– Uderz w stół… – zaczął Miro. – Kilka godzin temu byłem pewien, że słyszę twój głos. Okazało się jednak, że jakiś starszy mężczyzna, dość niemiły z wyglądu, mówi identycznie jak ty.

Siergiej słuchał go jednym uchem.

– Gdzie Franciszka? – spytał krótko. Miro wzruszył ramionami.

– Przypuszczam, że w swoim pókoju. Mieliśmy się spotkać w oberży, ale przysłała jakąś damę z wiadomością, że boli ją głowa i zamierza się położyć.

– Gdzie jest jej pokój?

Miro wyjaśnił mu, jednak Siergiej wrócił po chwili i oznajmił, że dziewczyny tam nie ma.

– Jak jej pilnujecie? – powiedział z,wyrzutem. Bóg raczy wiedzieć, gdzie i z jakim młokosem się teraz szwenda.

– Franciszka potrafi sama się upilnować! Czy do końca życia mają warować ciągle przy niej jakieś psy? Doprawdy nie zaznała zbyt wiele swobody!

Siergiej był wprawdzie tego samego zdania, jednak niepokoił się bardzo, wiedział bowiem, że Franciszka czuła się zraniona i on ponosi za to winę.

Wybiegł z pokoju i pośpiesznie opuścił zajazd. Po drodze wy•pyty~vał wszystkich o Franciszkę. Wiele osób widziało tę ładną dziewczynę, ale już dość dawno temu. Podobno oglądała występy. Siergiej pobiegł w• kierunku sceny, ale tam nikt nie potrafił mu nic konkretnego powiedzieć. Boże, gdzie ona może być? Czy przybył za późno? Może poznała jakiegoś rówieśnika i odkryła, jak wiele ich łączy?

Siergiej torował sobie drogę przez tłum. Gdzieś w jego podświadomości tkwiła inna uporczywva myśl. Ale przecież nie widzieli tych ludzi już od tak dawna… Z balkonu dobiegł go głos kompana:

– Hej, Rodan! Dokąd tak pędzisz? – Widziałeś Franciszkę?

– No cóż, siedzę tu na górze, więc widzę to i owo. Miała na sobie błękitną suknię?

– Tak!

– W takim razie widziałem. Szła z jakąś dzievt~czyną. – Z Iloną?

– Nie, z jakąś obcą, nie z naszych stron. Poszły tamtą drogą w stronę zajazdu: Ale to było dosyć dawno, przed kilkoma godzinami. '

Siergiej pobiegł jak oszalały we wskazanym kierunku. Właściciel zajazdu spojrzał pogardliwie na zakurzonego mężczyznę, który podenerwowany wtargnął do środka. Poznał jednak kapitana Rodana i nie śmiał go zlekceważyć.

– Ach, ta dziewczyna! Tak, przyszła tu z jakąś inną młodą damą. Udały się prosto do tamtego pokoju, wynajętego wcześniej przez kilku mężczyzn.

Siergiej ruszył do wskazanych drzwi, ale gospodarz go powstrzymał.

– Tych ludzi już tam nie ma. Teraz pokój zajęła jakaś para.

– A gdzie dziewczyna?

– Nie wiem, tędy nie wychodziła. Może skorzystała z tylnego wyjścia.

– A pozostali?

– Widziałem tylko jednego, zapłacił i wyszedł. Inni chyba także wyszli drugimi drzwiami.

Siergiej wstrzymał oddech. – Co to byli za ludzie?

Właściciel zajazdu wzruszył ramionami.

– Nigdy nie pytam gości o nazwiska.,Wydaje mi się jednak, że jeden z tych mężczyzn był pańskim krewnym. Miał bardzo podobny głos. Dziewczyna także zwróciła na to uwagę. Był wysoki, niemłody, o ciemnych włosach i zimnym spojrzeniu.

Ten opis zgadzał się z opisem podanym przez Mira. – Jak wyglądali inni?

– Nie zwróciłem uwagi. Pamiętam jedynie, że ten wysoki miał przy sobie pejcz.

Elementy układanki złożyły się w jedną całość. Kiedy znaleźli małą zalęknioną Franciszkę, jej plecy pokryte były bliznami. Przeraźliwie bała się szpicruty, którą nosił wówczas przy sobie, bała się także jego. Teraz już wiedział z jakiego powodu. Ten głos…

Chwiejnym krokiem wyszedł m ulicę i oparł się o ścianę zajazdu.

