Nikt nie wątpił, że Trine w swoim małżeństwie korzystała z tabletek uspokajających.

Louise się zawahała.

– Tak, dziękuję. To bardzo miło z twojej strony.

Zawsze taka miła i dobrze wychowana, nawet wówczas, kiedy się wydaje, że cały świat wali się jej na głowę!

Jennifer znalazła się w tarapatach. Musi znaleźć okazję i powiedzieć Rikardowi o liście. Nie mogła jednak zwrócić jego uwagi tutaj, bo ktoś mógłby powziąć podejrzenia. Teraz liczyła tylko na to, że odprowadzi ją do pokoju.

Niestety tego nie zrobił.

Powiedział tylko odchodząc:

– I niech każdy zamknie drzwi!

Zabrzmiało to dość złowrogo. Wszyscy posłuchali jego polecenia.


W pokoju było okropnie zimno, kiedy Jennifer o skandalicznie późnej porze wstała z łóżka. Było już po pierwszej, burza szalała w dalszym ciągu, aż cały dom trzeszczał w posadach. Koniuszek nosa miała lodowaty i musiała zebrać wszystkie siły, nim odważyła się zdjąć koszulę nocną. Głośno szczękając zębami dotknęła kaloryfera w nadziei, że zdarzył się cud. Ale nie, kaloryfer był zimny.

W salonie natomiast płonął wspaniały rozgrzewający ogień. Nikogo przy nim nie było. Usłyszała głosy Trine i Louise dobiegające z odległej kuchni i ogarnęły ją straszne wyrzuty sumienia.

Poszła do nich.

– Cześć – odezwała się nieco zażenowana. – Niedługo przyjdzie pewnie moja kolej na pomoc w kuchni – rzekła bez entuzjazmu.

– Nie przejmuj się – uspokoiła ją Trine. – Same wstałyśmy zupełnie niedawno. Trudno mi było zasnąć, a później zrobiła się ta godzina.

– Jak miło to słyszeć. Jak się dziś czujecie?

– Właśnie stwierdziłyśmy, ze nasze samopoczucie nieco się poprawiło – oznajmiła Louise, stawiając talerzyki na tacy. – Trine nabrała dystansu do niedawnych przeżyć, a mnie pomogły chyba te tabletki uspokajające.

– To dobrze! A poza tym wielką ulgę przyniosły wszystkim nowiny na temat Sveina i nart. Gdzie reszta?

– Rikard jest na piętrze, a Ivar próbuje naprawić instalację elektryczną. Lektor Fretne przynosi nam drewno z szopy. Wszyscy dzisiaj zaspaliśmy.

– W takim razie biegnę do Rikarda.

Spotkała go na schodach, z czego się bardzo ucieszyła, ponieważ nie musiała krążyć po tym labiryncie na górze. Stanowczo miała go dość!

– Cześć, Jennifer! – przywitał ją i podszedł, taki przystojny i postawny, i emanujący bezpieczeństwem. – No, proszę, obudził się ostatni śpioch!

Uśmiechnęła się zawstydzona.

– Znalazłeś coś?

Patrząc na Jennifer w zamyśleniu, zaprowadził ją do salonu.

– Tak – potwierdził. – W każdym razie znalazłem tego, kogo spotkałaś w bocznym korytarzu.

Zadrżała.

– On mnie najbardziej przestraszył, bo potem przyszło mi do głowy, że musiała to być ta sama istota, która mnie napadła.

– Wątpię – skomentował krótko.

– A więc na kogo się natknęłam?

– Na lustro.

– Masz na myśli, że zobaczyłam siebie samą?

– Właśnie. Na końcu tego korytarza stoi duże lustro.

Zastanowiła się nad tym, co usłyszała.

– No tak, mogło tak być. Ubrana na biało postać i tak dalej. Czasami jestem taka głupia.

– W ciemności można się łatwo pomylić – pocieszył ją.

– Ale co z dwoma pozostałymi? – Zniżyła głos. – Muszę ci coś pokazać, ale tak, żeby nikt inny tego nie zobaczył.

Spojrzał na nią zamyślony, po czym skinął głową.

