– Kochanie, tak niewiele ofiarowałem ci dotychczas. Może masz jakieś szczególne życzenie, które mógłbym spełnić? Czego sobie życzysz? Dam ci nawet gwiazdkę z nieba.
Jej twarz od razu posmutniała.
– Tego, czego pragnę najgoręcej, nie jesteś mi w stanie dać. Zresztą i tak nie mogłabym tego przyjąć.
Powoli zbliżał się do nich Peter. Gordon popatrzył na Sharon pytająco.
– Chodzi ci o miłość? Sharon, ja…
– Nie – przerwała mu w pół słowa, wciąż smutna. – Nie to miałam na myśli.
– No to jak? Idziemy? – zapytał Peter, biorąc Sharon pod rękę.
Gordon popatrzył za nimi, niczego nie rozumiejąc. O czym ona mówiła?
I poszli, by rozwikłać drugą zagadkę Wyspy Nieszczęść: kradzieże rudy miedzi.
Silny głos Gordona odbijał się dźwięcznym echem o ściany korytarza.
– Rozdzielimy się na dwie grupy. Peter, weź Andy’ego i jeszcze dwóch innych, ja i Sharon też weźmiemy dwóch. Percy będzie czuwać przy windzie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, użyjcie broni.
Gordon wybrał do udziału w ekspedycji tylko tych górników, których uczciwości był całkowicie pewien. Poszedł z nim także pastor. Doktor Adams również miał ochotę im towarzyszyć, lecz obowiązki zatrzymały go przy pacjentach. Percy, dumny z powierzonego mu zadania, stał koło windy, ściskając swoją strzelbę. Drugą windę dla pewności unieruchomiono.
Rozeszli się w różne strony. Sharon podążała za Gordonem, trzymali się głównych, największych chodników. Co jakiś czas górnicy wpełzali do odchodzących od chodnika mniejszych korytarzy, by sprawdzić, czy nie złożono tam skradzionej rudy.
Sharon nie mogła pojąć, w jaki sposób Gordon tak doskonale się orientuje, w którym miejscu w danej chwili się znajdują. Kopalnia wydawała się dziewczynie przeogromna.
Z trudem nadążała za szybko idącym Gordonem; zdarzało się, że niekiedy musiała podbiegać. Za nimi posuwali się pastor i dwaj górnicy. Kiedy znowu pojawili się w umówionym miejscu przy windzie, grupa Petera już na nich czekała.
– I co? Znaleźliście coś? – spytał Gordon.
– Ani śladu rudy.
Gordon zmarszczył w skupieniu czoło.
– Czy mogę coś zaproponować? – spytała nieśmiało Sharon. Gdy wszyscy zwrócili się w jej kierunku, zarumieniła się ze wstydu.
– Ja…ja… – zaczęła.
– No, co chcesz powiedzieć? – starał się dodać jej odwagi Gordon.
– Mam pewną teorię, choć możliwe, że okaże się ona błędna. Winda rezerwowa położona jest po drugiej stronie, na wysokości lasu. Niedaleko od niej znajduje się też wejście do zamkniętego chodnika, gdzie przed laty nastąpiło tąpnięcie…
– Owszem, ale wiele razy sprawdzaliśmy ten chodnik. Nic tam nie znaleźliśmy. Jedyne, co nas zdziwiło, to stary, zapomniany wózek na węgiel. Sam chodnik jest bardzo krótki i nie widzieliśmy sensu, by go dalej drążyć. Nie znaleźliśmy tam znaczących ilości chalkopirytu.
– Czy chodnik kończy się tam, gdzie nastąpiło zawalenie?
– Tak.
Sharon nie poddawała się:
– Czy nie można założyć, że mimo to ukryli rudę pod zwalonymi kamieniami?
Mężczyźni milczeli, na ich twarzach malował się sceptycyzm. Sharon spuściła głowę i nerwowo wierciła w ziemi czubkiem buta.
– Przecież możemy to sprawdzić – rzekł w końcu Andy.
– No dobrze. Nie zaszkodzi nam spenetrowanie jeszcze jednego korytarza.
