cię do nas sprowadza, Ralph.

– To prawda – zgodził się Monterey. Odczekał jednak długą chwilę, nim powiedział: – Przyjechałem, panie, by powiedzieć, że pokochałem twoją córkę. Za twoim pozwoleniem chciałbym uczynić ją swoją żoną.

Harry przeniósł się ze swego miejsca przy kominku na ławę pod oknem.

– Naprawdę?

– Jesteśmy po słowie, panie – ciągnął Ralph. – Zanim Anna wyjechała na północ, uzgodniliśmy…

– Wyjechała na północ? – przerwał mu Harry.

– Och, wybacz mi, panie, oczywiście nie mogłeś o tym słyszeć… Jej Wysokość pojechała do Northumberlandu na inspekcję zamku Ravensglass, twierdzy dowodzonej przez Jacka Hamiltona, i Anna towarzyszy królowej…

– Naprawdę? – Harry rozważył tę wiadomość. To był wielki zaszczyt dla jego córki! – Och, przepraszam, panie, przerwałem ci wywód.

– Zanim Anna wyjechała, dała mi niedwuznacznie do zrozumienia, że przyjmie moje oświadczyny, jeśli i ty, panie, wyrazisz na to zgodę.

– Rozumiem. – Harry odwrócił się, by zaciągnąć zasłony. Żałował, że Bess już nie ma w komnacie. Jego żona miała bardzo wiele rozsądku i doświadczenia, mimo pozorów naiwności. On sam rzadko wiedział, co sądzić o młodzieńcach, którzy składali im wizyty, aczkolwiek tym razem poznawał pokrewną duszę. Dwadzieścia łat temu z pewnością był niezwykle podobny do Ralpha Montereya.

– Mam poparcie suwerena – skromnie wspomniał Ralph jeszcze podczas kolacji. – Jej Wysokość poświęca mi niemało uwagi.

:!

Ja też w swoim czasie mógłbym tak powiedzieć, pomyślał Harry Latimar. W swoim czasie Henryk VIII czuł do niego wielką słabość.

– Muszę jednak wyznać, że jestem zapalonym graczem – dodał Ralph, z wdziękiem obnażając swoją słabość.

I to powiedziałbym o sobie dwadzieścia lat temu, uznał nieco zakłopotany Harry Latimar.

– Cóż więc sądzisz, panie, o moich oświadczynach? – zakończył teraz Ralph. Harry znalazł się w kropce. Nie pierwszy i nie dziesiąty raz zalotnik zwracał się do niego z prośbą o rękę Anny, ale pierwszy raz wyglądało na to, że dziewczyna wyraziła zgodę. Naturalnie, tak twierdził tylko Ralph, niemniej Harry był skłonny wierzyć słowom młodzieńca.