– Sier… – Sier.:.

– Siergiej…

Przez kilka sekund trwała cisza.

– Nie – westchnęła w końcu bezradna. – Nie mogę. Siergiej milczał. Odetchnął głęboko, by się uspokoić.

Długo chorował. Tymczasem w szkole zwolniło się miejsce i Miro, szczęśliwy i dumny, mógł wreszcie rozpocząć naukę. Franciszka przejęła pieczę nad całym gospodarstwem. Siergiej jednak, choć właściwie powinien leżeć w absolutnym spokoju, uparł się, że sam o siebie zadba. Jedyne ustępstwo, jakie poczynił, dotyczyło przyrządzania posiłków. Dotknąć się nie pozwolił. Głęboko zatroskana Franciszka widziała parę razy, jak za wszelką cenę starał się wstać, ale walił się niby kłoda z powrotem na posłanie, udając potem, że nic się nie stało.

W końcu doszedł do siebie. W jakiś czas po tych dramatycznych wydarzeniach wszyscy troje zostali zaproszeni na wesele do sąsiedniej wsi położonej wysoko w górach. Pojęcie sąsiedztwa było w tym przypadku dosyć umowne. Na przykład Anuśka, najbliższa sąsiadka, mieszkała w odległości kilku godzin od ich chaty, a wioska, gdzie miało się odbyć wesele, znajdowała się jeszcze dalej. Wszyscy troje bardzo się ożywili, otrzymawszy zaproszenie, choć Franciszka martwiła się, czy jej odświętna suknia będzie gotowa na czas. Ostatecznie od biedy mogłaby założyć codzienną, gdyby ją trochę ozdobić koronkami i nowym fartuchem. Dziewczyna, widząc zachwycone spojrzenia braci – pełne miłości Mira i ojcowskiej czułości Siergieja, wprost rozkwitała.

W czasie jednej z rozmów na temat zbliżającego się wesela Miro z niepokojem popatrzył na brata.

– Martwię się o ciebie – wyznał. – Wydaje mi się, że to trochę za wcześnie na zabawę. Nie doszedłeś jeszcze całkiem do siebie.

– Poradzę sobie.

– Proszę cię tylko o jedno: nie pij!

– To nie, tamto nie. Kto tu właściwie jest starszym bratem?

– No cóż, ja także się czasem nad tym zastanawiam…

Siergiej złapał go żartobliwie za kark. Wydaje się całkiem zdrów, pomyślała Franciszka, chociaż czasami spod opalenizny przebija bladość. Poza tym martwiło ją, że kapitan tak szybko się męczy. Miała jednak nadzieję, że dla własnego dobra nie będzie się zbytnio forsował. Chociaż nigdy nie można było mieć co do tego pewności. Zawsze troszczący się o młodsze „rodzeństwo”, kapitan Rodan swoje własne zdrowie zupełnie lekceważył.

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień. Franciszka siedziała na koźle pomiędzy braćmi, kiedy kamienistym traktem jechali ku weselnej zagrodzie. Miro objął ją ramieniem.

– Wiesz, nie będzie tam piękniejszej od ciebie panny. Przetańczę z tobą całą noc.

– O, nie – zaprotestował Siergiej. – Kiedy w końcu nadarza się sposobność, by poznała innych chłopców, nie możesz zająć jej całego wieczoru. Daj jej szansę, niech sama wybierze.

– Nie znajdzie lepszego – uśmiechnął się zadowolony z siebie. Przytulił ją i delikatnie pocałował.

– Oszczędź mi tego widoku – jęknął Siergiej.

– Surowy ojczulek nie pozwoli nikomu zbliżyć się do córeczki! – roześmiał się Miro.

Siergiej w odpowiedzi syknął coś przez zęby. Bracia założyli najlepsze ubrania, odświeżone i uprasowane z wielką starannością przez Franciszkę. Były to stroje ludowe z tamtego regionu: wysokie bury, obcisłe jasne spodnie, koszula i haftowana kożuszana kurtka. Franciszka patrzyła na nich z podziwem i wydawało się jej, że jeszcze nigdy nie spotkała tak przystojnych mężczyzn jak bracia Rodanowie.

