– Nie wiedziałam, że można to robić ustami – mruknęła. Usta Charlesa wolno rozciągały się w uśmiechu. Czuł się teraz swobodniej.
– Właściwie jest o wiele więcej…
– Możesz mi o tym opowiedzieć później – powiedziała prędko.
Oczy Charlesa nabrały sennego wyrazu. -A może ci pokażę?
Gdyby nie wiedział, że to niemożliwe, gotów byłby przysiąc, że Ellie wzruszyła ramionami, mówiąc, a raczej piszcząc „dobrze".
Tak czy owak była wyraźnie przerażona.
A potem ziewnęła i Charles uświadomił sobie, że to bez znaczenia, czy jest przestraszona, czy nie. Dodatkowa dawka laudanum zaczynała działać i Ellie…
Zachrapała głośno.
Charles odsunął się z głośnym westchnieniem, zadając sobie w duchu pytanie, ile też czasu musi upłynąć, nim wreszcie będzie mógł się kochać ze swoją żoną. Ciekawe, czy w ogóle tego dożyje.
Z gardła Ellie wydobył się zabawny dźwięk, który nie pozwoliłby spać żadnemu zwykłemu człowiekowi. Uświadomił sobie wtedy, że to wcale nie koniec zmartwień. I teraz zadał sobie pytanie, czy Ellie będzie chrapać co noc.
18
Następnego dnia rano Ellie obudziła się zdumiewająco świeża. Niesłychane, jak bardzo może podnieść nastrój odrobina determinacji. Romantyczna miłość to dziwna rzecz. Dotychczas jej nie znała i teraz miała wrażenie, że żołądek jej trochę podskakuje. Pragnęła uchwycić się tej miłości obiema rękami i nigdy nie puścić.
A raczej pragnęła trzymać Charlesa i nigdy go nie puścić, lecz to przy zabandażowanych rękach wydawało się raczej niemożliwe. Przypuszczała, że ma to związek z pożądaniem, które zresztą było jej obce tak samo jak romantyczna miłość.
Wcale nie była pewna, czy zdoła przekonać go do swoich poglądów na miłość, małżeństwo i wierność. Wiedziała jednak, że nie żyłaby już w zgodzie ze sobą, gdyby przynajmniej nie spróbowała, jeśli nie odniesie sukcesu, z pewnością bardzo ją to zasmuci, lecz nie będzie nazywać się tchórzem. Również z tego powodu w wielkim podnieceniu oczekiwała w nieformalnej jadalni razem z Helen i Judith, w czasie gdy Claire poszła po Charlesa. Zajrzała do jego gabinetu pod pretekstem poproszenia go, żeby sprawdził pracę wykonaną w oranżerii. Mała jadalnia znajdowała się po drodze, a Ellie, Judith i Helen szykowały się, żeby wyskoczyć z ukrycia i krzyknąć „niespodzianka".
– Ten tort wygląda naprawdę prześlicznie – stwierdziła Helen, przyglądając się jasnej polewie. Nachyliła się niżej. – Może z wyjątkiem tego maźnięcia zostawionego przez palec należący do sześcioletniej osoby.
Judith natychmiast schowała się pod stół, twierdząc, że zobaczyła żuka.
Ellie uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Tort nie byłby prawdziwym tortem, gdyby ktoś nie spróbował kremu, a przynajmniej nie byłby to tort urodzinowy, a takie przecież są najlepsze.
Helen zajrzała pod stół, żeby upewnić się, czy Judith zajęta jest czymś innym niż tylko podsłuchiwaniem, i wyznała:
– Prawdę mówiąc, Ellie, sama z trudem nie ulegam pokusie.
– No to dalej, ja nic nie powiem! Przyłączyłabym się do ciebie, gdyby nie… – Podniosła do góry ręce w bandażach.
Helen natychmiast się zatroskała.
– Jesteś pewna, że masz dość siły, żeby wziąć udział w przyjęciu? Ręce…
– …już mnie tak strasznie nie bolą, przysięgam.