– Chodźmy do mojego pokoju.

Panowało tam dokładnie takie samo przejmujące zimno jak u niej. Poza tym było w nim okropnie nieprzyjemnie. Dopiero teraz zrozumiała, że jej pokój w porównaniu z pozostałymi był szczytem luksusu.

Wyjęła list i znowu zaskoczyło ją to, że tak cudownie jest być znowu z Rikardem.

– Wczoraj wieczorem nie mogłam tego wyjawić – odezwała się cicho – ale ta pierwsza postać, która przebiegła obok mnie, wcisnęła mi do ręki to. Nie miałam tego nikomu pokazywać. Ale przed tobą nie mam tajemnic.

– Czasami myślisz naprawdę rozsądnie – pochwalił ją. – Rzeczywiście miałem zamiar przyjść do ciebie wieczorem, ale uznałem, że nie wypada. Szkoda, że tego nie zrobiłem!

– Tak – potwierdziła żarliwie Jennifer. – Zawsze jesteś mile widziany. A to, co ludzie sobie pomyślą, przecież to jakieś bzdury!

– Tak uważasz, hmm – mruknął. – No, pokaż, co tam masz? List do… „Konsul Generalny Øysten Kruse, Vindeid”. Niewiele nam to mówi. Mam go otworzyć?

– Przecież nie jest do nas – wahała się Jennifer. – Myślę, że chodziło tylko o to, żebym go przechowała.

– Masz rację – przyznał. – Właściwa osoba chyba się z czasem ujawni. Ona lub on obawia się, że list może wpaść w niepowołane ręce. Zatrzymaj go i obserwuj rozwój sytuacji! Jeśli nic się nie wydarzy, dostarczysz go adresatowi, jak tylko się znajdziemy w Vindeid. Zapatrujesz się na to sceptycznie? Nie martw się, wydostaniemy się stąd, obiecuję! Najwyraźniej przynajmniej dwójka naszych towarzyszy niedoli zna się od dawna. Już ci mówiłem, że coś się tutaj nie zgadza.

– Wobec tego możemy chyba wykluczyć Louise Borgum, bo była z tobą cały czas na górze?

– Wcale nie! Raz po raz ode mnie uciekała, wpadła w histerię. Równie dobrze mogła zdążyć podrzucić ci list, a także próbować cię udusić. Tam na górze jest tak dużo zakamarków, no i te egipskie ciemności…

Jennifer zastanowiła się nad tym, co usłyszała.

– Powiedziała, że usłyszała coś na piętrze, i dlatego tam poszła. Wierzysz w to?

Rikard stał tyłem do światła, więc twarz miał pogrążoną w cieniu, ale Jennifer i tak widziała, że jego intensywnie szare oczy obserwują ją uważnie.

– Nie mam w każdym razie dowodów na to, że kłamała.

– Jak wyglądało pomieszczenie, w którym ją znalazłeś?

– Był to mały podręczny magazyn, gdzie sprzątaczki przechowują potrzebne rzeczy. Środki czystości, pościel i temu podobne. Louise zachowywała się nienormalnie, cały czas krzyczała, przypadkowo nadepnęła na jakieś butelki i mogła się nimi pokaleczyć.

– Myślę, że coś zobaczyła – odezwała się zamyślona Jennifer.

– Och, przestań już. Nie chcę znowu wysłuchiwać tych bzdur! Dzisiaj Louise czuje się w każdym razie lepiej, ale ma strasznie spuchnięte oczy!

– Musi dużo płakać. Nie sądzę, żeby była szczęśliwa.

– Na pewno nie jest! To nie wygląda dobrze, Jennifer! Nerwowo chora kobieta, jeden zgon i jeden człowiek zagubiony w burzy śnieżnej, a poza tym mnóstwo tajemniczych wydarzeń. Ty też jesteś dość skomplikowaną istotą!

– Nic nie szkodzi – odparła lekko. – Żebym tylko mogła być z tobą, wszystko będzie dobrze. Gdybyśmy odtąd mogli być już na zawsze razem!

Rikard uniósł brwi w rozbawionym zadziwieniu.

– Czy to mają być oświadczyny?

