– Dziękuję jeszcze raz, Jack. Myślę, że mogę już wrócić do pałacu i nie przejmować się aż tak bardzo.
– Jak sobie życzysz, pani – odrzekł uprzejmie.
Miało upłynąć trochę czasu, nim ponownie nadarzy się im okazja do rozmowy.
Następnego ranka Anna została wezwana do królowej i poinstruowana w sprawie swoich obowiązków. Elżbieta była życzliwa, ale wyraźnie dała swojej nowej damie do zrozumienia, że znalazła się na dworze tylko dzięki rodzicom, którym należą się szczególne względy monarchini.
– Bardzo żałujemy, że Harry nie może być z nami – powiedziała królowa – ani twoja przemiła matką, Bess, dla której mamy wiele ciepłych uczuć. Prawda, Robin?
Anna została przyjęta na audiencji w czasie, gdy królowa przygotowywała się do polowania z sokołem w towarzystwie Roberta Dudleya.
– Tak właśnie jest, najjaśniejsza pani – przyznał faworyt bawiąc się grabą rękawicą, którą Elżbieta miała wkrótce włożyć. Zwrócił swoje niebieskie oczy na Annę. – Jak się miewał twój brat, pani, gdy opuszczałaś Maiden Court? Przypuszczam że dobrze.
– George? Myślę, że całkiem dobrze – odrzekła Anna. – Wyruszył w podróż z nowo poślubioną żoną i wnoszę, że ma się jak najlepiej.
– Oczekujemy, że i on zaszczyci nas wkrótce swoją obecnością – powiedziała Elżbieta. – Wiesz chyba, że zaniedbał swój obowiązek w tym względzie.
Przeszyła Annę ostrym spojrzeniem. Była gotowa pokazać przystojnemu dziedzicowi Maiden Court, jaką wartość mają łaski królowej, ale George stanowczo odciął się od dworskiego życia. Chociaż Latimarowie byli zwykłymi posiadaczami ziemskimi, mieszkającymi na wsi, to jednak zdołali wycisnąć swoje piętno na innych, wyżej stojących rodzinach, mimo że nie sprawowali żadnych wysokich urzędów ani nie odznaczyli się niczym szczególnym w służbie Koronie.
Jej ojciec, Henryk, uwielbiał Harry'ego, którego znał trzydzieści lat, zaś ona była więcej niż zauroczona George'em Również Anna mogła się podobać, ale podczas audiencji Elżbieta nie zmieniła swej pierwotnej opinii. Owszem, dziewczyna miała niezaprzeczalną i oryginalną urodę, była dobrze ubrana i elegancka, ale co wydawało się tak pożądane u mężczyzny, a więc u Harry'ego i George'a, to u kobiety – nie wiadomo dlaczego – raziło.
Za wiele tych ciemnych włosów, pomyślała nagle Elżbieta. W słońcu, którego promienie wpadały do komnaty, lśniły jak zmarszczony, czarny jedwab, a ten kolor u kobiety Elżbietę drażnił. Dlaczego? Ponieważ jej matka, Anna Boleyn, miała podobnie bujne hebanowe włosy i ciemne oczy, bo gdy panna Latimar popadała w zakłopotanie tak jak teraz, również jej niebieskie oczy stawały się prawie czarne. Obie kobiety łączył też podobny, acz trudny do opisania, wdzięk.
W dodatku panna Latimar nosiła imię drugiej żony Henryka, która w końcu wypadła z łask i została ścięta. Elżbieta zadrżała na to wspomnienie. Jednakże… Królowa wyprostowała plecy i wzięła z krzesła swój podbity futrem płaszcz.
– Możesz już iść – powiedziała do Anny. – Robin, ruszamy na polowanie. – Dudley otworzył drzwi i Elżbieta znikła.
Anna opuściła królewską komnatę z poczuciem, że ma najwyżej dziesięć centymetrów wzrostu. W Maiden Court Elżbieta wcale nie była taka oficjalna! – pomyślała z niechęcią. Miała pogodną minę, dobry nastrój, niemal flirtowała z gospodarzem zatańczyła z George'em prawie policzek przy policzku.
