Rikard jęknął.
– Wiesz, Jennifer, tak strasznie mi wstyd!
– Tobie? – zdziwiła się dziewczyna. – Jesteś przecież jedyną osobą, która się kiedykolwiek o mnie troszczyła i która mnie lubiła!
Jej słowa sprawiły, że zawstydził się jeszcze bardziej.
– A poza tym nie mogłeś się ze mną spotkać.
Rikard poczuł się podle. Jennifer po prostu zaakceptowała jego zachowanie, nie dopytywała się, dlaczego nie mógł się z nią wtedy zobaczyć. Wykrztusił tylko niezręcznie:
– Pragnąłbym… pragnąłbym cię teraz wziąć w ramiona i powiedzieć ci, jak bardzo bym chciał ci pomóc. Ale jeśli nie znosisz, kiedy cię ktoś dotyka…
– Och, to zupełnie co innego – wybuchnęła i wyciągnęła do niego ramiona. Przytulił ją natychmiast do siebie. – Ty jesteś przecież Rikard. Chodziło mi o młodych chłopców, których nie mogłam pokochać.
Z przykrością uświadomił sobie, że Jennifer uważa go za starszego pana.
– Mała kochana Jennifer – odezwał się, głaszcząc ją po karku. – Musisz mieć teraz dziewiętnaście albo dwadzieścia lat, prawda? A ja nie mam jeszcze dwudziestu dziewięciu. Czy sądzisz, że dzieli nas taka ogromna różnica wieku?
W jej zamglonych temperaturą oczach pojawiło się zdziwienie.
– Nie jesteś starszy? Nie, oczywiście, że nie, ale zawsze sprawiałeś wrażenie takiego dorosłego i poważnego! Nieważne. Ty nigdy byś nie wpadł na pomysł, żeby mnie tknąć.
Oparła głowę na jego ramieniu, wyczerpana, ale szczęśliwa.
– Mogę cię zarazić – wymamrotała.
– Nie poddaję się tak łatwo zarazkom.
Westchnęła.
– Ach, czuję się tak wspaniale! Wiesz, jeszcze nigdy nikomu nie wyjaśniłam, dlaczego to zrobiłam. Nawet mamie ani tacie, chociaż dostali histerii i strasznie mnie zwymyślali. Nie mogli zrozumieć mojego postępku, bo, jak mówili spełniali moje wszystkie życzenia. A rzeczywiście miałam ich dużo.
– Musiałaś być bardzo samotna.
Jennifer zadrżała.
– Człowiek jest samotny, jeśli jest inny niż wszyscy – kontynuował. – Samotne biedactwo…
Pomyślał w tym momencie o roli, jaką odgrywał w jej życiu, i o tym, jak tchórzliwie cichaczem się ulotnił.
Po dłuższym milczeniu odezwała się przytłumionym głosem:
– Dlaczego to powiedziałeś? Nie mam ochoty użalać się nad sobą właśnie teraz, kiedy było nam tak dobrze!
– To nie jest kwestia użalania się nad sobą – rzekł łagodnie i zwrócił jej twarz do siebie. – Można by to nazwać bardzo opóźnioną reakcją. Zbyt długo walczyłaś samotnie o to, żeby z podniesioną głową kroczyć przez życie. Teraz już wiem, dlaczego podświadomie próbujesz pozostać w niewinnym świecie swojego dzieciństwa. Ale na dłuższą metę to się nie powiedzie. Nie jesteś już dzieckiem.
Twarz Jennifer się ściągnęła. Do oczu napłynęły łzy. Rikard przytulił ją mocno do siebie i czuł, jak wstrząsa nią płacz. Gdy tak otaczał ją ramionami, sam poczuł wzruszenie.
Kiedy trochę się uspokoiła, odezwał się łagodnie:
– Fizyczna miłość nie musi być taka okrutna i odrażająca. Może być czymś niezwykle pięknym.
– Nie jest chyba dla mnie, skoro odczuwam wstręt, zaledwie ktoś mnie dotknie – wtrąciła. – Nie chcę już o tym więcej mówić. Jestem zmęczona.
– Masz rację. Połóż się teraz wygodnie, a ja cię porządnie przykryję!
