Znów odzyskała pogodę ducha. Nic dziwnego, że zakochała się w tym mężczyźnie, który stoi u jej boku. Ralph ma tyle taktu, że komplementuje nawet drugiego kochanego przez nią mężczyznę.

Przez następne dziesięć dni Anna śniła na jawie. Królowa, jak zwykłe przed dłuższą podróżą, w której oczywiście będą jej towarzyszyć tylko wybrani dworzanie i dwórki, spędzała ze swą świtą dużo czasu i weseliła się na wszelkie możliwe sposoby. Północne regiony kraju, które zamierzała objąć inspekcją, zawsze były zacofane, panowały tam skrupulatnie przestrzegane surowe zasady moralne, a tamtejsi ludzie mieli zupełnie inną mentalność niż jej otoczenie w stolicy. Dlatego więc w Greenwich co wieczór weselono się: a to maskarada, a to sztuka teatralna, przedstawienie mimów albo kuglarzy. Anna oglądała to wszystko z dużym upodobaniem.

Ralph nieustannie otaczał ją uwagą, toteż z każdym dniem kochała go coraz bardziej. Towarzyszki z komnaty zazdrościły jej: Ralph Monterey, którego niejedna panna próbowała usidlić bez skutku, nagle okazał względy damie, która spędziła na dworze zaledwie dwa tygodnie! Anna bardzo zyskała w oczach dworek i stała się pożądaną uczestniczką najrozmaitszych towarzyskich przedsięwzięć.

Jednakże audiencja u królowej w ostatnim dniu września położyła raptowny kres tej idylli.

Panna Latimar sądziła, że została wezwana na rozmowę o ostatnim balu maskowym przed wyjazdem Elżbiety, najbardziej wyrafinowanym z dotychczasowych. Weszła więc pewnym krokiem do komnaty i dygnęła. W tych sprawach były z królową niemal na przyjaznej stopie, jako że Anna miała bujną wyobraźnię i mnóstwo pomysłów, a Elżbieta zawsze musiała przyćmiewać wszystkich zebranych.

Królowa odłożyła książkę.

– Łady Anno, usiądź, proszę.

Anna rozpostarła swe jedwabne spódnice, uśmiechając się przy tym niepewnie, bo choć w rozmowach o strojach i przebraniach królowa traktowała ją prawie jak równą sobie, to jednak dworka przez cały czas pozostawała dworką. Rada, jaką w swoim czasie udzieliła córce Bess, okazała się uzasadniona i jak najbardziej słuszna. Królowa rzeczywiście zawsze miała rację i nikt nie ważył jej się przeciwstawić w żadnej sprawie.

Elżbieta przeszyła wzrokiem swoją damę. Przez ostatni miesiąc Anna się zmieniała, nabrała ogłady i lśniła coraz jaśniejszym blaskiem. To Elżbiecie nie przeszkadzało, nawet chciała, by jej damy były pięknie wystrojone i nadążały za modą.

Mimo to Anna wybijała się spośród wszystkich dworek. Elżbieta, słusznie odgadując powód tego stanu, uznała, że panna jest zakochana w Ralphie Montereyu. Jednak nawet to nie wzbudziło jej sprzeciwu. Uważała, że każda dworka powinna czasem mieć w swoim życiu jakiegoś Ralpha. W tym wypadku zresztą niczym to nie groziło, bowiem Bess Latimar bez wątpienia odpowiednio wychowała córkę.

Lecz ta para postępowała zbyt ostentacyjnie! Niczego jeszcze nie ustalono, a było nie do pomyślenia, by dwie rodziny, które cieszyły się królewskimi łaskami, połączyły swoje dzieci bez zgody władczyni. Mimo to Elżbieta potraktowała Annę łagodnie.

– Od dłuższego czasu zastanawiam się, które damy wziąć z sobą do Ravensglass – odezwała się. – To niełatwa decyzja.

Panna Latimar przybrała zatroskaną minę, tak jak należało. Sprawa istotnie była kłopotliwa. Służba w najbliższym otoczeniu Jej Wysokości zawsze stanowiła kość niezgody wśród dam. Najdostojniejsze z nich już od dawna rozprawiały o zbliżającej się podróży królowej. Rozmowy te nie dotyczyły w zasadzie kręgu Anny, żadna z jej towarzyszek nie liczyła bowiem na taki zaszczyt, lecz i one zastanawiały się, na kogo padnie wybór, a nawet czyniły zakłady. Anna czekała z niepokojem na następne słowa królowej.

