– Zjedz obiad, a potem pójdziesz przespać się chwilę. Obudzę cię niedługo.
Chyba tylko świadomość, że Peter darzy ją uczuciem, pozwoliła Sharon wydawać Gordonowi takie dyspozycje. Czuła w sobie teraz jakąś niezwykłą siłę.
Gordon w pierwszej chwili otworzył usta, by zaprotestować, w końcu jednak się poddał.
– Może masz rację? Niewielki teraz ze mnie pożytek.
I zasnął.
Późnym wieczorem ktoś niespodziewanie zastukał do drzwi. Przez kilka sekund Sharon zastanawiała się, kto też mógłby ją odwiedzać o tej porze, Andy’ego i Anny jednak zupełnie się nie spodziewała. Młodzi sprawiali wrażenie podenerwowanych.
– Proszę – Sharon zaprosiła ich do środka. – Czy coś się stało?
Weszli do przedpokoju, a Sharon wskazała im drogę do jej pokoiku.
– Sharon, musisz mi pomóc – poprosiła urywanym głosem Anna. – Nie chcę, żeby te okropne kobiety ze szpitalika wytrząsały się nade mną, a Margareth i doktor są w kopalni i…
– Pobraliśmy się – przerwał jej Andy, jakby ta nowina miała wszystko wytłumaczyć. – Anna jest wspaniałą dziewczyną, a ja przecież mogę się zająć dzieciakiem. Ona się wcale nie przejmuje moją egzemą, więc powiedziałem jej, że tylko ty możesz nam pomóc.
– Tak, a ja się wcale ciebie nie boję, bo wiem, jaka jesteś dobra. Ty jedna okazałaś mi serce na statku. Doktor mówił, że to dla ciebie nie pierwszyzna. Co ja mam zrobić, to cały miesiąc za wcześnie, a ja tak się boję…
Resztę zdania pochłonął szloch dziewczyny.
Sharon dopiero teraz zorientowała się, o co chodzi.
– Anno, chyba nie chcesz powiedzieć, że właśnie nadszedł czas rozwiązania…?
– Tak… – zdołała tylko wyszeptać.
– Przed chwilą znowu miała bóle i jest taka blada – dodał zdenerwowany Andy. – To chyba już pora. A ja z powodu wypadku muszę stawić się w kopalni!
– Mój Boże, ale ja tylko asystowałam przy porodzie! Nigdy nie przyjmowałam dziecka sama! Andy, musisz tu zostać i mi pomóc! – wykrzyknęła przerażona Sharon.
Andy cofnął się o kilka kroków.
– Kazano mi przyjść na nocną zmianę, bo mamy za mało ludzi przy wydobyciu. Większość pomaga przy zawalisku.
Podczas gdy Sharon zbierała myśli, twarz Anny znowu wykrzywiła się boleśnie.
– W takim razie powiedz koniecznie doktorowi, żeby jak najszybciej tu się zjawił – poleciła Andy’emu. – Mogę sobie nie poradzić, bo to wcześniejszy poród, a wiec i większe ryzyko.
Sharon podbiegła do łóżka i szybko zaczęła zmieniać pościel, po czym pomogła Annie zdjąć suknię. W chwilę później Anna już leżała na posłaniu.
Dopiero teraz rodząca nieco się uspokoiła i rozejrzała po pokoju.
– Więc tu mieszkasz? Jak tu miło, nawet ładniej niż w nowych domach.
– Przedtem był tu składzik – odpowiedziała zadowolona z pochwały Sharon. – Mam też piecyk, ale zasłoniłam go szafką, więc nie jest aż tak widoczny. Jestem dumna z tego pokoiku, choć dotychczas nie miałam go komu pokazać, nikt mnie tu nie odwiedza. Jesteś moim pierwszym gościem. No, a teraz leż spokojnie, bo muszę się przygotować – Sharon mówiła dużo w nadziei, że Anna nie usłyszy, jak głośno szczękają jej ze strachu zęby.
Co robić? myślała w popłochu. Nożyczki, balia, gorąca woda, czyste ręczniki, bandaże…
Przeszywający powietrze krzyk rodzącej sprawił, że Sharon zastygła z przerażenia.
