– Te w oknach domu wdowy. Zerwałam je. Nie widziałeś ich?

– Nie – odparł bezradny. – Rozumiesz, co to oznacza?

– Chyba powinny kogoś odstraszyć…

– Och, dajmy spokój przesądom! – przerwał jej. – To znaczy, że wiedzą, iż żyję.

Marie – Louise zamyśliła się.

– Nie – powiedziała powoli. – To wcale nie musi o tym świadczyć. Może ktoś chce mnie przed tobą ostrzec, dać mi do zrozumienia, że możesz powstać z martwych.

– Bzdura! – prychnął. Po chwili się opanował. – Możesz mieć rację. Ale to szatańska gra!

– Zejdźmy na ziemię – zaproponowała. – Kto ma kasetę twojego brata Jana?

– Nie wiadomo.

Marie – Louise coś podejrzewała.

– Andrej – zaczęła stanowczo. – Musimy ją znaleźć. Wiem, że niepokoisz się o twoją boską Svetle. Czuję to wszystkimi komórkami ciała. Nie możesz wrócić do Chateau Germaine, umarłeś i zostałeś pochowany. Ale ja mogę tam pójść.

– Ty? Oszalałaś? Nie – wolno ci!

– Dzięki za troskę. A co będzie, jeśli to zrobię?

– Ale po co?

Spuściła wzrok. Wiedziała, że pcha ją ku temu miłość do Andreja. Zrozumiała także, iż obrała złą taktykę, wyrażając się niepochlebnie o Svetli. Chociaż serce jej krwawiło, postanowiła nie myśleć o własnych pragnieniach. I tak nigdy nie wygra ze Svetla walki o Andreja.

Drżącym głosem rzekła:

– Ponieważ nie mogę spokojnie patrzeć, jak cierpisz. Ponieważ jestem silna i energiczna i mogę chronić Svetlę w twoim imieniu.

Objął ją ramieniem i przyciągnął ku sobie. Marie – Louise zaczerwieniła się, poczuła, jak bardzo pragnie oprzeć głowę na jego ramieniu. Odniosła jednak wrażenie, że jakaś piękna, delikatna istota usiłuje wcisnąć się pomiędzy nich i ich rozdzielić.

– Nie, Malou, nie wolno ci tam pojechać, nigdy na to nie pozwolę. Masz zbyt dobre serce, aby wydać cię na pastwę tych bestii. Mów dalej, pomyślała, wstrzymując oddech. Uczynił, jak chciała. Kiedy powoli szli w stronę domu, dodał:

– Chciałbym zostać z tobą, zaopiekować się tobą, ponieważ jesteś najbardziej bezinteresowną, najbardziej szczerą osobą, jaką w życiu spotkałem. Chociaż jesteś silna i niezależna, potrzebujesz kogoś bliskiego. Ja także ciebie potrzebuję. Być naprawdę sobą, nie myśleć o tym, co wypada, a co nie, wiedzieć, że jestem ci drogi, mieć kogoś, kto… Nie!

– Powiedz! – nalegała.

– Nie, to zbyt egoistyczne.

– A czy ty nie masz prawa być czasami egoistą?

– To nie tak, jak myślisz – westchnął. – To, o czym myślałem, jest…

– No, wyrzuć to z siebie!

Zatrzymał się i ujął jej twarz w swoje dłonie, ona natomiast starała się nie dać po sobie poznać, że zrobiłaby dla niego wszystko. O Boże, jak bardzo kochała kaziła linię jego twarzy, oświetlonej teraz przez księżyc!

Z powagą w głosie rzekł:

– Wszystko, co pamiętam z mego życia, to strach, Malou. Strach przed pogrzebaniem żywcem, rozumiesz?

– Rozumiem – szepnęła. – Ale teraz to się nie zdarza. Zgon musi stwierdzić lekarz.

– Tak, ale jako dziecko zawsze mieszkałem z matką. Tylko ona znała moją chorobę. Nie miałem odwagi odejść od niej. Obawiałem się życia wśród obcych ludzi. Co by było, gdybym miał atak, a oni by pomyśleli, że nie żyję? Cały czas się tego potwornie boję. Nawet kiedy już dorosłem i kataleptyczne ataki minęły. A teraz znowu wróciły. To był już trzeci atak w ciągu dwóch lat. W dzieciństwie jednak nie trwały tak długo.

