Ale on już podciągnął nogawki spodni i zsunął jej skarpety.

– Sissel, wszystko, co masz na sobie, jest całkiem mokre! Możesz się przeziębić. Musisz też ściągnąć spodnie.

– Zrobię to, kiedy już wyjdziesz – oświadczyła prędko.

Wstał i popatrzył na nią zamyślony. W kąciku jego ust pojawił się cień uśmiechu, ale był to uśmiech pełen życzliwości.

– Co się stało? – wyjąkała.

– Podoba mi się twoja skromność. W pewnym sensie dodaje ci godności.

Kiedy Sissel czerwieniejąc pokręciła głową, rzekł łagodnie:

– Słyszałem o surowości, w jakiej zostałaś wychowana, i wiem, że nie było ci łatwo. Marta opowiadała mi o twoim ojcu oficerze. To niedobre dla młodych dziewcząt. Ale muszę już iść. Tu jest klucz do drzwi. Nie wpuszczaj nikogo, dopóki nie przyjdziemy!

Ustalili sygnał i on wyszedł. Sissel rozwiesiła ubranie i buty do wyschnięcia. W maleńkiej łazience znalazła ładny krótki szlafrok frotte i owinąwszy się w niego, siadła przy kominku.

Gdyby ogień nie trzaskał tak przyjemnie i nie napełniał izby ciepłem, z pewnością samotność bardziej by jej dokuczała. Wciąż trwała jakby w oszołomieniu wywołanym ostatnimi wydarzeniami i nie potrafiła przestać myśleć o dwóch rzeczach, w które ciągle właściwie nie mogła uwierzyć: że znów zobaczy Martę i że spotka tego, który w ostatnich dwóch latach uczynił z jej życia zarówno niebo, jak i piekło.

A więc naprawdę istniał! Sissel westchnęła uszczęśliwiona. Starała się przypomnieć sobie, jak on wygląda, lecz nagle okazało się to niemożliwe. Pamiętała jedynie, że jest ciemny, mocno zbudowany i bardzo, bardzo wysoki. Ze przy nim napięte nerwy wprawiają jej ciało w przyjemne, choć zarazem budzące lęk drżenie i że nigdy w życiu nie czuła się taka szczęśliwa. Okropnie się tego wstydziła.

Z pewnością miał rację: winę za to ponosił ojciec. „Gdzie byłaś, Sissel? W mieście? Nie wolno ci tam chodzić! Dziewczyna z rodu Christhede nie wystaje z chłopakami na rogu jak jakaś dziwka”. A kiedy wyjaśniła, że po prostu spotkała kolegów ze szkoły, usłyszała: „Co to za jedni? Nie przedstawiłaś mi ich! Musisz wiedzieć, Sissel, że jeśli okryjesz niesławą rodowe nazwisko, nie chcę cię więcej znać!”

Okryje niesławą! Nils dwukrotnie zdołał ją namówić, by poszła z nim do łóżka. Bo Nilsa akceptował ojciec. „Porządny chłopak, i z dobrej rodziny! Powinnaś się cieszyć, Sissel, że się tobą interesuje”.

Ale ona nie czuła radości, kiedy Nils jej dotykał, tylko wstyd i niesmak. Czy również z winy ojca, który wychował ją surowo, w pogardzie dla miłości cielesnej? Po części tak. Teraz jednak jej serce zwróciło się ku innemu.

Nagle zadrżała. Znów go zobaczy! Już niedługo! Ciało zalała fala gorąca, starała się myśleć o czym innym. O Marcie, z którą wkrótce się spotka.

Co Marta o nich powie? Czy gardzi całą rodziną? Może będzie od niej bił chłód, może przywita ją kamienną twarzą, wyrzutami i słowami oskarżenia?

Sissel przeszedł dreszcz strachu. Zawsze obawiała się ludzkiego gniewu. Może dlatego, że żyła w ciągłym napięciu, że w każdej chwili mogła się spodziewać wybuchu złości ojca, chłodu i obojętności z jego strony.

