Linda stała teraz bez ruchu. Kiedy, otrząsnąwszy się z szoku, chciała wyjść z sali, Gordon położył na jej ramieniu swoją ciężką dłoń.
Oczy wszystkich skierowały się teraz na Petera. Powinien przecież ująć się za żoną! Także Linda patrzyła na niego w nadziei, że stanie w jej obronie.
Peter pokręcił z niedowierzaniem głową. Był kompletnie zdruzgotany. Zrozumiał wreszcie, jak bardzo się pomylił. W oczach Lindy zabłysła nienawiść.
Teraz odezwała się jedna z kobiet:
– Wreszcie zrozumiałam: to Linda swoim przewrotnym gadaniem sprawiła, że chciałyśmy zabić Sharon. Doris sama by na to nie wpadła!
– Tak, tak – dodał Tom. – I to ona mnie namawiała, żebym uszkodził linę w windzie! Nie zgodziłem się na to, ale wszyscy wiemy, że winda i tak spadła. Jestem pewien, że Linda zrobiła to własnymi rękami! Chciała, żeby Peter został głównym zarządcą. Wtedy ona mogłaby nareszcie zniszczyć Sharon, jedyną osobę, która znała ją tak naprawdę.
Wykorzystując zamieszanie, jakie zapanowało w świetlicy, Linda wybiegła za drzwi.
Andy i kilku innych górników chciało biec za nią, ale Gordon ich powstrzymał.
– Dajcie spokój. I tak daleko nie ucieknie w tych ciemnościach. Mam zamiar wysłać ją pod strażą do Anglii, gdzie w końcu odpowie za swoje czyny. Tym samym Sharon zostanie uwolniona od ciążącego na niej oskarżenia i jeśli taka będzie jej wola, bezpiecznie powróci do swojej ojczyzny.
I wtedy Andy powiedział:
– Mam nadzieję, że Sharon nas nie opuści.
– Wszyscy mamy taką nadzieję – z całą powagą potwierdził Gordon.
Popatrzył na stojącą obok bladą jak kartka papieru dziewczynę. Miała spuszczony wzrok i lekko drżały jej ręce.
– Słyszałaś, Sharon? – spytał łagodnie Gordon. – Teraz jesteś wolna i nikt już nie będzie cię o nic oskarżał.
Dziewczyna podniosła głowę, a Gordon przeraził się, ujrzawszy wyraz jej oczu.
– Wolna? – wyszeptała. – Wolna? Ale za jaką cenę?
Zachwiała się i byłaby upadła, gdyby Gordon jej nie podtrzymał.
– Moje ty biedactwo – szeptał nad zemdloną Sharon. – Czy twoje cierpienia nigdy się nie skończą? Dlaczego to ja wciąż jestem ich główną przyczyną?
ROZDZIAŁ XVIII
Gdy Sharon obudziła się następnego ranka, zobaczyła przy swym łóżku Margareth Warden.
– Jak się czujesz, kochanie? – zapytała przyjaciółka ze współczuciem. – To musiał być dla ciebie ciężki dzień. Że też Gordon nie mógł ci oszczędzić tego upokarzającego przesłuchania! No, ale inaczej nadal ciążyłoby na tobie oskarżenie. Gordon obawiał się o twoje zdrowie, dlatego prosił mnie, żebym z tobą dziś została. Co ty na to?
– Dziękuję, Margareth, ale to nie jest konieczne. Nie chciałabym sprawiać ci kłopotu, poza tym czuję się już zupełnie nieźle.
– Jesteś pewna? No, dobrze. Gordon chciałby z tobą porozmawiać, zaraz jak się obudzisz, więc może go poproszę?
W pierwszej chwili Sharon instynktownie odwróciła twarz do ściany, ale natychmiast opanowała się i rzekła:
– Powiedz mu, że może ze mną mówić, kiedy zechce.
Margareth wyszła z pokoju. Sharon przez drzwi słyszała, że rozmawia o niej z Gordonem, który już po chwili stanął przed łóżkiem Sharon.
– Usiądź – powiedziała obojętnie.
Przysiadł na skraju posłania. Wyglądało na to, że chce pogładzić dłoń Sharon, ale ona natychmiast schowała ręce pod kołdrę.
