– Pracuję nad tą sprawą powoli, ale dokładnie. Jestem bratem Johnny’ego Mohra.

– Ach, tak – twarz Jennifer rozjaśniła się. – To ty jesteś tym bohaterskim „bratem”! W takim razie trochę się już znamy. Wyglądasz prawie zwyczajnie. Myślałam, że policjanci są… są…

– Starymi zarozumiałymi nadludźmi? Nie, jesteśmy tylko zwykłymi śmiertelnikami. Ale może mi w końcu powiecie, co się stało? Dokonano włamania?

– Oczywiście, że tak – zaszczebiotała Jennifer. – Przyszli tutaj, ale ich spłoszyliśmy.

– Stąd, z góry – dodał Kristian. – Jennifer była wspaniała. – Powinieneś ją słyszeć. Ona tylko oddychała, wiesz? Do mikrofonu. Głęboko i z wysiłkiem, jak nasłuchujący udręczony dom. Brzmiało to tak, jakby ściany ożyły i zaczęły wydawać pomruki. Potem się zaśmiała, niemal bezgłośnie i gardłowo, jak sadysta. Jeden z tych facetów od razu zgłupiał ze strachu, ale drugi, bardziej inteligentny, pozostał niewzruszony. Wtedy wpadła na kolejny pomysł. Był bardzo ryzykowny, ale niegłupi! Wyłączyłem wszystkie głośniki na górze, a następnie nastawiłem taśmę z muzyką elektroniczną i rozkręciłem wzmacniacz na maksymalną moc.

– O rety! – wymamrotał Rikard.

– To musiało być nie do wytrzymania – zaśmiał się Kristian. – Dom się trząsł, a szyby na parterze leciały jak liście. Wybiegli z przyciśniętymi do uszu rękoma. Mało brakowało, a byś się na nich natknął. Jeśli znajdziesz dwóch ogłuszonych facetów, to na pewno będą oni!

– Trochę mnie dręczą wyrzuty sumienia – wyznała Jennifer.

– Tak, no i ciekaw jestem, co powie ojciec na te zbite szyby. Ale, co najważniejsze, uratowaliśmy dobytek. Wiem o co im chodziło.

– O co? – zapytał Rikard.

– O jakiś wartościowy dokument, który krótko przed śmiercią schował gdzieś tutaj stryj mojego ojca, wstrętny, zgorzkniały starzec. To bardzo cenny papier. Ten, kto go znajdzie, dostanie mnóstwo pieniędzy. Szukamy go od dawna, ale bez rezultatu!

– Właściwie ile masz lat? – nagle zapytała Jennifer Rikarda.

– Dwadzieścia cztery, ale…

– Aż tyle? – zdziwiła się, a on poczuł się tak, jakby jego mundur był ze starości pokryty pajęczyną. – Jestem głodna – dodała.

– Dzieciak! – prychnął Kristian. – Ale możemy, oczywiście, zejść na dół.

Żadne z nich nie próbowało pomagać Kristianowi. Opracował własną technikę schodzenia po schodach, z której był dumny.

– Ale tu wieje – stwierdziła Jennifer.

– Poczekajcie, zadzwonię na komisariat – odezwał się Rikard.

Słyszeli, jak mówił, żeby sami się zajęli pijaczkami, bo on odpowiada za dwoje dzieci… nie, dwoje młodych ludzi, poprawił się i odłożył słuchawkę.

– Rano przyjedzie tu dwóch policjantów, żeby zabezpieczyć ślady włamania. Kristian, kiedy wrócą twoi rodzice? A twoi, Jennifer?

– Moi przyjadą chyba wczesnym rankiem – odpowiedział chłopak.

Jennifer z rezygnacją wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Może jutro, ale potem znowu mają wyjechać.

Rikard popatrzył na nią przez chwilę, ale się nie odezwał.

– Masz naprawdę bardzo ładne oczy – stwierdziła ze zdumieniem w głosie. – Koń mojego dziadka też ma takie melancholijne spojrzenie.

– Dziękuję za komplement – odezwał się oschłym tonem urażony Rikard.

W drodze do kuchni musieli przejść przez salon.