Nie było chwili do namysłu, nadchodziło rozwiązanie. Jak sobie poradzi? Przecież nawet nie zdąży wszystkiego przygotować. Gdyby choć ktoś mógł jej pomóc…
– Sharon, wzięłam ubranka dla maleństwa – odezwała się Anna między jednym a drugim bólem.
– To świetnie. Poczekaj teraz chwileczkę, zaraz wracam. Nic się nie bój!
Zanim Anna zdołała cokolwiek odpowiedzieć, Sharon biegła już w kierunku części mieszkalnej.
Co ja zrobię? myślała w popłochu. Przecież powinien się wyspać, ale nie mam wyjścia. Może się nie zdenerwuje. Boże, dopomóż mi!
Gordon rzeczywiście spał głęboko na kanapie, nie zdjął nawet butów. Sharon odczekała chwilę, zanim odważyła się szarpnąć go za ramię i potrząsnąć mocno. Gordon obudził się i uniósł na posłaniu.
– Co, kopalnia? – zapytał wystraszony.
– Nie, nie kopalnia. Zwykła ludzka sprawa. Potrzebuję twojej pomocy. Chodź szybko!
Gordon oprzytomniał w okamgnieniu. Bez słowa podążył za Sharon w kierunku jej pokoju. Kiedy na łóżku Sharon ujrzał bliską rozwiązania Annę, na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
– Nie musisz mi towarzyszyć, ale przynieś natychmiast gumowe prześcieradło i gorącą wodę. Tu stoją wiadra. I jeszcze parę rzeczy ze sklepu, zapisałam ci na kartce. Pamiętaj, żeby dali jak najdelikatniejszą tkaninę. Wodę zagrzejesz na piecu, a drewno znajdziesz pod szafką. I napal solidnie, bo to wcześniak. Musi mieć cieplutko!
Gordon tylko kiwał głową, nie protestując przeciwko temu, że tym razem Sharon wydaje polecenia.
– Posłałaś po doktora? – zapytał niepewnie.
– Oczywiście. Mam nadzieję, że zjawi się szybko. Jeszcze nigdy nie odbierałam porodu sama.
– Poradzisz sobie?
– Spróbuję, z twoją pomocą, ma się rozumieć.
– W porządku, już biegnę.
Kiedy wyszedł, Sharon ustawiła z krzeseł prowizoryczny parawan i przykryła go zasłonami.
Anna uśmiechnęła się przez łzy.
– Że też masz odwagę tak się zwracać do samego dyrektora!
– Są chwile, kiedy to kobiety decydują o wszystkim – odparła Sharon. – No, jak się czujesz?
– To trwa tak długo… – jęknęła Anna.
Sharon otarła krople potu z czoła rodzącej.
– Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że pójdzie całkiem sprawnie.
Aż za sprawnie, dodała w myśli zaniepokojona Sharon. Żeby choć Margareth tu była!
– Sharon, jesteś taka miła. Nie rozumiem, jak mogłabyś kogoś zabić – wyszeptała Anna.
– Nie mogłabym nikogo zabić. Ale opowiedz mi lepiej o sobie. Czy w Anglii było ci ciężko?
Anna pokiwała głową, a jej wargi lekko zadrżały.
Sharon miała nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę dziewczyny od bólu związanego z porodem. Historia Anny była jedną z tysiąca opowieści o tej jedynej miłości, o wyśnionym mężczyźnie, który odszedł, i rodzicach, którzy odwrócili się od zhańbionej córki.
Po twarzy Anny spływały łzy.
– Mówił, że nie uwierzy w moją miłość, jeśli mu nie ulegnę. To miał być dowód mojej miłości…
– No tak, to częsty sposób przekonywania dziewcząt. I na ogół kończy się to podobnie. Mam nadzieję, że inaczej życie ułoży ci się z Andym.
– Bardzo go lubię – potwierdziła Anna.
Dziewczyna nie mogła mówić dalej, gdyż bóle znowu się nasiliły.
Tymczasem wrócił Gordon.
– Przyniosłem ci nieprzemakalne prześcieradło. Chyba się nada?
