Kobieta… Nie, to przecież dziecko, nie wolno mu o tym zapominać!

Ale powieść, którą napisała, świadczyła o niepojętej głębi uczuć tej drobnej istoty. I te niezwykłe doznania, które go wypełniły, kiedy znalazła się tak blisko…

Peter podniósł się gwałtownie, przerażony namiętnością, która obudziła się w nim na nowo. Wrócił na swe prowizoryczne posłanie na podłodze.

Nie mógł jednak zasnąć. Z westchnieniem przekręcił się na brzuch, ukrył twarz w poduszce i ściskając dłońmi brzegi materaca, marzył, że trzyma w swych objęciach Helle. Szeptał jej imię tak cicho, że nawet pies go nie słyszał.

Następnego dnia Peter obudził się jako ostatni Od razu poczuł zapach świeżo zaparzonej kawy i pieczonego chleba.

Usiadł na posłaniu pełen poczucia winy. Helle krzątała się po mieszkaniu i nakrywała do stołu. Zar deptał jej po piętach.

– Piekłaś chleb? – spytał zaspany.

– Tak, znalazłam na półkach wszystko, co potrzebne. Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego?

– Nie, nie, ani trochę, wręcz przeciwnie! O rany, jak długo spałem!

Szybko się ubrał, podczas gdy Helle zajęta była przy kuchence. Następnie sprzątnął swoje „łóżko”.

– Przyniosę trochę drewna – mruknął, nie wiedząc, jak powinien się tego ranka odnosić do dziewczyny.

Kiedy wrócił, siedziała już przy stole i poprosiła go, by także usiadł.

Helle cały czas uparcie spuszczała wzrok.

W końcu Peter uznał, że cisza jest zbyt uciążliwa.

– Helle, wczoraj wieczorem… Żału…

– To się nigdy nie stało – rzuciła szybko. – Niech wszystko pozostanie tak, jak do tej pory. Ojej, nie dostałeś kawy!

Wstała i podeszła do kuchenki. Wbrew swej woli śledził wzrokiem ruchy jej bioder – ukradkiem i z ogromnym poczuciem winy, ale nie mógł się opanować.

Helle wróciła, stanęła bardzo blisko i nalewała kawę. Musiał niemal powstrzymać swą rękę, by nie objąć jej wpół. Co się z nim dzieje?

– Przepyszny chleb – powiedział, kiedy usiadła.

– Smakuje ci? Dziękuję, ale czuję, że brakuje tu…

Zaczęła gorączkowo wyjaśniać osobliwości sztuki pieczenia.

Rozległo się pukanie do drzwi. Zar zaczął szczekać, a Peter zawołał: „Proszę!”.

– A więc siedzicie sobie tutaj i miło spędzacie czas – odezwał się w progu policjant Lund, za którym kroczył Christian Wildehede. – O, jak cudownie pachnie!

Goście natychmiast zostali zaproszeni do stołu, przy którym zrobiło się ciasno. Ale zarówno Helle, jak i Peter poczuli wyraźną ulgę.

– I jak tam wczoraj poszło? – spytał Peter.

– Zaraz usłyszycie – odparł Lund. – Udało nam się zrekonstruować przebieg wydarzeń. Dyrektor wydawnictwa jest niewinny, Helle. Nigdy o tobie nie słyszał i chętnie pomoże zdemaskować Bernlanda. A więc tak: Bernland otrzymał twój rękopis „Tęsknoty” i natychmiast docenił jego wartość. To właśnie czegoś takiego potrzebował, żeby wydać bestseller. Najwidoczniej sam nie był w stanie napisać niczego oryginalnego. Zaczął się tobą interesować i dowiedział się, że jesteś młodziutką dziewczyną, która nie ma ani rodziny, ani przyjaciół. Absolutnie bezbronną, stanowiącą idealną ofiarę. Pojechał więc na spotkanie z tobą, żeby cię zaprosić do hotelu d’Angleterre. Wtedy dowiedział się od gospodyni, że popłynęłaś na drugą stronę zatoki, z zamiarem zwiedzenia wieży Vildehede. Świetnie się składa, pomyślał pewnie. Potem zadzwonił prawdopodobnie do swego wąsatego wspólnika, kimkolwiek on jest, i ten niewiarygodnie szybko zjawił się w Vildehede. Wspólnik zanotował przypuszczalnie informację na kartce papieru, a następnie wykonał szkic wieży i zaznaczył miejsce, które doskonale nadawałoby się na pułapkę. Napisał: „Złoty ptak znajduje się w zamku Vildehede”, bo tak zapewne nazywał cię Bernland, uznając, że spadłaś mu z nieba jak prawdziwie złoty ptak, Helle, ptak, który miał mu pomóc zdobyć bogactwo i sławę. Lecz w dalszym ciągu pozostaje zagadką, w jaki sposób udało się wspólnikowi tak szybko przedostać na drugą stronę zatoki?