Percy znów został na posterunku przy windzie, reszta ruszyła w kierunku nie eksploatowanego chodnika. Sharon odnosiła wrażenie, że nikt specjalnie nie wierzy w jej teorię, ją samą zresztą też ogarniała coraz większa niepewność.
Gordon jako pierwszy przecisnął się pod skrzyżowanymi belkami. Górnicy rozświetlili chodnik swoimi pochodniami. Był niewielki i ponury, kończył się po około dwudziestu metrach nierówną ścianą. Zatrzymali się przy zawalisku.
– To tylko pojedyncze kamienie. Nic tu się nie znajdzie, a tym bardziej nic nie można tu schować. Poza tym nie wyobrażam sobie, że złodzieje mogliby stąd wydostać rudę na górę, nawet gdyby udało im się ukryć kilka kilogramów. Nasza winda jest do tego za mała. Zresztą tylko ja, Gordon i Percy potrafimy ją uruchomić.
– Niestety, dzisiaj nie będzie nam dane rozwiązać tej zagadki. Co robimy? Wracamy na górę?
– Poddać się po raz drugi w ciągu jednego dnia? – obruszył się Andy. – A gdzie wasza wola zwycięstwa?
Podszedł do zawaliska i powoli, ostrożnie zaczął odsuwać skalne odłamki. Gordon, obawiając się kolejnego tąpnięcia, ostrzegał Andy’ego, że to niebezpieczne.
– Proszę, proszę! – zawołał nagle Andy. – Dajcie mi tu zaraz światło i chodźcie wszyscy! Coś znalazłem!
– Jakieś ślady rudy? – zapytał zaciekawiony Peter.
– Nie. Coś dużo ciekawszego. Ruszcie się, do diabła, z tą lampą!
Górnicy oświetlili miejsce, które odsłonił Andy, i skupili się wokół, tworząc ciasny krąg. Andy stał teraz wyżej od pozostałych, na stosie skalnych odłamków. Gdy podniósł jeden z największych kamieni, okazało się, że przykrywał on spory otwór.
– Wielkie nieba! Patrzcie! – zawołał oszołomiony odkryciem Peter.
Gdy zajrzeli w głąb otworu, ich oczom ukazał się przestronny i prawdopodobnie bardzo długi korytarz.
– Coś podobnego! Nigdy przedtem… – Gordon aż zaniemówił z wrażenia. – Skąd wziął się tu taki szeroki korytarz? Czy nikt z was nie słyszał o nim wcześniej?
– Nie – odparł jeden ze starszych górników. – W tym miejscu nigdy rudy nie wydobywano, po prostu nigdy jej tu nie znaleziono.
– Musimy go spenetrować – oświadczył zdecydowanym głosem Peter.
– No dobrze, ale jak, skoro wejście jest takie wąskie? Bałbym się odgarniać więcej kamieni, bo wszystko może się na nas zawalić.
– Może udałoby mi się podnieść jeszcze jeden – powiedział Andy, unosząc bardzo ostrożnie mniejszy odłamek skały.
– No, teraz dużo lepiej – pochwalił pastor. – Ale nie przypuszczam, żeby któryś z nas mógł się przez tę szczelinę przecisnąć. Chyba że Sharon…
– Co to, to nie! – krzyknął oburzony Gordon. – Nie pozwalam! Przecież wszystko może na nią runąć. Zabraniam kategorycznie.
Twarz Gordona aż pobladła ze zdenerwowania.
– A od kiedy tak bardzo się o nią boisz? – zapytał uszczypliwie Warden.
– Czy ty pozwoliłbyś swojej żonie włazić do takiej dziury? – Gordon był wyraźnie urażony.
– Nie – odparł zwlekając nieco pastor. – Ale moje uczucia dla Margareth to chyba nie to samo, co twoje dla Sharon?
– Nie? – krzyknął dotknięty do żywego Gordon. – Czy ty, człowieku, nie rozumiesz, że ja ją kocham?
Sharon oniemiała z wrażenia. Przyłożyła dłonie do rozpalonych policzków i w duchu się modliła, by te słowa okazały się prawdziwe. Już kiedyś jej się wydawało, że Gordon darzy ją uczuciem, ale wtedy ogromnie się pomyliła. Podobnego rozczarowania nie byłaby w stanie przeżyć po raz drugi.
