– Czy jedynie dlatego? – spytał cicho.

– Tak. Czy to nie wystarczy?

– Chciałem jedynie dotykać ustami twojej skóry. Nic więcej. Bardzo mi się podobasz.

Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.

– Najdroższy Andreju, jakże ty jesteś niedoświadczony! Czy naprawdę myślisz, że zdołalibyśmy na tym poprzestać? Ja w każdym razie nie. A jak mógłbyś później spojrzeć Svetli w oczy?

Przez sekundę wydawało się, że nie wie, kim jest Svetla. Słowa Marie – Louise, że nie byłaby zdolna poprzestać na pocałunku, wstrząsnęły nim do głębi. Był zszokowany.

Nieważne, pomyślała Marie – Louise. Zdołałam naprawić błąd, a o to przecież chodziło.

Po chwili Andrej się zreflektował.

– Rzeczywiście, masz rację. Całując cię, oszukiwał bym Svetle, a ona na to nie zasłużyła.

Ta przeklęta chodząca świętość, Marie – Louise miała jej dość. Niedługo się przekona, czy ten anioł jest z krwi i kości. Jutro pojedzie do Chateau Germaine. A Andrej niech sobie mówi, co chce.

Na pozór beztrosko, lecz czując dławienie w gardle, rzekła:

– Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, sądziłam, że jesteś uosobieniem męskiej siły, spokoju i pewności siebie. Jednak kogoś tak skomplikowanego jak ty jeszcze nie spotkałam. Odsłaniasz bowiem nowe, zaskakujące strony charakteru z każdym dniem, nie, z każdą min u tą! Właściwie już nie wiem, kim jesteś i co naprawcie czujesz. Ale nie przejmuj się tym, kupiłam trochę jedzenia i zrobię dla nas coś specjalnego. Czy mogę się już tym zająć?

Rozładowała nieco sytuację.

– Tak, jeżeli chcesz. Zaraz będę gotowy.

W następnej godzinie rozmawiali jak gdyby nigdy nic, opowiadali epizody z własnej przeszłości, dowcipkowali i śmiali się serdecznie. Starali się unikać drażliwych tematów.

W kuchni było czysto i biało. Andrej zmył z siebie ślady wapna. Potem zasiedli do stołu i z apetytem kosztowali specjału Marie – Louise.

Andrejowi bardzo smakowało i nie mógł się nachwalić Marie – Louise jako kucharki. Jej natomiast brakowało smaku czosnku. Nie odważyła się jednak o tym głośno powiedzieć.


Dzień był przepiękny. Pracowali przy odnawianiu domu, w środku i na zewnątrz. Odsuwali od siebie wszystkie ponure myśli. Chateau Germaine nie istniało, nie było też żadnych kaset, wampirów czy jakiejś Svetli. Ten dzień należał do nich, tylko do nich. Nigdy przedtem nie widziała Andrej a tak szczęśliwego i chociaż wyraźnie dostrzegła, że czasem przygląda się jej w zamyśleniu, ani słowem nie wspomniał o tym, co wcześniej między nimi zaszło.

Kiedy jednak nastał wieczór, zaczęli się poważnie zastanawiać nad czekającymi ich problemami. Dręczącą sprawę noclegu udało się jakoś rozwiązać. Andrej urządził sobie wygodne posłanie w kuchni na podłodze, Marie – Louise miała więc sypialnię tylko dla siebie. Jednak najbliższa przyszłość nie dawała im spokoju.

– Malou, obawiam się spotkania w Chateau Germaine – wyznał przy kolacji. – To już za trzy dni, co robić?

– Nie wiem. Musisz tu do tego czasu poczekać. W jaki sposób właściwie umarł Jan?

– Nie mam pojęcia. Zdążyli go już pochować, zanim przyjechałem. Powiedzieli, że to zawał. Taki młody chłopak!

Podała mu rękę.

– To dla ciebie chyba bardzo bolesne, straciłeś jedynego brata.

Wzruszył ramionami.

– Prawie się nie znaliśmy. Nie lubił mnie. Przypuszczam, że był zazdrosny z powodu swojej matki. Traktował mnie jak intruza, miał żal do ojca, że ożenił się po raz drugi. Uwielbiał upokarzać mnie wobec innych.

