– To nie jest francuska szkoła tańca, tylko garnizon na wciąż płonących rubieżach!
Rozwścieczona dziewczyna nie zważała już na maniery. – Ci chłopcy są tylko chłopcami, którzy potrzebują nie bata, lecz troski i zrozumienia, a także rozrywek. Zimny i ponury komendant oczywiście tego nie rozumie, lecz nawet Jej Wysokość, która ma na głowie całe państwo, dostrzegła ten problem.
– Nie znam myśli Najjaśniejszej Pani – odparł kwaśno Jack – lecz nie uwierzę, że skrytykowała to, co robię w tym odległym zakątku królestwa, by zapewnić bezpieczeństwo jej poddanym.
– Królowa nie neguje twoich, panie, wojskowych cnót, tylko zwróciła mi uwagę, że każdy mężczyzna potrzebuje w życiu trochę ciepła. Dziś wieczorem staram się zadośćuczynić jej życzeniu i nie chciałabym, żebyś ty, mój lordzie, krytykował to, co ja robię.
– Jeśli możesz, pani, zapomnieć na chwilę o sporze, jaki prowadzimy, to ci coś powiem. Naturalnie wiem, że wszyscy ci młodzi mężczyźni pragną, jak to nazwałaś, ciepła, bo to naturalna potrzeba każdego z nas, jednak ta okolica jest nieustającym polem bitwy i dlatego właśnie takie uczucia są nie na miejscu. Z tej przyczyny stałem się twardym dowódcą. Czy nadal sądzisz, że młody człowiek chciałby ruszyć na wojnę, gdzie być może czeka go kalectwo lub – śmierć, gdyby miał w głowie romanse?
Te słowa nią wstrząsnęły. Starała się tego nie okazać, lecz mimo woli szerzej otworzyła oczy, bowiem w głosie Jacka usłyszała zrozumienie i współczucie. Mimo to nie mogła pozwolić, by jego było na wierzchu.
– Tutaj wcale tak to nie wygląda.
– Masz rację, lady Anno, chronią nas bowiem grube mury i strach naszych wrogów, którzy niejeden raz poczuli naszą siłę. Lecz niebezpieczeństwo czai się nieustannie i wróg tylko czeka na okazję, by nas zniszczyć, i dlatego chciałbym, żeby każdy z tych chłopaków, którzy trafiają pod moją opiekę, przykładał się do ćwiczeń i, co ważniejsze, pozostał przy życiu, gdy znajdzie się w prawdziwej bitwie.
– Rozumiem – powiedziała i nagle się uśmiechnęła. Właśnie taki uśmiech mąci w głowie mężczyznom, pobudza ich wyobraźnie i pragnienia, pomyślał Jack. Gdyby miał dwadzieścia lat, pewnie reagowałby tak samo jak jego podwładni, ale teraz po prostu znów się zirytował.
– Jestem przekonany, że nic nie rozumiesz, pani – odparł szorstko.
Uśmiech Anny stopniał, choć przed chwilą z wielką uwagą słuchała Jacka, który wydał jej się prawie ludzki.
– Nie podoba ci się, panie, nic z tego, co mówię lub robię, prawda? – Postawiła to pytanie, zanim pomyślała o jego celu. A jednak… pamiętała, z jaką pasją Jack mówił o swoich żołnierzach, jak ożywiły się wtedy jego oczy.
Nagłe przyszło jej do głowy, że matka lub narzeczona, która oddaje syna lub kochanka pod komendę takiego dowódcy, nie trafia najgorzej. Nawet jej wystarczyło spędzić niecały dzień w Ravensglass, by przekonać się, że cała załoga uwielbia komendanta.
To dziwny i trudny człowiek, co do tego panowała zgodna opinia. Wielu żołnierzy nieraz zostało zruganych lub nawet doświadczyło ciężkiej ręki lorda Hamiltona, a jednak wszyscy mieli absolutną pewność, że komendant będzie ich wspierał zarówno w bitwie, jak w każdym życiowym kłopocie.
Posiłek dobiegł końca, zanim Jack zdążył jej odpowiedzieć. Królowa wstała od stołu, w ślad za nią uczynili to wszyscy obecni. Jack skłonił się przed Anną.
