W końcu mężczyzna, który nadal nosił u boku szpicrutę, zapytał go, co potrafi.

Kapitan Rodan patrzył na niego podejrzliwie, zachowując milczenie.

– Nie obawiaj się. To, o czym mówimy, pozostanie między nami – dodał obcy.

– Robiłem już wszystko – odpowiedział wreszcie Siergiej. – Byłem kowalem, stangretem, stajennym, ogrodnikiem, zawodowym przestępcą… Niczego nie ukrywam. Nawet tego, że mam na karku policję, ale jak dotąd udaje mi się zawsze umknąć w porę. W moim mieście znam większość bandytów, ale nigdy jeszcze nikogo nie sypnąłem. Teraz jednak wpadłem w tarapaty, grunt pali mi się pod stopami, więc zrobiłem sobie małą pauzę tutaj, w tym zakątku gdzie diabeł mówi dobranoc.

– A skąd pochodzisz?

– O, nie, tego nie powiem. Musiałbym nie mieć rozumu.

Zarządca pogładził się po bokobrodach.

– Stajenny, powiadasz? Hm, mój pan potrzebuje właśnie stajennego. W dzisiejszych czasach niełatwo znaleźć ludzi, którym można by zaufać, a kilku straciliśmy…

Tak, wiem o tym, pomyślał Siergiej z ponurą satysfakcją.

– Ale ta praca wymaga zachowania dyskrecji – ciągnął zarządca. – Mój pan ma pod tym względem szczególne wymagania.

– Jak powiedziałem, umiem trzymać język za zębami. Ale ja nie podejmę byle jakiej pracy. Również wymagam dyskrecji.

Mężczyzna skrzywił się w wymuszonym uśmiechu. – Nikomu nie przyjdzie do głowy szukać cię we dworze.

Następnego dnia Siergiej dostał się do „pałacu cierpienia”.

Franciszka stała w zakratowanym oknie i spoglądała na swą wieżę połyskującą w słońcu. Kiedyś jako dziecko w przypływie rozpaczy próbowała do niej dotrzeć. Teraz odebrano jej nawet tę możliwość. Pilnowała jej żona Beli. Z tego więzienia nie było ucieczki.

Na początku stawiała zdecydowany opór, robiła wsrystko na przekór. Ale wtedy Bela rozwinął pejcz… Choć.nawet jej nie dotknął, poddała się zrezygnowana. Wciąż tkwił w niej lęk z czasów najwcześniejszego dzieciństwa.

W lustrze widziała, że bardzo pobladła i wychudła. Nie pozostało już nic z radości życia, którą odzyskała w niewielkiej górskiej zagrodzie. Dręczyła ją niewypowiedziana tęsknota za tym miejscem. Za Mirem, Iloną, Tajem, za końmi… i kapitanem Rodanem.

A taka była dla niego niedobra przez ostatni rok! Ponura, ciągle spięta. Ale nie mogła inaczej. Nie chciała, by odkrył, jak bardzo za nim tęskni. To było szaleństwo, zakazana miłość! Pragnęła znaleźć się w jego ramionach tak jak kiedyś, ale równocześnie przerażała ją jego męskość i dojrzałość. Trawiła ją gorączka, bała się, że Siergiej dostrzeże to w jej oczach i będzie nią pogardzał.

Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło. Może kiedy po obiedzie kładła się obok niego na ławie? Opierała wtedy głowę na jego ramieniu, opowiadała mu różności i śmiała się. Wyczuwała ciepło jego ciała, on zaś delikatnie drapał ją za uchem, gwarząc o tym i owym. Kiedyś w takiej chwili przebiegł ją dziwny dreszcz, więc poderwała się ze śmiechem. A może wtedy, kiedy zachorowała i miała wysoką gorączkę? Niewiele pamięta, głównie to, że doświadczyła przemożnego pragnienia, by przytulić się do niego. Udało się jej jednak opanować. Ale tak naprawdę pojęła stan swych uczuć wówczas, gdy Siergiej został ranny i długo chorował. Pamięta, jak bardzo denerwowała go własna słabość. Było jej przykro, że nie pozwała sobie pomóc. Mogła tylko przygotowywać mu posiłki, nic więcej. Pamięta czułość i współczucie, jakie w niej wzbudził. Zrozumiała wówczas, że go kocha.