– Jak powiedziałam – ciągnęła Elżbieta – decyzja była niełatwa, ale w końcu ją podjęłam. Lord Hamilton wyraził życzenie, by ze względów bezpieczeństwa ograniczyć liczebność świty, a ja nie zamierzam podważać opinii człowieka tak kompetentnego w swoim rzemiośle. Wezmę więc z sobą jedynie cztery damy: łady Warwick, lady Dacre, lady Fitzroy i… ciebie.

Anna przeżyła wielkie zaskoczenie. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że coś takiego może się stać! Przecież pozostawała w służbie królowej zaledwie kilka tygodni. Nie miała aż takich ambicji. Poza tym wcale nie chciała tam jechać! Miałaby opuścić Greenwich i swoje szczęście?! Opuścić Ralpha?! Nie, niemożliwe!

– Wasza Wysokość – odparła cicho. – Obawiam się, że nie mam prawa do takiego wyróżnienia. Są inne damy, bardziej związane z Waszą Wysokością… bardziej zasłużone.

– Nie masz prawa? – Elżbieta uniosła swe wypielęgnowane brwi. – To ja decyduję, moja panno, kto ma jakie prawa w tym miejscu i w każdym innym należącym do mojego królestwa. Czy mam rozumieć, że nie chcesz towarzyszyć swojej królowej?

Anna spłonęła rumieńcem.

– Nie, Wasza Wysokość – powiedziała cicho. – Wasza Wysokość wie, że tak nie jest. Tak samo jak każda z nas, poszłabym za Waszą Wysokością na koniec świata, gdyby taki był rozkaz. – Popatrzyła na królową swymi ciemnoniebieskimi oczami.

Wielkie nieba! – pomyślała rozbawiona Elżbieta – spojrzenie Latimarów! Było ono wspólne „dla wszystkich dzieci Harry'ego, nie wyłączając małego Hala, który patrzył w taki właśnie sposób, gdy odbierał burę za niegrzeczne zachowanie podczas wesela George'a. Do urodziwej twarzy Anny to spojrzenie jakoś jednak nie pasowało. Elżbieta poczuła zakłopotanie, ale to ona była tutaj królową, więc powiedziała:

– Odejdź już i pozwól nam się spokojnie przygotować.

Anna wstała, dygnęła i z godnością wyszła z komnaty. Poczucie godności opuściło ją jednak już na korytarzu, gdzie tupnęła nogą ze złości, gdy zaś przekroczyła próg swojej sypialni, zdarła z głowy czepek i cisnęła go na łoże ze słowami:

– Mam jechać z Jej Wysokością na północ! – Na to dramatyczne oświadczenie pozostałe panny, przygotowujące się do maskarady, zareagowały chórem.

– Ty? – spytała niedowierzająco Jane. – Ale masz szczęście!

– Dlaczego właśnie ty? – wtórowała jej Frances.

– To jest wsadzanie kija w mrowisko – oświadczyła Clare. – Słyszałam, że właśnie z tego powodu lady Wilson i lady Simons omal sobie oczu nie wydrapały. – Wszystkie spojrzały na Annę z nieukrywanym zdumieniem.

Schyliła się po swój czepek. Jej matka uszyła go z marszczonego jedwabiu i ozdobiła granatami. Oczami wyobraźni Anna zobaczyła Bess przy pracy. To ją otrzeźwiło. Nie mogła zawieść matki.

– Nie mam pojęcia, dlaczego Jej Wysokość tak mnie wyróżniła, i muszę przyznać, że śmiertelnie się boję tego wyjazdu.

To wyznanie poruszyło czułą strunę w duszach jej towarzyszek. Droga Anna, pomyślały, ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki zaszczyt ją spotkał.

Przez następną godzinę wszystkie zgodnie doglądały pakowania kufra Anny, która dostała wiele szczodrych ofert pożyczenia pięknych rzeczy i jeszcze więcej dobrych rad, lecz ona cały czas myślała jednak tylko o jednym: co z Ralphem?

