Gordon otworzył drzwi do pokoju Sharon, w którym wcześniej był tylko jedyny raz.
– Wchodź do środka! – polecił ostro.
Serce Sharon biło niespokojnie, gdy drżącymi dłońmi zapalała lampę. Nagle poczuła, że otoczył ją ramionami, i odwróciła się do niego.
Patrzyła mu teraz prosto w oczy; widziała w nich powagę. Jego pierś wznosiła się i opadała w niespokojnym oddechu, usta miał mocno zaciśnięte. Sharon była zaskoczona i przerażona zarazem. Nie miała pojęcia, co ją teraz czeka. Nie potrafiła przewidzieć zachowania tego zwykle tak opanowanego mężczyzny.
Stalowe dłonie zaciskały się coraz mocniej wokół jej ramion. Bała się. Zastanawiała się, czy mimo woli swym zachowaniem na zabawie nie uraziła Gordona. W jego spojrzeniu dostrzegła jednak raczej rozpacz, a nie gniew.
– Dlaczego jesteś taka piękna, Sharon? – szepnął.
Sharon nie mogła uwierzyć własnym uszom.
– Naprawdę tak uważasz? – pytała zaskoczona,
– Kiedy Peter mówił, że jesteś bardzo piękna, musiałem mu przyznać rację. Dotąd jednak nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Uroda to tylko zewnętrzna oprawa, która z czasem przemija. Nie za wygląd tak bardzo cię ceniłem. Ale dzisiejszego wieczoru…! Ci wszyscy mężczyźni, wpatrzeni w ciebie jak w obrazek! To wprost nie do zniesienia!
Usłyszała tylko niewyraźne, zdławione westchnienie, po czym zatonęła w jego ramionach. Jego twarz dotykała jej włosów, niespokojne dłonie gładziły jej plecy. Sharon czuła drżący oddech Gordona tuż przy skroni.
On mnie kocha, pomyślała. Trzyma mnie w ramionach! To nie sen! Boże, nie ma dla mnie większego szczęścia!
– Och, Gordon – szepnęła, obejmując go za szyję. – Tak się bałam, że nigdy nie będzie ci na mnie zależało. Było mi tak ciężko, nie miałam już sił, by dłużej czekać, ale teraz nareszcie… teraz należysz tylko do mnie. Mój ukochany, mój jedyny Gordon!
Sharon raz po raz wypowiadała jego imię, tak jakby uczyła się go od nowa na pamięć.
Jego usta znalazły się tuż przy jej ustach, a Sharon ogarnęło niewypowiedziane szczęście. Przytuliła się do męża gorąco, z oddaniem. Czuła na ciele jego ręce, czuła pocałunki na szyi, chętnie poddawała się pieszczotom, nie zauważając, że stają się coraz bardziej brutalne. Nie stawiała oporu, gdy podniósł ją i ułożył na łóżku. Należała do niego, była zakochana i kochana!
Patrzyła mu czule w oczy, gładziła ukochaną twarz. Pragnęła dać mu całą głęboką miłość, całe ciepło i dobroć, jakie w sobie nosiła.
– Gordon, tak cię kocham! – wyszeptała wzruszona.
I wtedy rzucił zachrypniętym głosem:
– A więc nie zapomniałaś jeszcze swoich umiejętności? Teraz, kiedy już i mnie usidliłaś, mówisz, że kochasz, tak? Nie masz za grosz wstydu! Zachowujesz się jak prawdziwa dziwka.
Sharon jęknęła. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy, to musi być zły sen! Ale Gordon mówił dalej.
– Dlaczego to inni mogli się z tobą zabawić, a ja nie? Jak było z Peterem, jakie to miłosne igraszki odbywały się w biurze pod moją nieobecność? Mnie też się przecież coś należy! W końcu jesteś moją żoną, tak czy nie? Tylko się nie opieraj, bo nic ci to nie pomoże!
Przerażona brutalnością męża Sharon próbowała się wyswobodzić z jego ramion, ale daremnie. On zaś krzyczał:
– A może nie jestem dostatecznie przystojny? Może czekasz na zapłatę? Proszę bardzo! Oto ona!
