– To jest po prostu wprowadzanie drobnych poprawek -odparł z całą powagą. - Przecież wolno mi to robić.

– No jasne, zwłaszcza że to ty układasz reguły.

– To jedna z niezaprzeczalnych korzyści, jaką daje tytuł hrabiowski – stwierdził Charles. – Ale musisz wiedzieć, że w punkcie pierwszym naprawdę miałem czytanie ci na głos. Uzupełniłem go tylko o odwracanie stron. Ale czy mam kontynuować?

Ellie skinęła głową, więc przeczytał.

– Rozcierać jej stopy.

– Moje stopy?

– Tak. Nigdy nie doświadczyłaś porządnego masażu stóp?

Przypomniał sobie, skąd Ellie pochodzi, a potem okoliczności, w jakich jemu masowano stopy, i stwierdził, że prawdopodobnie musi to być dla niej zupełna nowość.

– Zapewniam cię, że to cudowne. Opisać ci to? A może zademonstrować?

Ellie musiała chrząknąć kilkakrotnie. -Jaki jest następny punkt na twojej liście?

– Tchórz – zarzucił jej z uśmiechem. Wyciągnął rękę i przez kołdrę wymacał stopę, delikatnie uścisnął duży palec. – Punkt trzeci. Przyprowadzać Judith na pogawędkę co najmniej dwa razy dziennie.

– To znacznie bardziej niewinna sugestia niż poprzednia.

– Wiem, że lubisz jej towarzystwo.

– Z całą pewnością coraz bardziej intryguje mnie różnorodność punktów na twojej liście.

Charles wzruszył ramionami.

– Nie ułożyłem ich w żadnym szczególnym porządku. Zapisywałem tak, jak przychodziły mi do głowy. Z wyjątkiem rzecz jasna ostatniego. Pomyślałem o nim jako pierwszym, ale nie chciałem cię tak od razu szokować.

– Już się boję spytać, jak brzmi punkt siódmy.

– I tak powinno być – uśmiechnął się. – To mój ulubiony.

Ellie się zapłoniła.

Charles za wszelką cenę starał się nie śmiać z jej zmieszania.

– Chcesz usłyszeć, co jest następne?

– Proszę.

– Punkt czwarty. Informować ją o postępach Claire w oranżerii.

– Czy to ma mnie rozbawić?

– Może nie tak bardzo, ale pomyślałem, że chciałabyś się na bieżąco orientować.

– Jakże więc ona sobie radzi?

– Właściwie bardzo dobrze. Claire wykazała się sporą przedsiębiorczością, ale okropnie tam zimno. Otworzyła zewnętrzne drzwi, żeby porządnie wywietrzyć. Przypuszczam, że zapach zniknie do czasu, kiedy znów będziesz mogła zająć się ogrodnictwem.

Ellie uśmiechnęła się,

– Jaki jest następny punkt na twojej liście?

Charles spojrzał na kartkę.

– Zaraz, zaraz. Aha, tu jesteśmy. Punkt piąty. Przyprowadzić krawcową z próbkami materiałów i wzorami. – Popatrzył na Ellie. – Naprawdę trudno mi uwierzyć, że nie zrobiliśmy tego do tej pory. Nie jesteś jeszcze dostatecznie silna na prawdziwe przymiarki, lecz moglibyśmy przynajmniej dobrać fasony i kolory. Nie mogę się już doczekać, kiedy cię zobaczę w sukni innej niż brązowa.

– Mój ojciec dwa lata temu dostał dwie bele brązowego sukna w ramach dziesięciny. Od tamtej pory nie miałam żadnej kolorowej sukienki.

– To doprawdy przykra historia.

– Czy tak świetnie znasz się na modzie?

– Z całą pewnością lepiej niż wielebny pastor.

– Rzeczywiście w tym chyba się zgadzamy, mój panie.

Charles pochylił się nad nią tak, że nosem dotknął jej nosa.

– Czy naprawdę jestem twoim panem, Eleanor?

Ellie uśmiechnęła się cierpko.

