Anna powściągnęła klacz i mocniej zawiązała troki kaptura peleryny. Jeszcze nigdy nie widziała tak jałowej ziemi. Nie rosły tu drzewa, które łagodziłyby surowość krajobrazu, i na tle ciemnoszarego nieba wznosiła się jedynie ponura twierdza.
W dość dużym oddaleniu, na lewo od twierdzy, stało na równinie kilka chat, ale poza tym nic nie zakłócało wrażenia beznadziejnej monotonii. To jest najbardziej opuszczony zakątek świata, pomyślała Anna.
Jack Hamilton, przewodzący wraz z królową ich małej kawalkadzie, obejrzał się za siebie. Instynkt żołnierza podpowiedział mu, że ktoś odstał od grupy. Wykonał niecierpliwy gest i czterech dżentelmenów jadących dotąd z tyłu, otoczyło królową pierścieniem. Jack zawrócił konia, i podjechał kłusem do Anny.
– Co się stało? – spytał groźnie.
– Nic. Poprawiałam kaptur i przyglądałam się zamkowi. To bardzo odludne miejsce.
– Dlatego Szkoci zawsze uważali, że wygodnie jest się tędy wdzierać na angielską ziemię. – Powściągnął konia i stanął w strzemionach. W zamku opuszczono most zwodzony i grupa jeźdźców pędziła im na spotkanie. Jechali na lekkich wierzchowcach, hodowanych specjalnie tak, by były szybkie. Błyskawicznie pokonali spadzisty stok, wymachując ramionami nad głową i głośno pokrzykując. Wreszcie rozciągnęli się w długą linię i zsiedli z koni, trzymając czapki w dłoniach.
– Moi ludzie – powiedział Jack. – Dołączmy do reszty. – Podjechał do królowej, by przyjrzeć się, jak żołnierze w zielono – złotych barwach Hamiltonów tworzą dwa półkola i przyklękają z gołymi głowami przed władczynią, która właśnie przekraczała most w Ravensglass. Anna, która jechała nieco dalej, zwróciła uwagę, że mężczyźni są młodzi i wyglądają na twardych wojowników, jednak, gdy ich mijała, surowy wzrok żołnierzy nabierał łagodniejszego i pełnego ciekawości wyrazu.
Zamek Ravensglass powstał za czasów Edwarda I. *
Budowniczy zrezygnowali z donżonu ** w centralnym punkcie, natomiast wykorzystali ukształtowanie terenu, do którego dostosowali bieg murów i usytuowanie baszt. Mury tworzyły dwa pierścienie. Zewnętrzny był nieco niższy i wzmocniony sześcioma wieżami, natomiast wewnętrzny, gdzie grubość muru sięgała czterech i pół metra, opatrzony został czterema basztami na rogach i dwiema strażnicami przy bramach.
W obu strażnicach znajdowały się wolne komnaty, dostatecznie luksusowe, by odpowiadały królewskim potrzebom. Na obszernym dziedzińcu wybudowano koszary, stajnie oraz inne potrzebne budynki. Nad główną bramą znajdował się zniszczony wiatrami kamienny gzyms, na którym wyryto dewizę Hamiltonów. Przejeżdżając tamtędy, Anna podniosła głowę i przeczytała: „Czyste myśli, szczery język, wiara w Chrystusa Króla”.
W oczekiwaniu na królową wylegli na dziedziniec wszyscy mieszkańcy. Elżbieta, która na życzenie Hamiltona po drodze unikała bratania się z wieśniakami, wykorzystała tę chwilę najlepiej, jak tylko mogła. Podobnie jak jej ojciec, świetnie umiała się porozumieć z Anglikami wszystkich stanów i do każdego umiała przemówić.
Panna Latimar siedziała na koniu i czekała, a tymczasem Jej Wysokość odpowiadała na wszystkie nieśmiałe pozdrowienia. Jak zawsze przy takich okazjach Robert Dudley został odsunięty na bok, przekazał więc swego konia pod opiekę stajennego, podszedł do Anny i pomógł jej stanąć na ziemi.
– Ponura forteca – stwierdził, przyglądając się obsadzonym murom i broni zgromadzonej między wieżami.