Sięgnął ręką do kieszeni, wyciągnął banknot i położył go na stoliku. Upokorzona Sharon nie była już w stanie dłużej powstrzymać łez.
– Jeszcze ci mało? No to jeszcze jeden!
Opór i płacz dziewczyny jeszcze bardziej rozdrażniły Gordona. Już nie panował nad sobą. Sharon starała się uwolnić z jego objęć, gdy przywarł wargami do jej warg, ale bez powodzenia. W końcu musiała się poddać. Przymknęła oczy, z których płynęły łzy, i szepnęła:
– O dobry Boże!
ROZDZIAŁ XVII
Gordon stał przy oknie wpatrzony w ciemną noc. Przytłaczała go tak wielka rozpacz, że ledwie mógł oddychać.
Co ja narobiłem? myślał. Chyba sam diabeł musiał mnie opętać! Jak mogłem postąpić tak z kobietą, która nigdy nie wyrządziła mi najmniejszej przykrości?
Odwrócił głowę i spojrzał na drobną istotę, która przysiadła na brzegu łóżka, kuląc ramiona, i bezgłośnie łkała.
Czy to zazdrość sprawiła, że dał się ponieść zwierzęcej żądzy? Nieoczekiwanie odkrył, jak wielkim skarbem jest jego własna żona, i poczuł się boleśnie dotknięty tym, iż – jak sądził – należała już do innych mężczyzn. Na dodatek sporo wypił, a przecież taki był zmęczony. A może stało się tak dlatego, że nigdy tak naprawdę nie interesował się kobietami?
Nic jednak nie mogło usprawiedliwić jego brutalności. Wyrządził Sharon ogromną krzywdę, i to nawet nie o sam jego postępek chodzi. Najgorsze były słowa, jakie wypowiedział, kiedy wyznała mu swoją miłość. Upokorzył ją tak straszliwie właśnie wówczas, gdy po raz pierwszy mu zaufała. Czy coś takiego można wybaczyć drugiemu człowiekowi?
A jednak, o ironio, jego postępek pozwolił mu poznać całą prawdę o Sharon. Musi teraz powiedzieć o tym wszystkim. Żal mu było żony, ale nie mógł postąpić inaczej.
– Chodź, Sharon – rzekł bezbarwnie.
Podniosła oczy i odsunęła się od niego.
– Nie skrzywdzę cię nigdy więcej – zapewnił. – Tak wiele chciałbym ci wyznać, ale to zostawmy na potem. Najpierw trzeba wyjaśnić rzecz najważniejszą.
Patrzyła na niego z lękiem. Nie wiedziała, czego jeszcze może się po nim spodziewać.
– Nie będzie to dla ciebie przyjemne – dodał z westchnieniem. – Ale musisz przez to przejść.
Wstała i bez słowa podążyła za nim. Nie przyjęła jednak jego wyciągniętej dłoni.
Gordon poprowadził żonę ku świetlicy, gdzie wciąż trwała wesoła zabawa.
Sharon zatrzymała się.
– Nie! Tylko nie tam!
– Sharon, zrozum, ja muszę to zrobić. Mnie też to nie sprawi przyjemności, ale to dla twojego dobra…
Sharon poddała się i ruszyła apatycznie za Gordonem. Właściwie było jej już wszystko jedno. Czy mogło ją spotkać coś jeszcze gorszego?
Gordon poprowadził Sharon na oświetlone podwyższenie. Gości z Kanady już nie było, pozostali tylko mieszkańcy wyspy.
Gordon dał znak muzykom, by przerwali grę, i poprosił wszystkich, by podeszli bliżej.
– Stoi przed wami moja żona, Sharon, która przybyła na wyspę oskarżona o zabójstwo. Mimo że zawsze twierdziła, że jest niewinna, tak naprawdę nie wierzyliśmy jej słowom. Wszyscy posądzaliśmy Sharon o najgorsze i nieustannie jej dokuczaliśmy. Została wykluczona z naszej społeczności, wyrzucona z baraku mieszkalnego i jadalni, opluwano ją i pogardzano nią, nawet dopuszczono się próby jej ukamienowania. Chciałbym teraz zapytać, czy jest na tej sali choćby jedna osoba, która może jej rzeczywiście coś zarzucić?