Posłuchała go. Rikard lekko potargał jej włosy i pożegnał się.
Tej nocy wiele się wokół niej działo, a ona nie wiedziała, czy rozgrywa się to we śnie, czy na jawie. Widziała dziwne rzeczy, ruszające się klamki, słyszała dziwaczne odgłosy, coś w rodzaju człapania albo skradania się na palcach, które poznała już wcześniej. I ten wstrętny typ, który ją zgwałcił wiele lat temu, też tam był… w labiryncie ciemnych korytarzy, które przypominały te na piętrze hotelu Trollstølen. Włóczył się po nich również Børre, a wszystko było jedną wielką gmatwaniną. Obudził ją w końcu własny krzyk. Przywoływała Rikarda, ale jego tu nie było.
W pokoju panowało przejmujące zimno. W dolnej części szyby mróz wymalował kwiaty. Był wczesny ranek, ale Jennifer bała się znowu zasnąć. Wzięła swoją kołdrę, otuliła się nią i usiadła na dużym krześle w oczekiwaniu na nadejście poranka.
Rikard znalazł ją śpiącą na siedząco, prawie nieprzytomną z gorączki. Zsunęło się z niej okrycie, więc siedziała w samej koszuli nocnej w lodowatym pokoju.
Rikard ponownie przygotował dziewczynie łóżko i zmusił ją do zażycia wszystkich leków, które udało mu się zdobyć. Przyniósł też dodatkowe koce, żeby zapewnić jej ciepło.
Tego dnia siedział przy Jennifer prawie cały czas. Przyglądał się jej wymizerowanej twarzy i cieniom pod oczami, z całego serca pragnąc, żeby wyzdrowiała, a wtedy wynagrodzi jej to, co nazywał zdradą w stosunku do niej. To milczenie przez te wszystkie lata.
Nadeszła kolejna noc. Tym razem to Rikard miał ją spędzić na dużym krześle w pokoju Jennifer. Nie odważył się zostawić dziewczyny samej, bał się, że zgaśnie jak wypalona świeca. Jennifer od czasu do czasu się budziła, a kiedy się upewniła, że przyjaciel siedzi obok niej, zasypiała spokojnie. Nawet jeśli spał, do czego nie chciał się potem przyznać, był przy niej. A to już jej wystarczyło.
ROZDZIAŁ VII
Dopiero dziewiątego dnia ich pobytu w Trollstølen ukazała się pierwsza wzmianka w gazetach, świadcząca o tym, że świat zainteresował się losem zaginionych. W jednej z nich zamieszczono następującą notatkę:
„Jakie są losy małżonków Trine i Børre Pedersen? Ostatnio widziano ich w piątek, 22 października, kiedy Børre wieczorem wyszedł z pracy. Wspominał, że podczas weekendu wybiera się na mecz piłki nożnej, ale nie powiedział dokładnie, na jaki.
Od tego czasu nikt ich nie widział. Ich córka, mieszkająca w Vindeid, dzwoniła do rodziców w poniedziałek, ale ich nie zastała. Wczoraj zadzwoniła do warsztatu samochodowego ojca, ale niczego się nie dowiedziała. Ponieważ pani Pedersen telefonuje zwykle do swojej córki przynajmniej kilka razy na tydzień, córka zaczęła się niepokoić i zgłosiła zaginięcie rodziców. Samochód państwa Pedersen zniknął, a wszystko w domu przy Fjellgata w Drammen świadczy o tym, że zamierzali się wybrać w krótką podróż. Jeśli małżonkowie Pedersen przeczytają ten artykuł, proszeni są o natychmiastowy kontakt z…”
Jennifer poczuła się tego dnia lepiej. Końska kuracja Rikarda najwyraźniej przyniosła rezultat. Ból gardła powoli ustępował, kaszel zrobił się wilgotny i wydawało się, że gorączka spadła.
Tym razem tacę ze śniadaniem przyniosła jej Louise Borgum.
– Rikard śpi jak zabity – rzekła z uśmiechem – więc ja dostąpiłam zaszczytu podania ci śniadania. Cały czas pilnuje cię jak smok, albo, jeśli uważasz, że to brzmi lepiej, jak rycerz.
Jennifer usiadła i wzięła tacę.
