Franciszka krzyczała jak opętana, usiłując się wyrwać, a po twarzy spływały jej strumienie łez.

– Zamknij się! – zawołał Siegiej. – Miro, pomóż mi ją przytrzymać! To prawda, że daleko mi do świętego, ale kanalią przecież nie jestem!

Zrozpaczony Miro usiłował pomóc bratu, ale tylko rozdarł dziewczynce sukienkę. Nagle krzyknął:

– Siergieju, przestań!

Nim starszy brat pojął, co się dzieje, Miro wyrwał mu zza pasa krótki pejcz, pamiątkę z czasów oficerskich, i wyrzuci za drzwi.

Franciszka znacznie się uspokoiła, choć nadal pochlipywała i drżała niczym liść osiki.

– Dlaczego to zrobiłeś? – spytał Siergiej, nie wypuszczając małej z rąk.

– Popatrz na jej plecy! – odrzekł Miro wstrząśnięty. Siergiej zerknął na widoczne spod rozdartej sukienki nagie ciało.

– Blizny? Tak, to ślady od pejcza! – Odwrócił się gwałtownie, by Miro nie mógł dojrzeć jego twarzy. Przez moment nikt się nie odzywał, wreszcie Siergiej usiadł na ławie. – Podejdź bliżej – powiedział bezbarwnym głosem. – Nie bój się!

Ale dziewczynka instynktownie przysunęła się do Mira. Gdy jednak ten wyciągnął do niej dłoń, i to ją przeraziło. Wcisnęła się w kąt, nieufna wobec nich obu. Na razie zrezygnowali z prób nawiązania z nią kontaktu. Postanowili odczekać, póki się trochę nie uspokoi.

– Masz na imię Franciszka? – zaczął Miro przyjaźnie. – A ja jestem Miro Rodan. To mój brat kapitan Siergiej Rodan. Jak nazywa się twój ojciec?

Potrząsnęła głową na znak, że nie rozumie. Miro pytał dalej, a na jego twarzy malowała się niecierpliwość.

– Słyszeliśmy, że umiesz mówić! Powiedz, jak nazywa się twoja matka!

Znowu ta sama reakcja.

– Twoja matka, mamusia.

W pięknych oczach pojawił się błysk.

– Mama… – rzekła powoli rozmarzona. – Mama… Miro westchnął.

– Gdzie mieszkasz? – W domu.

– W jakim domu? Nie wiedziała.

Miro patrzył na nią bezradny.

– Nic nie rozumiem. Posłuchaj mnie, Franciszko. Nikt cię tu nie skrzywdzi, nikt cię nie uderzy. Jeśli chcesz zostać u nas kilka dni, to proszę bardzo. Będziemy się starali ci pomóc. Chcesz?

Spoglądała bezradnie to na Mira, to na Siergieja. Gdy patrzyła na starszego z braci, w jej wzroku malowało się niedowierzanie, że z jego strony może spotkać ją coś dobrego. W pewnej chwili przymknęła oczy i osunęła się na podłogę. Widać było, że jest bardzo osłabiona.

Bracia posłali jej w niewielkiej spiżarni. Miro podenerwowany wyjął najlepszą pościel, jaką mieli w swoim kawalerskim gospodarstwie. Nie była może wytworna, ale zaraz leżała powleczona na łóżku. Ze spiżarni było tylko jedno wyjście – przez izbę, która pełniła funkcję sypialni, jadalni i pokoju dziennego równocześnie.

– Co zamierzasz z nią zrobić? – zapytał Miro, nim zamknęli drzwi.

– Mnie się pytasz?! – burknął Siergiej. – To twoje zmartwienie. Ty chciałeś ją zabrać! – Ale po chwili dodał nieco łagodniej: – Porozmawiam z Anuśką, tą, która mieszka nad wodą. Bo chyba sam zdajesz sobie sprawę, że ta mała nie może tu zostać.

Miro wprawdzie niezupełnie to pojmował, ale bał się niepotrzebnie denerwować brata.

– Więc… zamierzasz ją sprzedać tym ludziom z psami? – Nie wiadomo, czy to jej szukali – nasrożył się Siergiej. – A poza tym chyba nie sądzisz, że jestem potworem?