– Proszę mi wybaczyć, moje miejsce jest teraz przy Jej Wysokości.
Poszła za nim naburmuszona. Jack jest taki irytujący, pomyślała kwaśno. Nieraz już wyciągała do niego rękę na zgodę, więc powinien się zorientować w jej przyjaznych zamiarach, on jednak wolał tego nie zauważać i, co gorsza, nieustannie niweczył jej wysiłki agresywnymi uwagami.
W jasno oświetlonej sali, przy dźwiękach muzyki, Anna tańczyła z uśmiechem na twarzy i starała się sprostać wielkim ideałom, o których rozmawiała najpierw z królową, a potem z posępnym gospodarzem twierdzy. O północy udała się na spoczynek i prawie natychmiast zasnęła.
Ocknęła się w absolutnej ciszy. Przewróciła się na drugi bok na wąskim łóżku i zerknęła ku grubym zasłonom. Zanim jeszcze znalazła się przy oknie, już wiedziała, co zobaczy po rozchyleniu draperii, dobrze bowiem znała ten dziwny, wyciszony nastrój towarzyszący dużym opadom śniegu. I rzeczywiście, gdy wyjrzała na zewnątrz, wszystko okrywał biały puch. Jak teraz Ralph tu dotrze? – pomyślała natychmiast.
Dojazd do tego miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc, był trudny nawet w lecie, jesienią drogi stawały się błotniste i pełne pułapek, a zimą nikt nawet nie próbował ich przebyć. Niestety, Ralph nie przyjedzie, uznała Anna.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Mimo przygnębienia spowodowanego świadomością, że długo jeszcze nie ujrzy narzeczonego, Anna poczuła dziwną radość, z uśmiechem pomyślała bowiem o zażartych bitwach na śnieżki, jakie toczyła w dzieciństwie z bratem oraz innymi dziećmi w Maiden Court. Poza tym białe czapy na murach i wieżach, które widziała z okna, wyglądały przepięknie. Chciała jak najszybciej wyjść na dwór i popatrzyć na Ravensglass, błyskawicznie więc umyła się i ubrała.
Wielką salę dokładnie już wysprzątano po wieczornej uczcie i zabawie. Anna otworzyła drzwi i stanęła na dziedzińcu. Od strony koszar dobiegły ją męskie głosy i szczęk stali, co oznaczało, że batalion rozpoczynał kolejny zwykły dzień. Anna postanowiła obejrzeć krypty, więc ciaśniej otuliła się peleryną i okryła głowę kapturem podbitym futrem.
Rodzinny grobowiec Hamiltonów znajdował się w załomie muru. Anna nie zabawiła przy nim długo, lecz prawie od razu ruszyła do pomnika żony Jacka. Podniosła głowę i spojrzała na statuę, a potem zeszła po pięciu stopniach pod ziemię.
Stanęła jak wryta. W Maiden Court Jak nakazywał zwyczaj, zmarłych chowano w solidnych trumnach, skrytych pod kamiennym sarkofagiem, tu jednak było inaczej. Żona Jacka Hamiltona, przykryta cienką warstwą ołowiu i przez to zatrzymana na wieki w swym doczesnym kształcie, spoczywała na granitowej płycie, wystawiona na wzrok tych, którzy odwiedzali kryptę.
Anna próbowała sobie przypomnieć, jak nazywa się taka technika, ale miała pestkę w głowie. Kołatała się tylko jedna myśl: to jest nieprzyzwoite! Zmarłemu należy zapewnić prawo do godnego obrócenia się w proch, bo taka jest naturalna kolej rzeczy.
Gdy podeszła bliżej, ujrzała smukłe ciało i rysy twarzy zmarłej kobiety, zaraz jednak obróciła się spłoszona, usłyszała bowiem kroki na schodach.
Jack Hamilton zszedł ostrożnie po śliskich schodach, trzymając przed sobą bukiet z trzmieliny. On również drgnął, zaskoczony, gdy przekonał się, że nie jest sam. Przelotnie zerknął na Annę, a potem podszedł i położył bukiet u stóp żony. W tym makabrycznym miejscu żywa czerwień jagód i zieleń liści wydały się Annie wprost okropne.