Ich znajomość rozwijała się wręcz cudownie, więź jednak wciąż jeszcze nie została dość mocno zadzierzgnięta. Ralph ani razu nie wspomniał, choćby nawet pośrednio, że myśli o małżeństwie, a teraz nagle zdarzył się ten wyjazd i musiała zostawić go w Greenwich, gdzie tyle rzeczy… i tyle kobiet… mogło zająć jego uwagę. Anna bowiem, nie wiedzieć dlaczego, ani trochę nie była pewna swojego ukochanego.

Dlaczego jeszcze jej się nie oświadczył? Jego ojciec, earl, patrzył na nią w Abbey Hall z wielką przychylnością, a matka nawet z entuzjazmem. Prawdę mówiąc, hrabina tak bardzo bała się, że Ralph skupi swoją uwagę na jakiejś niewłaściwej pannie, do takich bowiem czuł pociąg, że Anna Latimar wydała jej się odpowiedzią na jej żarliwe modlitwy.

To jest wymarzony związek dla wszystkich zainteresowanych, dlaczego więc Ralph mi się nie oświadcza? – smutno pomyślała Anna. Tego wieczoru zeszła do wielkiej sali jako Ondyna, zdecydowana skłonić Ralpha do wyraźnej deklaracji.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Bal maskowy był wyjątkowo wspaniały, nawet jak na wymogi królewskiego otoczenia. Anna rozejrzała się dookoła z wielkim ukontentowaniem. Tyle pięknych i bogatych kostiumów, taka obfitość egzotycznych potraw i wina. Dworzanie, wiedząc, że królowa wkrótce ich opuszcza, starali się pokazać, na co ich stać.

Anna natychmiast wypatrzyła Ralpha, pochwyciła jego spojrzenie i poczekała przy drzwiach, aż do niej podejdzie. Jack Hamilton zjawił się jednak pierwszy i skłonił przed nią głowę. Jako jedyny nie założył żadnego przebrania, przyszedł w swym zwyczajnym, czarnym ubraniu.

– Lady Anno, słyszałem, że masz z nami jechać jutro rano.

– To prawda – potwierdziła, nie spuszczając oczu z Ralpha, który kończył tańczyć.

– Będzie dla mnie wielką przyjemnością podjąć cię, pani, w moim domu – powiedział oschle Jack.

Panna Latimar odwróciła się zniecierpliwiona.

– To królowa nalegała, żebym jej towarzyszyła, Jack. Muszę jednak powiedzieć, że dla mnie to żadna przyjemność.

Twarz Hamiltona ani trochę się nie zmieniła.

– Czyżby? Mimo wszystko jestem zaszczycony, że córka przyjaciela wstąpi w moje progi. – Jego śmiertelna powaga wywarła na niej duże wrażenie i zrobiło jej się wstyd, że wygłosiła niestosowny komentarz.

– Dziękuję – powiedziała zaczerwieniona. – Wysoko sobie cenię te słowa, panie. Czy chciałbyś się czegoś napić?

– Może nawet chciałbym, ale widzę, pani, że zbliża się inny dżentelmen, który rości sobie do ciebie prawa. – Ralph był wystrojony w karmazyn, a rękawy wamsu miał rozcięte i podszyte szkarłatem. Jack zmierzył go wzrokiem. – Co przedstawiasz, milordzie?

– Ogień – odrzekł Ralph ż uśmiechem. – Widzę, że jesteś wodą, moja droga Anno, obawiam się więc, że nie stanowimy dobrze dobranej pary. Mimo to możemy spróbować zatańczyć.

Jack popatrzył za nimi. Od samego początku ich znajomości nie lubił Anny, i wciąż się w tym utwierdzał. No cóż, swoim zachowaniem w ostatnich tygodniach dziewczyna tylko potwierdziła opinię, że jest płytką istotą, jakich wiele w tej sali, jednak związki z rodziną Latimarów kazały mu, choćby z daleka, czuwać nad Anną. I oto miał problem, bowiem Ralph Monterey jest mężczyzną, przed którym należałoby przestrzec wszystkie damy, choćby nawet tak puste i płoche, jak córka Harry'ego.