Miro sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć…

ROZDZIAŁ II

Franciszka leżała w łóżku dwie doby i nie wiedzieli już, czy śpi, czy jest nieprzytomna. Przez cały czas czuwał przy niej Miro, który napatrzeć się nie mógł na śliczną twarzyczkę dziewczynki. Ale oto przyszło nowe zlecenie – trzeba było przeprowadzić kogoś przez granicę – i Miro po raz pierwszy nie towarzyszył bratu. Siergiej ruszył sam w drogę, przedtem surowo go upomniawszy, żeby do chaty nikogo nie wpuszczał, obojętnie czy będą to znajomi, czy obcy ludzie.

Trzeciego ranka, kiedy Miro wszedł do Franciszki; dziewczynka nie spała. Patrzyła na niego bez słowa. – Witaj! – pozdrowił ją, starając się wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie. Wypadło to chyba nieco sztucznie. – No, już nie jesteś taka przestraszona. Lepiej się czujesz?

Nic nie odpowiedziała i nadal wpatrywała się weń nieruchomym wzrokiem.

– Zapomniałaś mnie? Nazywam się Miro. Znaleźliśmy cię w lesie, teraz jesteś w naszym domu. Pod wpływem jej poważnego spojrzenia poczuł się trochę nieswojo. Przysiadł na brzegu łóżka. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.

– Siergiej pojechał do pracy – mówił dalej Miro. Nie musisz się go bać, on jest dobry, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zjesz coś? Spróbuj wstać! Jeśli możesz, ubierz się i przyjdź do kuchni.

Wyszedł czując, jak ręce mu drżą z napięcia. Błyskawicznie nakrył do stołu, staranniej niż zwykł to czynić na co dzień, a gdy już wszystko było przygotowane, usiadł i czekał. Czas wlókł się niemiłosiernie. Miro miał ochotę podejrzeć, czy Franciszka wstała, czy nadal leży w łóżku. Ale przyzwoitość nakazywała mu uzbroić się w cierpliwość. Po około dziesięciu minutach zaskrzypiały drzwi, uchyliły się zrazu wąską szparą, potem trochę szerzej, aż w końcu ukazała się Franciszka. Wślizgnęła się do kuchni i cichutko przemknęła na wolne miejsce przy stole. Już po chwili trzymała w ręce kubek z mlekiem. Jej wystraszone wielkie oczy śledziły każdy krok chłopca. Najmniejszy nieostrożny ruch z jego strony mógłby ją spłoszyć. Dziewczynka przybrała postawę wyczekującą. Ważne jednak było to, że przynajmniej w pewnym stopniu zaakceptowała swą nową sytuację.

Miro potrzebował tygodnia, by nawiązać z nią kontakt. Któregoś popołudnia rąbał drewno na opał, a Franciszka mu pomagała. Nosiła pocięte kawałki i układała na stos. Garnęła się do wszystkich zajęć domowych, pracowała szybko, ale jakby w ciągłej obawie, czy właściwie zrozumiała jego polecenia. W pewnej chwili Miro krzyknął, bo w palec weszła mu drzazga. Dziewczynka przystanęła gwałtownie, niezdecydowana, co powinna uczynić. Widząc skrzywioną z bólu twarz Mira, wypuściła drewno z rąk i podeszła niepewnie do chłopca.

– Pomożesz mi? Wyjmiesz mi drzazgę? – spytał. Bez trudu poradziłby sobie sam, ale nadarzyła się okazja, by wystawić Franciszkę na próbę. Ręce dziewczynki zadrżały, tak jakby chciała mu przyjść z pomocą, ale brakowało jej od~•agi. Miro postawił wszystko na jedną kartę.

– Och, jak mnie boli! – jęczał. – A Siergieja nie ma w domu!

Jej dłoń, niepewna, znalazła się niedaleko jego dłoni. Powolutku podsunął rękę bliżej. Czuł wiszące w powietrzu napięcie. Spojrzał na twarz Franciszki: zatroskane oczy wpatrywały się w jego dłoń, z której na szczęście płynęła strużka krwi. Dwoma palcami dotknęła ostrożnie drzazgi. Miro stał nieporuszony, obawiał się złapać głębszy oddech, by jej nie spłoszyć. Chciała chwycić kawałek drewienka, ale jedną ręką nie udało się jej tego zrobić. Przestraszona, jakby miała do czynienia z materiałem wybuchowym, ścisnęła ranę drugą dłonią. Powoli drzazga przesuwała się, aż wreszcie została wyjęta.

