Był to wyjątkowo udany dzień. Ptak Elżbiety, Kardynał, schwytał kilka dzikich kaczek, bażantów, a co najważniejsze – czaplę, zapewne lecącą ze swego gniazda nad Tamizą w poszukiwaniu żywności.

Królowej z zachwytu aż odmienił się głos. Wszyscy Tudorowie są okrutni, tak przynajmniej twierdził ojciec Anny. Ona sama miała teraz okazję obejrzeć pokaz okrucieństwa na małą, dopuszczalną skalę, ale wcale nie czuła podziwu.

Wreszcie towarzystwo ze swymi krwawymi łupami udało się z powrotem do dworu. Stało się to w bardzo odpowiedniej chwili. Wkrótce niebo zasnuło się chmurami, zerwał się wiatr i zaczął padać deszcz, a w oddali zagrzmiało.

– Zdaje mi się, że nie podobało ci się na polowaniu – odezwał się Tom do Anny, gdy usiedli przy winie i ciastkach niedaleko kominka w wielkiej sali.

– Masz rację – przyznała.

Gdy znaleźli się w domu, okazało się, że nie spoczywa na niej żaden obowiązek wobec królowej, bo bardzo sprawna służba Montereyów natychmiast zajęła się Elżbietą, w okamgnieniu spełniając jej życzenia. Królowa zajmowała honorowe miejsce i raczyła się teraz winem i słodkościami, otoczona przez dworzan. Gdyby wcześniej postawiła na swoim, nie byłoby w jej świcie ani jednej kobiety.

– Wiem jednak, że pod tym względem musi mi czegoś brakować – ciągnęła Anna – bo wszyscy inni uważają, że nie ma dobrej zabawy, jeśli czegoś nie zabito. Najbardziej złoszczą mnie nierówne szanse – dodała ze smutnym uśmiechem. – Niedźwiedź przeciwko sforze psów, dzikie, leśne stworzenie przeciwko gończakom i uzbrojonym ludziom, ptak nie mający szans obrony przez ostrymi szponami… No cóż, chyba jestem przesadnie wrażliwa, prawda?

Przesadnie wrażliwa, pomyślał ciepło Tom. Nie, ty jesteś delikatna i tak urocza, że nie możesz ani na chwilę zapomnieć o swojej kobiecości.

Tom kochał się w Annie już od roku. Jej brat, George, należał do jego najbliższych przyjaciół i nie dalej jak przed sześcioma tygodniami Monterey podczas ślubu w Maiden Court kroczył w orszaku pana młodego. Harry i Bess zdawali się sprzyjać jego zalotom, lecz to wcale nie zwiększyło jego szans. Anna była jak błędny ognik widywany przez wieśniaków w mroźne noce: zawsze odrobinę poza zasięgiem. Nie ma sposobu, by nadać tej znajomości ziemskiego wymiaru i wydobyć od dziewczyny coś tak prozaicznego, jak obietnica małżeństwa. Tak uważał Tom. który oświadczał jej się cztery razy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Teraz wreszcie miał ją na chwilę w swoim domu i był pewien następnych spotkań, jako że panna Latimar zamieszkała na dworze, liczył więc, że wreszcie uleczy się z tęsknoty, która dręczyła go od dłuższego czasu.

Anne niemal czytała w myślach Toma. Niby powinno jej schlebiać, że zarówno on, jak i wielu innych kawalerów, którzy się do niej zalecali, tak długo okazywało jej wierność, a jednak wcale nie czuła z tego powodu próżnej dumy. Żyła w przeświadczeniu, że jeśli do tej pory nie zawiązała się między nimi nić porozumienia, to nic już z tego nie będzie, i wszyscy inni zalotnicy również powinni to rozumieć.

Rozejrzała się po sali i dostrzegła eleganckie meble, mnóstwo sreber i wiele innych oznak dostatku. Powszechnie wiedziano, że Tom Monterey ma bogatego ojca, a earl dawno już dał do zrozumienia, że jego syn w przyszłości odziedziczy znaczną część tego majątku.

