– Monsieut Belmont to prawdziwy geniusz,.
– Właśnie dlatego go zatrudniłem. Spróbuj tej pieczonej kaczki. Obiecuję ci, że będziesz zachwycona.
– Ach, przestań już, nie przełknę ani kęsa!
– Tchórzysz – zażartował Charles, nie odkładając talerza ani łyżki. – Nie możesz teraz przestać. A poza wszystkim monsieur Belmont wpadnie we wściekłość, jeśli nie zjesz leguminy. To jego arcydzieło.
– Nie wiedziałam, że kucharze również produkują arcydzieła.
Charles uśmiechnął się uwodzicielsko.
– W tym wypadku musisz mi zaufać, że tak jest.
– No dobrze, zgadzam się. Spróbuję odrobiny.
Ellie otworzyła usta i Charles wsunął jej łyżkę do ust.
– Wielkie nieba! – krzyknęła. – To boskie!
– Domyślam się, że chcesz jeszcze trochę.
– Jeśli nie dasz mi więcej tej leguminy, to cię zabiję!
– Powiedziałaś to z zimną krwią – stwierdził.
– Bo ja wcale nie żartuję – odparła Ellie, zerkając na niego z powagą.
– No to masz całą miskę. Nie zamierzam stawać pomiędzy kobietą a jej przysmakiem.
Ellie umilkła na czas, jakiego wymagało zjedzenie prawie całej leguminy, i dopiero potem stwierdziła:
– Normalnie obraziłabym się na tę uwagę, lecz ponieważ ogarnął mnie stan uniesienia, w tej chwili tego nie zrobię.
– Ciekaw jestem, czy ten stan uniesienia wywołała moja męskość, czy też po prostu legumina.
– Nie będę na to odpowiadać, nie chciałabym ranić twoich uczuć.
Charles przewrócił oczami.
– Bardzo jesteś miła.
– Proszę, każ monsieur Belmontowi przyrządzać to regularnie.
– Nawet codziennie, to mój ulubiony deser.
Ellie zamarła z łyżką w ustach.
– Ach! – westchnęła z miną winowajcy. – Chyba powinnam się z tobą podzielić.
– Nie przejmuj się. Mogę zjeść ciastko z truskawkami. -Ugryzł kawałek. – Wydaje mi się, że monsieur Belmont stara się o podwyżkę.
– Co masz na myśli?
– Czyż ciastka z truskawkami nie należą do twoich ulubionych dań? Wykazał się niezwykłą dbałością, przygotowując oba nasze ulubione desery.
Ellie zrobiła poważną minę.
– Skąd nagle taka powaga? – spytał Charles, zlizując okruszyny z warg.
– Stoję przed bardzo poważnym moralnym dylematem.
Charles rozejrzał się po pokoju.
– Nic takiego nie widzę.
– Lepiej dokończ tę leguminę – powiedziała Ellie, wręczając mu miskę, w której została najwyżej jedna trzecia deseru. – Przez kilka tygodni nie wydobędę się z poczucia winy, jeśli się nią z tobą nie podzielę.
– Wiedziałem, że poślubienie córki pastora będzie miało swoje zalety – uśmiechnął się Charles.
– Wiem – westchnęła. – Nigdy nie potrafiłam zignorować nikogo w potrzebie.
Charles z entuzjazmem zjadł łyżkę leguminy.
– Nie wiem, czy można mnie nazwać człowiekiem w potrzebie, lecz ze względu na ciebie jestem gotów uważać, że tak jest.
– Ileż trzeba się poświęcać dla żony! – mruknęła Ellie.
– Dokończ to ciastko z truskawkami.
– Nie, nie mogę – Ellie podniosła rękę do góry. – Zjedzenie go po tej leguminie byłoby bluźnierstwem.
– Jak uważasz – wzruszył Charles ramionami.
– A poza tym nagle jakoś dziwnie się poczułam.
Charles odstawił miskę z leguminą i przyjrzał się Ellie uważnie. Patrzyła niezbyt przytomnie, a jej cera wydawała się niezdrowa.
