Westchnął zrezygnowany i zamknął oczy. A potem na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen goryczy.

– Cóż, wyżywić dwie czy trzy osoby, jaka to różnica? – Nie musiał się już więcej oglądać za siebie, by wiedzieć, że dziewczynka podąża za nim pośpiesznie i cicho jak myszka.

W leśnej zagrodzie czas szybko upływał. Franciszka starała się ze wszystkich sił, by bracia Rodanowie mieli z niej pociechę. Pracowała z takim zapałem, że prosili ją nieraz, by trochę odpoczęła i zrozumiała, iż jest człowiekiem, a nie koniem pociągowym. Dawno spalili pejcz Siergieja. Miro dostał nowe podręczniki do samodzielnej nauki. Pilnie czytała je także Franciszka. Miro nie miał nic przeciwko temu, a nawet mu to odpowiadało, bo wreszcie mógł się przed kimś popisać wiedzą i doświadczeniem. Komuś, kto zawsze był najmłodszy w rodzinie, musiało to sprawiać przyjemność.

Kapitan Rodan z niepokojem obserwował, jak Franciszka zaczyna się rozwijać. Nabrała pełniejszych kształtów, a idąc lekko kołysała biodrami. Stare koszule Mira nie były już wstanie ukryć, że oto Franciszka przemienia się w kobietę. Anuśka miała rację. Franciszka była starsza, niż im się to zrazu zdawało. Ale pozostała bardzo dziecinna, choć nadal nie potrafiła wykrzesać z siebie radości życia. Często spoglądała zalękniona na Siergieja. Ciągle jeszcze wzbudzał w niej strach. Miro zastanawiał się, kto ją tak źle traktował. Ten ktoś musiał być podobny do Siergieja, skoro dziewczynka nie mogła zapomnieć.

Od czasu do czasu Siergiej wyjeżdżał do miasta i wracał dopiero późną nocą. Któregoś dnia zaskoczył Mira wcześniejszym powrotem z takiej eskapady.

– Franciszko – zaczął na pozór obojętnie. – Zobaczyłem to na wystawie i pomyślałem, że pewnie chciałabyś mieć coś takiego – rzekł, kładąc na stole niewielką pozytywkę. Było to prawdziwe cacko, na wieczku znajdował się obrazek przedstawiający sielankę pasterską. Kiedy się je podnosiło, rozlegały się delikatne dźwięki melodyjki.

Franciszka zdziwiona podeszła bliżej.

– Weź, proszę! To dla ciebie – powiedział Siergiej trochę zawstydzony.

– Dla mnie?

– Tak, dla ciebie. Nigdy nie miałaś zabawek? Pokręciła głową, nie odrywając wzroku od pozytywki.

– Musiała sporo kosztować – rzekł z nabożeństwem

Miro. – Popatrz, Franciszko, na te owieczki… albo na te obrazki z boku. Potrzymaj!

Franciszka zasłuchana w dźwięki melodii bezwiednie wzięła do ręki pozytywkę. Bracia przyglądali się jej w napięciu.

– Siergiej – szepnął Miro. – Siergiej, ona się śmieje. Tak, naprawdę się uśmiecha!

– Przyniosę wodę – odezwał się Siergiej stłumionym głosem i pośpiesznie wyszedł z izby. Długo nie wracał. Miro widział go przez okno, jak usiadł przy studni i z rękami opartymi na kolanach spoglądał na kolyszące się na wietxze korony drzew. Kiedy wrócił, Franciszka już zdążyła się położyć. Pozytywkę postawiła przy łóżku. Następnego ranka przy talerzu starszego z braci stał kubek z bukietem polnych kwiatów. Siergiej spojrzał na onieśmieloną, wyczekującą w napięciu Franciszkę i podziękował jej lekkim skinieniem głowy: Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie.

Siergiej coraz rzadziej wyjeżdżał do miasta. Właściwie Miro lubił, gdy go nie było w domu, bo wtedy Franciszka zachowywała się swobodnie i naprawdę było im wesoło. Prowadzili wojnę na poduszki, bawili się w różne gry albo wychodzili na dwór. Miro uczył ją jeździć konno, gonili się i biegali na wyścigi. Któregoś dnia Miro podczas gonitwy schwytał ją i przytrzymał przez moment.