Pozostali nie bardzo wiedzieli, jak się mają zachować. Nieczęsto widzieli Gordona wyprowadzonego z równowagi. I jakim tonem ośmielił się mówić do pastora?
Sharon opanowała się pierwsza. Spytała:
– Czy to rzeczywiście aż tak niebezpieczne? Ja tylko tam zajrzę. Gdybyście potrzymali mnie za nogi, sprawdzę, czy ktoś nie ukrył tam rudy. Poza tym może udałoby się podeprzeć sufit kilkoma belkami?
– Zabraniam ci! – krzyknął znowu Gordon. – Czy ty nie pojmujesz, że nie chcę cię utracić?
– Gordonie, przecież najważniejsze dla ciebie jest odnalezienie sprawców kradzieży?
– Najważniejsza jesteś dla mnie ty.
– Ten chodnik nie sprawia wrażenia zagrożonego. Pozwól mi tam choć zajrzeć.
Po długich naleganiach Gordon ustąpił, lecz kiedy Sharon przeciskała się przez szczelinę, był wyraźnie zdenerwowany.
– Sharon, widzisz coś? – spytał Andy.
– Wydaje mi się, że można podnieść jeszcze jeden kamień, ten na prawo ode mnie. Wtedy wszyscy będziecie mogli się tu wcisnąć.
– No dobrze. A teraz już wracaj – powiedział zniecierpliwiony Gordon.
Sharon wygramoliła się tyłem niczym rak i odetchnęła z wyraźną ulgą.
– Uff! Nigdy bym tam sama nie weszła.
– Oj, coś mi się zdaje, że weszłabyś – mruknął nie przekonany Gordon. – Co zobaczyłaś w środku?
– To jakiś dziwny chodnik – powiedziała Sharon, strzepując kurz z sukni. – Wcale nie przypomina innych. Jest położony nieco niżej i przebiega ukośnie w stosunku do tego, w którym jesteśmy obecnie. Jest dużo niższy i ma jakieś dziwne ściany. Nierówne, ale jednocześnie gładkie.
– Czy to możliwe, że powstał w sposób naturalny? – zapytał zdumiony pastor Warden.
Sharon zastanowiła się przez chwilę, a potem skinęła głową.
– Ściany wyglądają jak niewielkie tarasy.
Mężczyźni wymienili spojrzenia.
– Czy zauważyłaś w ścianach małe, zaokrąglone wgłębienia? Coś w rodzaju maleńkich grot? – zapytał Peter.
– Chyba tak.
– Wygląda na to, że odkryliśmy jaskinię wypłukaną przez wodę – rzekł zamyślony Gordon. – Ale przecież stąd jeszcze daleko do morza. Pokaż nam, który to głaz można podnieść.
Sharon przyjrzała się dokładnie zawalisku i oceniła odległości.
– To ten – i wskazała na pokaźnej wielkości odłam skalny.
– Rzeczywiście, nie przylega szczelnie do sąsiednich kamieni. No to już! Razem!
Bez większego trudu mężczyźni unieśli i odsunęli na bok głaz. Otwór w ścianie znacznie się powiększył.
Peter aż zagwizdał z uciechy.
– Jeśli tu nie znajdziemy rozwiązania, to ja się poddaję! Ruszamy!
Po krótkiej chwili cała grupa znalazła się we wnętrzu groty.
– Patrzcie! To przecież chalkopiryt! – wykrzyknął podniecony pastor, podnosząc z ziemi niewielki kawałek rudy.
Gordon zważył go w dłoni i rzekł:
– Pochodzi ze świeżego wydobycia i zawiera znaczny procent czystego metalu. Czuję, że jesteśmy wreszcie na właściwym tropie. Resztę znajdziemy na końcu tej jaskini.
– Ale dokąd ona prowadzi? Morze leży na północny wschód stąd, zaś chodnik prowadzi raczej w przeciwnym kierunku – zdziwił się jeden z górników.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.