„To jest doskonała partia” – oświadczył Harry, gdy Tom pierwszy raz wystąpił z oświadczynami. Grzeczna córka natychmiast przyznała ojcu rację, po chwili jednak dodała, że nie na takiego kawalera czeka.

Teraz oczy jej zajaśniały na widok starszego z braci, Ralpha, prawowitego dziedzica tytułu i dworu, w którym obecnie się znajdowali. Przyjrzała mu się z dużym zaciekawieniem.

Twierdzono, że Ralph zawiódł rodzinę, jej jednak wydał się młodzieńcem, z którego można być dumnym. Z wyglądu bardzo przypominał swego przystojnego ojca, a ponieważ ostatnio królowa okazywała Ralphowi wiele łaskawości, nie mogło mu zbywać również na uroku.

– Jeszcze nie miałam okazji poznać twojego starszego brata – zwróciła się do Toma. – Może później przedstawisz nas sobie?

– Och… naturalnie. Chociaż w tej chwili Ralph jest w niełasce i dziwi mnie, że ojciec pozwolił mu dzisiaj pokazać się wśród gości. Widocznie wstawiła się za nim królowa, bo zawsze miała do niego słabość.

– Dlaczego jest w niełasce? – Anna przyzwalająco skinęła głową w odpowiedzi na gest Toma i ten natychmiast nalał jej do kielicha wyborne wino, chociaż wiedziała, że go nie wypije.

– Jest niepoprawnym graczem – wyjaśnił ze smutkiem Tom.

– Rodzina wysłała go, by załatwił ważną sprawę, między innymi miał przekazać dużą sumę kupcowi reprezentującemu mojego ojca. Po drodze jednak wdał się w kartograjstwo i pyk! pieniądze znikły przez jedną noc. – Tom skwitował tę opowieść pełną potępienia miną i przez moment wyglądał, jakby miał o dwadzieścia łat więcej.

– Jejku! – Anna uniosła brwi, ale pod nosem się uśmiechnęła. Miała słabość do uroczych graczy, bo jej czarujący ojciec też był wyjątkowo niefrasobliwym hazardzistą, zanim znalazł szczęście w małżeństwie i dom, który pomógł mu się ustatkować.

Spojrzała na Ralpha z jeszcze większą uwagą, a ten, jakby to wyczuwając, odwrócił się i ich spojrzenia się skrzyżowały. Przeprosiwszy królową, Ralph podszedł do ognia, a Tom wstał, by przedstawić go Annie.

– Lady Anna Latimar! Jakże się cieszę, że w końcu mam okazję cię poznać, pani. Wiele o tobie słyszałem od mojego brata. – Tom ponownie usiadł, natomiast on nadal stał, opierając się ręką o gzyms kominka. – Dwa lata temu w Richmond poznałem twojego brata George'a, pani. Muszę powiedzieć, że wasze podobieństwo jest wprost uderzające.

– Bo jesteśmy bliźniakami, sir. Wprawdzie bliźnięta różnych płci rzadko są do siebie podobne, ale nas to nie dotyczy. – Anna uśmiechnęła się. – Obawiam się jednak, że na wyglądzie zewnętrznym się to kończy, bowiem to George jest mądrą częścią naszego rodzeństwa.

Dzięki Bogu, pomyślał Ralph. Bardzo nie lubił George'a Latimara, zarozumialca, który wiódł w Richmond nieprzyzwoicie moralne życie i w ten sposób niechlubnie wyróżniał się spośród dworzan.

Na płycie nad kominkiem w Abbey Hall wyryto znak herbowy Montereyów, czyli lisa i różę. Pierwszy z Henryków w rodzie Tudorów przyznał pradziadkowi Ralpha tytuł earla w dowód wdzięczności za darowaną chatę myśliwską. Ralph machinalnie przesuwał palcami po spiczastych uszach zwierzęcia i płatkach róży, przyglądając się pannie skąpanej w migotliwym blasku ognia.

Urocza, pomyślał. Co za kształty, a jaki piękny uśmiech! Doprawdy szkoda, że Tom wypatrzył ją pierwszy.

