Rozpromieniła się.

– Na zabawę? A mogę założyć odświętną sukienkę? Bardzo bym chciała!

Ach, te kobiety, pomyślał Siergiej z czułością. Najważniejsze dla nich, by mogły się wystroić.

– .Musisz się trochę rozerwać – rzekł bohatersko, szczęśliwy, że dziewczyna znów odnosi się doń z ufnością.

Nastąpiły gorączkowe przygotowania do wyjazdu. Franciszka i Ilona bez przerwy szeptały coś po kątach, aż Siergieja tróchę to denerwowało. Franciszka wyraźnie się ożywiła, podśpiewywała radośnie i szczebiotała. Siergiej pragnął cieszyć się z tej odmiany, ale jakoś mu to nie wychodziło.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu do miasta. Zaprzężono bryczkę, wyczyszczoną i przyozdobioną.

Miro i Ilona czekali już gotowi do drogi, gdy Franciszka wyszła ze swego pokoiku.

– I co, kapitanie Rodan? Mogę tak jechać? Bladoniebieska suknia ciasno opinała szczupłą talię i uwypuklała kształtne piersi, od bioder zaś układała się szeroko na sztywnych halkach. Zawiązany pod brodą kapelusz stanowił wspaniałą oprawę rozpromienionej twarzyczki o rysach doskonałych jak u jakiejś bogini. Włosy opadały na ramiona. W dłoni trzymała błękitną parasolkę.

Kapitan Rodan skinął głową z aprobatą, czując ukłucie w sercu.

Naraz Franciszka się zdziwiła:

– Ależ… dlaczego nie jesteś jeszcze gotowy? – Nie jadę z wami – odrzekł krótko.

Blask zgasł w jej oczach. – Nie pojedziesz?

– Nie, ktoś musi zostać z Tajem.

– Ależ Taj sam sobie świetnie poradzi, pobiega po podwórzu! Wystawię mu tylko jedzenie i wodę…

– Nie, i tak nie pojadę.

Stała jak porażona. Przez długą chwilę wpatrywała się rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, aż w końcu odwróciła się i wybiegła na dwór.

Siergiej był kompletnie zaskoczony. O co jej właściwie chodzi? O to, że on zostaje w domu? To dziwne, zresztą-czego się spodziewała? Ma jej deptać po piętach i pilnować młodych chłopaków, którzy będą ją adorowali? O, nie! Tu się pomyliła, sama się przekona: Bryczka wytoczyła się na drogę. Siergiej z trudem się powstrzymał, by nie odwrócić głowy…

Przez wiele godzin bezcrynnie snuł się po izbie. Taj, oparłszy łeb na przednich łapach, wodził za nim spojrzeniem. Siergiej wszedł do pokoiku Franciszki. Nigdy nie zaglądał tu w czasie jej nieobecności. Teraz też nie przyszło mu do głowy, by ruszać jej rzeczy. Chciał po prostu przebywać wśród należących do niej przedmiotów, mimo że potęgowało to jego cierpienia. W pokoiku pachniało mydłem, kwiatami, które tak lubiła w swoim otoczeniu, i nią samą. Łóżko było starannie posłane, codzienne ubranie przewieszone przez poręcz krzesła. Siergiej wziął do ręki sukienkę Franciszki i przytuliwszy do policzka, błądził myślami gdzieś daleko. Kiedy kładł suknię na miejsce, na nocnym stoliku przy łóżku dostrzegł pozytywkę. Tę samą, którą podarował jej przed laty i która wywołała pierwszy uśmiech na jej twarzy. Wzruszony wziął zabawkę do ręki, otworzył i zauważył, że poluzowała się figurka owieczki. Prawdopodobnie dlatego, że pozytywka była często używana. Postanowił ją naprawić. Gdy mu się to udało, w pokoju zabrzmiała cicha melodyjka, której dźwięki wywołały w nim lawinę wspomnień. Rozczulony zerknął na nieskomplikowany mechanizm i zmarszczył czoło.