Jeden z paziów z Ravensglass wspomniał jej, że w cieplejszych porach roku z najbliższej farmy przywożone są do zamku świeże kwiaty, lecz w tym jałowym okresie Jack mógł przynieść tylko naręcze gałęzi dzikiego, zimowego krzewu, którego zarośla obrastały mury twierdzy.
Oparł dłonie na płycie, na której spoczywała Marie Claire, i skłonił głowę. Anna odwróciła się, zażenowana. Szybko pokonała stopnie prowadzące na powierzchnię, ale na ostatnim się poślizgnęła i straciła równowagę. Na szczęście mocne ramiona podtrzymały ją od tyłu i uchroniły przed upadkiem. Zaraz potem Jack puścił ją. Stanęła ze wzrokiem wbitym w figurę.
– Piękny jest, panie, twój hołd złożony Marie Claire.
– Tak myślę – odparł ponuro – ale żaden pomnik nie jest w stanie wyrazić tego, co czuję.
Anna pochyliła się i odgarnęła śnieg, który przykrył dolną część cokołu. Jej oczom ukazała się kwadratowa tablica z wyrytym poetyckim napisem, o którym wspomniała Elżbieta. W milczeniu przeczytała:
„Nie umarła dzieweczka, lecz śpi… Na wielu grobach widnieją te słowa, i zawsze tak samo kłamią. Sen nie jest wiecznością, a jego kres nastaje, gdy unoszą się ponaglane ciepłym promieniem słońca powieki. Nie śpi więc dzieweczka, lecz otulona zimnem i skryta w ciemności, czeka. Moja ukochana czeka, aż do niej przyjdę”.
Anna wyprostowała się. Odebrało jej mowę. Była jeszcze bardziej wstrząśnięta wyborem tych gorzkich słów dla uwiecznienia ducha żony niż tym, że Jack postanowił zachować również jej ciało. Wreszcie powiedziała:
– Nie słyszałam tego nigdy przedtem. Kto to napisał?
– 'Ja – odrzekł krótko. Szybkim ruchem oparł stopę na szczycie cokołu i sięgając w górę, strzepnął śnieg z twarzy figury. Anna znów poczuła bolesne ukłucie w sercu. Żywi nie powinni tak wiązać się z umarłymi.
– Wracam do zamku, panie. Chodź ze mną, usiądziemy przy ogniu i porozmawiamy. – Powiedziała to łagodnym tonem, ale nawet na nią nie spojrzał.
– Dziękuję, pani – odparł chłodno – ale jak wspomniałaś wczoraj wieczorem, trzymam ludzi krótko, więc muszę się upewnić, czy nie ucierpieli z powodu wczorajszej zawieruchy, która nadeszła tu z południa.
Zeskoczył na ziemię i szybko odszedł w stronę koszar, a Anna wróciła do wielkiej sali.
W największym kominku buzował ogień, toteż dym snuł się po całym pomieszczeniu i pokrywał sadzą krokwie. Elżbieta i damy gorąco o czymś dyskutowały.
– Możemy tutaj tkwić aż do wiosny – powiedziała z niezadowoleniem lady Warwick. Jej ton wskazywał, że trudno sobie wyobrazić gorszą sytuację.
– To barbarzyństwo! – zawtórowała jej lady Fitzroy. – Śnieg w październiku! – Najwyraźniej miała pretensje do tego jałowego pustkowia, bo tylko tu mogła zdarzyć się taka przykra sytuacja.
– Wcześnie śnieg nastaje, to i wcześnie taje – próbowała uspokoić je Elżbieta. – I tak zamierzałyśmy tutaj pobyć przynajmniej dwa tygodnie, a angielska pogoda taka właśnie jest. Wkrótce znowu może się ocieplić. – Można by sądzić, że królowa dumna jest, iż włada krajem, w którym aura jest aż tak nieobliczalna i kapryśna.
Elżbieta podniosła głowę i zauważyła Annę przy drzwiach.
"Za Głosem Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za Głosem Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za Głosem Serca" друзьям в соцсетях.