A później ten brzemienny w skutki pocałunek, w którym dała wyraz całej swej tęsknocie! Modliła się, by nigdy nie przypomniał sobie tej chwili. Po tym zdarzeniu czuła się jeszcze bardziej rozdarta. Teraz zaś nie zobaczy go już nigdy!

Dowiedżiała się wszystkiego – kim jest, dlaczego się tu znalazła i co zamierzają z nią zrobić. Bardzo nieprzyjemna rozmowa z fałszywą Franciszką nie pozostawiła jej żadnych złudzeń co do przyszłości. Pewną ulgę przynosiła jej świadomość, że kapitan Rodan nie dowiedział się o ślubie Franciszki Vardy z ojczymem.

Na pewno byłby przekonany, że to ona.

Franciszka zmarszczyła czoło. Z okna pokoju, w którym ją przetrzymywano, widziała narożnik budynku stajni. W pobliżu dostrzegła jakiegoś mężczyznę, który majstrował przy wozie i raz po raz ukradkiem spoglądał w jej okno. Nie widziała go dokładnie, bo przeszkadzały jej gałęzie, ale to chyba był ktoś nowy… Nagle jej twarz oblała się gorącem, serce podskoczyło w piersiach i zaczęło bić jak szalone. Obcy nachylił się nad kołem i wtedy ujrzała jego osobliwie jasne włosy…

Był wysoki, barczysty, ogorzały od słońca, a jego ruchy zdradzały zdecydowanie. Przypominał… Nie, nie może wpadać w histerię! Naraz mężczyzna odwrócił się, chwycił jakieś pręty i wtedy przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Potem znów pochylił się nad kołem.

Kapitan Rodan! Och, kapitanie Ródan! śpiewało jej w duszy. Ręce ześlizgnęły się z kraty i Franciszka opadła na łóżko. I chociaż twarz jej jaśniała radością, w piersiach poczuła bolesny ucisk. Starała się nie płakać. Bała się, że usłyszy ją żona Beli. Myślała gorączkowo, co mogłaby zrobić. Nic, uświadomiła sobie zdruzgotana, kompletnie nic. To on musi działać, a ona powinna jedynie uważać, by się nie zdradzić.

Zeby tylko nic mu się nie stało! Czy zdawał sobie sprawę ż niebezpieczeństwa?

Na pewno, kapitan Rodan wiedział wszystko. Upłynął przeszło rok od dnia, kiedy widziała go po raz ostatni. Ale ani przez chwilę nie przestawała o nim myśleć. Kiedy była dzieckiem, dbał o nią i pocieszał. Wtedy na weselu odwzajemnił jej pocałunek, ale przecież nie wiedział, co robi. A potem zapomniał o wszystkim. I dzięki Bogu! Przyjaciel z dziecinnych lat i kochanek z dziewczęcych marzeń stopił się w jedną postać. To właśnie wprawiało ją w zakłopotanie i czyniło tak bezradną. A nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć.

Bała się dłużej stać w oknie, a poza tym kapitan gdzieś zniknął. W jaki właściwie sposób mógłby jej pomóc? Nie miała pojęcia. Wpadła w misternie zastawioną sieć, nigdy się z niej nie wydostanie!

Następnego dnia znów go zobaczyła. Oprowadzał po parku ogiera, którego prawdopodobnie przygotowywano do ujeżdżenia. Podszedł tuż pod jej okno, ale nawet nie spojrzał w górę. Franciszka zrozumiała, o co mu chodzi. Miała w pokoju zeszyt, dostała go dla zabicia nudy. Pośpiesznie opisała najważniejsze wydarzenia, jakie rozegrały się we dworze, złoszcząc się na swój brak wykształcenia. Informacja była krótka i roiło się w niej od błędów, ale nim Siergiej okrążył park i ponownie zjawił się pod jej oknem, napisała co trzeba. W koszyku na przybory do szycia miała skórzane etui na igły. Z radością je poświęciła. Włożyła kartkę do środka i rzuciła przez okno. W chwilę później Siergiej doszedł do tego miejsca, zatrzymał konia, by obejrzeć mu kopyta, pochylił się i niezauważalnie wsunął etui do cholewki. Zrobił jeszcze jedno okrążenie, nie spojrzawszy ani razu w jej okno, a potem zaprowadził ogiera do stajni.

