Ralph nie podobał mu się ani w Ravensglass, ani teraz. Nie wydawało się, by od tamtej pory dojrzał. Hamilton nie myślał tu nawet o niechęci Montereya do wojskowego życia, które nie każdemu musi odpowiadać, ale podczas swego krótkiego pobytu w Ravensglass ten młody arystokrata postawił wszystko na głowie. Ciągle stwarzał kłopoty, o wszystko się wykłócał, a gdy było mu tak wygodnie, kłamał jak z nut.

Zhańbił się też uwiedzeniem jednej z niewinnych wieśniaczek. To naturalnie często się zdarzało, ale panna nie należała do takich, jakie zwykle wybierają młodzi i bogaci panicze, żeby się zabawić. To była naprawdę przyzwoita dziewczyna, którą do hańby doprowadziły zaloty zepsutego młodzieńca.

Jack słyszał, że Ralph polował teraz na panny dużo wyżej postawione i bogate. Obawiał się jednak, że Anna Latimar nie byłaby uczciwie zdobytym łupem.

W każdym razie Jack poważnie się zastanawiał, jak przysłużyć się swemu dawnemu panu i doszedł do wniosku, że mogłaby w tym pomóc królowa, gdyby przynajmniej na miesiąc zabrała pannę Latimar sprzed nosa Ralpha, bo należało się spodziewać, że po powrocie Anny do Greenwich ten niepoprawny uwodziciel okaże się zajęty już zupełnie inną panną.

Mimo to, przyglądając się Ralphowi i Annie w tańcu, Jack musiał przyznać, że fizycznie para jest dobrze dobrana. Oboje wyróżniali się w tłumie, mieli bowiem wiele wdzięku i lekkości, choć u Ralpha cechy te wydawały się owocem żmudnej nauki. Jack przez dłuższy czas przyglądał się, jak ze śmiechem dopasowują swoje kroki, i nawet nie przyszło mu do głowy, że pierwszy raz od dziesięciu lat zwrócił uwagę na kobietę.

Następnego ranka Anna jak zwykle miała kłopoty ze wstaniem. Na szczęście towarzyszki z komnaty pilnowały jej interesów i wyciągnęły z łoża dostatecznie wcześnie, by zdążyła się odziać, coś przekąsić i dołączyć do królewskiej świty ruszającej do Northumberlandu. Dziewczyna wykonywała wszystkie polecenia towarzyszek jak zaczarowana. Jej ostatnia myśl przed zaśnięciem dotyczyła Ralpha, a pierwsza myśl po przebudzeniu była identyczna!

Wieczorem Ralph najpierw bardzo się zdziwił, gdy dowiedział się o jej wyjeździe, a potem wpadł w prawdziwą złość, co Annę bardzo zadowoliło.

– Nie chcę tam jechać – powiedziała mu po jakimś czasie. – Jak będę mogła żyć cały miesiąc z dala od ciebie?

– Czas szybko minie – odrzekł machinalnie.

Jego nieuwaga zatroskała Annę, widziała przecież, w jaki sposób przyglądają się Ralphowi inne kobiety. Ile czasu minie, nim jedna z nich spróbuje go pocieszyć? Bardzo potrzebowała od Ralpha jakiejś deklaracji, która dodałaby jej pewności.

– Czy naprawdę będziesz za mną tęsknił? – spytała, starając się, by zabrzmiało to beztrosko, lecz oczy i tak ją zdradziły.

Późnym wieczorem wyszli na dwór. Było zimno i Ralpha przeniknął dotkliwy chłód. Nie lubił przebywać na świeżym powietrzu, nie należał też do ludzi czynu. Ćwiczenia w sztuce walki i hartowanie ciała, którym musiał się poddawać w czasie, gdy aspirował do stanu rycerskiego, nużyły go i irytowały. Przetrwał to wszystko jedynie dzięki wrodzonej gibkości.

Po pasowaniu na rycerza prawie całkowicie zerwał z tak zwanymi męskimi zajęciami i ograniczył je do polowań, zwłaszcza z sokołami, jak przystało dżentelmenowi jego stanu; znacznie atrakcyjniejsza i mniej niebezpieczna wydawała mu się jednak gra w karty.