Coś tam w środku było – kawałek papieru wciśnięty tak głęboko, jakby skrywał największą tajemnicę. Siergiej nie mógł się powstrzymać. Czubkiem noża wydobył karteczkę, mocno zniszczoną z powodu – jak przypuszczał – wielokrotnego rozwijania. Zaintrygowany tym, co na niej napisano, zupełnie zapomniał, że narusza prywatność Franciszki. Miał w głowie tylko jedno: musi się dowiedzieć, co też dziewczyna czytała tak często.

Drżącymi palcami rozprostował pognieciony kawałek papieru. Jego oczom ukazało się osiem liter napisanych niewprawną ręką i układających się w jego imię: SIERGIEJ.

Poderwał się, a serce waliło mu młotem. A więc w zabawce, którą dostała od niego, ukryła jego imię! To imię, którego nie była w stanie wymówić. Kartkę rozkładała wielokrotnie, aż papier całkiem się wytarł. Rzucił się na łóżko Franciszki i zacisnął palce na poduszce. Przyszły mu na myśl słowa, które niegdyś wypowiedziała: „Tak, wyjdę za mąż za Mira, bo wtedy będę mieć pewność, że zawsze będę blisko ciebie”. Przypomniało mu się także-jej późniejsze zachowanie.

Nie, to chyba niemożliwe… To nie mogło tak być… Franciszka, młoda jak pąk róży, i on, kapitan Rodan, niepoprawny dzikus…

Ale dlaczego w takim razie unikała go ostatnio? Usiadł raptownie, bo ząświtała mu w głowie pev~•na myśl. Czy to nie po weselu wróciła jej dawna nieufność? Ta obsesja, myśl, że kiedyś ich usta znajdowały się blisko siebie, że trzymał ją w ramionach i całował z taką namiętnością, że świat zawirował wokół nich… Może to wcale nie jest wytwór wyobraźni? Może to się naprawdę wydarzyło?

„Zrobiłam coś strasznego” – wyznała kiedyś. Może myślała: „Zakochałam się w moim opiekunie?” Biedne dziecko, musiała odczuwać straszny wstyd!

A on ją wysłał na zabawę dożynkową, by rówieśnicy mogli smalić do niej cholewki. Tym samym dał jej do zrozumienia, jak mało go obchodzi. Tak zapewne pomyślała, gdy powiedział, że nie będzie jej towarzyszył.

A on? No cóż, nad tym nie musiał się specjalnie zastanawiać, bo swego uczucia był całkowicie pewien. Nie narodziło się ono z dnia na dzień, dojrzewało powoli przez ładnych parę lat. Co z tego, skoro teraz tak zranił i upokorzył Franciszkę. Czy dziewczyna nie zechce szukać pociechy w ramionach innego?

Pośpiesznie wygonił Taja na podwórze i wystawił mu jedzenie, po czym wyprowadził konia ze stajni. W duszy mu grało, choć nadzieja mieszała się z wątpliwościami. Zdążył przemierzyć spory odcinek drogi, gdy uświadomił sobie, że się nie przebrał w odświętne ubranie. Nie chciał jednak zawracać.

Miro i dziewczęta poszli się zameldować w gospodzie. I wtedy powsta~ – oblem.

= Może panienka tu wpisze swoje nazwisko – zwrócił się gospodarz do Franciszki.

Sięgnęła po pióro z ociąganiem i bezradnie spojrzała na Mira.

– Co mam napisać? – szepnęła.

– Napisz… o mój Boże, przecież ty nie masz nazwiska! Rozmyślali gorączkowo, co czynić.

– Napisz: Rodan – cicho poradził jej Miro.

– Jak sądzisz, czy kapitan nie weźmie mi tego za złe? – Sądzę, że nie miałby nic przeciwko temu. W pewnym sensie jesteś jego córką – rzekł Miro i ku swemu zdumieniu spostrzegł, że Franciszka się zarumieniła. Napisała „Franciszka Rodan”, nie do końca przekonana, że postępuje słusznie.,

Zadne z nich nie zwróciło uwagi na mężczyznę, który wyślizgnął się niepostrzeżenie z gospody.