– Charles mówił, że wciąż musisz zażywać laudanum, żeby uśmierzyć ból.
– Owszem, ale biorę bardzo mało, zaledwie ćwiartkę dawki, i przypuszczam, że jutro nie będę już tego potrzebowała. Oparzenia całkiem nieźle się goją, pęcherze już prawie zniknęły.
– Dobrze, tak się cieszę, że ja… – Helen przełknęła ślinę, na moment przymknęła oczy i pociągnęła Ellie na drugą stronę pokoju, żeby Judith przypadkiem jej nie usłyszała. – Nie wiem, jak ci dziękować za wyrozumiałość, jaką okazałaś Claire. – Ja…
Ellie podniosła rękę.
– To nic takiego, Helen. Nie musisz nic więcej mówić na ten temat.
– Ależ muszę! Większość kobiet na twoim miejscu wyrzuciłaby nas wszystkie trzy na ulicę.
– Ależ Helen, tu jest twój dom!
– Nie – powiedziała Helen cicho. – Wycombe Abbey to twój dom, a my jesteśmy twoimi gośćmi.
– To twój dom! – Ellie mówiła zdecydowanie, lecz z uśmiechem. – A jeśli kiedykolwiek jeszcze usłyszę od ciebie, że jest inaczej, to cię uduszę!
Helen wyglądała tak, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamknęła usta. Moment później dodała jednak:
– Claire nie wyznała mi, dlaczego tak się zachowała, ale ja i tak się domyślam.
– Przypuszczałam, że tak będzie – przyznała Ellie cicho. – Dziękuję, że nie zawstydziłaś jej przed Charlesem.
– Łamanie jej serca po raz drugi było zupełnie zbędne.
Helen nie zdążyła odpowiedzieć, bo Judith, wyczołgała się spod stołu i oznajmiła:
– Rozgniotłam tego żuka. Był strasznie wielki i jadowity.
– Nie było żadnego żuka, a ty o tym dobrze wiesz, kochanie – powiedziała Ellie.
– Czy wiesz, że żuki lubią maślany krem?
– Dokładnie tak jak małe dziewczynki.
Judith zacisnęła usta, wyraźnie niezadowolona z obrotu, jaki przybierała ta rozmowa.
– Wydaje mi się, że ich słyszę – szepnęła nagle podniecona Helen. – Bądźcie cicho!
Stanęły z boku przy drzwiach, wypatrując i nasłuchując. Moment później wyraźnie dał się słyszeć głos Claire:
– Przekonasz się, że dużo zrobiłam w oranżerii – mówiła.
– Na pewno. – Głos Charlesa rozbrzmiewał coraz głośniej. Ale czy nie szybciej doszlibyśmy tam przez wschodni hall?
– Służąca woskuje tam podłogę – odparła natychmiast Claire. – Na pewno jest bardzo ślisko.
– Bystra dziewczyna – szepnęła Ellie do Helen.
– Sądzę więc, że możemy przejść przez małą jadalnię – ciągnęła Claire. – Będzie równie szybko i…
Drzwi zaczęły się otwierać.
– Niespodzianka! – rozległ się okrzyk czterech pań, mieszkających w Wycombe Abbey.
Charles rzeczywiście wyglądał na zdumionego, ale tylko przez moment, bo zaraz z raczej gniewną miną zwrócił się do Ellie:
– Dlaczego, u diabła, wstałaś z łóżka?
– Wszystkiego najlepszego! – powiedziała cierpko.
– Twoje ręce…
– Najwyraźniej nie przeszkadzają mi w chodzeniu, chociaż komuś może się to wydawać dziwne.
– Ale…
Helen z bardzo niezwykłym dla siebie gestem zniecierpliwienia lekko poklepała Charlesa po głowie,
– Cicho już bądź, kuzynie, i przyłącz się do naszego przyjęcia.
Charles popatrzył na rozradowane, pełne wyczekiwania twarze i uświadomił sobie, że okazał się okropnym zrzędą.
– Bardzo wam wszystkim dziękuję – powiedział. – Jestem zaszczycony, że chciałyście tak uczcić moje urodziny.