– Rzeczywiście wyglądasz dziwnie.
– Ach, Boże! – jęknęła Ellie, łapiąc się nagle za brzuch i zwijając w kłębek.
Charles czym prędzej usunął z łóżka wszystkie naczynia.
– Ellie? Kochanie?
Nie odpowiedziała, pojękiwała tylko, próbując zwinąć się jeszcze ciaśniej. Na czole wystąpił jej pot, oddychała płytko, urywanie.
Charles poczuł, że ogarnia go panika. Przecież Ellie zaledwie chwilę wcześniej śmiała się i żartowała, teraz zaś wygląda tak, jakby… jakby… Dobry Boże, jakby umierała!
Poczuł serce w gardle, skoczył do dzwonka i z całej siły za niego pociągnął. Potem otworzył drzwi i ile sił w płucach ryknął:
– Cordelio!
Ciotka być może miała niezbyt dobrze poukładane w głowie, ale całkiem sporo wiedziała o chorobach i leczeniu, a zresztą Charles nie wiedział, co innego mógłby zrobić.
– Ellie! – wrócił do żony. – Co się dzieje? Proszę, odezwij się do mnie!
– To jak rozpalone miecze – wyjęczała z zaciśniętymi oczami, jakby to mogło uchronić ją przed bólem- – Mam w brzuchu rozpalone miecze. Zrób coś z tym, proszę!
Charles z przerażeniem przełknął ślinę i przyłożył rękę do własnego żołądka, który także dziwnie się ściskał. Przypisał to jednak zdenerwowaniu, przecież nie odczuwał takich męczarni jak żona;
Ellie zaczęła wić się w konwulsjach, Charles jeszcze raz podbiegł do otwartych drzwi.
– Niech ktoś tu przyjdzie! – wrzasnął akurat wtedy, gdy zza rogu wyłoniły się Helen i Cordelia.
– Co się stało? – spytała zdyszana Helen.
– Ellie się rozchorowała. Nie wiem, co się stało. W jednej chwili dobrze się czuła, a w następnej…
Kobiety podeszły do łóżka, Cordelii wystarczyło jedno spojrzenie na żałosną pozycję Ellie i oświadczyła:
– Ona została otruta!
– Co? – spytała przerażona Helen.
– Nie bądź śmieszna – obruszył się Charles.
– Widywałam to już wcześniej – stwierdziła z mocą Cordelia. – To otrucie, jestem tego pewna.
– Co możemy zrobić? – dopytywała się Helen.
– Trzeba ją oczyścić. Charles, zanieś ją do umywalni!
Charles z niedowierzaniem patrzył na ciotkę. Czy naprawdę miał złożyć życie i zdrowie żony w ręce starej kobiety, najwyraźniej dotkniętej już sklerozą? Nie wiedział jednak, co innego może zrobić, a zresztą nawet jeśli Ellie nie została otruta, to sugestia Cordelii nie wydawała się tak całkiem bez sensu. Najwyraźniej powinni usunąć to coś, co znajdowało się w jej żołądku. Podniósł Ellie, starając się nie słuchać jej jęków. Ellie nie przestawała wymachiwać rękami, targana konwulsjami.
Popatrzył na Cordelię.
– Wydaje mi się, że jej się pogarsza.
– No to szybciej!
Podszedł razem z Ellie do umywalni i odgarnął żonie włosy z twarzy.
– Cicho, kochanie, wszystko będzie dobrze – szepnął. Cordelia wzięła ze stołu pióro.
– Otwórz jej usta!
– Co ty chcesz z tym zrobić?
– Rób, co mówię!
Charles siłą otworzył Ellie usta i z przerażeniem patrzył, jak Cordelia wsuwa jej koniec pióra do gardła. Za chwilę Ellie zwymiotowała.
Charles na moment odwrócił głowę, nie mógł na to patrzeć.
– Czy to już?
Cordelia zignorowała go.
– Jeszcze raz, Eleanor! – powiedziała. -Jesteś silną dziewczyną, wytrzymasz. Helen, szukaj czegoś, żeby mogła wypłukać usta, kiedy będzie już po wszystkim.