– Franciszko, jesteś już dorosła – stwierdził naraz, zakłopotany dokonanym przez siebie odkryciem.

– Ja? Jak to?

Patrzył na nią, a ona także spojrzała mu w twarz, która nieoczekiwanie znalazła się tak blisko – w jego piękne zdziwione oczy, brązowe włosy, lśniące w promieniach zachodzącego słońca.

– Rośnie ci broda – zauważyła, nadal rozbawiona. Nie odpowiedział, więc Franciszka spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– Jaka jesteś piękna, Franciszko! – wyszeptał.

– Ty też – odrzekła prostodusznie. – Najpiękniejszy na świecie.

Musnął palcami jej usta i podbródek.

– Dlaczego to robisz? – spytała naiwnie. Natychmiast ją puścił. Zrozumiał, że właśnie przed tym przestrzegał go Siergiej. Wtedy słowa brata go rozbawiły, ale teraz wcale nie było mu do śmiechu.

– Wracamy – uciął krótko.

Zabawa się skończyła i oboje wiedzieli, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nawet Franciszka to pojęła, choć nie rozumiała przyczyny, bo nadal była bardzo dziecinna. Miro jednak stał się już dojrzałym młodzieńcem.

Wreszcie nadszedł dzień, w którym Siergiej przyniósł z miasta nie najlepsze nowiny. Wziął Mira na stronę i powiedział:

– Trafił mi się fantastyczny transport. Do granicy zbliża się trzydziestoosobowa grupa uchodźców. Sam nie dam rady ich przeprowadzić. Miro, musisz jechać ze mną!

Miro zagryzł wargi. Po raz pierwszy Franciszka miałaby zostać w domu sama. Sytuację pogarszało dodatkowo to, że, jak wspominał Siergiej, nadal kręcili się po mieście jacyś obcy ludzie i rozpytywali o zaginioną dziewczynkę.

– Ale przecież jest u nas już od roku – dziwił się Miro. – Z jakiego powodu ciągle jej szukają?

– Przyglądałeś się jej ostatnio? – spytał Siergiej Miro przytaknął z pewnym ociąganiem. Siergiej spojrzał na brata badawczo, trochę zaniepokojony, ale mówił dalej:

– Ona nie jest zwykłą służącą, Miro! Ktoś ją tylko tak traktował. Spójrz jednak na ten profil, na jej rysy twarzy. Potrzeba kilku pokoleń wybrańców z wyższych sfer, aby osiągnąć efekt tak doskonały.

– Nie możemy jej przecież zostawić tu samej rzekł zaniepokojony Miro.

– Co się stało? – zapytała Franciszka, która podeszła bliżej.

Miro opowiedział jej o transporcie i o rozpytujących o nią szpiegach.

– Czy nie mogłabym pojechać z wami? – spytała, wstrzymując oddech.

– Oszalałaś?! – krzyknął Siergiej. – Przecież to śmiertelnie niebezpieczne! Wszyscy od razu poznają, że nie jesteś mężczyzną, chociaż nosisz spodnie i długie buty. To niemożliwe, Franciszko!

Jej oczy przygasły. Siergiej westchnął ciężko i odwrócił się do Mira.

– Stąd wyjedziemy konno wieczorem. W mieście spotkamy pozostałych, a jutro o świcie nad rzeką przejmiemy transport. Dostaniemy wysoką zapłatę…

– Myślisz tylko o pieniądzach – żachnął się Miro.

– A co mam robić? Nie mamy gospodarstwa, jest nas troje, a ty na jesieni powinieneś zacząć naukę w szkole… Gdzie jest Franciszka? Musimy coś zjeść. – Wzięła nóż i poszła do swojego pokoju.

– Co? Wzięła nóż? Dobry Boże, czy już człowiek nic nie może powiedzieć w tym domu?

Rzucił się pędem w stronę niewielkiego pokoiku Franciszki, ale zderzył się z nią w drzwiach. Cofnął się i zszokowany zawołał:

– Franciszko, co zrobiłaś z włosami? Miro tylko jęknął.

– Twoje włosy, Franciszko! Twoje przepiękne włosy!

Dziewczynka obcięła długie warkocze, by upodobnić się do mężczyzny, ale efekt okazał się żałosny.

– Boże, dopomóż – wzdychał młodszy z braci. Siergiej patrzył na nią, zacisnąwszy usta.

