– Już się najadłaś? – spytała ze zrozumieniem Baptista.

– Muszę jeszcze spróbować deserów – odparła Heather. – Wyglądają zachęcająco.

Rzeczywiście tak było, a w dodatku wszyscy łapczywie spoglądali w stronę łakoci.

Męstwo Heather zostało docenione i nagrodzone.

– Doskonale, moja córko – szepnęła jej na ucho Baptista.

Wciąż była pod wrażeniem trzech braci. Ubrani w ciemne garnitury, wyglądali naprawdę wspaniale. Lorenzo, najwyższy i najprzystojniejszy, Bernardo, szczupły i śniady o zniewalającym uśmiechu, no i Renato, twardy, silny, nie oglądający się na nikogo. Byłby z niego trudny orzech do zgryzienia, pomyślała.

Podczas kolacji dwukrotnie proszono go do telefonu.

– Bernardo mówi, że Renato jest rodzinnym pracusiem, a Lorenzo czarusiem – mruknęła Angie, gdy wstały od stołu.

– A jaki jest Bernardo? – zapytała niewinnie Heather.

– Powiem ci potem – szepnęła Angie. Goście zaczęli się rozchodzić.

– Chodź – szepnął Lorenzo, wyciągając Heather z jadalni. Prowadził ją w górę po schodach i długim korytarzem, aż dotarli do dwuskrzydłowych dębowych drzwi. Za nimi krył się przestronny wielki pokój, obwieszony gobelinami.

– To była sypialnia wujka, lecz teraz… podejdź tu.

Objął ją, a podczas pocałunku zapomniała o wszystkim. Było jej tak dobrze. Wreszcie znalazła się w domu.

– Przepraszam – odezwał się ktoś z tyłu. Odskoczyli od siebie i w progu ujrzeli uśmiechniętego Renata. – Wybaczcie, jeśli przeszkodziłem. Jak ci się podoba wasz apartament?

– Co takiego?

– Te pokoje tworzą odrębną całość – wyjaśnił Lorenzo. – Będą w sam raz dla nas.

– To nie będziemy mieli własnego domu? – zdumiała się Heather.

– To będzie nasz dom.

– Nie zamierzam mieszkać razem z twoim bratem.

– Kiepska sprawa – przyznał Renato.

– To nic osobistego… – zaczęła.

– Chyba raczej tak – odparł, spoglądając jej w oczy.

– Jeśli tu zostaniemy, Lorenzo będzie, jak przedtem, na każde twoje skinienie.

– A czy starczy ci czasu na znalezienie domu przed ślubem? – spytał rzeczowo Renato. – Oczywiście Lorenzo mógł już coś wybrać, ale chyba wolałabyś to zrobić sama. Skąd ta zła opinia o mnie?

– Przeczucie.

– Błędne – uśmiechnął się bezwstydnie.

– Nic podobnego. – Też się uśmiechnęła. Cóż za czarujący diabeł.

– Domu poszukasz później – rzekł Renato. – To musi wam chwilowo wystarczyć.

Jego słowa brzmiały na pozór rozsądnie, lecz poczuła niepokój. Renato lubił rządzić innymi, często wykorzystując w tym celu tak zwane mądre rady. Z jego wzroku wyczytała, że odgadł, o czym myśli.

– Ale tylko tymczasowo – nie ustępowała. – Jak tylko wrócimy z podróży poślubnej…

– Przedtem Lorenzo jedzie służbowo do Nowego Jorku.

– Zaraz… – zaczęła, szykując się do walki.

– Zakładam, że chciałabyś mu towarzyszyć.

Wytrącił jej broń z ręki. Marzyła przecież o podróży do Nowego Jorku.

– To przedsmak podróży poślubnej – dodał Renato.

– Tylko mi nie mów, że to też zorganizowałeś!

– Pomyślałem sobie, że mógłbym pożyczyć wam mój jacht na kilka tygodni. Załoga zrobi wszystko, a wy możecie się bawić i odpoczywać.