Naprawdę się starała być taka, jak on sobie życzył, ale nigdy jej się to nie powiodło. Z natury impulsywna, często dawała wyraz swym uczuciom. Gdy się cieszyła, ojciec zawsze wygłaszał jakiś złośliwy komentarz, zabijając całą jej radość.

Milczące błaganie o najdrobniejszy znak miłości dla niej i dla Agnes zawsze pozostawało bez odpowiedzi. Jej życie w chłodnej pustce wypełniały próżne marzenia o kimś, kogo mogła pokochać i kto by kochał ją.

Dłoń wyciągnięta w pieszczocie, para ciemnych oczu, śmiejących się do niej…

O tym śniła przez ostatnie dwa lata.

Przedtem miała Martę, do której mogła się zwrócić, podporę jej dzieciństwa.

A potem Marta zniknęła.

Myśli nie chciały się uspokoić, bezustannie krążyły wokół tego samego tematu.

Usiłowała skupić się na czymś innym, próbowała skoncentrować się na urządzeniu izdebki, ale patrzyła nie widząc obrazów, na których namalowano anioły przy górskim strumieniu, obić z szorstkiego, pasiastego materiału ani pięknych kamieni w kominku. Nieduży stołeczek z obory, wytarty od ciągłego używania, stal na honorowym miejscu przy kominku tuż obok lśniącego nowością „miecha” kominkowego, pomalowanego w niestaranny kwiatowy wzór. Deski na ścianie z rysunkami pstrągów: „Złapany na linkę 20/7/78” i tak dalej.

Ze srebrnego rogu pić jej dali

Nie, nie wolno jej myśleć o tej piosence! Trzeba zająć myśli czym innym! Na przykład książka gości. Nowa, nie zapisana.

Trzy ziarna, zapomnienia do środka wsypali.

Deszcz leje, wicher wieje,

a w skale, w górach na. Północy

trwa zabawa.

Sissel jęknęła i odwróciła głowę w poszukiwaniu czegoś innego, na czym mogłaby się skupić, ale ujrzała tylko ciemną szybę. Poprawiła zasłony i znów usiadła na krześle. Podciągnęła kolana, otoczyła je ramionami, a potem schyliła głowę i przymknęła oczy.

Przez głowę przelatywały jej obrazy… Król podziemnego świata, długa podróż przez mroczną dolinę i jej całkowita uległość w wielkich halach we wnętrzu góry.

W skale chcę żyć i tu umrzeć pragnę…

ROZDZIAŁ VI

Wrócił zdumiewająco szybko.

– Marta przyjdzie mniej więcej za godzinę, miała jeszcze coś do zrobienia – oznajmił. – Jej pracodawca ją tu przyprowadzi. Ja wróciłem, żeby sprawdzić, czy z tobą wszystko w porządku.

Sissel wzruszyła jego troskliwość. Obciągnęła krótki szlafrok, starając się przykryć nogi.

– Zimno ci? – zapytał. – Chodź, usiądziemy przy kominku i zaczekamy. Wiele jeszcze powinniśmy sobie wyjaśnić.

– Chyba tak – przyznała, pomagając mu przenieść na podłogę olbrzymią narzutę. Położyła się na niej, oparła na łokciu i zapatrzyła w ogień.

– Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, co z mojego snu było rzeczywiste – poprosiła.

On zdjął buty oraz kurtkę i ułożył się obok. Sissel za całkiem naturalne uznała, że zachowują się, jakby się znali od wielu lat. Kiedy na nią patrzył, w jego oczach odbijał się ogień.

– Opowiedz mi szczegółowo swój sen, a ja będę cię poprawiać – zaproponował.

No cóż, pomyślała. Są jednak granice tego, co można wyznać drugiemu człowiekowi.

Zaczęła mówić:

– Znalazłam się w ciemnym szybie i wiedziałam, że muszę się stamtąd dostać do domu. Próbowałam wspinać się na ściany, ale nagle otworzyły się jakieś drzwi i zaczęłam opadać w dół.

Dziwne, jak wyraźnie można czuć ciało drugiego człowieka, chociaż w ogóle się nie dotykali! Sissel miała wrażenie, że leżą tuż przy sobie. Odruchowo trochę się odsunęła.

