– Waszą rudę waży się skrupulatnie w kopalni na dole, a następnie transportuje na powierzchnię już bez kontroli. Jej ilość sprawdza się po raz drugi dopiero przed załadunkiem. Czy sądzisz, że ginie ona na powierzchni?
– Chyba tak.
– A gdybyś jednak zważył ją jutro zaraz po wydobyciu na powierzchnię?
– Przypuszczasz, że może znika na dole?
– No właśnie.
– Cóż, tę ewentualność także braliśmy pod uwagę. Kilkakrotnie przeszukiwaliśmy bardzo dokładnie cały teren kopalni. A poza tym w jaki sposób złodzieje przetransportowaliby skradzioną rudę na górę?
– Ale czy kiedykolwiek ważyłeś wydobyty surowiec? – Sharon nalegała na odpowiedź.
– Nie, nigdy. Mamy tylko dwie wagi, które stoją w specjalnie wykopanych dołach: jedna z nich znajduje się na dole, druga w porcie; przetransportowanie tej drugiej w okolice szybu sprawiłoby nam wiele kłopotów.
– Ale mógłbyś spróbować – dziewczyna upierała się przy swoim.
Gordon uśmiechnął się.
– Twarda z ciebie sztuka. Rzeczywiście, mógłbym. Można by jeszcze raz zważyć rudę tuż przed samym wywiezieniem jej na powierzchnię, musielibyśmy jednak zrobić to w największej tajemnicy. Ale i wtedy nie uzyskamy odpowiedzi na pytanie, kto kradnie. Twój pomysł chyba nam nie pomoże, ale zrobię, jak radzisz.
– No to dobrze.
– Czy już przestałaś się bać ducha?
– Tak, teraz czuję się dużo pewniej.
Gordon zawahał się, a Sharon wyczuła, że chce zadać jej jakieś ważne pytanie.
– Czy nie uważasz, że teraz moglibyśmy zamieszkać w jednym pokoju? Nie chciałabyś się do mnie przeprowadzić?
Sharon milczała przez chwilę.
– Mogę, to dla mnie bez różnicy. W końcu jestem przecież twoją żoną.
– Nie – powiedział zakłopotany. – Nie o to mi chodzi. Jeśli sama nie odczujesz takiej potrzeby, nie będę cię do tego namawiał.
Sharon westchnęła głęboko i rzekła:
– Zdarzyło się raz, że przyszłam do ciebie z własnej woli. Nigdy więcej się to nie powtórzy.
Gordon żachnął się, jakby chciał zaprotestować, ale się opanował. Teraz leżeli spokojnie, wsłuchani we własne oddechy.
– Gordon, czy w sierocińcu było ci bardzo ciężko? – spytała Sharon po dłuższej chwili.
– Myślę, że było mi tak samo ciężko jak tobie.
Dzieciństwo mieli podobne, to ich zbliżało do siebie.
– Wydaje mi się, że tobie było dużo gorzej.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Ponieważ nie stałbyś się taki, jaki jesteś.
Gordon długo nic nie odpowiadał.
– Może masz rację – wyszeptał w końcu.- Było mi tam naprawdę bardzo źle. Z tego okresu pamiętam właściwie tylko głód. Przypominam też sobie jednego chłopaka, który wciąż mi dokuczał, zabierał mi dosłownie wszystko. Gdy skarżyłem się opiekunom, wymierzali mi chłostę, a potem bił mnie kolega. Wtedy zrodziła się we mnie nienawiść.
Sharon pokiwała głową w zadumie:
– Pamiętasz, wtedy spytałeś: „Czy może nie jestem dla ciebie dostatecznie przystojny?”
Gordon westchnął ze smutkiem.
– Tamtego wieczoru wypowiedziałem wiele trudnych do wybaczenia słów. Dałbym wszystko, żeby to odwrócić, żeby znów było jak dawniej. Wówczas stopniowo jakoś by się między nami ułożyło, nie sądzisz?
– Nie – powiedziała cicho Sharon. – Nadal brakowałoby w tym związku czegoś, bez czego nie potrafiłabym żyć.
– Czego?
– Twojej miłości.