Nikt nie odpowiedział, trwała pełna napięcia cisza.
W końcu przerwała ją Doris:
– Zrzuciła winę na Lindę Moore! – wykrzyknęła.
– Czy naprawdę tak było? – spytał z naciskiem Gordon. – Sharon raz tylko opowiedziała swoją wersję całej tej historii, i to pod przymusem. Czy to nie Linda na prawo i lewo rozpowiadała, jakim potworem jest Sharon?
W sali panowała cisza. Napięcie rosło z minuty na minutę.
– Dzisiaj zagadka została wreszcie rozwiązana. Sharon jest niewinna.
Przez salę przeszedł szmer zaskoczenia, a potem rozległ się głos Doris:
– I pan myśli, że my w to uwierzymy? Przecież są dowody przeciwko Sharon. Wystarczy tylko spojrzeć na Lindę, żeby…
– No właśnie! – przerwał jej Peter. – Nie chcesz chyba powiedzieć, Gordonie, że moja żona wszystko zmyśliła? Wystarczy porównać je obie!
– Słusznie. Mamy dziś wreszcie taką okazję. To pozwoli nam ustalić która z nich kłamie. Pozwól tutaj, Lindo. Mam do ciebie kilka pytań.
Linda weszła na scenę krokiem pełnym gracji. Na jej ustach Sharon dostrzegła pogardliwy uśmiech. Sama stała bez najmniejszego ruchu, nie reagując na to, co działo się wokół niej. Nogi miała jak z waty, a myśli wydawały się ciężkie niczym ołów.
– Co mianowicie chciałby pan wiedzieć? – spytała Linda głosem słodkim jak miód.
Gordon wziął głęboki oddech. Widać było, że dobranie właściwych słów przychodzi mu z trudem.
– Nie zaprzeczysz, że morderstwa dokonała kobieta lekkich obyczajów?
– Naturalnie, że nie – odparła z przekonaniem Linda. – Dlatego nie mogę zrozumieć, jak Sharon śmie rzucać na mnie taką potwarz. Chyba nie wie, co mówi. Wszyscy w mieście znali kobietę w czerwonej pelerynie, która, starannie ukrywając swą twarz, odwiedzała wielu panów.
– Ach, tak. O ile wiem, Sharon rzeczywiście miała taką pelerynę, ale ty podobno taką samą.
Linda zaśmiała się triumfująco.
– Tak twierdzi Sharon, ale to naturalnie jedno wielkie kłamstwo. Nie ma nic na swoją obronę, więc próbuje całą winę zrzucić na mnie.
– Czy Sharon była w domu, w którym popełniono zabójstwo, by zabrać jakąś parę rękawiczek, o których podobno zapomniałaś?
Linda wyglądała na szczerze zdziwioną:
– Przecież to jasne, że Sharon po prostu zmyśliła całą tę historię. Widziała ją nawet gospodyni…
– Tak. I zdaje się, przysięgała nawet, że kobieta w czerwonej pelerynie jest przyjaciółką właściciela kamienicy?
– Oczywiście – odparła Linda.
– Czy możesz potwierdzić jej słowa?
– To w ogóle nie podlega dyskusji, ale mimo to przysięgam na moją zmarłą matkę.
Gordon odetchnął z ulgą:
– Dziękuję ci. Tak więc Sharon jest wolna.
Po tych słowach zapanowało ogólne poruszenie. Zdezorientowana Linda zapytała:
– O co w tym wszystkim chodzi? Przecież to jakaś bzdura!
Gordon nienawidził siebie samego za to, co miał za chwilę zrobić: zdecydował się zdradzić najintymniejsze tajemnice ich małżeństwa wszystkim obecnym na sali po to, by na zawsze uwolnić żonę od strasznego oskarżenia.
– Sharon do dzisiaj była dziewicą – powiedział i ukrył twarz w dłoniach.
Wszyscy zamarli, po chwili po sali przebiegł szmer przyciszonych głosów, a w końcu zapadła taka cisza, że słychać było przelatującą muchę.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.