Gordon zagryzł wargi
– Sharon, naprawdę nie wiem, od czego zacząć – rzekł niepewnie. – Nie mam nawet odwagi prosić cię o wybaczenie. Zachowałem się jak ostatni dzikus. Nie wiem, czy zapomnisz, że nie wierzyłem w twoją niewinność. Chciałbym jednak prosić, żebyś choć spróbowała mnie zrozumieć. Natomiast tamte słowa… – przerwał skruszony, zagryzając wargi. – Myślałem, że wykorzystując swą urodę, chcesz mnie usidlić. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabyś coś do mnie czuć… Dopiero potem pojąłem, jak bardzo cię zraniłem. Co mam zrobić, żebyś mi to wybaczyła?
– To był mój błąd, po prostu nieporozumienie. Przez chwilę sądziłam, że też mnie kochasz.
Gordon westchnął ciężko.
– Gdybym teraz powiedział ci, że tak jest w istocie, nigdy byś nie uwierzyła. Zresztą takie słowa byłyby obrazą dla prawdziwego uczucia, bo ja nie potrafię nikogo kochać. Przecież miłość nie pyta, czy ktoś jest winny, czy też nie. Sharon, ile ja bym dał, żeby jeszcze raz ujrzeć cię szczęśliwą! Tyle mi ofiarowałaś, a ja wszystko brutalnie podeptałem. Jeśli zechcesz opuścić wyspę, zrozumiem tę decyzję. Mimo to błagam cię, żebyś została ze mną. Daj mi szansę, ja naprawdę bardzo żałuję i pragnę wszystko naprawić.
Sharon pokiwała głową.
– Oczywiście, że mogę zostać. I tak nie mam co ze sobą zrobić. Obiecuję, na przyszłość oszczędzę ci wszelkich wyznań.
Gordon był zupełnie bezradny.
– Kochanie, nie mów do mnie w ten sposób! Na miłość boską, Sharon! Posłuchaj mnie i pozwól wszystko wyjaśnić!
Starał się wytłumaczyć, że właściwie dotychczas nie miał żadnych doświadczeń z kobietami. Wczoraj był bardzo zmęczony, alkohol podziałał na niego wyjątkowo szybko. Sharon wyglądała tak pięknie, że obudziły się w nim pożądanie i zazdrość. Niestety, nie zdołał zapanować nad tymi uczuciami…
Sharon słuchała jego nieporadnych wyjaśnień obojętnie.
Kiedy skończył, westchnął i wstał z zamiarem odejścia.
– Spróbuj teraz zasnąć – powiedział na pożegnanie. – I pamiętaj, żeby zamknąć drzwi. Boję się, że Linda może tu wrócić.
Wyszedł, a Sharon leżała, wpatrując się nieruchomym wzrokiem w sufit. Coś się w niej załamało, coś pękło. Wydawało się jej, że już nigdy nie będzie umiała nikomu okazać uczuć.
– A przecież ostrzegałem! – pastor załamywał ręce. – Przeczuwałem, że ty doprowadzisz ją do tragedii.
Od zabawy w świetlicy minęły dwa dni. Gordon siedział ze zwieszoną głową na schodach kościoła w popołudniowym słońcu, które, chyląc się ku zachodowi, oświetlało ryneczek ostatnimi promieniami.
– Co mam uczynić, żeby odzyskać jej zaufanie?
Warden chodził bez słowa w tę i z powrotem, w końcu zatrzymał się przy Gordonie.
– Naprawdę nie wiem – rzekł wreszcie. – To wyjątkowo wrażliwa dziewczyna. Czy ty nie rozumiesz, jak wielką krzywdę jej wyrządziłeś? Jak ty ją mało znałeś! Przecież ona nigdy by nie wyznała ci swojej miłości, gdyby naprawdę nie kochała. Złamałeś jej serce. Teraz Sharon wciąż będzie słyszała twoje okrutne słowa. Zaufała ci bez reszty, a ty ją tak poniżyłeś! Takiej krzywdy nie można ot tak po prostu zapomnieć. Nie, nie jestem w stanie tego pojąć. Gordon, coś ty narobił najlepszego?
– Ale co ja mam teraz począć?
