Stefan – Etienne? Marie – Louise wątpiła, by on to zrobił. Czy działał za plecami obojga? Jeżeli tak, to dlaczego?
Joseph? Nic nie wiedziała o Josephie poza tym, że był bardzo lojalny wobec gospodarzy.
I dlaczego to właśnie ona dostała kasetę? Do kogo należała?
Sądziła, iż zna odpowiedź. To był „klucz” Jana.
W zamyśleniu wyglądała przez okno na dolinę, gdzie w oddali widniały trzy niewielkie zamki rycerskie, oświetlone mistycznym blaskiem księżyca.
Nagle zorientowała się, że kieszeń fartucha nadal jej ciąży. Było w niej coś jeszcze.
Inne kasety?
Z lękiem wsunęła rękę do kieszeni. Nie, to coś innego. Jakiś przedmiot owinięty flanelą…
Marie – Louise wyjęła zawiniątko i wolno zaczęła je rozpakowywać.
Kiedy zobaczyła, co to jest, krew odpłynęła jej z twarzy.
Był to krucyfiks wielkości jej dłoni, ciężki, wykonany ze srebra.
Odłożyła go na nocną szafkę i przykryła flanelą. Nie chciała na niego patrzeć, dobrze wiedziała, o czym miał jej przypominać.
Najpierw czosnek. A teraz krucyfiks. Biedny Andrej, czy oni nigdy nie skończą z tym bezwzględnym terrorem wobec niego?
Kaseta? Musi ją koniecznie dostarczyć Andrejowi. Ale jak?
Nie miała siły dłużej o tym myśleć. Szybko się przebrała i wskoczyła do łóżka. Wydawało jej się, jakby spadała coraz niżej i niżej, przez pościel i materac. Całe ciało miała obolałe, była tak potwornie zmęczona. Powoli zmęczenie mijało i ogarniała ją przyjemna błogość.
Chyba zasnęła. Nagle drgnęła i obudziła się.
Jakiś hałas? Coś spadło na podłogę.
Okno było otwarte. Księżyc zaglądał do środka, przedzierając się przez falujące białe zasłony. Ściany i sufit pokoju pozostawały w cieniu. Coś jednak poruszyło się koło okna.
Chyba zamknęła drzwi na klucz? Tak, na pewno. Za oknem była tylko stroma ściana, bez balkonu czy nawet gzymsu. Nikt nie mógł dostać się tu tą drogą.
A jednak…
W kręgu światła przy oknie pojawiła się jakaś postać, wysoka i przerażająca, ubrana w pelerynę z uniesionym kołnierzem, który niemal zasłaniał głowę.
Marie – Louise, sparaliżowana strachem, nie była w stanie uczynić nawet najmniejszego ruchu. Wpatrywała się tylko z niedowierzaniem w zbliżającą się istotę.
Tajemniczy osobnik odwrócił na chwilę głowę i jego profil odznaczył się na tle smugi niebieskawego światła.
Poczuła, jakby ktoś żelazną ręką ścisnął jej serce. O Boże, to Andrej, jęknęła w duchu.
Ale twarz miał jakąś odmienioną. Coś dziwnego stało się z zębami…
Marie – Louise usłyszała zduszony, żałosny jęk i uświadomiła sobie, że wydobył się z jej ust.
ROZDZIAŁ VIII
Ależ to niemożliwe! pomyślała Marie – Louise, nie mogąc oderwać oczu od straszliwej postaci poruszającej się po jej pokoju. Andrej został przecież w Val de Genet. Pokój przez cały dzień był zamknięty na klucz, który teraz tkwił w zamku od wewnątrz. Nikt nie mógł tu wejść.
Przez głowę Marie – Louise przemknął fragment z książki o wierzeniach ludowych:
„Wampiry mogą się przemieniać w co tylko zechcą: w psy, koty, węże. Jeżeli chcą, mogą pokonywać duże odległości fruwając, jak nietoperze”.
Nie zamknęła okna!
Przerażająca postać zbliżyła się bezgłośnie do jej łóżka.
– Nie, Andrej, nie! – szeptała błagalnie. – To nie ty! Nie rób tego! Nie ty!