– Miro, przynieś nożyce do strzyżenia owiec! Spróbujemy uratować te nędzne resztki!

Franciszka cofnęła się przerażona, kiedy Miro wrócił z nożycami.

– Przestań się wygłupiać i siadaj! – nakazał Siergiej. – Chyba że to dla ciebie takie straszne, że mam cię dotknąć.

– Miro – poprosiła zawstydzona i opuściła głowę.

ROZDZIAŁ III

Siergiej z rozmachem cisnął nożyce na stół i wyszedł. Miro znał doskonale swego brata i wiedział, że ciągła nieufność Franciszki sprawia mu przykrość. Rozzłościł się więc na dziewczynę.

– Czy musisz być taka wobec Siergieja? – mówił z wyrzutem, przycinając jej równo końce włosów.

– Nic na to nie mogę poradzić – szepnęła. – Kapitan Rodan mnie przeraża.

Kapitan Rodan… Miro uświadomił sobie naraz, że Franciszka nigdy nie zwracała się do Siergieja po imieniu. Kiedy starszy brat wrócił, podzielił się z nim tym odkryciem.

– Może twoje imię wywołuje w niej lęk?

– Nie sądzę, to imię rosyjskie, rzadkie w naszym kraju.

Siergiej przykucnął przed dziewczynką i zapytał: – Dlaczego się mnie boisz, Franciszko?

Odwróciła głowę, ale Miro upomniał ją surowo, żeby się nie kręciła, bo może ją skaleczyć.

– Czy nie mogłabyś mnie traktować jak starszego brata? – poprosił, ale ujrzawszy łzy w jej oczach, wstał pośpiesznie. – Nie będę cię męczył – rzekł. – A zresztą, skoro już się tak poświęciłaś, nie mamy chyba wyboru, musimy cię zabrać.

Poderwała się z krzesła uszczęśliwiona.

Siergiej roześmiał się i podał jej stary filcowy kapelusz. – Naciągnij go porządnie, żeby zakryć twarz. Jesteś zbyt ładna, by można cię wziąć za chłopaka. Na ramiona zarzucisz pelerynę. O, tak właśnie! Teraz w~~glądasz jak rozbójnik. Czyż nie, Miro?

Miro także się roześmiał.

– Mnie nie nabierze, ale innych, kto wie! Franciszko, chyba się domyślasz, że w najbliższym czasie nie będziemy wiele spali?

– Teraz się wyśpię na zapas! Czy będę mogła pożyczyć konia?

Bracia mieli trzy konie, jednego zwykle zaprzęgali do bryczki. Była to stara, łagodna i powolna kobyła, która sama potrafiła wybrać drogę.

– Możesz pożyczyć – zgodził się Siergiej. Przepełniona uczuciem szczęścia westchnęła głęboko. Raptem Siergiej uświadomił sobie, że jego wychowanka nigdy nie była w mieście. Jaki z niego opiekun, skoro dopuścił się takiego zaniedbania!

– Franciszko, chcesz jechać z nami wieczorem do miasta? Zabawimy się!

– Zabawimy się? To znaczy, upijemy się? Dobrze! Zaczerwienił się gwałtownie. Czyżby o tym wiedziała? Miro usiłował stłumić wesołość, ale bez powodzenia. Wybuchnął śmiechem tak serdecznym, że zaraził nim dziewczynkę i brata i zaraz wszyscy troje śmiali się do łez.

Pojechali do miasta do przyjaciół Siergieja. To oni zwykle przekazywali mu informacje o uciekinierach, których miał przeprowadzić przez zieloną granicę. Znajdowali się w ładnym, dość dużym pomieszczeniu. Panował tu półmrok. Franciszka nie miała pojęcia, że to gospoda, tego wieczoru zamknięta dla gości. Podziwiała wiszące rządkiem wielkie kufle do piR›a i piękne malowidła na ścianach, choć co prawda w większości przedstawiały one skąpo odziane damy. Obserwowała też przyjaciół Siergieja siedzących przy niewielkich stołach. Jedni grali w karty, inni raczyli się piwem. Miro rozmawiał ze znajomymi, ale nawet na moment nie spuszczał Franciszki z oka, co sprawiało, że czuła się bezpieczna. Kapitan Rodan rozgrywał partię pokera. Podeszła bliżej i stanęła za nim.