– Co masz począć? Nic, absolutnie nic! Może ktoś inny byłby w stanie odzyskać jej zaufanie, ale nie ty! To niemożliwe!
– Wszystko bym oddał, żeby to odwrócić.
– Czy ty w ogóle kochasz Sharon? – zapytał zamyślony pastor.
Gordon nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
– Ja…? Skąd ja mam wiedzieć? Sharon jest jedyną osobą na której mi kiedykolwiek zależało, która coś dla mnie znaczy. Ja… ja ją lubię. Czy to nie wystarczy?
– Wygląda na to, że więcej nie można od ciebie oczekiwać – rzekł ze smutkiem duchowny.
– Poza tym jest mi jej tak okropnie żal.
– Żebyś się czasem nie ważył jej tego okazywać, bo to jeszcze bardziej by ją zraniło. Jak ona się zachowuje? Nie rozmawia z tobą?
– Przeciwnie, rozmawia jak zwykle. Nie wygląda też na obrażoną, ale w ogóle się nie śmieje, jest jakaś inna. Jakby… martwa. Kiedy się do niej zbliżam, odruchowo się odsuwa.
– Trudno się jej dziwić – Warden pokiwał głową ze zrozumieniem.
Gordon skrył twarz w dłoniach. Milczał przez chwilę, a potem zaczął zdławionym głosem:
– Muszę, muszę za wszelką cenę odzyskać jej przyjaźń, bo inaczej co to wszystko jest warte? Tyle było ciepła i serdeczności w jej spojrzeniu, a teraz nic z tego nie zostało. Wszystko zniszczyłem. Wierzyłem święcie, że uczucia nikomu nie są potrzebne do szczęścia!
Warden usiadł obok Gordona.
– Posłuchaj. Wydaje mi się, że doszedłeś do punktu zwrotnego. Twoje życie musi się odmienić. Zresztą ty sam już jesteś inny. Szkoda tylko, że stało się to kosztem radości, jaką nosiła w sobie Sharon. Ta dziewczyna w żadnym razie nie zasłużyła na taki los.
– Ma pastor rację. Tyle się nacierpiała z powodu fałszywego oskarżenia, a ja, zamiast jej pomóc, jeszcze bardziej ją skrzywdziłem! Ale chyba rzeczywiście się zmieniam. Jeszcze do niedawna liczyła się dla mnie tylko praca. A teraz? Choćby te piece hutnicze. Nawet Kanadyjczycy mnie za nie pochwalili, ale ja nie czuję żadnej satysfakcji, żadnej dumy. To przestało być ważne.
Słońce zniknęło za horyzontem, więc obaj wstali ze schodów.
– Mam jeszcze jedną prośbę. To bardzo ważne. Mamy pastorowi coś ciekawego do pokazania – dorzucił Gordon, patrząc na wyraźny kontur zamkowych ruin na tle wieczornego nieba. – Już wcześniej chciałem to zrobić, ale tyle się ostatnio wydarzyło…
– Dobrze, zwłaszcza że Margareth jest pewnie u Sharon.
Gordon skinął głową.
– Prosiłem, by czuwała przy Sharon. Wciąż nie wiemy, gdzie może być Linda, szuka jej kilku mężczyzn.
Ruszyli w kierunku budynku biurowego.
– Czy Linda mogła targnąć się na swoje życie? – spytał Warden.
– W żadnym razie. To nie jest osoba, która uciekałaby się do tego rodzaju rozwiązań. Jestem pewien, że nadal jest na wyspie. Rano przeszukaliśmy każdy milimetr statku, który właśnie dzisiaj odpłynął. Tam jej nie było.
– Zdumiewające, że nikt jej jeszcze nie znalazł, minęły już dwie doby od jej ucieczki. Gdzie ona może się podziewać?
– Nie mam pojęcia – odparł zamyślony Gordon – Wiem natomiast, że stać ją na wszystko, i dlatego się boję. Dopiero teraz zrozumiałem, że Sharon miała tego świadomość i nieustannie czuwała nade mną, zwłaszcza po wypadku z windą. Tylko że teraz jej już na niczym nie zależy.
W saloniku zgromadziła się spora grupka gości. Na prośbę Gordona zjawili się doktor Adams i sklepikarz, Peter, Margareth i pastor Warden, Anna i Andy.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.