Gdy jednak dotarli na miejsce, zaniemówiła z wrażenia. Zachwycało ją wszystko: kolorowe girlandy, piękne ubrania, obficie zastawione stoły. Chwyciła Siergieja za rękę, a on uśmiechnął się, widząc jej nieskrywane zdziwienie i dziecinne onieśmielenie wobec otaczającego ich bogactwa. Młodzi małżonkowie urzekli ją okazywaną sobie czułością i szczęściem promieniującym z ich oczu.

– Czy to według ciebie zwie się miłością? – szepnęła do Siergieja.

Przytaknął. – W takim razie niebawem wyjdę za mąż. – Za Mira?

– Tak, przecież nie znam nikogo innego. Popatrz, jak wspaniale wygląda dzisiejszego wieczoru. Chociaż zastanawiam się, czy kiedykolwiek zapałam do niego takim uczuciem, o jakim mówiliśmy.

Siergiej nic nie odpowiedział. Wypuścił jej dłoń, a Franciszka nieoczekiwanie bez żadnego powodu całkiem straciła odwagę…

Wesele odbywało się zgodnie z chłopską tradycją. Bimber płynął strumieniami. Siergiej oczywiście nie zdołał się powstrzymać od picia, choć na początku bardzo się starał. Jakże jednak można było nie pić, gdy kielich podawano sobie z rąk do rąk i każdy po kolei musiał skosztować trunku, by nie urazić gospodarzy? Franciszka i Miro z głębokim niepokojem obserwowali, jak alkohol stopniowo coraz mocniej działa na Siergieja.

Znaczna część uroczystości odbywała się na powietrzu. W miarę jak upływał wieczór, weselnicy pojedynczo lub parami znikali za ciemnymi budynkami, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi.,

Franciszka szybko przezwyciężyła nieśmiałość i kiedy poznała innych gości, bawiła się znakomicie. Nigdy jeszcze nie była na weselu. Po raz pierwszy tańczyła wszystkie tańce, które z takim zapałem ćwiczyli w domu razem z Mirem. Wprost promieniowała radością. Wiele par oczu kierowało się na tę drobną młodziutką dziewczynę. Kobiety obserwowały ją z lekką, rezerwą, mężczyźni zaś z c~ieskrywanym zachwytem.

Na początku tańczyła tylko z Mirem, ale potem zaczęli porywać ją do tańca inni chłopry. Młodszy z braci wyruszył więc na podbój nieznajomych panien. Wypite w nadmiarze trunki niejednemu kawalerowi uderzyły do głowy i nie wszyscy zachowywali się wobec Franciszki odpowiednio. Zapadły już ciemności, gdy przyczepił się do niej jakiś amant z odległej osady. Narzucał się jej coraz nachalniej, szukała więc pomocy u Mira, ale on zajęty był rozmową z inną dziewczyną. Nie chciała mu przeszkadzać. Siergiej, który przez cały wieczór kręcił się w pobliżu i obserwował, czy Franciszka dobrze się.bawi, teraz zniknął. Prawdopodobnie pił gdzieś z innym mężczyznami. Miała ochotę upomnieć go, by był ostrożny, ale Miro uprzedzał, że Siergiej potrafi być bardzo nieprzyjemny, gdy ktoś zwraca mu uwagę.

Franciszka jednak postanowiła go odnaleźć, gdyż miała kłopoty z pozbyciem się natręta. Rozejrzała się dokoła; ale nigdzie nie dostrzegła znajomej postaci.

Od strony stajni dobiegły ją w pewnej chwili głosy mężczyzn rozmawiających o koniach. Wydawało się jej, że słyszy Siergieja. By tam dojść, musiała opuścić dziedziniec. Gdy szła ku stajni przez niewielki zagajnik, stanęła nagle oko w oko ze swym adoratorem. Był solidnie podpity.

– No i co, nareszcie cię dopadłem! – wybełkotał i objął ją wpół.

Franciszka usiłowała się uwolnić z jego ramion. – Pozwól mi przejść – prosiła.

– Tutaj, w środku lasu, gdzie nikt nas nie widzi? Nie bądź głupia! – Błyszcząca od potu twarz nachylila się nad jej twarzą.