– Nigdy przedtem z nikim tyle nie rozmawiałem. Czy nie rozumiesz, że to jest właśnie najlepszy dowód na to, jak wiele dla mnie znaczysz? No, dobrze, opowiadam dalej. Bardzo wcześnie zacząłem pracować na swoje utrzymanie. Już jako ośmioletni chłopak zostałem uczniem w zakładzie kowalskim. Wstawałem o czwartej rano i pracowałem do późna wieczór. Wynagrodzenie zabierał oczywiście sierociniec. Potem trafiłem do kopalni, w której wytrzymałem aż do czasu, kiedy musiałem odejść z sierocińca. Wtedy postanowiłem się uczyć.
Umilkł na moment. Wiedział jednak, ze Sharon słucha go z prawdziwym zainteresowaniem, więc zaczął mówić dalej;
– Teraz nie mam pojęcia, jak mi się to udało. Były to dla mnie najcięższe lata i naprawdę nie chcę o tym opowiadać. Krótko mówiąc, byłem poniżany, wszystkiego sobie odmawiałem, imałem się najcięższych prac, żeby tylko nie przerwać nauki. To wtedy do reszty zamknąłem się w sobie, odwróciłem zupełnie od świata i teraz ponoszę tego konsekwencje. Jedyną osobę, która kiedykolwiek coś dla mnie znaczyła, zraniłem do głębi
W jego głosie Sharon słyszała gorycz i żal. Drgnęła, gdy Gordon nieoczekiwanie zapytał:
– Powiedz, czy ty już całkiem przestałaś mnie kochać?
– Nie chciałabym odpowiadać na to pytanie!
– Musisz! Proszę cię! To dla mnie nieskończenie ważne! Czy naprawdę nic już do mnie nie czujesz?
– Wybacz mi, Gordonie – wyszeptała prawie niedosłyszalnie Sharon. – Ale nie odważę się o tym mówić.
Jego oddech stał się nierówny.
– Chyba dałaś mi właśnie odpowiedź – rzekł z westchnieniem. – A czy nadal się mnie boisz?
– Nie boję się ciebie, ale twojej pogardy.
– Tego naprawdę nie powinnaś się już obawiać.
– Wierzę ci, ale mimo to nie potrafię pozbyć się lęku. A nade wszystko przecież mnie nie kochasz.
– Tego nie możesz wiedzieć, słonko – odparł zasmucony.
– Owszem, mogę. I nie próbuj mnie okłamywać.
– Ja sam przecież nie wiem, bo nie wiem, czym jest miłość. Moje serce już dawno zamieniło się w lód. Jedyne uczucie, jakie przez tyle długich lat je wypełniało, to nienawiść. Ale teraz wiem, że moje serce kiedyś odtaje. Jeśli tylko zechcesz poczekać.
– Mogę poczekać, ale nie obiecuję, że przestanę się ciebie bać.
– Chociaż spróbuj! – prosił. – Weź moją dłoń!
Ostrożnie położył rękę na jej ramieniu. Sharon z wahaniem jej dotknęła, drżąc przy tym na całym ciele. Najpierw zapragnęła natychmiast się od niego odsunąć, ale się przemogła. Po chwili poczuła, że delikatnie i wolniutko, jak nigdy przedtem, pogładził ją po policzku. Jego palce przesunęły się ku włosom. Sharon leżała sztywna jakby połknęła kij, niemal wstrzymując oddech.
– No już dobrze, dobrze – szeptał uspokajająco, jak do dziecka. – Nie bój się mnie. Bardzo mi na tobie zależy i nigdy więcej już cię nie skrzywdzę.
Jego głos brzmiał łagodnie i usypiająco. Sharon czuła oddech męża tuż przy skroni. Nagle jęknęła przerażona.
W jednej chwili Gordon odsunął się od niej.
– Przebacz mi – wyszeptał zakłopotany. – Chciałem tylko pomóc ci przezwyciężyć strach.
– To na nic, Gordon. Nie w taki sposób. Może gdybyś pokochał mnie naprawdę… Chociaż nie wiem już sama, czy i wtedy… Och, Gordon, co my teraz poczniemy?
