– Chodź! – polecił Rikard. – Wesprzyj się na nas!
Wydawało się, że Pedersen stracił całą wolę walki, kiedy nadeszła pomoc. Sami musieli położyć jego zesztywniałe z zimna ramiona na swoje barki i tak na zmianę ciągnąc go lub wlokąc, posuwali się z powrotem ku hotelowi. Rikard krzyknął do Ivara, że znaleźli Børrego, i Jennifer została zluzowana.
– A Svein? – zapytał Ivar, rozglądając się wokół. – Widziałeś go, Børre?
Przemarznięty mężczyzna nie mógł mówić.
– Svein? – próbował wykrztusić – Nie, tak… Ślady. Nie.
– Gdzie? Gdzie widziałeś ślady? – usiłował się dowiedzieć Rikard.
Børre wydobył z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki, które z trudem zinterpretowali jako „daleko stąd”.
– Jennifer, biegnij przodem – poprosił Rikard – i powiedz, żeby przygotowali coś ciepłego! Powiedz też Trine, że odnaleźliśmy jej męża.
Kiedy Jennifer spieszyła do domu, przyszła jej do głowy bluźniercza myśl, że gdyby mieli znaleźć tylko jednego z tych, którzy wyszli, to lepiej by się chyba stało, gdyby był nim Svein. Zawstydziła się, że mogła coś takiego pomyśleć, ale pocieszyła się, że z wyrazu twarzy Rikarda i Ivara odczytała dokładnie to samo.
Gdy tylko dotarła do hotelu, położonego dalej niż przypuszczała, i znalazła się w błogim cieple, zawołała Trine, ale pojawiły się tylko Louise i Fretne.
Jennifer opowiedziała im w kilku słowach, co się wydarzyło, i zapytała o Trine.
– Jeszcze nie wróciła. Sądziliśmy, że poszła z wami.
– O, nie! – jęknęła Jennifer. – Tylko nie to!
– Przygotuję coś w kuchni, a ty spróbuj ją zawołać!
Wychodząc znowu na burzę, Jennifer zobaczyła nadchodzących mężczyzn. Raz po raz wykrzykiwała imię zagubionej.
W tym czasie zdążyli do niej podejść, wszyscy od stóp do głów w śniegu.
– Czy ona nie wróciła? – zaniepokoił się Rikard.
– Nie, ale nie mogła odejść daleko.
– Zabierz go do domu – polecił Ivarowi Rikard – Chodź, Jennifer, poszukamy jej.
Wkrótce odnaleźli Trine. Błąkając się na tyłach hotelu, wpadła do pokrytego śniegiem dołu. Usłyszeli jej nawoływanie i wybawili ją z opresji.
– Znaleźliśmy Børrego – oznajmił Rikard. – Obawiam się tylko, że ma sporo odmrożeń. Nie, nie wolno ci płakać. To niebezpieczne w taką pogodę.
– Chcę do domu – szlochała Trine. – Nie chcę wracać do tego strasznego hotelu!
Jennifer czuła dokładnie to samo.
Nareszcie znaleźli się w środku. Børre został w holu, a oni razem z nim. Musieli go podtrzymywać, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
– Miałem nadzieję, że już nigdy nie zobaczę tej parszywej rudery – mówił z trudem zdrętwiałymi z zimna wargami. – Skrzynka pocztowa… coś z nią jest nie tak.
– Co masz na myśli? – dopytywał się Rikard.
Potrząsnął głową zbity z tropu.
– Jest tu jeszcze ktoś oprócz nas. Rano, kiedy wychodziłem…
– Tak?
Børre zaczął się zastanawiać.
– Nie, musiało mi się przywidzieć.
Dali mu spokój. Nic więcej nie powiedział. Pod troskliwym okiem Trine przygotowano mu posłanie, podano ciepłą herbatę i trochę jedzenia, bo Louise Borgum udało się znaleźć konserwy w piwnicy. Stan zdrowia fanatycznego kibica stanowił powód do niepokoju.