– Kapitanie Rodan! – krzyknęła Franciszka.

– Cicho… Po co wrzeszczysz? Pewnie już nie raz się tak zabawiałaś, skoro mieszkasz pod jednym dachem z braćmi Rodan!

Naraz odepchnęła go silna dłoń. W mroku nocy Franciszka dojrzała wykrzywioną wściekłością twarz Siergieja. Uderzał mocno, raz za razem. Wokół zebrał się tłum podpitych gapiów.

– Przestań, Siergiej! – zawołał ktoś w miarę trzeźwy. – Zostaw już tego amanta! Dostał za swoje.

– Śmiał tknąć Franciszkę! Nie miał prawa! Nikt nie ma prawa jej dotykać!

Dziewczyna pojęła, że Siergiej jest kompletnie pijany. Oparł się o pień drzewa; było to najrozsądniejsze, co mógł uczynić w tym stanie.

Kilku mężczyzn odniósło pobitego natręta. Z Rodanem został tylko ów najtrzeźwiejszy.

– Pomyśl, żeby tak napaść na dziecko! – bełkotał zdenerwowany Siergiej.

Franciszka z trudem rozpoznawała jego głos. Przyciągnął ją do siebie i.tulił w ramionach.

– Franciszka nie jest już dzieckiem – odezwał się z powagą obcy mężczyzna. – To dorosła kobieta.

– Co ty wiesz? – upierał się Siergiej: – Może z wyglądu jest dorosła, ale ma duszę dziecka. Jestem jej przybranym ojcem i znam ją najlepiej. – Głos mu drżał.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Zdaje mi się jednak, kapitanie, że nie znasz siebie – odparł i zwracając się do Franciszki, dodał: – Przyprowadzę tu jego brata. Najlepiej będzie, jeśli kapitan Rodan wróci do domu. Nie jest jeszcze całkiem zdrów.

Skinęła głową.

– Bardzo dziękuję, tak będzie najlepiej – odpowiedziała. – Ja się nim zajmę.

Siergiej wzburzony głaskał ją po twarzy.

– Jesteś jeszcze dzieckiem, Franciszko! Powiedz, że jesteś jeszcze dzieckiem – powtarzał z uporem. Kiedy dorośniesz, stracę cię. Pojawi się jakiś młokos i cię zabierze. Proszę, nie dorastaj! Jesteś moim dzieckiem, na zawsze nim pozostaniesz! Powiedz, że to prawda! – Przytulił policzek do jej policzka, a ona nie protestowała.

– Ależ, kapitanie Rodan, zostanę z tobą na zawsze! – zapewniała szczerze, bo życie bez niego, najlepszego opiekuna, jakiego można sobie wyobrazić, wydawało się jej niemożliwe. Przyłożyła usta do szorstkiego policzka Siergieja, a delikatnymi dłońmi pogładziłą jego gęste włosy.

Siergiej drżał ze zdenerwowania, a głos mu się łamał: – Nie dopilnowałem cię, chociaż przez cały wieczór nie spuszczałem z oka. Dałem się zaciągnąć tym pijakom, gdy wołałaś mnie samotna i przestraszona. Pomyśl, co by się stało, gdybym cię nie usłyszał, pomyśl…

– Dobrze, już dobrze – uspokajała go szeptem Franciszka.

Na delikatne muśnięcie jej warg odpowiedział tym samym. Franciszka poczuła na policzku gorący pocałunek i dała się porwać cudownemu upojeniu. Wstrzymała oddech, a wszystko wokół niej wirowało i drżało. Jej usta błądziły w poszukiwaniu jego ust, a kiedy się odnaleźli, poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.

W tym pocałunku zawierała się taka rożpacz i uczucie tak gwałtowne, że Franciszka w jednej chwili oprzytomniała. Wyswobodziła się z objęć Siergieja i uciekła.

O Boże, przemknęło jej przez głowę. Co ja zrobiłam? Co on sobie o mnie pomyśli? Zalała ją fala-wstydu i przerażenia. Wyjadę stąd! Nie mogę tu dłużej zostać. Jak mogłam mu to zrobić? Przecież to mój opiekun, przybrany ojciec! Pewnie ze dwa razy starszy ode mnie.