Anna, stojąc na korytarzu, niespokojnie się rozglądała. Jeszcze nie przywykła do pałacowego rozkładu zajęć, nie wiedziała więc, gdzie powinna udać się o tej porze. Gdy rozważała ten problem, w korytarzu pojawił się wracający szybkim krokiem Robert Dudley.
– Lady Anna? Mam wziąć dokumenty, które królowa zostawiła w swojej komnacie. Pomóż mi, pani, ich poszukać.
Anna weszła za nim do środka.
– Zdawało mi się, że w planach jest polowanie – powiedziała gdy Robert przeglądał stertę dokumentów na jednym ze stosów…
– Co? Tak, oczywiście, ale po powrocie mamy znowu zająć się sprawami wagi państwowej. – Rozbawiony, spojrzał na dziewczynę. – Królowa nigdy nie przestaje pracować. O, chyba znalazłem to, czego szukam… Nie, to jeszcze nie to. Chodź, pani, pomóż mi, proszę.
– Czego właściwie szukasz, panie?
– Projektu kontraktu małżeńskiego między młodym Fanshawe'em a jego kuzynką Lizzie Butler – odparł machinalnie. – Stawką jest poważny dochód dla Korony… Och, doprawdy, nie jestem sekretarzem! – Rzucił ze złością papiery na. barwny dywan.
Na stoliku przy oknie Anna znalazła osobno leżący zwój pergaminów przewiązany cienką wstążką. Rozwinęła je i przesunęła wzrokiem po tekście.
– Chyba znalazłam – oznajmiła, rozpościerając jedną ze stron.
Robert podszedł do niej, najpierw przyjrzał się dokumentowi, a potem wyczarował dla swej pomocnicy piękny uśmiech.
– Rzeczywiście, znalazłaś co trzeba, pani. Gratuluję!
Byli tak blisko siebie, że Anna wyraźnie widziała, jak błękitne są jego tęczówki i jak bardzo kontrastują z białkiem oczu Skóra na policzkach Dudleya miała lekko złocisty odcień. Jest całkiem przystojny, pomyślała, ale nie na tym polega jego siła Sir Robert roztaczał wokół siebie aurę władczości i właśnie dzięki temu był atrakcyjny.
Jack Hamilton roztacza podobną aurę, pomyślała nagle, chociaż trudno sobie wyobrazić dwóch bardziej różniących się mężczyzn. Widząc, że Anna mu się przygląda, Robert znów się uśmiechnął.
– Może przyłączysz się dzisiaj do naszej kompanii, pani – zaproponował, zwinąwszy pergamin, by ukryć go w rękawie. – Mamy polować na gruntach Montereyów i korzystać do wieczora z gościny właścicieli dworu.
– Nie mogę – odparła zasadniczym tonem. – Nie jestem odpowiednio ubrana do konnej jazdy, a poza tym Jej Wysokość mnie nie zaprosiła.
– Ach, zaprosiła, nie zaprosiła… – Robert skwitował te skrupuły machnięciem ręki. – Elżbieta nie ma dziś w swoim moczeniu żadnej damy dworu. Wszystkim dała wolne, żeby mogły przygotować się do maskarady, która odbędzie się jutro wieczorem. Myślę, że przynajmniej jedna dama powinna ją wspierać. A co do jeździeckiego stroju, to ile czasu potrzeba ci, pani, żeby się przebrać? – Przybrał żartobliwy i dość poufały ton. – Chciałbym, żebyś z nami pojechała… Anno.
– Jeśli uważasz, panie, że narażę się na niezadowolenie królowej, jeśli odmówię, to zaraz się przebiorę i przyłączę do was na stajennym dziedzińcu.
W swojej komnacie Anna szybko zrzuciła suknię i wzięła kostium do konnej jazdy, nagle jednak naszły ją wątpliwości. Królowa spoglądała na nią z taką niechęcią, że mogła unieważnić zaproszenie Dudleya, ostro skarcić swoją nową damę i odesłać do komnat.