– Tak. – Anna jeszcze nigdy nie była w takim zamczysku. Po reformacji większość zamków na południu popadła w ruinę lub została przebudowana na dwory. W Anglii cieszyła się teraz uznaniem lżejsza architektura, mniej podkreślająca obronną funkcję budowli. – Lord Jack jest bardzo młody jak na dowódcę takiej fortecy.
– Młody, ale bardzo sprawny. Muszę powiedzieć, że na wszystkich postojach, które mieliśmy po drodze, osobiście pełnił straż przy królowej. – Niespodziewanie spytał: – Co sądzisz, pani, o Hamiltonie?
Anna wzruszyła ramionami.
– Prawie go nie znam, ale wydaje mi się dość… poważny. Dudley roześmiał się.
– A ty, pani, wolisz mniej zafrasowanych dżentelmenów, na przykład Montereya, prawda? Oj, szybko się na tym sparzysz, moja droga.
– Po co to mówisz, panie? – spytała, czując, jak na twarzy wykwita jej rumieniec.
– Ot tak, bez specjalnego powodu. – Spojrzał z zainteresowaniem na swoją rozmówczynię. Podobała mu się, ale nie próbował się do niej zalecać, bo uznał, że jest tak cnotliwa, jak jej matka, ale ta znajomość z Montereyem poddawała to w wątpliwość.
– Ralph i ja… dobrze się rozumiemy – powiedziała z wahaniem. Naturalnie nie powinna czynić takiego wyznania, lecz z miny Roberta wyczytała, że i tak jej nie uwierzył. To doprawdy przykre, iż nie może powiedzieć po prostu: ten mężczyzna jest mój, a ja jestem jego!
– Skoro tak utrzymujesz, pani. – Dudley ofiarował jej ramię. Tymczasem Elżbieta dokończyła inspekcji i właśnie przechodziła przez masywne, dębowe wrota budynku wzniesionego nad bramą.
– Kocham go! – wypaliła Anna znienacka. – I on mnie kocha.
– Czy to możliwe? – Dudley znów spojrzał na nią z politowaniem.
– Wymieniliśmy pierścienie i jesteśmy po słowie – ciągnęła naiwnie dziewczyna. – Ralph ma porozmawiać z moim ojcem, może nawet już to zrobił. Ojciec na pewno odniesie się do naszego związku przychylnie, nie sądzisz, panie? Polubi Ralpha. Czasem zdaje mi się, że zakochałam się w nim dlatego, że jest bardzo podobny do mojego ojca. Jak myślisz, panie?
Robert wprowadził ją do zamku. Stan, który zazwyczaj panował we wszystkich miejscach wizytowanych przez królową, można by nazwać zorganizowanym chaosem, i Ravensglass nie stanowiło w tym względzie wyjątku. Dudley zerknął na kręcone kamienne schody, po których szła Elżbieta w otoczeniu dam i służby. W tłoku wszyscy się potrącali.
– Miło jest tak myśleć, Anno – odrzekł.
– Tak myślę, bo tak jest! – Również ona spojrzała w górę. Uznała, że wszystko w tym zamczysku jest szare, twarde i nie do skruszenia. Powinna dołączyć do orszaku towarzyszącego Elżbiecie do komnaty, lecz jeszcze przez chwilę z tym zwlekała.
– A ty tak nie sądzisz, panie?
Robert popadł w zadumę. Gzy uważał, że Ralph Monterey jest podobny do Harry'ego Latimara? Nie – brzmiała natychmiastowa odpowiedź. Obaj byli hazardzistami i mieli słabość do kobiet, co oczywiście ich łączyło, ale charakterami różnili się bardzo.
Przede wszystkim Harry miał za sobą trudną, niepewną młodość, czego oznaki Robert natychmiast rozpoznawał, bo sam je w sobie nosił, natomiast Ralphowi na niczym nigdy nie zbywało, można by nawet powiedzieć, że go rozpieszczono. Poza rym Ralph jest ambitnym oportunistą, co Robert mógł powiedzieć również o sobie, natomiast Harry Latimar to człowiek ulepiony z zupełnie innej gliny.