– Aha. – Pokiwał głową. – Naprawdę było tak: Usnęłaś w pokoiku na poddaszu, obudziły cię nasze głosy, zaspana i oszołomiona środkiem nasennym pomyślałaś, że trafiłaś w niewłaściwe miejsce, i postanowiłaś wrócić do swego dawnego pokoju.

– Może i tak. Ale tam spał Nils.

Nie patrząc na nią spytał:

– Tomas mówi, że masz wyjść za Nilsa. Czy to prawda?

– Nie – spokojnie odpowiedziała Sissel. – Nigdy nie miałam takiego zamiaru.

Jasno bowiem uprzytomniła sobie, że rzeczywiście nigdy tego nie chciała. Nie mogłaby tego zrobić, szczególnie teraz, kiedy wiedziała, że bohater jej snów istnieje realnie. Być może on w ogóle nie jest nią zainteresowany, ale i tak małżeństwo z Nilsem nie miałoby sensu.

– Opowiadaj dalej – poprosił. – Opadanie w powietrzu oznacza, naturalnie, że schodziłaś po schodach z poddasza.

– Tak, bo czułam chłód. I koszula nocna łopotała.

Uśmiechnął się.

– I co było dalej?

– Weszłam w jakieś ciemne przejście, to musiał być korytarz. I wtedy zobaczyłam, że ktoś leży na ołtarzu…

– Na ołtarzu! – zaniósł się śmiechem. – To Marta, która leżała zemdlona na najwyższym stopniu tych małych schodków. Na podłodze w korytarzu.

– Tak, a potem ujrzałam ciebie. Podszedłeś do mnie i powiedziałeś, że nie powinnam tu być, a potem wziąłeś mnie za rękę i poprowadziłeś przez Hestebotn.

Wybuchnął dźwięcznym śmiechem. Sissel słuchała tego śmiechu zachwycona, bo nie było w nim nawet cienia złośliwości czy wyższości.

– Przez Hestebotn! Zaprowadziłem cię dokładnie tą samą drogą z powrotem do pokoiku na poddaszu.

– Aha – westchnęła Sissel.

– Chociaż może powinienem był cię zanieść.

– Nie. Sądzę, że człowiek niesiony czuje się dość głupio.

Przypomniał jej się sen, w którym wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Dzięki Bogu, że w rzeczywistości tego nie zrobił!

– Wyglądało na to, że możesz iść o własnych siłach, w dodatku byłaś w bardzo cienkiej koszuli.

Sissel przełknęła tę informację bez komentarzy.

– A huk fal dobiegający z oddali? I czarne ptaki?

– Tamtej nocy wiał silny wiatr, właśnie jego uderzenia słyszałaś. A ptaki… To bardzo trywialne. Jestem pewien, że widziałaś coś powiewającego nad głową. Po prostu świąteczne obrusy, które Marta wcześniej uprała i rozwiesiła do wysuszenia.

Sissel ułożyła się na plecach z rękami pod głową. Ciepło ognia przyjemnie rozgrzewało ciało.

– Chwileczkę – poderwał się. – Zupełnie zapomniałem… Powiedzieli, żebym ci zaproponował kieliszeczek portwajnu. Miał być gdzieś tutaj, w ławie… O, jest!

Wrócił z dwoma pełnymi kieliszkami. Sissel usiadła.

– Nie wiem – powiedziała niepewnie. – Nie przywykłam do alkoholu. W dodatku jestem taka wzburzona.

– Właśnie dlatego powinnaś się napić. Proszę!

Wypili i odstawili kieliszki na podłogę. Sissel z powrotem się położyła.

– Całkiem dobre. Ale wróćmy do tego, o czym rozmawialiśmy. A więc odprowadziłeś mnie na poddasze?

Ułożył się na brzuchu i spojrzał na nią z uśmiechem.

– Byłem do tego zmuszony. Kiedy miałaś wejść na górę, nie mogłaś trafić na schody.

Wino rozgrzało ją i rozprężyło.

– A te słowa, które wypowiedziałeś na górze? Co, na miłość boską, miałeś wtedy na myśli?