Nieubłaganie podchodził coraz bliżej, wreszcie całkiem zasłonił okno i w pokoju zrobiło się ciemno.
Dziewczyna ocknęła się z odrętwienia. W panice zaczęła szukać po omacku na szafce nocnej i znalazła krucyfiks. Chwyciła go drżącymi rękami i wysunęła przed siebie w stronę postaci, łkając jak w ataku histerii.
Tajemnicza istota wydobyła z siebie syk i zaczęła się cofać. W następnym okamgnieniu zniknęła.
Marie – Louise siedziała jeszcze przez dłuższą chwilę z uniesionym krzyżem, po czym opanowała się i wstała. Zapaliła światło. W pokoju było pusto. Zupełnie pusto.
– Nie wierzę w to – wyjąkała. – Śniło mi się, to jakiś koszmar.
Tak, to oczywiście musiał być senny koszmar! Właściwie nie pamiętała, kiedy się obudziła, granica między snem a jawą jest tak płynna, że jej nie zauważyła. Zasłony w oknie jeszcze się poruszały. Po lewej stronie pokoju stało jej łóżko, w rogu między nim a oknem krzesło z ułożonymi ubraniami. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, umywalka i szafa.
– Drzwi do szafy – szepnęła do siebie. – Przyprowadzę Josepha i razem je otworzymy.
Ale co na to powie Joseph? Że jest histeryczką, która boi się złych snów? Komu w ogóle mogła w tym domu ufać? Nie, to złe rozwiązanie.
Światło dodało jej odwagi. Kurczowo trzymając w dłoni krucyfiks, podeszła do niewielkich drzwi. Otworzyła je zdecydowanym ruchem.
Szafa była pusta. Dziewczyna zresztą niczego innego się nie spodziewała. Na drążku wisiały trzy wieszaki, to wszystko.
Zamknęła drzwi.
Okno także. Sprawdziła jeszcze, czy drzwi pokoju są zamknięte na klucz. Potem chyba godzinę siedziała na łóżku z krucyfiksem w wyciągniętej dłoni. Oczywiście, to idiotyczne. Ale nie chciała o tym myśleć, nie chciała nic czuć, wiedziała, że tego nie wytrzyma.
W końcu przekonała samą siebie, że to musiał być niezwykle sugestywny sen, i powiesiwszy krzyż przy wezgłowiu łóżka, położyła się. Musiała się przespać, żeby podołać obowiązkom czekającym ją następnego dnia.
Nastał ranek i Marie – Louise, która nie spała tej nocy dłużej niż godzinę, wstała rozdrażniona i zdenerwowana. Dziwiła się jednak, że nocny koszmar przyjęła z względnym spokojem. Wiedziała jednak dlaczego. W nocy ujrzała Andreja, a jego przecież się nie bała. Wiedziała, iż nie zrobiłby jej krzywdy. Dlatego może pojawiać się w jej snach, w jakiej tylko zechce postaci. Nawet budzącej grozę.
Starannie schowała kasetę. Nie w fartuchu, lecz w kieszeni czarnej służbowej spódnicy, którą miała na sobie. Spódnica była na tyle szeroka, że nikt by się niczego nie domyślił. Pierwsza część zadania została wykonana. Ma kasetę Jana. Teraz pozostało tylko ochraniać Svetle.
Nocny epizod już ostatecznie umieściła w nierealnym świecie snów i mogła się z niego śmiać. Wampiry? O Boże, czyżby była niespełna rozumu? A przez sekundę w to wierzyła! Siedziała z krzyżem w ręku!
Mimo to zadrżała na samo wspomnienie. Wtedy, w środku nocy, mogłaby przysiąc, że to nie był sen…
Podawała śniadanie z podkrążonymi oczami i kompletnie roztrzęsiona. Jakby podłączona do prądu, lepiej nie umiała tego określić.
Hrabia spoglądał na nią ukradkiem. Marie – Louise dostrzegła, że jego ubranie było zniszczone. Tak, hrabiostwo chyba naprawdę potrzebują większej gotówki.
Etienne – lub Stefan – Zarok obserwował starszych państwa z nieukrywaną ironią. Marie – Louise napotkała raz jego spojrzenie i dostrzegła w nim coś dziwnego.