W końcu przywrócili go do życia na tyle, że znowu mógł komenderować Trine. Biegała jak przestraszone pisklę w tę i z powrotem, wykonując polecenia męża, podczas gdy on wygłaszał pogardliwe uwagi na temat jej czerwonej przemarzniętej twarzy i zapłakanych oczu. Równocześnie pozwalał sobie na uwodzicielskie aluzje pod adresem Jennifer, bardzo obraźliwe i dla niej, i dla Trine.
Rikard się rozgniewał.
– Przez twoje głupie opętanie piłką nożną naraziłeś na niebezpieczeństwo nie tylko nasze życie, w tym przede wszystkim twojej żony, ale z pewnością spowodowałeś śmierć młodego chłopaka. Żadne z nas już nie wyjdzie, żeby go szukać, bo nabawiliśmy się odmrożeń. Zachowuj się więc grzecznie wobec Trine, bo będziesz miał prawdziwe nieprzyjemności!
– Słuchaj no! – odezwał się hardo Børre. – Może wpadła ci w oko, co? W takim razie…
– Och, zamknij się! – nakazał Rikard. – Lepiej powiedz, co się stało. To poważna sprawa, czy jeszcze to do ciebie nie dotarło?
– Wyszedłem około ósmej – zaczął Børre. – Z łatwością odnalazłbym drogę, gdyby ta cholerna burza nie przybrała na sile. Oczywiście poszedłem w złą stroną, ale po jakiejś godzinie znalazłem się nagle koło autobusu. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Byłem już tak przemarznięty, że wszedłem do środka i usiadłem. Ale oczywiście tam nie było wcale cieplej. Niewygodnie się siedziało tak na ukos. A ponieważ zrozumiałem, że nie uda mi się dojść do głównej drogi, zawróciłem. Wtedy już zawiało moje ślady i zabłądziłem. Tak jak powiedziałem, raz czy dwa widziałem jakieś ślady, ale nie wiem, czy były moje, czy Sveina… Natychmiast zacierał je wiatr. Psia pogoda!
Jennifer wzdrygnęła się, słysząc pogardę w jego głosie. Rikard natychmiast zareagował na niemą rozpacz w jej oczach.
– Co się stało, Jennifer? – zapytał cicho.
– Nic, pomyślałam tylko o… miesiąc temu odszedł Tufsen. Wprawdzie miał już całe piętnaście lat, ale myślałam, że nie przeżyję pierwszego tygodnia po tej stracie.
– A co tam jakiś kundel – wtrącił brutalnie Børre. – Jest po czym tak rozpaczać?
– Przyjaźń między człowiekiem a psem może być czymś bardzo pięknym – powiedział Rikard. – A utrata psa sprawia co najmniej taki sam ból, jak utrata człowieka. Szczególnie dla kogoś takiego jak Jennifer.
Nie sprecyzował, co ma na myśli, ale wzruszyła się jego słowami i była mu za nie wdzięczna.
Na zewnątrz burza szalała z taką siłą, że wydawało im się, iż stary budynek rozpadnie się na kawałki.
– Svein lepiej znał te okolice, prawda? – zapytał Rikard Ivara z nadzieją w głosie.
– O, tak – przyznał Ivar tym samym tonem. – Miał większe szanse na znalezienie głównej drogi.
Zapadła cisza. Wiedzieli, że Børre miał niesamowite szczęście, skoro udało im się go odnaleźć. I że nikt się nie odważy wyjść w taką pogodę.
Trine i Louise poszły do kuchni przygotowywać obiad, a pozostali udali się do swoich pokoi. Rikard podążył za Jennifer, żeby sprawdzić, czy nie ma odmrożeń.
– Jak się czujesz? – zapytał, dokładnie oglądając jej twarz. – Jesteś taka jak dawniej, a jednak coś się w tobie zmieniło. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
– Spróbuj, bo nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Jesteś tak samo dziecinnie szczera i naiwna jak kiedyś, ale nie wiem, czy jest to równie autentyczne.
Nie od razu odpowiedziała.
– Oczywiście, że jest autentyczne – odezwała się w końcu. – Nie myślisz chyba, że się zgrywam w taki głupi sposób?
– Nie, byłoby to niezgodne z twoim poczuciem uczciwości. Nie, zupełnie tego nie rozumiem. Jak ci się powodziło?