– Nie odpowiesz mi, panie? – przynagliła go Anna. Robert się uśmiechnął.
– Nie jestem znawcą mężczyzn, tylko kobiet. – Pochylił się i szepnął: – Spytaj mnie, pani, o siebie, a wyrażę swoje zdanie.
– Żartujesz ze mnie, mój lordzie – odparła nadąsaną – a ja mówię bardzo poważnie! – Odwróciła się i ruszyła śladem Elżbiety.
Jeśli ktokolwiek z dworzan spodziewał się nudzić w Ravensglass, to w ciągu następnych kilku dni przeżył miłe zaskoczenie. Zamek był garnizonem wojskowym, ale stacjonowało w nim mnóstwo młodych ludzi, którzy zawsze byli chętni do zabawy, jeśli tylko im się na to pozwoliło.
Naturalnie wieczorne rozrywki nie odznaczały się szczególnym wyrafinowaniem, bo wytrawni gracze rzadko zaglądali w tak odległe od cywilizacji rejony, co zaś do kobiet, to nawet mężatkom nie pozwalano na towarzyszenie mężom – żołnierzom, za wyjątkiem żon starszych oficerów, którzy byli w służbie już od dawna.
Jednak żołnierze organizowali dla królowej wspaniałe pokazy walki konnej, zapasów oraz szermierki, i bardzo się cieszyli, jeśli na życzenie Jej Wysokości mogli się popisać. Brak młodych kobiet nie był okolicznością, która martwiłaby Elżbietę.
Oprócz Anny przyjechały z nią wyłącznie matrony, które wchodziły już w wiek średni. Choć poczciwe i oddane swojej młodej pani, jednak nie stanowiły atrakcyjnego towarzystwa dla młodych mężczyzn i z pewnością nie pobudzały męskiej wyobraźni. Co innego Anna, lecz zachowywała ona taki dystans i tak bardzo żyła własnymi myślami, że nawet Elżbieta zwróciła na to uwagę. Któregoś ranka, w tydzień po przyjeździe do Ravensglass, królowa wezwała pannę Latimar na rozmowę.
– Czy wolno mi spytać, co cię trapi, łady Anno? Dziewczyna drgnęła zaskoczona.
– Słucham, Wasza Wysokość?
Elżbieta właśnie się ubrała i wyprosiła służbę z pokoju.
– Doprawdy, moja panno, oczekuję z twojej strony trochę uwagi.
Anna spłonęła rumieńcem.
– Jeśli nie wywiązałam się z jakiegoś obowiązku, Wasza Wysokość, to proszę o wybaczenie, chciałabym jednak wiedzieć, w czym zawiniłam.
– Phi! Nie mówię o obowiązku wobec mnie, tylko o twoim postępowaniu wobec naszych gospodarzy. Skromność i powściągliwość mnie cieszy, ale ty zachowujesz się prawie obraźliwie.
– Obraźliwie? – Anna była oburzona. Jeszcze nigdy nikt jej nie wytknął złych manier, a co dopiero obraźliwego zachowania, W jaki sposób mogła wobec kogoś zachować się grubiańsko? W czym okazała się gorsza od lady Fitzroy i lady Dacre, które bardzo wyniośle traktowały wszystkich mężczyzn, próbujących nawiązać z nimi rozmowę.
– No, może „obraźliwie” to zbyt mocne słowo – ustąpiła Elżbieta – ale zrozum, moja droga: ci mężczyźni są z dała od swoich domów i dzielnie strzegą naszej granicy, żebyśmy mogli spokojnie spać. Widok urodziwej panny jest w ich życiu dużym wydarzeniem, mogłabyś więc, jak sądzę, być dla nich odrobinę bardziej życzliwa.
– Nie myślałam o tym w taki sposób – powiedziała Anna, marszcząc czoło – ale naturalnie Wasza Wysokość ma rację, tak jak zwykle. – Nie było to pochlebstwo, a uśmiech przesłany Elżbiecie przez skarconą młodą damę wyglądał na całkiem szczery.
"Za Głosem Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za Głosem Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za Głosem Serca" друзьям в соцсетях.