– Ach! – westchnęła Jennifer ze łzami w oczach. – Jestem taka szczęśliwa! Wszystko jest tutaj takie nieskończenie piękne, że aż robi mi się jakoś dziwnie w głębi serca.

Rikard popatrzył na nią w zamyśleniu, kiedy zaciśniętymi dłońmi wycierała oczy. Ta dziewczyna jest taka wrażliwa i bezpośrednia, pomyślał.

Podczas jedzenia w kuchni jakichś naprędce przygotowanych kanapek Rikard zapytał:

– A teraz powiedz mi, Kristianie, co miałeś na myśli, mówiąc, że wiedzieli, czego szukają? Jennifer, co robisz pod stołem?

– Koło nogi stołu widziałam ładną butelkę. Taką samą tata ukrywa przed mamą.

Rikard pociągnął dziewczynkę delikatnie za włosy, żeby wyszła spod stołu.

– Tylko bez wścibstwa! Dlaczego się uśmiechasz?

– Bo wydłubujesz z bułek rodzynki, żeby zjeść je najpierw. Teraz już wiem na pewno, że jesteś zwykłym człowiekiem.

– No, cóż – zaczął swą opowieść Kristian. – Cała ta historia z ukrytym dokumentem jest powszechnie znana i, niestety, stanowi świetną przynętę dla złodziei.

– Może stryj twojego ojca miał zamiar ukryć dokument w salonie – spekulowała zamyślona Jennifer. – Ale nie mógł, bo było tam za dużo ludzi.

– Ach, tak – wtrącił Rikard. – Dlaczego nie miałby im go po prostu dać?

– Nie, Kristian powiedział, że był z niego niegodziwy starzec, chciał chyba zachować nad nimi władzę. Tymczasem w domu zebrało się dużo krewnych, bo przecież nieczęsto składał wizyty rodzinie.

Kristian patrzył na koleżankę zaskoczony.

– Mama musiała pójść do kuchni, żeby przygotować kawę – kontynuowała Jennifer. – Dzieci podążyły za nią, ale je odesłała, żeby zabawiały stryja. A on siedział tak ze swoim skarbem w wewnętrznej kieszeni marynarki i coraz bardziej irytowało go gapienie się i milczenie dzieciaków i mamy, która niespokojnie wybiegała i wbiegała do pokoju, nieustannie trajkocząc. Później powrócił ojciec rodziny, żona wyszła mu na spotkanie do przedpokoju i z wypiekami na twarzy oznajmiła, że przyszedł do nich stryj, małżonkowie wymienili pytające spojrzenia, po czym mąż poszedł się przywitać, mówiąc: „Ach, dzień dobry, stryju, jak nam miło!”, zaczęły mu się pocić dłonie i nie wiedział, co jeszcze powinien powiedzieć. Żona, chcąc rozładować sytuację, zawołała: „Napijmy się kawy”, a staruszek pochrząkiwał coraz częściej. Nagle nie wytrzymał i zerwał się na równe nogi, myśląc „Obrzydliwe lizusy, wychodzę stąd!”. Zmienił jednak decyzję, bo przecież ktoś musiał odziedziczyć po nim pieniądze, więc poszedł do toalety i schował dokument.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytał Rikard. – Byłaś tu wtedy?

– Nie, ale to oczywiste, że tak to musiało wyglądać. Chodźcie, poszukamy tego spadku!

Oniemiali ze zdumienia, podążyli za nią do łazienki.

– To jedyne miejsce, gdzie można być sam na sam ze sobą w domu, w którym jest się otoczonym tak męczącą opieką. Kiedy boję się ciemności, siedzę godzinami w toalecie, rozmyślając nad tym, że to, co wpada za wannę, ginie na dobre.

Rikard odzyskał w końcu zdolność mówienia.

– Czy właśnie taki jest tok twojego rozumowania?

– A czy to nie jest dość logiczne?

– Pomóżcie mi odsunąć wannę – poprosił cicho Kristian.

Pół godziny później trzymał w ręce grubą kopertę.

– O to chodziło. Odezwiemy się do ciebie, Jennifer!

– Powiedz mi jeszcze – wtrącił Rikard – czy w rozmowie ze złodziejem wymieniłaś swoje imię?