– Słyszałam, jak tuż przed rozpoczęciem zwiedzania wieży przyjechał jakiś wóz – wyjaśniła Hellen.

– Czy wysiadł z niego ten sam człowiek, którego podejrzewamy?

– Nie widziałam, bawiłam się z kotkiem na dziedzińcu.

– Jestem pewien, że to on. Czy celowo upuścił kartkę, ażeby zwrócić twoją uwagę na przedostatnie piętro, czy też był to czysty przypadek, tego nie wiemy. Stawiam na to pierwsze. Jednak Helle przeżyła…

– I znalazła nowych przyjaciół – wtrąciła.

– Możesz i mnie do nich zaliczyć – uśmiechnął się Lund.

– Wyobrażam sobie, jaki szok przeżył Bernland, kiedy Helle rzeczywiście przyszła do d’Angleterre następnego dnia – rzekł z satysfakcją w głosie Christian. – Nie wierzył chyba własnym oczom!

– Zachował jednak kamienną twarz – odezwała się Helle. – Spytał tylko, co mi się stało w rękę.

– Bernland myślał i działał szybko. Oto spotkał samą autorkę. Zrozumiał od razu, wybacz mi, Helle, jak jest naiwna i łatwowierna. Dowiedział się też, że napisała kilka innych powieści. Chciał je mieć!

– Tak, mierzył nawet o wiele wyżej – zauważył Peter, a Helle z przyjemnością słuchała jego głosu. – Udało mu się ją nakłonić, by pisała następne, w dodatku według jego wskazówek.

– Wtedy pojawił się lekarz – rzucił Christian. – Ale kim on jest?

– W każdym razie nie jest prawdziwym lekarzem, a tym bardziej profesorem. Helle jednak odniosła wrażenie, że już go kiedyś widziała, prawda?

– Tak, ale nie byłam pewna.

– Na razie nie wiemy, kim on jest, ani też kim jest mężczyzna z wąsami.

– W tym momencie na horyzoncie pojawił się Christian – mówił dalej Peter. – Bernland się wystraszył i polecił swemu wspólnikowi, by dziedzica unieszkodliwił.

– Ale jakoś z tego wyszedłem – rzekł Christian. – Złego diabli…

– No i chwała za to Bogu – westchnął Lund. – Jednak chociaż Bernland wypowiadał się negatywnie o utworach Helle, cały czas zachęcał ją, by nadal pisała. Dziewczyna, wierząc, że jest śmiertelnie chora, nie ruszała się z łóżka, tylko pisała zawzięcie dla tego drania. Zamordowałbym go własnymi rękami! No i pewnego dnia Helle zauważa, że jeden z jej listów do dziedzica Wildehede i Thorna nigdy nie został wysłany. Postanawia więc dotrzeć do przyjaciół za wszelką cenę, choćby z narażeniem życia. Wtedy Bernland wpada w szał i ponownie wykorzystuje posłusznego mu mordercę. Ów przestępca ukrywa się w zaroślach i strzela do Helle i Petera, kiedy ci pojawiają się na lodzie. Złoczyńcy bardzo słusznie założyli, że dziewczyna wybierze się do Vildehede, jedynego miejsca na ziemi, gdzie miała się do kogo zwrócić.

– Właśnie – potwierdziła Helle. – I co teraz zrobimy?