– Bardzo ci dziękuję, Franciszko – rzekł ciepło Miro. Jak to miło z twojej strony. Daj, pomogę ci zanieść drewno! – I wziąwszy drwa pod pachę, podał dziewczynce rękę. – Chyba już nie raz wyjmowałaś drzazgi?

Ku jego wielkiej radości Franciszka wreszcie się odezwała.

– Nie, nigdy, tylko sobie – odpowiedziała.

Miro odetchnął z ulgą. Pierwsze lody zostały przełamane.

Kiedy Siergiej wrócił do domu, Miro miał mu wiele do opowiedzenia.

– Wiesz, ona jest jak zwierzątko – rzekł korzystając z tego, że Franciszka poszła nakarmić konie. – Sam widzisz, ciągle się ciebie boi. Ona umie tylko pracować. A pracuje jak niewolnica. Nie zauważyłem nawet cienia uśmiechu na jej twarzy, a co dopiero mówić o prawdziwej wesołości. Posługuje się bardzo ubogim słownictwem. Wygląda na to, że mieszkała zupełnie sama i nikt z nią nie rozmawiał. Ale gdy do niej mówię, stopniowo przypominają się jej zapomniane słowa. Wiesz, Siergieju, wydaje mi się, że musiało jej być potwornie ciężko. Siergiej rozejrzał się wokół.

– Rzeczywiście solidnie się tu napracowała. Ale czy udało ci się dowiedzieć czegoś o niej samej? – spytał, ściągając z nóg wysokie buty.

Twarz Mira płonęła z emocji.

– Niewiele. Dziewczynka właściwie nie wie, kim jest ani skąd pochodzi. Powtarza tylko w kółko: „las”, „dom w lesie”. Jest jednak pewien punkt zaczepienia. Opowiadała o wieży, do której chciała dojść. Ponoć zamierzała do niej uciec, ale jej r~ie znalazła.

– Wieża? Jaka wieża? – Nie wiem.

Siergiej zadumał się. Być może jest to jakiś trop… – Czy wciąż jeszcze chcesz ją odesłać? – spytał Miro. Siergiej popatrzył w niespokojną twarz brata.

– Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział. – Intryguje mnie jednak, kim jest, bo nadal jej szukają.

– Jesteś pewien, że chodzi im o naszą małą Franciszkę?

– Tak, słyszałem w mieście, że szukają dziewczynki, która nie potrafi się wysłowić, ma długie ciemne włosy i ładną twarz. Wyznaczono nawet wysoką nagrodę dla tego, kto wskaże miejsce jej pobytu, zaskakująco wysoką jak na taką nieszczęśniczkę.

– To musi być ona. Mam nadzieję, że nikomu nic nie wypaplałeś?

– Uważasz mnie za głupca? Ale wiesz, Miro, coś mi się w tym wszystkim nie zgadza! Nikt bez ważnego powodu nie szuka z takim uporem służącej! Może była świadkiem jakiegoś przestępstwa? A może wcale nie jest służącą?

Nieoczekiwana reakcja starszego brata wzruszyła Mira.

– Idzie – szepnął ostrzegawczo.

Franciszka stanęła zalękniona i niepewna, jak zwykle w obecności Siergieja.

– Jak ty wyglądasz, mała, w tych wyrośniętych ubraniach Mira? Ktoś mógłby pomyśleć, że mam pod opieką dwóch młodszych braci.

– Jej suknia się całkiem podarła…

Wielkie sarnie oczy prosiły niemo o wybaczenie. Siergiej patrzył rozbawiony na chude ręce, niczym dwa patyki wystające spod podwiniętych rękawów koszuli, na sznurek wokół talii, który przytrzymywał ubranie, by się nie zsunęło, na zadrapane kanciaste kolana, które równie dobrze należeć by mogły do bezbronnego cielęcia. I nagle odechciało mu się śmiać.