Sharon nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co mówi. Ale on zapamiętał jej słowa. Zaczynał mieć nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy Sharon jednak przyjmie jego miłość.
W pokoju zapadła głęboka cisza. Oboje leżeli bez ruchu, nie mogąc zasnąć. Tej nocy byli sobie bardzo dalecy.
Ale zaraz następnego dnia ich sprawy osobiste zeszły na dalszy plan…
ROZDZIAŁ XX
Tego dnia zmarł niespodziewanie jeden z mieszkańców wyspy. Ciało mężczyzny leżało na środku drogi między barakami a kopalnią. Natychmiast po znalezieniu zwłok wezwano Gordona, Sharon zaś podążyła za mężem.
Stali, przyglądając się, jak doktor Adams bada zmarłego. Wokół zebrała się spora grupka górników, dalej klęczał zatopiony w modlitwie pastor.
– Zmarł kilka dobrych godzin temu. Stało się to albo wieczorem, albo w nocy – oznajmił krótko doktor Adams.
– Bardzo dużo pracował. Wczoraj też został jeszcze po naszym wyjściu – rzekł jeden z górników.
– Co było powodem zgonu? – zapytał Gordon.
– Niewątpliwie atak serca – odparł William. – Ale po jego wyrazie twarzy widać, że musiał się czegoś lub kogoś śmiertelnie wystraszyć.
Sharon spojrzała w nieruchome, szeroko otwarte oczy zmarłego i zadrżała.
– Gordon, widziałam go całkiem niedawno.
– To prawda. Był jednym z trzech górników, których uratowałaś od pewnej śmierci.
– Nie za długo nacieszył się życiem – dodał smutno pastor. – Ale co mogło go aż tak bardzo przerazić?
– Wydaje mi się, że znamy odpowiedź – rzekł Gordon. – Do okna Sharon ktoś wczoraj wieczór zaglądał i panicznie ją przestraszył. Był to demon z zamku we własnej osobie.
– Co takiego? – krzyknął przestraszony duchowny, a zgromadzeni mężczyźni spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. – Ale, ale… to by również wyjaśniało inne dziwne zjawisko…
– Jakie zjawisko?
– Kiedy wróciliśmy z Margareth do domu, położyłem na swoim biurku starą księgę. Nie zamknąłem drzwi wejściowych. Po jakimś czasie, gdy chciałem zamknąć drzwi na klucz, zauważyłem, że księga zniknęła. Wygląda więc na to, że to duch ją zabrał. Już później zdałem sobie sprawę, że tego wieczoru w pewnym momencie poczuliśmy przeciąg, który szybko ustał.
Po dokonaniu oględzin pastor Warden przyłączył się do Gordona i Sharon, powracających do domu. Gordon był bardzo zamyślony.
– Nad czym tak dumasz, przyjacielu? – zapytał łagodnie duchowny.
Gordon zmarszczył czoło.
– Czy w tej sprawie nie dostrzegacie zbieżności?
– Nie bardzo rozumiem – zdziwiła się Sharon.
– Wydaje mi się, że ów górnik nie zmarł śmiercią naturalną. Sądzę, że został nastraszony.
– Wciąż nie mogę pojąć, o co ci chodzi.
– Uratowałaś mu życie. Tego samego wieczoru znalazłaś w swojej torbie starą księgę. Nie mógł jej podrzucić nikt inny, tylko on. Wczoraj znowu zajęliśmy się księgą, próbując rozwikłać jej tajemnice, i zaraz potem demon złożył wizytę Sharon. Na koniec odzyskał księgę, zabierając ją pastorowi.
– Tak być mogło, ale nie rozumiem, czemu to miałoby służyć? – odparł Warden. – Poza tym ja przecież nie wierzę w duchy.
– Ani ja. Wydaje mi się, że ten górnik znał tajemnicę zamku. Jeśli wcześniej był w posiadaniu księgi, musiał być także na zamku. Gdy Sharon uratowała mu życie, chciał się jakoś odwdzięczyć i pomóc nam rozwiązać zagadkę. Dlatego podrzucił tu księgę. Tym samym zdradził i dlatego musiał umrzeć.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.