No, i co z tego? – pomyślała buntowniczo Anna. Przecież zaprosił mnie jej… Jak to się mówi? Zaczęła się zastanawiać, przyszczypując policzki przed lustrem, żeby dodać im koloru. Potem włożyła kapelusz i opuściła komnatę. O, już wiem: książę małżonek. Przecież tym chce zostać Dudley. Tym, a przy okazji władcą całej Anglii. Tymczasem Elżbieta twierdzi, że go kocha, ale traktuje jak lokaja. Który mężczyzna byłby zadowolony z takiego stanu rzeczy?
Zbiegła na dziedziniec, gdzie zebrała się cała świta, i dygnęła przed królową. Elżbieta zmarszczyła czoło.
– Lady Anna? Co ty tu robisz?
– To ja ją zaprosiłem – wtrącił ze swobodą Leicester. – Martwiło mnie, Wasza Wysokość, że nie ma dzisiaj żadnej damy w twoim otoczeniu.
– Rozumiem… – Królowa zmierzyła go wzrokiem. Tak Robin miał słabość do jej dam, a niektóre 'z nich traciły dla niego głowę ze szkodą dla obu stron, jednak ta panna ograniczy się tylko do przyjmowania wyrazów podziwu, pomyślała Elżbieta. Jeśli to go zadowoli… Wzruszyła ramionami. – Zgoda, jedźmy już. Dopilnuj, żeby łady Latimar dostała odpowiedniego wierzchowca. – Tę ostatnią uwagę skierowała do jednego z kręcących się tam masztalerzy.
Ognista, jasna klacz w istocie okazała się jak najbardziej „odpowiednia”, mogła bowiem sprawić kłopot nawet doświadczonej amazonce. Anna skupiła się więc na tłumieniu energii tego stworzenia, które nieustannie próbowało podrywać przednie kopyta. Mimo to nie umknęła jej uwagi ani uroda dnia, ani mijane widoki.
Anna najbardziej ze wszystkich pór roku lubiła jesień, gdy z drzew spadały barwne liście, a w czystym, ostrym powietrzu unosił się zapach torfu i dymu.
Inni, na przykład jej matka, woleli wiosnę, bujną zieleń, pąki i kojarzącą się z nimi nadzieję, lecz Anna również bez tego żyła nadzieją. Zawsze miała poczucie, że już wkrótce czeka na nią coś zupełnie nowego i bardzo dobrego.
Do majątku Montereyów droga była niedługa. Gospodarz. John Monterey, przystojny mężczyzna w wieku sześćdziesięciu kilku lal, spiesznie wyszedł im na powitanie. Zaraz za nim postępowali dwaj synowie, starszy Ralph i młodszy Thomas, który natychmiast wyłowił wzrokiem Annę i podszedł, by pomóc jej zsiąść z konia.
– Anno! – zawołał z zachwytem. – Nie miałem pojęcia, że będę miał przyjemność gościć cię dziś w naszym domu!
– Dziękuję, Tom – odrzekła, niespokojnie zerkając w stronę królowej. Czy wstąpią do dworu, żeby się nieco odświeżyć? Czy powinna wtedy wziąć płaszcz królowej i towarzyszyć jej do osobnej komnaty?
Jednak nie. Służba w liberii wyniosła na dwór rogowe dzbany z grzanym winem, którym raczono się na dziedzińcu. Potem cała kompania przeszła przez pobliską brzezinę na otwarte pole.
Ze wszystkich sposobów polowania sokolnictwo podobało się Annie najmniej. Nie znosiła tych okrutnych ptaszydeł, które trzymano przykryte kapturami, póki polowanie się nie zaczęło, a potem nagle odsłaniano, by mogły wzbić się w niebo i wnet swymi przenikliwymi, złowrogimi oczami wyszukać młodą kuropatwę lub dziką kaczkę, na chwilę zawisnąć w powietrzu, a potem runąć na zdobycz i pochwycić ją w szpony.
Tresuje się je po to, by zabijały, pomyślała Anna z niesmakiem. Nie służą niczemu innemu, tylko śmierci. Z napięciem na twarzy i ściśniętym sercem stała w wilgotnej trawie, gdy tymczasem cała reszta towarzystwa znakomicie się bawiła.
"Za Głosem Serca" отзывы
Отзывы читателей о книге "Za Głosem Serca". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Za Głosem Serca" друзьям в соцсетях.