Spojrzenie Andreja, który powędrował myślą ku dawnym, ciężkim chwilom, stało się nieobecne.

– A inni?

– Cały czas znajdowałem się na uboczu. Karel i Stefan są rodzonymi braćmi. Karel zwykle wpadał na różne pomysły, a Stefan natychmiast się do niego przyłączał. Wszyscy czworo kochaliśmy Svetle. Powietrze w zamku dziadka przesycone było zazdrością.

– A ona nie faworyzowała żadnego z was?

– Nie, była absolutnie neutralna.

Albo uwielbiała wodzić was za nos, pomyślała złośliwie Marie – Louise.

– Początkowo sądziłem, że najbardziej lubi mnie – mówił dalej Andrej z nieobecnym wzrokiem.

Nic dziwnego, skwitowała w duchu. Takiej urodzie trudno się oprzeć.

– Ale wtedy nastąpił pierwszy atak i wycofała się. Potem zdarzyła się ta historia z dziewczyną i odtąd Svetla zachowywała dystans. To było takie bolesne, Malou.

Marie – Louise nadal jednak nie mogła się powstrzymać od złośliwości. Byłeś dla niej zbyt skomplikowany, myślała. Stanowiłeś nie tylko łatwą zdobycz, którą mogła z dumą pokazywać, ale byłeś żywą, wrażliwą istotą. Kiedy więc naprawdę potrzebowałeś wsparcia, odwróciła się od ciebie.

– Kogo wtedy wybrała?

– Nikogo. Przyjaźniła się ze wszystkimi.

– Czy tęsknisz za swoją matką, Andrej? – spytała.

Drgnął i jak gdyby skulił się w sobie. Niechętnie odpowiedział:

– Zdarza się, że śni mi się, Malou. Jakby nadal żyła. Budzę się z ogromną ulgą, że tak nie jest. To brzmi strasznie, prawda?

– Nie. To zrozumiałe. Czy twoja matka miała na imię Elisabeth?

Andrej spojrzał na nią zaskoczony.

– Nie, skąd ci to przyszło do głowy?

– Coś mi się uroiło – mruknęła niewyraźnie. – Nigdy nie mówiłeś o tym, jak się nazywasz.

– Czyżby? – zaśmiał się. – Nazywamy się Zarok. Kiedyś to było szanowane nazwisko.

Podjęła inny wątek.

– Wspomniałeś, że pomiędzy twoimi atakami w dzieciństwie tymi ostatnimi istniała ogromna różnica.

– O, tak! Te wcześniejsze były niegroźne. Lekarz powiedział matce, że uszkodzenie mózgu jest nieznaczne, prawie bez znaczenia. To ona wszystko wyolbrzymiała. Jednak trzy ostatnie okazały się zupełnie inne. Marie – Louise spojrzała na niego.

– Powiedziałeś coś dziwnego, kiedy się ocknąłeś w krypcie: „Chyba o to im chodziło, żebym nie żył. Jest jednak jeden szczegół, którego nie wzięli pod uwagę”. Co miałeś na myśli?

– Podejrzewałem, że stoją za tym hrabina i hrabia. Oczywiście nie spowodowali samego ataku, ale nie wezwali lekarza.

Marie – Louise skinęła głową.

– Pomyślałam o tym samym.

– Oni jednak nie wiedzieli, że regularnie zażywam lekarstwa.

Zawstydziła się. Sądziła, że powie: „Nie wiedzieli, że jestem nieśmiertelny”.

Czy nigdy nie uwolni się od tych absurdalnych myśli?

Na niebie pojawił się księżyc. Andrej wyglądał przez okno. Jego rozmarzony wzrok skierował się w stronę cmentarza.

ROZDZIAŁ VII

Marie – Louise ponownie odczuła dziwne wrażenie nierealności, kiedy tak siedziała przy stole naprzeciw nieobecnego myślami Andreja. Oczywiście to światłu księżyca stwarzało taki nastrój, lecz nie mogła pozbyć się przeświadczenia, że jest straszliwie samotna, mimu że Andrej był tuż obok. Dokładnie to samo czuła, kiedy poprzedniej nocy szli przez cmentarz.