Zastanowiła się.

– Tak, rzeczywiście!

Na twarzy Rikarda pojawił się grymas niezadowolenia.

– To niedobrze. A może znasz jakiegoś Kickana?

– Tylko kota pana Svenssena, ale on jest chyba poza wszelkim podejrzeniem?

– Na pewno. Odwiozę cię do domu, o ile odważysz się siedzieć z tyłu na motocyklu. Nie mam na to zezwolenia, ale jest piąta rano, a o tej porze jeszcze nic nie jeździ.

– Na tym motocyklu? Och, co za szczęście!

– Kristian, nie mogę cię prosić, żebyś zamknął dom – uśmiechnął się Rikard, spoglądając na unoszone wiatrem firanki. – Ale przynajmniej zamknij na klucz drzwi swojego pokoju!

Dziewczyna z wielkim szacunkiem ulokowała się na szerokim, trzęsącym się siedzeniu motocykla i chwyciła się uchwytu.

– Musisz się mnie trzymać – zawołał Rikard, przekrzykując hałas. – Jeśli nie, polecisz w powietrze jak liść uniesiony wiatrem.

Z ramionami mocno oplatającymi policjanta Jennifer mknęła przez miasteczko. Jazda trwała stanowczo za krótko.

– Wiesz co, bracie Johnny’ego? – zagadnęła wesoło.

– Nazywam się Rikard.

– Aha. Wiesz, Rikard… lubię cię.

– Uchowaj Boże! – zażartował z uśmiechem. – Z wzajemnością – dodał poważnym tonem.

Warkot silnika zanikał w oddali, kiedy Jennifer lekkim krokiem wbiegła do domu.


– Johnny – zwrócił się Rikard do swojego brata następnego ranka. – Opowiedz mi trochę o Jennifer! Jaka ona jest i coś w tym stylu.

– Jest zwariowana – zaczął Johnny, biorąc następną kanapkę. – Na przykład wczoraj wyleciała na korytarz, bo za dużo gadała. A kiedy nauczycielka chciała ją zawołać, już jej tam nie było. Przeszła na drugą stronę ulicy, kupiła cebulki kwiatowe i zaczęła je sadzić na dziedzińcu szkolnym wokół masztu flagowego. Uznała, że to coś ważniejszego od słuchania o dawnej wojnie o wpływy prowadzonej między dwoma cesarzami.

– Niezwykłe imię: Jennifer!

– Rodzice nazwali ją tak po bogatej ciotce, ale to nie pomogło, twierdzi Jennifer, bo i tak nic nie odziedziczyli. Doskonale sobie radzi z przedmiotami, które ją interesują, ale, jak mówi dyrektor, średniaki łatwo się prześlizgują przez szkołę, a indywidualiści mają poważne kłopoty. Tak jest z Jennifer.

– Ma jakichś przyjaciół albo przyjaciółki?

– Nie sądzę, żeby jej na nich zależało.

Rikard nie mógł się zgodzić z tą teorią.

Johnny się roześmiał.

– Powinieneś ją słyszeć, kiedy nasz wychowawca zaprosił do siebie całą klasę. Byli tam też dorośli Ktoś akurat podawał szklaneczkę sherry przed nosem Jennifer, a ona zawołała: „Ojej! Pachnie dokładnie tak, jak główny księgowy, pan Nilsen, kiedy za wszelką cenę próbuje mnie uścisnąć!”. Księgowy, który akurat to usłyszał, stwierdził z kwaśną miną, że nie znosi dzieci. „Aha, więc nie jest pan żonaty?” zapytała uprzejmie Jennifer. „Nie, po co tracić czas na jedną, skoro można ich mieć wiele”, odpowiedział. „Naprawdę?” zdziwiła się naiwnie. „Sądziłam, że z każdym rokiem staje się to trudniejsze. Ale czytałam o przypadku pana księgowego”, dodała życzliwie. „O trudnym wieku mężczyzny, który widzi, że czas mija nieubłaganie, i który z desperacją próbuje lgnąć do młodych”. Wyobraź sobie, jaki wściekły był księgowy!

Rikard uśmiechnął się z roztargnieniem.