– Oświad…? – Spojrzała na niego zdumiona. – Dlaczego musisz zawsze wszystko komplikować?

– Jestem innego zdania. Uważam, że to znacznie ułatwiłoby sprawę.

– Ale ja nie to miałam na myśli.

– Tak, wiem. – Otoczył ją ramieniem. – Jennifer, dorośnij wreszcie! Już nie daję sobie z tobą rady!

Jej głęboko niebieskie oczy patrzyły na niego poważnie.

– Boję się. Dorosłe życie jest jak duży ciemny las. Kilka razy rzucił na mnie swój cień. Nie mam odwagi do niego wejść. Wolę zostać na łące i się bawić.

– Ale czy ty nie rozumiesz, że ta zabawa jest niebezpieczna? Może na ciebie rzucić inne ponure cienie.

– Chodzi ci o moją psychikę? Wiem o tym, nie martw się, staram się zachować równowagę.

– Nie uda ci się tego robić w nieskończoność.

Przez chwilę stali wyczekująco, nie wiedząc, jak kontynuować ten dialog, który właściwie był zawoalowanym sławnym pojedynkiem. Kiedy Jennifer się zorientowała, że Rikard szykuje się do zadania kolejnego pytania, uprzedziła go:

– Jak się czujesz w policji?

– Nieźle. Chociaż sam nie wiem. Niestety, zgubiłem gdzieś swoje idealistyczne podejście. Czasami czuję wielkie zniechęcenie. Zmieniła się mentalność społeczeństwa. Nie jest się już traktowanym jak stróż porządku, lecz jak wróg. Nie potrafię też zrozumieć niektórych moich kolegów. Zawód policjanta zawsze przyciągał mężczyzn rozumujących w stylu: „Jeśli rozrabiają, trzeba im dać nauczkę! A jeśli nie rozrabiają, jak zamierzali, najlepiej dać im nauczkę na wszelki wypadek”. Jest ich niewielu, ale są. A ty, Jennifer? Wspominałaś coś o szkole. Właściwie jak ci minęły te wszystkie lata?

Poruszyła się niespokojnie.

– Muszę przyznać, że żałośnie bezproduktywnie. Rodzice chcieli, żebym studiowała architekturę, a ja, żeby się zbliżyć do ich świata, zgodziłam się. Interesowali się mną, Rikardzie. Rozmawiali ze mną, zabierali na spotkania. Przez jakiś czas. Nie miałam czego szukać wśród architektów! Nie radziłam sobie na studiach, nie podobał mi się ten kierunek i zrezygnowałam. Wtedy znowu przestali się mną zajmować. Teraz nie robię nic.

– A co byś chciała robić?

– Nie wiem – odparła krótko. – Czy to nie straszne, że właśnie w tym czasie, kiedy trzeba sobie wybrać zawód, człowiek czuje się zupełnie rozkojarzony i niepewny? Nie wydaje mi się, żebym była w tym odosobniona. Tak naprawdę najbardziej interesowałoby mnie pisanie, ale moi rodzice uważają, że to żaden zawód. Twierdzą, że to hobby!

– Boże drogi! – mruknął Rikard. – Rozmawiałem kiedyś z jednym pisarzem. Powiedział mi, że odczuwał ogromną potrzebę pisania. Nakaz wewnętrzny.

– Dokładnie tak to czuję! – wybuchnęła szczęśliwa Jennifer. – Gdybyś wiedział, ile brulionów zapisałam! Czasami mogę pisać całą noc, albo kilka dni bez przerwy!

Rikard uśmiechnął się łagodnie.

– Pozwól mi coś kiedyś przeczytać! Na pewno znajdziesz swoje życiowe powołanie, nie bój się! Być może będzie to pisarstwo. Masz przed sobą całe życie. Cudowne życie!

Przez ułamek sekundy znowu zobaczył w jej spojrzeniu tę samą bezgraniczną rozpacz, którą widział poprzedniego dnia. Potem odwróciła głowę. Stała nieruchomo, patrząc na tumany śniegu przetaczające się nad równiną i nielicznymi karłowatymi brzozami, przyciskanymi do ziemi przez wiatr. Zadrżała.