– Tak, dziękuję ci.
Anna mamrotała teraz coś pod nosem.
– Sharon, nie zabijesz maleństwa? Nie zrobisz tego, prawda?
Sharon zbladła i spojrzała na Gordona. Ten poklepał ją uspokajająco po ramieniu i odezwał się zdecydowanym głosem:
– Anno, co to za głupstwa przyszły ci do głowy? Sharon próbuje ci tylko pomóc!
– A czy ja coś mówiłam? – spytała dziewczyna półprzytomnie.
Sharon wyprosiła Gordona i posłała go do kuchni, by rozpalił ogień i zagrzał wodę.
W nadzwyczajnie krótkim czasie Sharon i Gordon przygotowali wszystko, co mogło być potrzebne. Wreszcie nadszedł decydujący moment.
Sharon starała się nie myśleć o niczym, tylko skoncentrować na porodzie. Polecenia, które wydawała Gordonowi, brzmiały niczym pojedyncze wystrzały z karabinu:
– Wlej wodę! Za gorąca! Wygotuj nożyczki!
Zza zasłony słyszała tylko szybkie kroki Gordona.
Nagle przeszywające krzyki rodzącej zupełnie umilkły, zapanowała niezmącona cisza. Gordon stanął bez ruchu w oczekiwaniu na to, co jeszcze się wydarzy. Po chwili usłyszał słaby płacz noworodka.
W pokoju były teraz cztery osoby.
Gordon odetchnął z ulgą.
– Masz synka, Anno – zakomunikowała wzruszona Sharon. – Gordon, weź chłopca i ostrożnie go wykąp.
Gordon stał niepewnie z zakasanymi rękawami i przyglądał się Sharon ze zdumieniem.
– Ja?
Sharon zrobiła nieznaczny gest głową w kierunku Anny. Gordon zrozumiał, że ze względu na spokój matki jemu chciała teraz powierzyć maleństwo.
Anna leżała z przymkniętymi oczami i była nadal bardzo blada. Martwiło to Sharon, która modliła się, by doktor Adams zjawił się jak najprędzej. Zmieniła Annie pościel i podeszła do Gordona.
Gordon poradził sobie całkiem nieźle z kąpielą i maleństwo leżało teraz spokojnie, starannie opatulone w ręczniki.
– Widzę, że świetnie ci poszło – pochwaliła Sharon.
– Oj, nie jestem taki pewien. Cały czas wydawało mi się, że mały tonie w moich rękach. To taka kruszyna!
– Możesz już odetchnąć. Ale broń Boże, żebyś zapalił fajkę.
Gordon usiadł w fotelu i otarł pot z czoła. Jego wzrok spoczął na Sharon, wyrażał podziw i niedowierzanie. Sharon zmieszała się i zaczęła nerwowo poprawiać włosy.
– To był pewnie trudny poród?
– Nie, raczej nadspodziewanie szybki. Niekiedy poród trwa kilkadziesiąt godzin.
Gordon westchnął:
– Dla mnie to było przerażające, krzyki, krew! Chyba nigdy się nie ożenię.
– A to dlaczego? – zapytała Sharon.
– Czegoś podobnego nie przeżyłbym po raz drugi. Nie dopuszczę, by kobieta musiała tak dla mnie cierpieć.
Sharon rzekła w zamyśleniu:
– A gdyby tego pragnęła?
– To niemożliwe. Czy sądzisz, że Anna zdecydowałaby się przeżyć coś podobnego jeszcze raz?
Sharon uśmiechnęła się.
– Dziś jej o to nie pytaj, ale za tydzień zobaczysz, co ci odpowie.
Gordon pokręcił głową:
– To przechodzi wszelkie pojęcie.
W korytarzu dały się słyszeć czyjeś kroki, zaraz potem do pokoju wbiegli doktor Adams i Margareth. William zwrócił się do Sharon:
– Ależ tu parówka! No, jak tam, Sharon, czy dziś wieczór ktoś przyjdzie na świat?
Sharon uśmiechnęła się i wskazała na stół, gdzie leżał niemowlak. William i Margareth stanęli jak wryci.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.