– Wiesz, że tak będzie, Anno – odrzekł. – Chcę powiedzieć ci coś, do czego nie mam prawa, ale…

– Mów, mów – przynagliła go i spojrzała nań szeroko otwartymi oczami.

Ujął ją za rękę i skłonił głowę. Przez chwilę upajał się gładkością i bielą jej skóry. Na palcu wskazującym Anna miała pierścień z wielkim akwamarynem otoczonym brylancikami.

– Zdaje mi się – zaczął wolno – że oboje myślimy podobnie o uczuciu, które nas łączy. Przed wyjazdem z domu rozmawiałem z ojcem. Nie ma on nic przeciwko temu, żebyśmy związali się na zawsze, ale w takich sprawach muszą porozumieć się obie rodziny. Nie mogę więc zrobić teraz tego, co chciałbym, to znaczy poprosić cię, byś została moją żoną, ponieważ najpierw muszę zwrócić się do twojego ojca.

– Och, on się zgodzi! – zapewniła go Anna. – Jak mógłby odmówić?

– Bardzo mnie cieszy, że tak uważasz, ale mimo wszystko…

Puścił jej rękę i objął Annę. Do tej pory nie wykorzystał jej oczywistego zauroczenia, by spróbować jakichkolwiek poufałości i teraz pieszcząc ją i całując, z pewnym zdziwieniem stwierdził, że jest zupełną nowicjuszką. Po chwili przerwał pocałunki.

– Och, Ralph! – Annie kręciło się w głowie. – Czy musimy czekać na taką formalność ze ślubowaniem sobie wierności? Zrobiłabym wszystko, o co mnie poprosisz, absolutnie wszystko.

Formalność? Ralph był za młody, by znać lorda Harry'ego jako dworzanina, stare plotki jednak czasem ożywały, wiedział więc, że Latimara znano z napadów wściekłości, zgubnych dla tego, na kim przyszło mu je wyładować.

W dobrze więc pojętym własnym interesie powiedział:

– Trzeba to zrobić tak jak należy, najmilsza. W tajemnicy powiem ci jednak, że kocham cię i chcę, żebyś została moją żoną, lecz do niczego nie dojdzie, póki nie porozmawiam z twoim ojcem.

– Tyle wystarczy! – odparła Anna. Zdjęła pierścień i wcisnęła go w dłoń Ralphowi. – To jedyny klejnot, jaki mam przy sobie dziś wieczorem, wydawał mi się odpowiedni do tej sukni, ale tobie dałabym wszystko, kochany. Niech więc będzie twój.

– Wymiana pierścieni? – Ralph uśmiechnął się. – Zgoda. Zamyślił się nad swoimi, z rubinami i granatami, i zsunął z palca dość pośledni granat otoczony perełkami. Chciał się popisać szerszym gestem, ale rubiny można korzystnie sprzedać. Kto wie, kiedy fortuna przy stoliku się odwróci i trzeba będzie szukać szybko dostępnej gotówki?

Lecz Annę i to zachwyciło. Włożyła pierścień na palec wskazujący prawej ręki i przykryła go drugą dłonią. Nie posiadała się ze szczęścia. Mogła nazajutrz wyjechać ze świadomością, że ten czarujący, wprost idealny pod każdym względem mężczyzna, będzie w końcu jej.

To, co powiedział o jej ojcu, również było jak najbardziej stosowne, a Anna nie spodziewała się trudności z tej strony. Nie widziała żadnego powodu. Ralph mógł mieć wątpliwości, ale tylko dlatego że wychował się w sferze, gdzie małżeństwa zwyczajowo układały rodziny.

Ona nie czuła się skrępowana tym obyczajem i pokochałaby Ralpha bez względu na jego pozycję. Zresztą jej ojciec miał takie same poglądy, bo przecież wybrał sobie pannę, którą kochał, a nie bogatą dziedziczkę. Poza tym nie pozwoliłby synowi poślubić piastunki do dzieci, skoro ten mógł mieć każdą szlachecką córkę.

Anna święcie wierzyła, że jej ojciec tylko spojrzy na Ralpha i będzie wiedział, dlaczego go wybrała. I naturalnie zaaprobuje jej wybór. Następnych słów Ralpha słuchała już w stanie rozmarzonego oszołomienia.