– Nie mogło się obyć przynajmniej bez tortu - powiedziała Ellie. – Judith i ja wspólnie zdecydowałyśmy, jaki będzie krem. Maślany.
– Naprawdę? – spytał z uśmiechem. – Bardzo mądrze!
– Namalowałam dla ciebie obrazek! – zawołała Judith. -Akwarelami!
Charles uklęknął przy dziewczynce.
– Jest śliczny, to wygląda jak… jak… – Wzrokiem poszukał pomocy u Helen, Claire i Ellie, ale wszystkie wzruszyły ramionami.
– Jak stajnie! – zawołała podniecona Judith.
– No właśnie!
– Całą godzinę przyglądałam się im, jak malowałam.
– Całą godzinę? To doprawdy niezwykłe. Umieszczę go na honorowym miejscu w moim gabinecie.
– Ale najpierw musisz go oprawić – poinstruowała go. -W złote ramy.
Ellie zdusiła śmiech i nachyliła się do Helen.
– Przewiduję, że tę małą czeka wielka przyszłość – szepnęła. – Może zostanie królową świata.
Helen westchnęła.
– Moja córka z całą pewnością wie, czego chce.
– Ależ to bardzo pozytywne – stwierdziła Ellie. – Dobrze jest wiedzieć, czego się chce. Osobiście przekonałam się o tym dopiero niedawno.
Charles pokroił tort, oczywiście według wskazówek Judith, która doskonale wiedziała, jak należy to zrobić, a potem zajął się rozpakowywaniem prezentów.
Oprócz akwarelki namalowanej przez Judith była wśród nich również haftowana poduszka od Claire i malutki zegar od Helen.
– To na twoje biurko – wyjaśniła. – Zauważyłam, że wieczorem trudno zobaczyć, która jest godzina na stojącym zegarze w drugim końcu pokoju.
Ellie lekko szturchnęła męża w bok, żeby przyciągnąć do siebie jego uwagę.
– Ja jeszcze nie mam dla ciebie prezentu – powiedziała cicho. – Ale mam pewien plan.
– Naprawdę?
– Powiem ci o nim w przyszłym tygodniu.
– Muszę czekać cały tydzień?
– Będą mi potrzebne obie ręce – odparła, rzucając mu zalotne spojrzenie.
Charles uśmiechnął się.
– Nie wiem, jak wytrzymam.
Charles nie rzucał słów na wiatr. W Wycombe Abbey zjawiła się krawcowa z próbkami materiałów i wykrojów. Zakupu przeważającej części garderoby Ellie planowano dokonać w Londynie, lecz pani Smithson z Canterbury była doskonałą krawcową i mogła przygotować przynajmniej kilka sukien tak, żeby Ellie miała w czym jechać do stolicy.
Ellie była bardzo podniecona spotkaniem z krawcową. Zawsze szyła sobie suknie sama i korzystanie z usług osoby, która zajmuje się tym profesjonalnie, uważała za wielki luksus.
Okazało się jednak, że w spotkaniu z krawcową uczestniczyć będzie nie tylko ona.
– Charles! – powtórzyła Ellie po raz piąty. – Doskonale potrafię sama wybrać swoje suknie.
– Oczywiście, kochanie, ale nie byłaś jeszcze w Londynie i… -Spojrzał na wzór trzymany przez panią Smithson. – Och, nie ta się nie nadaje! Dekolt jest zanadto wycięty.
– Ależ te suknie nie są przeznaczone na wyjazd do Londynu, tylko na wieś. A na wsi byłam – dodała nieco sarkastycznym tonem. – A jeśli chodzi o ścisłość, to właśnie jestem na wsi.
Charles, jeśli nawet ją usłyszał, to pozostawił jej oświadczenie bez komentarza.
– Zielony – powiedział najwyraźniej do pani Smithson, -Ślicznie jej w zielonym.
Ellie byłaby bardzo zadowolona z tego komplementu, ale miała w tej chwili o wiele pilniejszą sprawę.
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.