– Zdaje się, że etykieta nakazuje, żebym tak się do ciebie zwracała.

Charles westchnął głęboko.

– Jeśli okaże się, że potrafisz tańczyć tak dobrze, jak radzisz sobie w rozmowie, to jestem pewien, że podbijesz stolicę.

– Z całą pewnością nie dojdzie do tego, jeśli nie będę miała jednej albo dwóch nowych sukni. Nie mogę przecież wszystkiego robić w brązach.

– Ach, tak! To było takie subtelne przypomnienie, że mamy wrócić do naszej listy. – Strzepnął kartkę i przeczytał. -Punkt szósty. Omówić z nią warunki jej nowego konta bankowego.

Twarz Ellie cała się rozjaśniła.

– Jesteś tym zainteresowany?

– Oczywiście.

– Ale w porównaniu z twoimi finansami moich trzysta funtów to bardzo skromna sumka, nie może być dla ciebie taka ważna.

Przekrzywił głowę i popatrzył na nią tak, jak gdyby zapomniała o czymś oczywistym.

– Ale to jest ważne dla ciebie.

Właśnie w tym momencie Ellie zdecydowała, że go kocha. O ile rzecz jasna można decydować o takich kwestiach. Uświadomienie sobie tego jednak było wstrząsem i gdzieś wśród tego oszołomienia zdała sobie sprawę, że to uczucie rozwijało się w niej już od chwili, gdy się jej oświadczył. Charles miał w sobie coś… bardzo niezwykłego.

Kryło się to w sposobie, w jaki potrafił się śmiać sam z siebie.

Coś w sposobie, w jaki potrafił ją nakłonić, żeby i ona się z siebie śmiała.

I to, że nigdy nie zapominał pocałować Judith na dobranoc.

Ale przede wszystkim to, że szanował jej talenty i przewidywał jej potrzeby, i to, że w jego oczach tyle było bólu, kiedy się poparzyła, jak gdyby każdą kroplę wrzących konfitur poczuł na własnej skórze.

Był o wiele lepszym człowiekiem, niż sądziła w chwili, kiedy zgodziła się zostać jego żoną.

Charles poklepał ją po ramieniu.

– Ellie, Ellie!

– Co takiego? Och, przepraszam. – Zarumieniała się, choć przecież wiedziała, że Charles nie jest w stanie odczytać jej myśli. – Po prostu się zamyśliłam.

– Kochanie, dosłownie zatonęłaś w myślach.

Ellie przełknęła ślinę, próbując wymyślić jakieś rozsądne wytłumaczenie.

– Zastanawiałam się nad strategią dotyczącą moich inwestycji. Co myślisz o kawie?

– Z mlekiem?

– Kawie jako inwestycji! – zawołała.

– Wielkie nieba! Skąd to rozdrażnienie?

On też byłby rozdrażniony, pomyślała Ellie, gdyby miał świadomość, że oto podbija jej serce. Pokochała człowieka, który nie widział nic złego w niewierności, bez owijania w bawełnę przedstawił jej swoje poglądy na temat małżeństwa.

Ach, Ellie wiedziała, że przynajmniej na razie będzie jej wierny. Za bardzo był nią zafascynowany, nią i małżeństwem, by szukać towarzystwa innych kobiet. W końcu jednak znudzi się tym, a kiedy to nastąpi, ona zostanie ze złamanym sercem.

Niech diabli wezmą tego człowieka! Skoro musiał już mieć jakąś okropną wadę, dlaczego nie mogłoby to być obgryzanie paznokci lub na przykład skłonność do hazardu? Dlaczego nie jest niski, gruby i brzydki? Dlaczego musi być doskonały pod każdym względem i brakuje mu jedynie szacunku dla związku małżeńskiego?

Ellie była bliska płaczu.

A najgorsze ze wszystkiego, że doskonale wiedziała, iż nigdy nie będzie w stanie odpłacić mu się pięknym za nadobne. Nawet gdyby bardzo się starała, nie potrafiłaby go zdradzić.