Jeszcze raz wsunęła Ellie piórko do gardła i teraz Ellie pozbyła się już całej zawartości żołądka.
– Wystarczy – stwierdziła Cordelia. Wzięła od Helen szklankę z wodą, wlała trochę Ellie do ust i przykazała: – Wypluj to, moja droga!
Ellie ledwie miała siłę usłuchać.
– Nie zmuszajcie mnie do tego jeszcze raz – szepnęła błagalnie.
– Przynajmniej mówi – powiedziała ciotka Cordelia. – To dobry znak.
Charles miał nadzieję, że ciotka się nie myli, bo nigdy nie widział osoby tak zielonej na twarzy jak Ellie w tej chwili. Helen otarł jej usta wilgotną ściereczką i zaniósł ją z powrotem do łóżka.
Helen drżącymi rękami wzięła brudną miskę i powiedziawszy: „Poproszę kogoś, żeby się tym zajął", wybiegła z pokoju.
Charles ujął rękę Ellie, a potem zwrócił się do Cordelii:
– Nie myślisz chyba naprawdę, ciociu, że ona została otruta?
– Z całą pewnością. Czy jadła coś innego niż ty?
– Nic oprócz…
– Oprócz czego?
– Oprócz leguminy. Ale ja też jej próbowałem.
– I jak się czujesz?
Charles długo patrzył na ciotkę, potem przyłożył rękę do brzucha.
– Szczerze mówiąc, niezbyt dobrze.
– No to sam widzisz.
– Ale to nic w porównaniu z tym, co przeszła Ellie. To lekki ból, jakbym zjadł coś nieświeżego, nic więcej.
– Ale zjadłeś tylko trochę?
Charles pokiwał głową i nagle krew odpłynęła mu z twarzy.
– Ellie zjadła prawie całą miskę – szepnął. – Przynajmniej dwie trzecie.
– Gdyby ją skończyła, na pewno już by nie żyła – stwierdziła Cordelia. – Dobrze, że podzieliła się z tobą.
Charles nie mógł uwierzyć w obojętność w głosie ciotki.
– To na pewno zatrucie pokarmowe. To jedyne wyjaśnienie.
Cordelia wzruszyła ramionami.
– Ja uważam, że jest inaczej,
– Ależ to niemożliwe! – stwierdził Charles. – Kto mógłby się na coś takiego poważyć?
– Moim zdaniem to ta młoda panna, Claire – odparła Cordelia. – Przecież wszyscy wiedzą, co zrobiła z rękami hrabiny.
– Ależ to był wypadek! – Charles nie chciał uwierzyć w słowa ciotki. Owszem, Claire potrafiła być złośliwa, lecz nigdy nie dopuściłaby się takiego okrucieństwa. – A poza wszystkim pogodziła się z Ellie.
– Doprawdy? – spytała Cordelia z powątpiewaniem.
W tym momencie jakby na sygnał pojawiła się Helen, ciągnąc za sobą zapłakaną Claire.
Charles popatrzył na młodziutką kuzynkę, z całej siły starając się, by jego spojrzenie nie było oskarżycielskie.
– Ja tego nie zrobiłam – szeptała Claire. – Nie zrobiłabym tego nigdy w życiu! Ja teraz kocham Ellie, nigdy bym jej nie skrzywdziła!
Charles bardzo pragnął jej wierzyć, ale przecież Claire narobiła tyle złego.
– Może zabrałaś się za to jeszcze w zeszłym tygodniu, zanim pogodziłaś się z Ellie? – spytał delikatnie. – Może zapomniałaś…
– Nie! – krzyknęła Claire. – Przysięgam, że tego nie zrobiłam!
Helen objęła córkę.
– Ja jej wierzę, Charles.
Charles spojrzał w czerwone od płaczu oczy Claire i stwierdził, że Helen ma rację. Dziewczynka mówiła prawdę. Być może nie była chodzącym ideałem, ale nikogo by nie otruła. Westchnął.
– Może to po prostu wypadek. Może monsieur Belmont użył do leguminy zepsutego mleka?
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.