– To piękna łódź, kochanie – wtrącił Lorenzo. – Ma klimatyzację i…

– Widzę, że obaj wszystko uzgodniliście. A może nie lubię żeglować albo cierpię na morską chorobę?

– Cierpisz? – spytał Renato.

– Nie wiem, nigdy dotąd nie żeglowałam.

– Więc im szybciej się dowiesz, tym lepiej. Jutro Lorenzo leci do Sztokholmu nadgonić spóźnione terminy. Zabiorę cię na jacht i sama zobaczysz, czy ci to odpowiada.

Heather miała nadzieję, że popłynie z nimi Angie, ale ta zamierzała spędzić dzień z Bernardo.

– Pokaże mi swą rodzinną wioskę w górach – zwierzyła się przyjaciółce.

– Znasz go dopiero od wczoraj – zaprotestowała Heather.

– Wiem – zachichotała Angie.

– Bądź ostrożna. Angie promieniała pewnością siebie, dość typową dla młodej kobiety, która jak dotąd zawsze wodziła mężczyzn za nos. Roześmiała się więc beztrosko, a po chwili Heather słyszała, jak śpiewa pod prysznicem.

Bez wątpienia „Santa Maria", trzydziestometrowy jednomasztowiec, przyćmiewała wszystko, co cumowało w małej zatoczce w Mondello. Renato zaparkował auto i pokazał łódź.

– I co o niej sądzisz? – spytał z miłością i dumą.

– Jest piękna – przyznała. Wskoczył lekko na pokład i odwróciwszy się, złapał Heather oburącz w pasie. W następnej chwili frunęła w powietrzu.

– W porządku? – spytał.

– Tak – odparła bez tchu. Zaskoczył ją tym manewrem. Przedstawił jej ustawioną w szeregu załogę.

– To Alfonso, mój kapitan, Gianni i Carlo, załoganci. A to – dodał, wskazując na małego człowieczka – Fredo, kucharz. Potrafi przyrządzić wszystko, od prostych przekąsek po najbardziej wyrafinowane dania.

Słońce przypiekało ostro, a silny wiatr omiatał zatokę. Wkrótce wypłynęli na otwarte morze. Po kilku minutach Heather przyzwyczaiła się do kołysania i nawet zaczęło sprawiać jej to przyjemność.

– To jak – spytał Renato – chcesz wracać, wywiesić się za burtę czy mnie przez nią wyrzucić?

– To ostatnie brzmi całkiem nieźle – roześmiała się.

Zawtórował jej, odsłaniając piękne, białe zęby, kontrastujące z opalenizną. W Anglii był zdenerwowany i spięty, lecz u siebie zmienił się nie do poznania. Ubrany był również inaczej, bo wczorajszy elegancki garnitur zastąpiły granatowe szorty i biała rozpięta pod szyją koszulka bez rękawów. Emanowała z niego żywotność, siła i męskość.

– Pokażę ci twoje królestwo – rzekł, biorąc ją za rękę.

Wnętrze było luksusowe. W kambuzie Fredo, uzbrojony w najnowsze urządzenia, gorączkowo przygotowywał posiłek. Na końcu wąskiego korytarza znajdowała się sypialnia właściciela połączona z łazienką. Wszystko było wyłożone brzozowym drewnem, a pośrodku królowało podwójne łoże, idealne na noc poślubną.

– To na dziś twoja kwatera. Może przebierzesz się w kostium kąpielowy?

– Nie wzięłam żadnego.

Otworzył szafkę pełną kostiumów. Heather zdębiała. Musiało być ich z dziesięć, w różnych kolorach, fasonach i o różnym stopniu śmiałości.

– Ale skąd…? – zaczerwieniła się, widząc jego wzrok. – Zresztą wolę nie pytać.

– Chyba nawet nie musisz, co?

Jego upodobania były tak oczywiste, a szczerość tak bezwstydna, że nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Sięgnęła po pastelowy kostium, lecz Renato złapał ją za rękę.

– Nie ten – powiedział. – Tamten. Pokręciła głową.

– Nie mogę…

– Czemu, jest dość skromny.