Być może wynikało to z jej surowego wychowania w domu pastora, żadną miarą jednak nie dałaby się nakłonić do złamania ślubu. Taka już była.

– Nagle zrobiłaś się taka smutna – stwierdził Charles, dotykając jej twarzy. – Co się stało, Ellie, czy to ręce?

Ellie kiwnęła głową. W tych okolicznościach wydało jej się to najłatwiejsze.

– Dam ci jeszcze trochę laudanum. I nic spieraj się ze mną, że przed chwilą je zażyłaś. Kolejna ćwiartka porcji nie pozbawi cię przytomności.

Ellie wypiła, myśląc, że akurat w tej chwili nie miałaby nic przeciwko temu.

– Dziękuję – powiedziała, kiedy otarł jej usta. Patrzył na nią z taką troską, że aż serce ją zabolało i…

I właśnie wtedy przyszło jej to do głowy. Mówiono przecież, że rozpustnicy nawróceni na właściwą drogę bywają najlepszymi mężami. Dlaczegóż, u diabla, miałaby go nie zreformować? Przecież dotychczas nie cofała się nigdy przed żadnym wyzwaniem. Z naglą otuchą w sercu, choć trochę zamroczona kolejną dawką laudanum, obróciła się do Charlesa i spytała;

– A kiedy wreszcie poznam ów tajemniczy numer siedem?

Charles spojrzał na nią z troską w oczach.

– Nie jestem pewien, czy go zniesiesz.

– To nonsens. – Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się chytrze. – Jestem gotowa na wszystko.

Teraz on się zdziwił, kilka razy mrugnął, wziął buteleczkę laudanum i uważnie się jej przyjrzał.

– Wydawało mi się, że to powinno sprowadzić senność.

– Śpiąca się nie czuję – odparła Ellie – ale z pewnością zrobiło mi się lepiej.

Popatrzył na nią, potem znów spojrzał na buteleczkę i ostrożnie ją powąchał.

– Może sam powinienem wypić łyczek.

– Mogłabym wypić łyczek ciebie – zachichotała Ellie. -Teraz już wiem, że zażyłaś tego za dużo.

– Chcę usłyszeć, jak brzmi punkt siódmy.

Charles skrzyżował ręce i patrzył, jak Ellie ziewa. Stan żony zaczynał go naprawdę niepokoić. Wszystko było tak dobrze, potem nagle zalała się łzami, a teraz…, Gdyby nie znał jej lepiej, powiedziałby, że próbuje go uwodzić.

Co akurat nieźle pasowało do punktu siódmego, lecz jemu przeszła ochota odkrywania przed nią swoich pragnień, kiedy była w takim dziwnym stanie.

– Proszę, przeczytaj punkt siódmy – naciskała Ellie.

– Może jutro.

Skrzywiła się.

– Powiedziałeś, że chcesz mnie zabawić. Zapewniam cię, że nie poczuję się dostatecznie zabawiona, dopóki nie poznam ostatniego punktu na twojej liście,

Charles sam w to nie wierzył, ale po prostu nie mógł odczytać tych słów na głos. Nie teraz, kiedy Ellie zachowywała się tak dziwnie. Czuł, że nie może jej wykorzystać w takim stanie.

– Posłuchaj – powiedział, wzburzony zakłopotaniem, które usłyszał we własnym głosie, i poczuł rosnący gniew, że go do tego doprowadziła. Dobry Boże, co się z nim dzieje? W końcu zmarszczył brwi. – Sama możesz go przeczytać.

Położył kartkę przed nią i obserwował jej twarz, gdy przebiegała oczami jego zapiski.

– Ach! – jęknęła. – Czy to możliwe?

– Zapewniam cię, że tak.

– Nawet w moim stanie? – Uniosła ręce do góry. – Ach, przypuszczam, że dlatego specjalnie wspomniałeś…

Charles nie bez satysfakcji zobaczył, że Ellie się czerwieni.

– Nie możesz tego powiedzieć, kochanie?