– Zabrali ją – wyszeptał. – Zabrali!

Siergiej poprawił siodło i dosiadł konia, obrzuciwszy ostatnim spojrzeniem rodzinny dom.

– Ufam, że zatroszczycie się tu o wszystko – zwrócił się do Mira i Ilony. – Jeśli zabraknie wam pieniędzy, podejmujcie w banku. Nie wiem, kiedy wrócę. I nie zaniedbuj nauki, Miro!

Miro uśmiechnął się. Nawet w takiej chwili starszy brat nie przestawał go wychowywać.

– Czy jesteś pewien, że nie dowiesz się niczego więcej od ludzi w mieście?

– Szukałem wszędzie, pytałem na wszystkich drogach wyjazdowych, postawiłem na nogi policję… i nic. Kamień w wodę. Teraz jedyną moją nadzieją jest wieża. Muszę ją odnaleźć.

– Nie zabierzesz z sobą Taja?

– Nie, bo w równym stopniu mógłby mi' pomagać, jak i przeszkadzać. Nie zapominaj, że Taj rósł we dworze i nie wiadomo, jaką mają tam nad nim władzę. – Rozumiem. Dokąd się najpierw skierujesz?

– Franciszka widziała wieżę na wschodzie. Skoro szukając jej dotarła do rias, ja powinienem podążyć na zachód.

– Przecież doskonale znamy tamtą okolicę!

– Groszem, ale ta wieża musi gdzieś tu być. Nie spo~znę, póki jej nie odnajdę!

– A może Franciszka została wywieziona za granicę?

Siergiej potrząsnął głową.

– Na pewno nie! Posługiwała się przecież tym samym językiem co my. W sąsiednich krajach mówi się całkiem inaczej. Jestem pewien, że ona jest gdzieś niedaleko.

Ilona i Miro widzieli napięcie malujące się na jego twarzy. Przypomnieli sobie rozdzierającą scenę, jakiej byli świadkami, kiedy Siergiej wrócił z wiadomością, że Franciszka została porwana przez nieznanych prześladowców. Odkrył przed nimi wówczas swe uczucia, a oni patrzyli, wstrząśnięci wybuchem tak głębokiej rozpaczy, całkiem bezradni. W tej krótkiej chwili Miro lepiej poznał i zrozumiał starszego brata niż przez wszystkie lata, kiedy mieszkali razem.

– Odszukaj ją, Siergieju! – poprosił Miro, kładąc rękę na siodle. – Ani ja, ani Ilona nie zmrużyliśmy oka, odkąd Franciszka zaginęła. Tak mi przykro, że nie uświadamiałem sobie, jak się mają sprawy między wami. Siergieju, byłem strasznym egoistą. Do głowy mi nie przyszło, że mogłaby zwrócić uwagę na kogokolwiek poza mną.

– A więc wydaje ci się całkiem naturalne, że ja i ona… – Oczywiście! Byliście ze sobą bardzo związani.

– A mimo to nie zdawaliśmy sobie sprawy ze swych uczuć – rzekł Siergiej z goryczą. – Nie chcieliśmy zrozumieć. Ona pierwsza zrozumiała, że mnie kocha, a ja, głupiec, zraniłem ją. Modlę się tylko o to, bym miał sposobność jej wyznać, jak bardzo ją miłuję. Bym ją odszukał, nim będzie za późno. Wieża! W niej teraz cała moja nadzieja.

– Jest jeszcze jeden'trop – rzekł w zadumie Miro. Wiele faktów wskazuje na to, że Franciszka wywodzi się z wyższych sfer. Arystokracja utrzymuje ze sobą ścisłe kontakty. Ktoś w tych kręgach musiał więc słyszeć o zaginionej przed laty dziewczynce.

– Masz rację, ja również o tym myślałem. Ale na mnie już czas. Zegnajcie! Bywaj, piesku, niedługo wrócę razem z twoją panią. – Imię ukochanej uwięzło mu w gardlę. Wiedział, że póki jej nie odnajdzie, nie będzie w stanie go. wymówić…

Miro i Ilona patrzyli, jak znika w lesie.