Rzeczywiście, jak na bikini był wręcz staroświecki, lecz Heather zawsze uważała się za stworzoną do jednoczęściowego kostiumu.

– Nie pasuje mi wiśniowy – upierała się. – Mam zbyt jasną karnację.

– Żaden przepis nie zabrania, byś włożyła czerwony.

– To prawda.

Wyszedł, a Heather stwierdziła, że akurat tu ów jaskrawy kolor wydaje się na miejscu. Znalazła pasującą wstążkę i przewiązała nią głowę, pozwalając włosom rozsypać się swobodnie. Na wpół obnażone ciało okryła białą, jedwabną bluzką.

Po powrocie na pokład zastała Renata na rufie, przy stole z przekąskami i wysokimi kieliszkami, osłoniętym przed słońcem markizą. Gdy Heather usiadła, Renato podał jej kieliszek. Schłodzone wino było wyborne, a migdałowe ciasteczka przepyszne. Pomyślała, że z pewnością szybko przywykłaby do takiego życia.

– Sycylia leży w centrum Morza Śródziemnego – wyjaśnił Renato. – Dlatego łatwo dotrzeć stąd wszędzie. Do Tunezji, w drugą stronę do Grecji, można też żeglować wzdłuż włoskich wybrzeży.

– Dokąd popłyniemy dzisiaj?

– Pokręcimy się wokół wyspy, potem wrócimy. Znajdziemy cichą zatoczkę i wykąpiemy się. Czy masz chorobę morską?

– Nie, czuję się wspaniale. – Odetchnęła z zachwytem słonym powietrzem. – Cudownie!

– Jeszcze zrobimy z ciebie żeglarza – uśmiechnął się.

Wznieśli toast i Heather spróbowała owoców w cukrze. Wyglądały tak idealnie, że w pierwszej chwili uznała je za sztuczne. Potem Renato przejął ster. Stała obok niego, wiatr rozwiewał jej włosy, słona mgiełka zraszała twarz. Nagle ogarnęło ją poczucie szczęścia.

– Poopalamy się? – zaproponował. – Najpierw jednak posmaruj się kremem ochronnym. Masz zbyt jasną karnację.

– Nigdy nie spiekłam się na słońcu – odparła.

– Anglicy – zauważył pogardliwie Renato. – Co ty wiesz o upałach w moim kraju? Nawet na lądzie są groźne, jednak na wodzie odblask potęguje siłę słońca. Krem jest w kabinie.

Wybrała jeden z wielu znajdujących się w łazience olejków i wróciła, by wyciągnąć się na pokładzie. Renato patrzył, jak rozprowadza jedwabistą ciecz po rękach i nogach.

– Odwróć się i daj mi to – powiedział. – Pomyśl, co powiedziałby mój brat, gdybyś w dniu ślubu wyglądała jak homar z rusztu. Drżę na samą myśl.

– Drżysz? – parsknęła śmiechem. – Ty?

– Wierz mi, wbrew pozorom mam zajęcze serce.

Podała mu olejek i położyła się na brzuchu. Dotyk palców Renato był zdumiewająco lekki i delikatny. Oparła głowę na rękach i odprężyła się.

Przez przymknięte powieki obserwowała promienie słońca tańczące po pokładzie. Hipnotyczny rytm masażu sprawił, że świat się rozpłynął gdzieś na pograniczu jawy i snu. Krew leniwie krążyła w żyłach…

Nagle oprzytomniała, wyrywając się z trudem z gęstego obłoku doznań. W oddali krzyczały mewy, fale z trzaskiem uderzały o burtę, lecz wszystko zagłuszało donośne bicie jej serca. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że Renato patrzy na nią ze zdumieniem.

– Muszę wracać do steru – powiedział zmienionym głosem.

– Tak – odparła słabo – musisz. Ulżyło jej, gdy sobie poszedł. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Serce stopniowo wróciło do normalnego rytmu. Czuła się wyczerpana jak po biegu. Renato musiał mieć podobne doznania. Leżała, starając się wszystko przemyśleć i nawet nie zauważyła, kiedy usnęła. Obudziło ją lekkie dotknięcie.