– Dobrze – odparła obojętnym tonem.
– Nie poznałaś jakiegoś fajnego chłopaka?
Spuściła wzrok. Stała się taka pociągająca, uznał Rikard, ma w sobie coś niezmiernie delikatnego i pięknego. Wrażenie to trwało jednak dopóty, dopóki nie zobaczyło się jej oczu. Wystarczyło, że obrzuciła kogoś tym swoim nieprzytomnym dziecinnym spojrzeniem, by podziałało odstraszająco. Nie, Jennifer chyba nie miała chłopaka. Wydawało się, że zupełnie się nie orientuje w realiach życia, albo, należałoby raczej powiedzieć, w realiach miłości, a młodzi chłopcy wolą raczej mniej skomplikowane dziewczyny.
– Byłaś… bardzo samotna? – zapytał wbrew własnej woli.
Przez moment wydawało się, że dziewczyna przeżywa chwilę słabości, i przestraszył się, że będzie szukać pocieszenia w jego ramionach, ale ona uśmiechnęła się i odparła:
– A ty, Rikard? Sprawiasz wrażenie… bardziej zahartowanego. Rozgoryczonego i cynicznego.
Nie spoglądając jej w oczy odrzekł:
– To tylko chwilowe.
– Dziewczyna? – zapytała cicho.
– Tak, a cóżby innego?
– Nie chcesz o tym porozmawiać?
Nagle poczuł, że sprawiłoby mu ulgę, gdyby mógł jej opowiedzieć o Marit. Jennifer zawsze interesowała się jego losem. A na tym odludziu nie mogła mu napytać biedy. Zresztą chyba zmądrzała z wiekiem. Taką przynajmniej miał nadzieję.
– Tak, wczoraj w autobusie byłem wściekły – przyznał, siadając na krześle, a potem opowiedział jej całą historię o „zdradzie” Marit. Kiedy skończył, Jennifer skomentowała oschle:
– Nie wydaje mi się, żebyś szalenie kochał tę dziewczynę, ale właściwie zawsze tak było, z każdą dziewczyną.
Rikard popatrzył na nią.
– To prawda – rzekł powoli. – Być może masz rację, może jestem taki zimnokrwisty, pozbawiony uczuć?
– Dla mnie miałeś wiele cierpliwości i przyjaźni, ale oczywiście ja byłam wtedy jeszcze dzieckiem, a to duża różnica.
– Niewątpliwie! Niewykluczone, że jestem oziębły, ale właśnie dlatego Marit bardzo by mi odpowiadała. Jest nowoczesna i pozbawiona sentymentalizmu. Potrzebuję kogoś takiego jak ona.
Jennifer siedziała spokojnie i obserwowała go.
– Uważam, że byłaby to wielka szkoda. Masz w sobie tyle dobrych cech, do których nie chcesz się przyznać sam przed sobą. – Zamyśliła się. – Czas… Nienawidzę czasu, który po prostu mija i odbiera wszystko to, co radosne i piękne… Wstała z miejsca. – Jeśli dochodzenie zakończone, to może pójdziemy zobaczyć, czy obiad jest już gotowy?
On również wstał.
– Oczywiście. Ale czy najpierw mogę obejrzeć, jak wyglądają twoje ręce?
Nie wykazywała specjalnej ochoty, żeby mu je pokazać. Uczyniła to po dłuższym wahaniu, pokazując mu tylko wierzch dłoni.
– Są zaczerwienione i opuchnięte – stwierdził, nie wypuszczając ich z rąk, chociaż usiłowała je cofnąć. – Ale to dobry znak. Musiały cię chyba bardzo boleć po powrocie do hotelu?
Kiedy wyraźnie nie chciała ich pokazać od spodu, obrócił je zdecydowanym ruchem i przeraził się tym, co odkrył.
– Jennifer, co ty zrobiłaś?
Przypatrywał się osłupiały głębokim białym bliznom przecinającym nadgarstki.
"W Śnieżnej Pułapce" отзывы
Отзывы читателей о книге "W Śnieżnej Pułapce". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W Śnieżnej Pułapce" друзьям в соцсетях.