Mijał czas. Chatę w górach, w której żamieszkali nowożeńcy – Ilona i Miro, przysypał śnieg. Wciąż nie mieli żadnej wiadomości od Siergieja. Nadeszła wiosna, potem lato, zbliżała się kolejna jesień. Ilona urodziła córeczkę, której nadali imię Franciszka. Wieści od Siergieja nie nadchodziły.

Siergiej Rodan przetrząsnął wszystkie miasteczka w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, obejrzał każdą wieżę. Wspiął się na wszystkie wzniesienia, zbadał dokładnie całą okolicę. Pod końskim brzuchem szukał schronienia przed zimową zawieruchą na odludnych górskich ścieżkach, letnie słońce spaliło mu twarz na heban. Doszczętnie wydarł ubrania i musiał kupić nowe. Czasem po kilka dni z rzędu nie miał nic w.ustach, koniowi także nierzadko brakowało owsa. Ale strach gnał Siergieja naprzód i nie pozwalał się zatrrymać. Czuł, że musi odnaleźć Franciszkę, zanim dziewczyna ukończy dwadzieścia jeden lat. Co miało nastąpić potem, nie wiedział, ale obawiał się najgorszego.

Spotykał ludzi wywodzących się z różnych klas społecznych. Pytał wszystkich – także w kręgach miejscowej arystokracji – czy nie słyszeli o zaginionej dziewczynce. Spory wysiłek włożył w to, by przestudiować kroniki rodów szlacheckich, ale nie znalazł w nich wzmianki o dziewczynce w tym wieku o imieniu Franciszka. Czuł w seicu coraz większy ból. Jego miłość stawała się coraz silniejsza. Każdego dnia przemierzał konno wiele kilometrów, docierając do miejsc dość odległych od lasu, w którym niegdyś znalazł Franciszkę. Dziecko raczej nie byłoby w stanie pokonać takiej odległości, ale chciał sprawdzić każdą możliwość. Lecz wieży ciągle nie mógł odnaleźć, nie zbliżył się do niej nawet na krok, bo nikt nie potrafił mu powiedzieć, gdzie jej szukać.

Obejrzał rozmaite wieże o najróżniejszych kształtach, zbudowane z różnorakich materiałów. Kilka z nich nawet pasowało do opisu Franciszki, ale niestety otoczenie było inne:. albo w pobliżu nie znajdował się żaden duży dwór, albo brakowało lasu wokół lub też, nie zgadzały się inne szczegóły.

Minął już ponad rok. Przez tęn czas Siergiej wychudł, jego twarz poorały bruzdy, a oczy wpadły głęboko ze zmęczenia. Wreszcie zdecydował się wracać do domu. Postawił kołnierz, by się osłonić przed jesienną słotą, i ruszył w drogę.

Musiał wracać, nie mógł prźecież całkiem zaniedbać Mira i Ilony. Nie miał, niestety, radosnych wieści ani dla nich, ani dla Taja. Sam z trudem znosił rozczarowanie. Po tak długiej nieobecności musiał jednak dać znak, że żyje. Potem znów uda się w drogę. Będzie szukał bez wytchnienia. Krople deszczu spływały z jasnej, trochę posiwiałej od zmartwień czupryny.

Kornel Sack, podstarzały i otyły, rezydował w „swej” posiadłości. Siedział wygodnie, rozparty w krześle, a obok na stoliku stał kieliszek porto. Wszedł wysoki zarządca o lodowatym spojrzeniu.

– No, wreszcie – odezwał się Sack i cmoknął zadowolony. – Nareszcie ją mamy! Dobra robota, gratulacje. – Zamkriąłem ją w pokoju, tak jak pan sobie życzył. Ale co zrobimy teraz z panną Mariką?

– Na razie ją zatrzymamy. Z powodzeniem odgrywała rolę Franciszki Vardy przez… ile to było? Siedem czy osiem lat: Zresztą wszystko jedno. Teraz jednak nie można tego ciągnąć dalej. Bardzo nam pomogła zwabić złotego ptaszka do klatki. Franciszka potrzebna jest nam raptem na jeden dzień, w swe dwudzieste pierwsze urodziny. Potem pomożemy jej zniknąć, szybko i na zawsze.