Franciszka odetchnęła z ulgą. Przekazała najważniejszą wiadomość: „Za dziesięć dni skończę dwadzieścia jeden lat”.

Właściwie sama była zdumiona faktem, że jest już taka dorosła. Pewnie dlatego, że dojrzewała z opóźnieniem. Ale jaki zdziwion3• będzie kapitan Rodan!

ROZDZIAŁ X

Wiadomość o bliskich już urodzinach Franciszki ucieszyła Siergieja. To oznaczało, że nie będzie musiał czekać w nieskończoność. Uświadomił sobie bowiem, że nie może nic zrobić, póki nie pojawi się adwokat. Bo tylko on – i jeszcze jedna osoba – był w stanie mu pomóc. Wykluczone, by on sam zdołał dostać się do Franciszki.

Wciąż na nowo czytał jej list. Ze wzruszeniem wpatrywał się w nieporadnie sklecone zdania, szukając słów, przeznaczonych tylko dla niego. Jakże ogrzałyby jego samotną duszę! Ale przecież nie miała czasu…

Po zapoznaniu się z treścią listu udał się do miasta. Załatwił sprawura:itece, a potem przeprowadził rozmowę z głęboko wstrząśniętym człowiekiem, który, mimo że nie do końca mu wierzył, przystał na jego szaloną propozycję.

Nadszedł wreszcie oczekiwany dzień. We dworze trwały gorączkowe przygotowania. Franciszkę nafaszerowano morfiną, a Bela na wszelki wypadek rozwinął pejcz i zagroził dziewczynie, że poczuje go na plecach, jeśli nie zrobi tego, co jej każą.

Siergiej również poczynił przygotowania. Najpierw podał stangretowi napój, po którym ten poczuł się źle. Dlatego sam pojechał do miasta, by odebrać słynnego adwokata, który zapowiedział swe przybycie. Wracając wiózł jednak nie jednego, a dwóch pasażerów, przy czym jeden z nich czuł się wielce urażony tym, że musi się ukrywać pod pledem. Adwokat był także oburzony z tego powodu, ale Siergiej powiedział stanowczo:

– Tu chodzi nie tylko o pańskie życie, lecz również o życie Franciszki. Jeśli ów mężczyzna pod pledem nam nie pomoże, za kilka dni będziecie oboje martwi.

– Bardzo proszę o wyjaśnienie, mój drogi stangrecie! – Nie jestem stangretem. Nazywam się Siergiej Rodan, służyłem w straży granicznej, a w tym przeklętym domu jestem jedynym przyjacielem panny Franciszki.

– Panny Franciszki? O ile mi wiadomo, wyszła za mąż za pana Sacka.

– Nie moja… to znaczy, nie prawdziwa Franciszka. Po drodze wszystko wyjaśnię!

Siergiej opowiedział historię Franciszki od początku do końca. Nie wspomniał tylko, rzecz jasna, o swoich do niej uczuciach. Adwokat słuchał go z powątpiewaniem, zaś mężczyzna pod kocem stwierdził:

– On jest szalony.

– Na to wygląda. Na twą korzyść, kapitanie, przemawiają jednak dwa fakty: po pierwsze, dość szczególna decyzja pani Zity Vardy, by pozostawić majątek córce i pozbawić męża, Kornela Sacka, prawa do spadku. Wszystkich w biurze adwokackim bardzo to zdziwiło. Nazwisko Sack wiele znaczy w naszych kręgach. Zastanawialiśmy się nawet, czy kobieta była w pełni poczytalna. Ale teraz zaczynam rozumieć. Poza tym pańska szczerość i desperacja sprawiły, że zgodziłem się na ten eksperyment.