Lund odparł:

– Młody dziedzic wniósł już formalną skargę przeciwko Bernlandowi, zarzucając mu oszustwo, plagiat i kradzież… co tam jeszcze podałeś? Bezprawne przetrzymywanie niewinnej osoby? Usiłowanie zabójstwa?

Christian uśmiechnął się chytrze:

– Wszelkie nikczemności, jakie mi przyszły do głowy.

– To daje nam w każdym razie podstawy do podjęcia dochodzenia przeciwko niemu. Pierwsze, co powinniśmy zrobić, to znaleźć dobrego adwokata dla Helle. Znam takiego, który ma opinię jednego z najlepszych. Czy zgadzasz się, bym się z nim skontaktował, Helle?

– Ja… nie mam przecież pieniędzy na opłacenie adwokata – powiedziała przestraszona dziewczyna.

– Nie martw się o koszty – uspokoił ją Lund. – Jakoś to załatwię.

Zaczerwieniła się.

– W takim razie serdecznie dziękuję.

– Aha! Czy mógłbym dostać rękopis „Tęsknoty”? To niezwykle cenny dowód przeciw Bernlandowi.

Peter wyjął z szafy gruby plik i podał policjantowi, który obiecał Helle dobrze pilnować jej skarbu.

– Świetnie! Kolejna rzecz, to zapewnienie Helle bezpieczeństwa. Życie dziewczyny nadal jest zagrożone, a zwłaszcza tutaj w Vildehede.

– Ale… – zaprotestowała pełna niepokoju.

– Nie możesz chyba pozostać dłużej u Thorna? – rzekł Christian ze złośliwym błyskiem w oku.

Zapanowała nieprzyjemna cisza.

– Nie, naturalnie, że nie – odezwała się tak cicho, że ledwie ją usłyszeli.

– Wiem, że nie masz na to ochoty, ale trzeba cię znowu ukryć – rzekł Lund. – To niestety konieczne. Doktor Jepsen poznał pewną miłą rodzinę na Fionii. Owa rodzina prowadzi na tej wyspie coś w rodzaju pensjonatu, w którym przebywa wiele dziewcząt i chłopców w twoim wieku. A ty potrzebujesz towarzystwa rówieśników i musisz się oderwać na pewien czas od trosk i kłopotów.

Chłopcy w jej wieku! Peter poczuł się tak, jakby mu ktoś wyrywał serce. Chciał zaprotestować, zaproponować, że się nią zaopiekuje, że…

Ale nie mógł tego zrobić! Nadużył zaufania, jakim go obdarzono, i zdawał sobie sprawę, że z każdą upływającą godziną Helle znaczyła dla niego coraz więcej.

Helle nie odezwała się ani słowem. Było jej tylko tak strasznie smutno, że musi opuścić Vildehede. Poklepała Zara z czułością.

Jeszcze tego samego dnia przyjechał wóz, który miał odwieźć Helle. Dziewczyna dreptała niecierpliwie w holu dworku i wyszukiwała setki powodów, dla których mogłaby odwlec wyjazd. Peter bowiem jeszcze się nie zjawił, a koniecznie chciała się z nim pożegnać. Nagle, kiedy gotowa do drogi rozmawiała z panią Wildehede i Lundem, matka Christiana zawołała:

– O, idzie Peter. A więc do widzenia, Helle. Uważaj na siebie!

Lund także się pożegnał.

Helle czuła, że się płoni na dźwięk imienia ukochanego. Odwróciła się i ujrzała, że leśniczy stoi tuż za nią.

Nic nie mogła poradzić na to, że jej oczy promieniały blaskiem.

– Nie sądziłam, że zechcesz przyjść – szepnęła bez tchu.

– Miałem trochę pracy – odparł i zamilkł. W rzeczywistości przez ostatnią godzinę toczył walkę z samym sobą i… przegrał.

Helle wyciągnęła rękę.

– Dziękuję za wszystko – powiedziała, a ponieważ nagle uderzyła ją dwuznaczność tych słów, pośpiesznie dodała: – I pożegnaj ode mnie Zara!

Peter skinął głową.