– Dziękuję! Co u was słychać?
Dziwne, że pokój tak wiruje! Zmobilizowała siły i zmusiła go, żeby się zatrzymał.
– No, cóż – odparła Louise. – Marzniemy, w hotelu panują przeciągi, więc jak najwięcej czasu spędzamy przy kominku. Przeczytałam już wszystkie książki, jakie tu znalazłam, ale nie było ich wiele. Kilka nudnych i starych jak świat powieści, kilka sfatygowanych wydań kieszonkowych i Biblia. Właśnie zaczęłam „Hotele i pensjonaty Norwegii”. Zostaną mi już tylko „Trasy piesze w Norwegii”.
Jennifer się roześmiała.
– Coś przecież trzeba robić – kontynuowała Louise. – Wiesz, ta cała sytuacja jest absurdalna. Sześcioro ludzi odciętych od świata w tym strasznym domu, marzących wyłącznie o tym, żeby się stąd wydostać. Istnieje ryzyko, że zacznie nas denerwować zachowanie pozostałych osób przy stole albo przez tę wymuszoną bliskość zaczniemy opowiadać sobie nawzajem historie naszego życia. Masz dużo szczęścia, że leżałaś tu przez trzy dni zupełnie odcięta od otoczenia!
– No – odparła z wahaniem Jennifer – nie było to wcale takie miłe.
– Tak, oczywiście. Jak dotąd dobrze sobie radzimy. Rikard i Ivar kilka razy przygotowywali posiłki i zmywali. Świetnie im to szło!
– Nie jestem pewna, czy odpowiednio to ujęłaś – powiedziała z namysłem Jennifer. – Brzmi to tak, jakby to było czymś niezwykle wyjątkowym, że mężczyzna robi coś w kuchni. Mężczyźni radzą sobie tam równie dobrze jak kobiety. Jeśli jest inaczej, to tylko z winy nierozsądnych matek, które „poświęcają się” rodzinie i nie wpuszczają synków do kuchni.
Louise przyjęła jej słowa z uśmiechem.
– Oczywiście, że masz rację – przyznała. – Wyraziłam się szablonowo.
Wyglądało na to, że jest tego dnia w lepszym humorze.
– Mogę cię o coś zapytać? – poprosiła Jennifer pod wpływem impulsu. – Zupełnie nie mogę odgadnąć twojego wieku. Właściwie ile masz lat?
Louise zawahała się przez moment, a potem lekko się uśmiechnęła.
– To wielka tajemnica. Pięćdziesiąt dwa.
– Oj! – zawołała z podziwem dziewczyna. – Wyglądasz naprawdę młodo!
– Tak, w okularach przeciwsłonecznych. Zdradzają mnie oczy.
– Nie wydaje mi się, żeby jeszcze były takie spuchnięte – pocieszyła ją Jennifer, która zawsze była bardziej szczera, niż od niej oczekiwano. – Wyglądały o wiele gorzej, kiedy tu przybyliśmy.
– Z pewnością ma to swoje naturalne przyczyny – odezwała się ponuro Louise.
Jennifer wyciągnęła do niej rękę.
– Czy twoje małżeństwo rozpadło się całkiem niedawno?
Po twarzy Louise przebiegł ponury cień.
– Nie, to było przesądzone już dużo wcześniej. Egil wykazywał ogromną cierpliwość, ale wytrzymałość każdego człowieka ma swoje granice.
Jennifer czekała bez słowa, ale Louise nie kontynuowała tematu. Ale mimo wszystko nie odeszła, więc może wolała, żeby dziewczyna zadawała jej pytania?
– Masz takie piękne ubrania. Czy jesteś bardzo bogata?
Louise się roześmiała.
– Myślę, że Rikard ma rację, mówiąc, że jesteś dzieckiem! Tak, jesteśmy bardzo bogaci. Egil jest dyrektorem.
Jennifer zwróciła uwagę na to, że Louise użyła czasu teraźniejszego. A zatem ich małżeństwo jeszcze trwało.
"W Śnieżnej Pułapce" отзывы
Отзывы читателей о книге "W Śnieżnej Pułapce". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W Śnieżnej Pułapce" друзьям в соцсетях.