Anna myślała równie pochlebnie. Tom był wysoki, miał jasną karnację i niebieskie oczy, ale przy bracie wydawał się wyblakłą kopią, Ralph bowiem zwracał uwagę świetlistymi włosami jasnoblond, ponadto przewyższał Toma, a jego niebieskie oczy miały odcień lodu, być może z powodu wyjątkowo jasnej skóry na policzkach.

Elżbieta przerwała tę chwilę wzajemnego oczarowania, podeszła bowiem do młodych. Tom powstał, a Ralph z szacunkiem się wyprostował.

– Lady Anno – powiedziała królowa surowo – earl łaskawie zaprosił mnie na nocleg. Może nie zauważyłaś, ale na dworze szaleje burza, więc nasz gospodarz nie chce, żebym naraziła się aa przemoknięcie. Zechciej natychmiast wysłać wiadomość do Greenwich i polecić, żeby dostarczono mi wszystko, co może być potrzebne podczas tej nieoczekiwanej wizyty. Żadnej z dam dwora nie musisz wzywać. Jestem pewna, że twoja służba mnie zadowoli.

To powiedziawszy, Elżbieta, która nienawidziła, gdy inna kobieta w jej obecności zwracała uwagę jakiegoś mężczyzny, a co dopiero dwóch, odwróciła się do niej plecami.

Dziewczyna wstała z niepewną miną.

– Nie martw się, Anno – powiedział życzliwym tonem Tom. – Jej Wysokość często tutaj nocuje. Załatwię przesłanie wiadomości do Greenwich, a tam służba dokładnie wie, co jest potrzebne. O co mam poprosić dla ciebie?

– Myślę, że twoja siostra będzie to wiedzieć najlepiej.

– To znaczy, że sprawa jest załatwiona. – Tom leciutko się uśmiechnął.

– Pójdę na górę i dopilnuję, by Jej Wysokości było wygodnie w sypialni. Gdzie.

Tom przywołał lokaja.

– Seton pokaże ci ten pokój, pani.

Anna ruszyła po schodach za sztywno wyprostowanym lokajem i bracia zostali sami przy kominku.

– Muszę przyznać, że podziwiam twój gust – odezwał się Ralph. – Czy udało ci się coś osiągnąć od czasu, gdy ostatnio o tym rozmawialiśmy?

– Nie. Annę tak samo trudno doprowadzić na linię startu, jak każdego z twoich koni wyścigowych, nie tracę jednak nadziei.

Ralph wbił wzrok w wino w kielichu. Lubił Toma. Bawili się razem w dzieciństwie i czasem kłócili, jak to malcy. Każdy z nich, jako szlachecki syn, w swoim czasie przeszedł drogę do rycerskiego stanu. Gdy zostali pasowani, zeszli się znowu i wtedy okazało się, że mają ze sobą niewiele wspólnego.

Obaj byli bardzo przystojni i mieli dużo pieniędzy, jednak Ralph, jak to ujął jego ojciec, zszedł na złą drogę, odkrył bowiem magię gry w karty i uroki kobiecych wdzięków. Tom oparł się tym pułapkom i pozostał przykładnym, angielskim młodzieńcem.

Ralph pamiętał jednak wspólnie spędzone dzieciństwo, dlatego żałował, że nie potrafi przekazać bratu choć ułamka nowo zdobytych doświadczeń. Wtedy mógłby powiedzieć wprost: zapomnij o niej, Tom, bo ona nie jest dla ciebie. Dobrze poznałem kobiety i z całą pewnością wiem, że lady Anna nie ma romantycznej natury.

A szkoda, pomyślał, bo uroda idzie u niej w parze z bogactwem. Ale stało się, Tom dokonał już wyboru, choć naturalnie jego uczucie jeszcze nie zostało odwzajemnione. Ralph był tego pewien, bowiem żadna dama nie przesłałaby mu w przeciwnym razie równie wymownego spojrzenia, jak uczyniła to panna Latimar.

Zdecydował się na kompromis.

– Jest jeszcze czas, Tom. Jak cię widzą jej rodzice? Słyszałem, że Harry i Bess Latimarowie mają niezwykłe poglądy na wychowanie swoich dzieci.