– W czasie gdy cię tu nie będzie – ciągnął Ralph z namysłem – pojadę do Maiden Court i przedstawię naszą sprawę earlowi. Jeśli zyskam przychylną odpowiedź…

– To przyjedziesz do Ravensglass! – Anna spojrzała na niego lśniącymi oczami.

Zaskoczyła tym Ralpha. Jazda do Kew o tej porze roku nie stanowiła problemu, ale wyprawa w dzicz północy, gdy rok się ma ku końcowi? Co gorsza, akurat do Ravensglass, w to straszne miejsce! Dawno już przysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci, cóż jednak teraz mógł powiedzieć? Ucałował obie ręce Anny i decyzja zapadła.

Gdy królewska świta zmierzająca na północ znajdowała się już blisko celu, nagle bardzo się ochłodziło. Do tej pory podróż była bardzo wygodna, wrota wszystkich szlacheckich dworów stały przed Elżbietą Tudor otworem, a gdy czasem zdarzał się nocleg w zajeździe, też nikt z tego powodu nie cierpiał.

Mimo wszystko był już jednak październik, w Anglii miesiąc zupełnie nieprzewidywalny. Anna, w pelerynie podbitej futrem, grubo ubrana pod spodem, nie narzekała na zimno, lecz z niepokojem spoglądała w niebo. Od rana, mimo słonecznych interludiów, napływało coraz więcej chmur, które wyglądały coraz groźniej i w końcu przybrały purpurowy odcień, jaki rzadko widywało się przed grudniem.

Chyba nie zacznie padać śnieg? – zaniepokoiła się. Przypomniała sobie słowa Jacka Hamiltona, który opowiadał jej, że niekiedy podczas zimy jego dom odcięty jest od świata. Pamiętała jednak i takie październiki, gdy można było jeszcze wylegiwać się na zalanych słońcem trawnikach w Maiden Court! Poza tym znawcy tematu twierdzili, że tego roku jesień zapowiada się wyjątkowo pogodna, inaczej Elżbieta nie zaplanowałaby tej inspekcji.

Los nie może okazać się tak okrutny, by akurat teraz zsyłać na mnie wybryk natury… Anna, wzorem wszystkich zakochanych, myślała bardzo egoistycznie.

Od początku podróży pochłaniały ją wyłącznie osobiste sprawy. Wyobrażała sobie, jak Ralph na złamanie karku pędzi do Maiden Court, i jak rodzice będą zachwyceni powodem jego wizyty: ich niezdecydowana córka nareszcie wybrała sobie kandydata na męża! A potem jej narzeczony zawróci konia i pocwałuje prosto do Ravensglass, by stawić się tam wkrótce po przybyciu królowej.

Miło jest tak myśleć, lecz jeśli pogoda sprzysięgnie się przeciwko nim, to w jaki sposób Ralph dotrze galopem do zamku Ravensglass ze swoją wspaniałą nowiną?

Naturalnie Anna wiedziała, że nawet najgłębszy śnieg nie zmieni tego, co miało nastąpić, ale chciała jak najszybciej usłyszeć relację i dowiedzieć się, że jej przyszłość jest zabezpieczona.

Ludzie muszą znosić wiele trudnych sytuacji i przeciwności losu, a oczekiwanie w niepewności jest spośród nich zdecydowanie najgorsze, a panna Latimar była zupełnie nieprzygotowana do radzenia sobie z taką sytuacją. W miarę jak królewski orszak majestatycznie posuwał się ku północnej granicy, kuliła ramiona w obronie przed zimnem i rozmyślała o tym, że jest najnieszczęśliwszą istotą na świecie.

Późnym popołudniem przemierzyli ponury, mroczny las. Przez ponad kilometr posuwali się wąską dróżką, na której mieścił się tylko jeden jeździec, aż wreszcie znowu wyjechali na otwartą przestrzeń, po której hulał przenikliwy wiatr. Przemknęli przez nieurodzajne pustkowie i po godzinie ujrzeli szarą piramidę stworzoną z kamieni, czyli zamek Ravensglass.