Podjęła temat, na który ostatnio rozmawiali.

– Chateau Germaine bardzo podupadło.

– Tak. Hrabiemu przydałyby się pieniądze znajdujące się w skarbcu.

– Andrej… Kiedy byłam w podziemiach, przypadkiem otworzyłam niewłaściwe drzwi i ujrzałam burzące się i żarzące dno. Zdało mi się, że to samo piekło. Co to było?

– Nie wiem.

Znowu zatopił się we własnych myślach.

– Nie martw się o Svetle – odezwała się cicho. Aż podskoczył w miejscu.

– Skąd wiedziałaś…?

– To nie takie trudne.

– Jak mogę się nie martwić? Zastanawiam się, czy przypadkiem już nie przyjechała… Ach, biedne dziecko!

– Ile lat ma to biedne dziecko?

– Dwadzieścia trzy.

– To duże dziecko.

– Nie znasz jej – odparł z naciskiem. – Jest taka czarująca. A przy tym delikatna i bezbronna. – Andrej oparł głowę o ścianę i roześmiał się. – A ty? Już słyszę, jak moja matka wykrzykuje na twój widok: „Andrej! Gdzieś ty spotkał tę straszną ladacznicę! Pomyśl tylko, krótkie włosy! To tak mało kobiece! I chodzi w spodniach? Chyba zemdleję!”

Marie – Louise zachichotała. Spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. Nietrudno było zgadnąć, że matka Andreja nigdy nie zaakceptowałaby żadnej kobiety na świecie jako swojej synowej. Należała do tych, które na zawsze posiadły swoje dziecko z jego duszą i ciałem. Mimo wszystko Marie – Louise rozumiała ją. Powiedziała mu o tym.

– Musiało to być dla niej bardzo bolesne, kiedy mąż od niej odszedł dlatego, że u ich jedynego dziecka stwierdzono wadę mózgu. Czuła się wtedy na pewno potwornie samotna. Sama, skrzywdzona i umierająca z niepokoju o ciebie. Byłeś chyba ładnym dzieckiem?

– O, tak, mówiła mi o tym dzień w dzień. Skaleczyłem się celowo w policzek, aby mieć prawdziwą męską bliznę. Dziękuję, Malou, że ją rozumiesz!

Znowu odrobina sympatii. Tym razem pomieszanej ze smutkiem i powagą.

Zaczynała też rozumieć, że nigdy nie miał do czynienia z dziewczętami. Na wydziale weterynarii studiowali pewnie prawie sami chłopcy. No a potem spotkał Svetle, która potwierdziła poglądy matki na to, jaka powinna być kobieta…

Wszystkie inne dziewczęta były „niemożliwe”, jak to określił.

O, dobry Boże, westchnęła ciężko w duchu.

Potem położyli się spać. Marie – Louise długo nie mogła zasnąć w swym ogromnym łożu. Słyszała, że Andrej też wiercił się na posłaniu w kuchni. Wpatrywała się w prostokątny ślad na ścianie, skąd zdjęli reprodukcję o religijnej treści.

Drzwi nie były zamknięte na zamek i siłą się po wstrzymała, by nie wstać i nie przekręcić klucza.

Nie miała odwagi zasnąć.

Bała się, że znowu jej się przyśni twarz Andreja, tak obca i przerażająca, jak poprzedniej nocy. Pieścił ja, a potem… Te zawroty głowy, które miała po przebudzeniu, i jego dobre samopoczucie, kiedy spotkała go na cmentarzu… Czyżby on…

To były niewątpliwie chore myśli, ale nie mogła ich odpędzić.

Drzwi, klamka… Jeżeli się poruszy, zacznie krzyczeć! Z ciężkim westchnieniem usiadła na łóżku. Dłużej nie wytrzyma.

Bezgłośnie ubrała się, napisała list do Andreja i uchyliła okno. Ostrożnie wymknęła się z domu, znalazła rower i przeniosła go na drogę, żeby hałas nie obudził śpiącego. Potem nacisnęła na pedały i na złamanie karku popędziła do miasta. W myśli powtarzała słowa z listu do Andreja i zastanawiała się, jak on zareaguje.