Marie – Louise poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.

– Tak bardzo chciałabym pozostać z tobą, Andrej, bo chyba o tym myślałeś? Chciałabym się tobą opiekować, żebyś zawsze czuł się bezpieczny. Ale miejsce u twego boku nie należy do mnie. I nie sądzę, aby dwie kobiety zechciały zamieszkać z tobą równocześnie.

– Nie – zgodził się i opuścił ręce. – To chyba niemożliwe. Svetla czuje dziwną awersję wobec innych kobiet. Twierdzi, że jest wyczulona na dysharmonię w ich charakterach, biedactwo.

Czyżby? pomyślała Marie – Louise. Czy naprawdę jesteś aż tak naiwny, drogi przyjacielu?


Ruszył dalej. Byli już prawie w domu.

– Malou, musimy jakoś rozwiązać problem noclegu. Jak wiesz, jest tylko jedno łóżko. Ja mogę…

– Niewiele godzin pozostało do świtu – przerwała mu, otwierając drzwi. – Ja się już wyspałam. Teraz twoja kolej. Muszę zresztą wyprać rzeczy i umyć głowę. Jeżeli zamknę drzwi między kuchnią a pokojem, to chyba nie będę ci przeszkadzać. Prześpij się trochę. Naprawdę tego ci trzeba. Uśmiechnął się blado.

– Tak, chyba masz rację. Ale co będzie potem, następnej nocy?

– Jakoś to rozwiążemy. Zresztą w łóżku jest dosyć miejsca dla dwojga.

– No wiesz co! – oburzył się. – Przecież tak nie można.

– Nie martw się, możemy się położyć na przeciwległych brzegach. A jeżeli nawet dojdzie do jakiejś niepożądanej sytuacji, świat się od tego nie zawali!

Dostrzegła gniew w jego oczach.

– Nie chcę słyszeć o tym z twoich ust! Nie sądziłem, że jesteś taka jak wszystkie!

– Och, Andrej – westchnęła zrezygnowana. – To nie była żadna propozycja, zrozum. Nie mam zamiaru rzucić ci się w ramiona, próbuję tylko być realistką. Choć prawdą jest, że nie jestem tak niewinna jak Svetla. Pierwsze doświadczenia zdobyłam jako czternastolatka i żyłam z nieopierzonymi, głupimi nastolatkami aż do szesnastego roku życia. Ale potem wzięłam się w karby i nie ulegałam byle pokusom. Czekam na dzień, kiedy może kogoś pokocham. I kto mnie pokocha. Ale nie śnię o jakimś porcelanowym bożku o wrażliwej duszy.

Nie powinna chyba tego mówić. Była tak zła, że z rozmachem cisnęła swoją kurtkę w kąt.

Andrej stał nieporuszony pod ścianą, a jego twarz wyrażała coraz to nowe uczucia.

– Nie obchodzą mnie twoje doświadczenia – powiedział w końcu. – I trzymaj się z dala od Svetli w swoich cynicznych komentarzach!

– Ach, Andrej, czasem jesteś naprawdę niemożliwy. Można by pomyśleć, że jesteś jakimś przeżytkiem z czasów średniowiecza.

W tej samej sekundzie uświadomiła sobie, jaką popełniła gafę.

– O, nie! – jęknęła. – Wybacz mi, Andrej! Nie chciałam tego powiedzieć. Zapomnij o tym, zapomnij o wszystkim, co przed chwilą powiedziałam!

– To ja powinienem prosić o przebaczenie – odparł i podszedł bliżej.

Marie – Louise także postąpiła kilka kroków w jego stronę i oparła głowę na jego ramieniu.

– Oboje zachowujemy się niezręcznie – bąknęła. – Ale cokolwiek by się zdarzyło, nie myśl już o tych głupich przesądach. O wieńcach czosnku i przebitym na wylot sercu. Nie wierzę w ani jedno słowo.

– Ja też już nie – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Dziękuję, że zjawiłaś się w moim życiu, Malou! Jeżeli rzeczywiście nie chcesz się położyć, to pójdę już spać.

– Dobrze, idź!

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy odchodził i zamykał za sobą drzwi. Uśmiechnęła się smutno i bezwiednie dotknęła szyi. Było jeszcze coś, o czym nie zdążyli porozmawiać…

Ani słowem nie wspomniała o śladach na szyi, o dwóch bolesnych punkcikach w odległości około trzech centymetrów od siebie. Ani też o dziwnym śnie dzisiejszej nocy.

Marie – Louise stanęła przy oknie, patrząc na blady księżyc i poranną zorzę widoczną nad horyzontem.

Kto właściwie napadł ją przy wejściu do domu wdowy? I co się z nią wtedy stało?

ROZDZIAŁ VI

Mycie włosów w tych prymitywnych warunkach nie było sprawą łatwą. Najpierw Marie – Louise musiała napalić w kuchni, podgrzać wodę, a potem jeszcze znaleźć jakąś miskę. Wybrała stare wiadro, zresztą nie miała alternatywy. Średniej długości kręcone włosy wyschły same na słońcu i wietrze, w czasie kiedy prała rzeczy przed domem. Wzięła również ubrania Andreja, żywiąc nadzieję, że nie miałby nic przeciwko temu.

Włosy stały się puszyste i lśniące. Była całkiem zadowolona z rezultatu. Kiedy założyła sukienkę w rdzawobrązowym kolorze, wyglądała naprawdę nieźle. Ledwie rozpoznawała samą siebie. Zresztą nic dziwnego – obejrzenie całej sylwetki w małym kieszonkowym lusterku było sztuką, której jeszcze nie opanowała.

Zebrawszy się na odwagę, zapukała do drzwi sypialni. Po chwili jeszcze raz. To brutalne z jej strony, że już go budzi, ale nie miała wyboru.

W końcu odpowiedział i weszła do środka. Wyglądał, jakby jeszcze nie do końca się ocknął.

– Witaj – powiedziała zawstydzona. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę iść do miasta po zakupy. Czy mógłbyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?

– Oczywiście. – Sięgnął po ubranie na krześle. – Ile potrzebujesz?

Wymieniła kwotę, dał jej trzy razy tyle.

– Proszę. Nie będziesz musiała prosić co chwila o kilka franków. To takie upokarzające, znam to z własnego doświadczenia. Matka zawsze musiała wiedzieć, co zamierzam kupić.

– Dziękuję – odparła.

Stała przez chwilę, przyglądając mu się z uwagą.

– Na co tak patrzysz? – spytał, uśmiechając się nie pewnie.

Odpowiedziała spontanicznie:

– Jak to miło widzieć cię takim zwyczajnym, z po targanymi włosami, zaspanymi oczami i zagnieceniami poduszki odciśniętymi na policzku. Teraz wiem na pewno, że to nie z powodu wyglądu cię lubię.

Andrej wyciągnął do niej rękę.

– Dziękuję – powiedział wzruszony. – Bardzo dziękuję! Jak się dostaniesz do miasta? Czy mam cię podwieźć?

– Nie, w komórce stoi jakiś zardzewiały rower. Już napompowałam koła. Będę z powrotem około dwunastej. Prześpij się w tym czasie!

– Malou – zawołał za nią, kiedy zbliżała się do drzwi. Odwróciła się. – Ładnie dziś wyglądasz. Co zrobiłaś?

– Zmyłam z siebie cały brud – odrzekła na pozór lekko, ale aż rozpierało ją ze szczęścia.

– Źle się wyraziłem – poprawił się. – Zawsze jesteś śliczna. Gdybym cię wcześniej spotkał, zanim poznałem… Nie, nie ciskaj oczami błyskawic! Wiesz, kogo mam na myśli. Nie śmiem powtarzać jej imienia. Gdy by nie ona, powiedziałbym, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.

Na zalanym słońcem placu targowym znalazła stragan z warzywami. Wybierała najdorodniejsze spośród nich, potrzebne do smacznego dania, którym chciała zaskoczyć Andrej a.