Ostrzeżenie? Czyżby próbował ją ostrzec przed hrabiną i hrabią? Stefan jest silny, jak twierdził Andrej, zawsze da sobie radę. Czy to Stefan włożył oba przedmioty do jej kieszeni poprzedniego wieczoru? Ale dlaczego?
Joseph traktował Marie – Louise z góry, tak jak się traktuje podwładnych. Wydawał jej polecenia ostrym tonem i wyraźnie miał się przed nią na baczności.
Hrabia odchylił się do tyłu.
– Powiedz mi, Marie – Louise, gdzie mieszkałaś od chwili, kiedy wdowę zabrano do szpitala?
Znowu dziwne spojrzenie Stefana…
– Ja… mieszkałam w pensjonacie, monsieur. Ale na dłuższą metę okazało się to zbyt drogie. Musiałam więc znaleźć nową pracę.
– W jakim pensjonacie?
Marie – Louise spodziewała się tego pytania.
– Nie był to żaden porządny pensjonat, lecz prywat na gospoda w miasteczku. Nie pamiętam dokładnie, jak się nazywa. Giscard… Gaston… coś w tym rodzaju.
Hrabia poprzestał na tym. Nie mógł pytać dalej, nie budząc jej podejrzeń.
Po śniadaniu wysłano Marie – Louise do miasta po papierosy dla hrabiny.
– I butelkę pernodu – szepnęła tak, żeby mąż nie słyszał.
Cudownie było wydostać się z Chateau Germaine, gdzie panowała przytłaczająca atmosfera.
Ale kiedy dotarła na rynek i kupiła papierosy i pernod w niedużym sklepie, usłyszała wyrażający zdumienie okrzyk:
– Marie – Louise!
To Charles! Długimi krokami szedł przez rynek.
– Och, Charles, jak się cieszę, że cię znowu widzę. Czy możesz mi wybaczyć? Straciłam pamięć, a potem nagle ocknęłam się w jakimś nieznanym miejscu. Kiedy wróciłam na dworzec, już cię nie było. Byłam taka zrozpaczona!
Wziął ją za ręce. Śmieszne piegi, które nie pasowały do jego ciemnej karnacji, lśniły w słońcu.
– Straciłaś pamięć? – roześmiał się z ulgą. – A ja myślałem, że ode mnie uciekłaś. Codziennie tu przyjeżdżam, od kiedy zniknęłaś. Gdzie się podziewałaś?
– Ja… Czy masz chwilę czasu, żeby porozmawiać?
– Tak. A ty?
Zawahała się.
– Właściwie nie. Może trochę. Muszę z kimś pogadać, bo inaczej zwariuję.
Charles znalazł wolny stolik w ogródku restauracji usytuowanej w rynku i zamówił kawę z ekspresu.
– No, opowiadaj! – zawołał, chwytając ją za rękę.
– Charles, jesteś lekarzem – zaczęła. – Co wiesz o wampiryzmie?
Spojrzał na nią badawczo.
– Zaskakujące pytanie. A co chciałabyś na ten temat wiedzieć?
– Czy w ogóle istnieje coś takiego, jak wampiry? – spytała zrozpaczona.
– Nie rozumiem dokładnie, o co ci chodzi.
Zaczęła pośpiesznie wyjaśniać.
– Charles, powiedziałeś, że mam poważną niedokrwistość, prawda?
– Tak. Czy jeszcze z tym nic nie zrobiłaś? Chyba ci brak wyobraźni!
Udała, że tego nie dosłyszała.
– Ostatniej nocy… myślę, że nawiedził mnie wampir. A te ślady na szyi nadal mnie bolą.
– Tak, zwróciłem na nie uwagę w szpitalu, ale nie sądzisz chyba, że…?
– Wydaje mi się, że próbował znowu dziś w nocy – szepnęła zakłopotana. – Ale udało mi się go powstrzymać. Krucyfiksem.
– Marie – Louise, czy ty oszalałaś? – rzekł z niedowierzaniem w oczach. – Chyba nie mówisz tego serio?
"W Cieniu Podejrzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "W Cieniu Podejrzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W Cieniu Podejrzeń" друзьям в соцсетях.