Na ulicach kłębił się rozbawiony tłum. Ludzie śpiewali i tańczyli gdzie popadło. Miro z Iloną szli przodem, a Franciszka kilka kroków za nimi. Wszędzie, gdzie się pojawiała, wzbudzała zainteresowanie, bo wyrosła na prawdziwą piękność. Pełna wdzięku, w błękitnej sukni, z parasolką w ręce, przypominała, porcelanową figurkę, która cudem ożyła.

Przechodzili obok sceny, na której występował jakiś zespół, i Franciszka nabrała ochoty, by popatrzeć na tancerzy.

– Dobrze, zostań tu i przez chwilkę pooglądaj zgodził się Miro. – My wejdziemy tymczasem do oberży. Dołącz do nas, kiedy zgłodniejesz.

Pokiwała głową i przesunęła się bliżej sceny. Miro i Ilona szli ulicą, trzymając się za ręce. W pobliżu karczmy Miro gwałtownie przystanął.

– Siergiej, tutaj? Gdzie? Nie widzę!

– Ja też nie, ale słyszałem jego głos. Jest taki charakterystyczny, że trudno by było go nie rozpoznać. Rozglądali się wokół, ale nigdzie nie dostrzegli Siergieja. Poszli dalej i oto ze zdumieniem odkryli, że głos należy do starszego mężczyzny o pociągłej śniadej twarzy i zimnym spojrzeniu.,

– Niewiarygodne! – Miro nie posiadał się ze zdumienia. – Dałbym głowę, że słyszę Siergieja!

Franciszka tymczasem wpatrywała się jak zauroczona w tancerzy. Jej nogi same poruszały się w takt muzyki. Naraz ktoś szepnął jej do ucha:

– Panna Franciszka?

Nikt nigdy tak się do niej nie zwracał. Odwróciła się i spostrzegła jakąś damę, mniej więcej w jej wieku, której z całą pewnością nigdy nie widziała na oczy.

– Jestem dawną znajomą kapitana Rodana. Miałam przekazać, że w pewnym gronie, nie całkiem pani obcym – tu rzuciła parę nazwisk znanych Franciszce kilka osób pragnęłoby zobaczyć panienkę.

– Dziękuję,,chętnie przyjdę. Ale nie mam, niestety, wiele czasu, bo czeka tu na mnie ktoś inny.

– Odprowadzę, jeśli panienka będzie sobie tego życzyć.

Nowa znajoma nie wzbudziła sympatii Franciszki. Była dosyć otyła, miała ciemne włosy i twarz bez wyrazu.

– Od dawna zna pani kapitana Rodana? – spytała ją ostrożnie.

– Siergieja? O, tak – odparła swobodnie młoda dama. – Znamy się już od wielu lat.

Franciszka poczuła ucisk w żołądku. Jeśli kapitan Rodan miał taki gust, to ona, niewysoka i szczupła, jest właściwie bez szans.

Nieznajoma poprowadziła ją do bardzo eleganckiego zajazdu na przedmieściu.

– Wejdź, proszę!

Przeszły przez hol ku niskim drzwiom, zza których Franciszka usłyszała jakieś głosy. Zadrżała.

– Czy kapitan Rodan teź tu jest?

Ale tamta w odpowiedzi popchnęła ją lekko do środka i zamknęła za nią drzwi.

Znalazła się w niedużym pokoju. Przy stoliku siedzieli dwaj mężczyźni, którzy wstali na jej widok.

– Oto i Franciszka – powiedział wyższy z nich głosem do złudzenia przypominającym głos Siergieja. To przecież on niegdyś przerażał ją do utraty zmysłów! Doprawdy, bardzo urosłaś od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni!

Franciszka wbiła w niego przerażony wzrok. Chciała krzyknąć, ale wielka dłoń zakryła jej usta.

ROZDZIAŁ VIII

Zapadł już zmrok, kiedy Siergiej dotarł do miasta. Wiedział, gdzie jego podopieczni planowali postój, więc udał się prosto do zajazdu. W wejściu zderrył się z Mirem i Iloną, którzy ze zdumieniem popatrzyli na niego, zdrożonego i ubłoconego, w codziennym ubraniu: