Pokręcił głową.
– Być może mogłabym pana poślubić, gdyby wydobył pan moje pieniądze, a kiedy pański spadek byłby już bezpieczny, moglibyśmy anulować to małżeństwo.,. – starała się mówić z przekonaniem, ale powoli cichła, gdy patrzyła, jak Charles znów kręci głową.
– Z takiego scenariusza wynikają dwa problemy – powiedział.
– Dwa? – powtórzyła. Cóż, gdyby chodziło o jeden, może zdołałaby go jakoś oplatać słowami, ale dwa? Wątpliwe.
– Ojciec w testamencie wziął pod uwagę właśnie taką ewentualność, że mógłbym zawrzeć małżeństwo jedynie po to, by zdobyć spadek. Gdybym próbował anulować ślub, moje środki natychmiast zostałyby przekazane kuzynowi.
Ellie poczuła, że serce ściska jej się w piersi.
– Po drugie – ciągnął Charles – małżeństwo mogłoby zostać unieważnione tylko wtedy, gdyby nie zostało skonsumowane.
Ellie przełknęła ślinę.
– W tym nie dostrzegam żadnego problemu.
Charles pochylił się do przodu, w oczach płonął mu blask, którego Ellie nie umiała rozpoznać.
– Naprawdę? – spytał miękko.
Bardzo nie spodobało jej się to dziwne ściskanie w brzuchu, które nagie poczuła. Hrabia był zbyt przystojny.
– Jeśli się pobierzemy – wybuchnęła, gorąco pragnąc zmienić temat – będzie pan musiał wydobyć moje pieniądze. Może pan to zrobić? Inaczej za pana nie wyjdę.
– Będę w stanie zabezpieczyć panią całkiem przyzwoicie i bez tego – stwierdził Charles.
– Ale to są moje pieniądze, ciężko na nie zapracowałam. Nie chcę, żeby wpadły w ręce Tibbetta!
– Ach, tak, oczywiście! – mruknął Charles z taką miną, jakby z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
– To kwestia zasad.
– A dla pani zasady liczą się najbardziej, prawda?
– Oczywiście – potwierdziła. -Jasne jest również, że od zasad nie przybywa jedzenia na stole. Gdyby tak było, z pewnością bym tu nie przyszła.
– A więc dobrze. Wydobędę dla pani te pieniądze. To nie powinno być aż takie trudne.
– Może dla pana – mruknęła Ellie niezbyt grzecznie. – Mnie nie udało się przekonać tego nadętego pyszałka, że mam choć trochę więcej rozumu niż owca.
Charles zachichotał.
– Proszę się nie obawiać, panno Lyndon, ja nie popełnię tego samego błędu,
– A te pieniądze pozostaną moje – nalegała Ellie. – Wiem, że kiedy się pobierzemy, wszystko, co posiadam, chociaż to, doprawdy, bardzo skromny dobytek, przejdzie na pana własność, ale chciałabym mieć odrębny rachunek na swoje nazwisko.
– Załatwione.
– I zadba pan o to, aby w banku wiedziano, iż w pełni mogę dysponować tymi funduszami.
– Skoro tak bardzo pani tego pragnie.
Ellie popatrzyła na niego podejrzliwie. Charles pochwycił jej spojrzenie i oświadczył:
– Będę miał więcej niż dość własnych pieniędzy pod warunkiem, że jak najprędzej się pobierzemy. Pani pieniądze mi niepotrzebne.
Ellie odetchnęła z ulgą.
– To dobrze. Lubię grać na giełdzie, nie chciałabym starać się o pański podpis przy każdej transakcji.
Tym razem to Charles otworzył usta ze zdumienia.
– Pani gra na giełdzie?
– Owszem, musi pan wiedzieć, że jestem w tym naprawdę niezła. W ubiegłym roku nieźle zarobiłam na cukrze.
Charles uśmiechnął się z niedowierzaniem. Teraz już miał pewność, że będzie im razem doskonale. Czas spędzony z młodą żoną może upływać całkiem przyjemnie, a poza tym wyglądało na to, że potrafi ona znaleźć sobie odpowiednie zajęcie, gdy on będzie załatwiał swoje sprawy w Londynie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, była kobieta rozpaczająca za każdym razem, gdy zostawia się ją samą.
Zmrużył oczy.
– Proszę mi powiedzieć, że pani nie jest jedną z tych żądnych władzy kobiet, prawda?
– A cóż to ma znaczyć?
– Nie jest mi potrzebna kobieta, która zechce rządzić moim życiem. Potrzebuję żony, a nie zarządczyni.
– Jest pan raczej wybredny jak na osobę, której pozostało zaledwie czternaście dni na zdobycie majątku.
– Małżeństwo jest na całe życie, Eleanor.
– Wiem to, proszę mi wierzyć.
– A więc?
– Nie – powiedziała z miną, jakby zaraz miała przewrócić oczami. – Nie jestem taką kobietą, co nie znaczy oczywiście, że nie chcę rządzić własnym życiem.
– Oczywiście – mruknął.
– Ale nie będę panu przeszkadzać. Nawet nie poczuje pan mojej obecności,
– Nie wiem, dlaczego, ale w to akurat wątpię.
Zgromiła go wzrokiem.
– Dobrze pan wie, co mam na myśli.
– A więc dobrze – powiedział. – Wydaje mi się, że zawieramy całkiem uczciwą umowę. Pani za mnie wyjdzie i dostanie swoje pieniądze. Ja się z panią ożenię i dostanę swoje.
Ellie zamrugała.
– Tak naprawdę nie myślałam o tym w ten sposób, lecz rzeczywiście koniec końców na to wychodzi.
– Doskonale, Umowa więc stoi?
Ellie przełknęła ślinę, starając się odegnać uczucie, że oto właśnie zaprzedała duszę diabłu. Jak hrabia przed chwilą powiedział, ślub brało się na cale życie, a ona przecież znała tego człowieka zaledwie od dwóch dni. Na moment przymknęła oczy, ale skinęła głową.
– Doskonale.
Rozpromieniony Charles wstał, jedną ręką opierając się o krzesło, a drugą ustawiając laskę.
– Musimy uczcić naszą umowę w bardziej uroczysty sposób.
– Szampanem? – spytała Ellie, gotowa już wymierzyć sobie kopniaka za to, że w jej głosie zabrzmiało tyle nadziei. Zawsze chciała poznać smak tego trunku.
– Świetny pomysł – szepnął Charles, podchodząc do sofy, na której siedziała Ellie. – Jestem pewien, że mam go trochę w zapasach. Miałem jednak na myśli coś nieco innego.
– Innego?
– Bardziej osobistego,
Ellie dech zaparło w piersiach. Usiadł obok niej.
– Wydaje mi się, że pocałunek byłby bardzo na miejscu.
– Ach! – powiedziała Ellie szybko i głośno. – To nie jest konieczne. – A na wypadek, gdyby jej nie zrozumiał, stanowczo pokręciła głową.
Ale Charles już ujął ją pod brodę, delikatnie, lecz stanowczo.
– Au contraire, moja żono. Uważam, że to jak najbardziej konieczne.
– Nie jestem pańską…
– Ale będzie pani.
Na ten argument nie miała już odpowiedzi.
– Musimy się upewni czy do siebie pasujemy, nie uważa pani? – Nachylił się bardziej.
– Jestem pewna, że tak będzie. Nie musimy… O połowę zmniejszył dystans między nimi.
– Czy ktokolwiek wspomniał pani, że pani dużo mówi?
– Och, nieustannie – odparła, rozpaczliwie zastanawiając się, co zrobić albo co powiedzieć, byle tylko go powstrzymać. -Prawdę mówiąc…
– W dodatku w najmniej odpowiednich chwilach. – Pokręcił głową, jakby chciał ją złajać.
– Cóż, rzeczywiście nie mam idealnego wyczucia czasu, proszę tylko popatrzeć na…
– Pst!
Powiedział to tak miękko, a jednocześnie władczo, że Ellie umilkła. A może sprawił to ów pełen zachwytu wyraz jego oczu? Nikt nigdy jeszcze nie zachwycał się Eleanor Lyndon. To było doprawdy zdumiewające.
Dotknął wargami jej ust a Ellie poczuła dreszcz przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa, gdy wyciągnął rękę do jej szyi.
– Ach, mój Boże – szepnęła. Charles zachichotał.
– Nie przestaje pani mówić nawet przy pocałunku?
– Och! – Ellie przejęta podniosła głowę. – A nie powinnam?
Zaczął się śmiać tak mocno, że musiał się od niej odsunąć.
– Właściwie – stwierdził, gdy już był w stanie się odezwać -uważam to raczej za bardzo miłe, przynajmniej dopóki będę traktować to jako komplement.
– Och – powtórzyła tylko Ellie.
– Spróbujemy jeszcze raz? – spytał.
Ellie uznała, że już przy poprzednim pocałunku wyczerpała wszelką możliwość protestu, a poza tym, kiedy raz spróbowała, obudziła się w niej ciekawość. Leciutko skinęła głową.
Charlesowi oczy błysnęły bardzo po męsku i zaraz znów ich usta się spotkały. Ten pocałunek był równie delikatny jak poprzedni, lecz o wiele głębszy. Charles delikatnie powiódł językiem wzdłuż linii jej warg, aż w końcu uchyliła je z westchnieniem. Delikatnie zaczął badać językiem wnętrze jej ust.
Ellie uległa czarowi tej chwili, uległa jemu. Był taki ciepły i silny, i tak przyjemny był dotyk jego rąk na plecach. Czuła się tak niezwykle, jak gdyby od tej chwili została naznaczona i zaczęła należeć do niego.
Tymczasem namiętność Charlesa stawała się gorętsza i… coraz bardziej przerażająca. Ellie nigdy wcześniej nie całowała mężczyzny, lecz mimo to potrafiła stwierdzić, że hrabia jest w tym ekspertem. Ona nie miała pojęcia, co robić, on natomiast wiedział to aż za dobrze i.. Zdrętwiała, przytłoczona. To nieuczciwe, przecież go nie zna i…
Charles odsunął się, wyczuwając jej opór.
– Wszystko w porządku? – spytał szeptem.
Ellie usiłowała przypominać sobie, że ma oddychać spokojnie. Gdy wreszcie mogła mówić, spytała:
– Pan to robił już wcześniej, prawda? – Potem na moment przymknęła oczy i mruknęła: – Co ja wygaduję, oczywiście, że tak!
Kiwnął głową, trzęsąc się od wstrzymywanego śmiechu.
– A czy to jakiś problem?
– Nie jestem pewna. Mam wrażenie, jakbym była czymś w rodzaju… – urwała.
– Czymś w rodzaju czego?
– Nagrody.
– Och, bo tak z pewnością jest – odparł Charles, a ton jego głosu wyraźnie świadczył o tym, że to komplement.
Ellie jednak wcale tak tego nie przyjęła. Nie lubiła myśleć o sobie jak o obiekcie do zdobycia, a przede wszystkim nie podobało jej się, że za sprawą Billingtona zakręciło jej się w głowie. Kiedy ją pocałował, straciła niemal poczucie rzeczywistości. Czym prędzej odeszła teraz od niego i usiadła na krześle, które przed chwilą zajmował. Wciąż dało się w nim wyczuć ciepło jego ciała, gotowa była też przysiąc, że czuje jego zapach i…
Lekko pokręciła głową. Cóż, na miłość boską, zrobił z nią ten pocałunek? Myśli pędziły jak szalone, nie zmierzając w żadnym sensownym kierunku. Nie była wcale pewna, czy jej się to podoba. Próbując się jakoś opanować, podniosła wzrok.
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.