– Prawie nic nie czuję.

Charles przygryzł wargę. Wcale nie był pewien, czy zastosował najlepszy sposób na oparzenia.

– No dobrze, może wobec tego zabandażujemy ci ręce.

Pozwolił jej wyjąć ręce z wiadra, lecz nie upłynęło więcej niż dziesięć sekund, jak Ellie znów jęczała z bólu. Z powrotem więc zanurzył jej ręce w wodzie. Trzy służące wróciły z lodem.

– Coś w tej zimnej wodzie najwyraźniej łagodzi ból – oznajmił pani Stubbs.

– Ależ ona nie może tu tkwić na zawsze!

– Wiem, ale jeszcze chociaż przez minutę.

– Czy życzy pan sobie, abym przygotowała specjalną pomadę na oparzenia?

Charles tylko kiwnął głową i całą swoją uwagę skupił na Ellie. Obejmował ją mocno i z ustami przy jej uchu szepnął:

– Nie odsuwaj się ode mnie, kochana. Pozwól, że razem z tobą pozbędę się tego bólu.

Kiwnęła głową.

– Oddychaj głęboko – poinstruował, a kiedy go usłuchała, popatrzył na panią Stubbs i nakazał: – Niech ktoś to posprząta. Nie chcę na to patrzeć! Proszę to wszystko wyrzucić!

– Nie! – wybuchnęła Ellie. – To moje konfitury!

– Ależ Ellie, to tylko konfitury!

Obróciła się do niego, patrzyła teraz trochę przytomniej. -Pracowałam nad nimi cały dzień.

Charles w duchu odetchnął z ulgą. Jeśli Ellie skupi się na tych przeklętych konfiturach, to może odciągną one jej myśli od bólu.

– Co tu się dzieje? – rozległ się przenikliwy krzyk. Charles podniósł głowę i zobaczył ciotkę Cordelię. Dobry Boże, tylko tego im potrzeba!

– Niech ktoś ją stąd wyprowadzi – mruknął.

– Czy ona się poparzyła? Czy ktoś się poparzył? Przecież już od lat ostrzegam wszystkich przed ogniem!

– Czy ktoś może usunąć ją z kuchni? – powtórzył głośniej.

– Ogień pochłonie nas wszystkich. – Cordelia dziko wywijała rękami w powietrzu. – Wszystkich!

– Natychmiast! – wrzasnął Charles i tym razem dwaj lokaje wyprowadzili ciotkę. – Wielkie nieba! – mruknął. – Ta kobieta jest kompletnie niespełna rozumu!

– Ale nikomu nie robi krzywdy – powiedziała roztrzęsiona Ellie. – Sam mi tak mówiłeś.

– Nie rozmawiaj, oszczędzaj siły – poprosił głosem grubym od strachu.

Pani Stubbs podeszła z małą miseczką.

– Oto pomada, milordzie. Trzeba nią posmarować oparzenia, a potem zabandażować ręce pani.

Charles z powątpiewaniem przyglądał się lepkiej masie.

– Co jest w środku?

– Jedno roztrzepane jajko i dwie łyżeczki oliwy, milordzie.

– Jest pani pewna, że to zadziała?

– Moja matka zawsze tego używała.

– No dobrze. – Charles odsunął się i patrzył, jak gospodyni delikatnie nakłada pastę na czerwoną skórę Ellie, a następnie obwiązuje jej ręce pasami cienkiego płótna. Ellie siedziała sztywno i Charles widział, że cały czas wstrzymuje się, by nie krzyczeć z bólu.

Boże, serce mu pękało na ten widok. W drzwiach zapanował jakiś ruch. Charles obrócił się i zobaczył Judith, za którą szły Claire i Helen.

– Usłyszałyśmy hałas – wyjaśniła Helen zdyszana od biegu przez cały dom. – Ciotka Cordelia krzyczała.

– Ciotka Cordelia zawsze krzyczy – zauważyła Judith. Potem popatrzyła na Ellie i spytała: – Co się stało?

– Ellie poparzyła ręce – odparł Charles.

– W jaki sposób? – Głos Claire zabrzmiał dziwnie ochryple.

– Konfiturami – wyjaśnił. Obrócił się do Ellie z nadzieją, że jeśli włączy się w tę rozmowę, być może zapomni choć trochę o bólu.

– Jak właściwie do tego doszło?

– To przez ten garnek! – jęknęła Ellie. – Taka byłam niemądra. Powinnam byłam zauważyć, że nie stoi tam, gdzie go zostawiłam.

Helen uklękła przy niej i objęła ją za ramiona.

– O czym ty mówisz?

Ellie popatrzyła na swoją nową kuzynkę.

– Kiedy zostawiałyśmy konfitury, żeby się smażyły, postawiłyśmy je na małym ogniu, pamiętasz?

Helen kiwnęła głową.

– Ktoś musiał przesunąć je bliżej płomieni, a ja nie zauważyłam. – Urwała na chwilę, przełykając ślinę, żeby nie krzyknąć, bo pani Stubbs akurat skończyła bandażować jedną rękę i zabierała się do drugiej.

– I co się stało potem? – dopytywała się Helen.

– Uchwyty byty bardzo gorące. To mnie tak zdumiało, że upuściłam garnek. Kiedy uderzył o podłogę… – Ellie zacisnęła oczy, usiłując nie przypominać sobie tej chwili, kiedy czerwone wrzące konfitury rozlały się dookoła, również na jej skórę.

– Wystarczy – oświadczył Charles, wyczuwając załamanie Ellie. – Helen, zabierz Claire i Judith z kuchni. Dziewczynki nie muszą być tego świadkami. I dopilnuj, żeby do pokoju Ellie zaniesiono butelkę laudanum,

Helen tylko kiwnęła głową i, zabrawszy córki, wyszła.

– Nie chcę laudanum – zaprotestowała Ellie.

– Nie masz wyboru. Nie zgadzam się na to, żeby tylko stać i patrzeć, nie robiąc nic, co by złagodziło twój ból.

– Ale ja nie chcę spać. Nie chcę… – Znów przełknęła ślinę i popatrzyła na niego, czując się tak okropnie jak jeszcze nigdy w życiu. – Nie chcę być sama – dokończyła szeptem.

Charles leciutko ucałował ją w skroń.

– Nie martw się – szepnął. – Nie odejdę od ciebie nawet na chwilę, obiecuję!

A kiedy wreszcie podali Ellie laudanum i położyli ją do łóżka, usiadł na krześle blisko niej. Patrzył, jak Ellie zasypia, a potem siedział w ciszy, dopóki i on nie zasnął.

16

Kiedy Charles obudził się kilka godzin później, Ellie na szczęście wciąż jeszcze spała. Wiedział jednak, że laudanum, które jej zaaplikował, wkrótce przestanie działać, przygotował więc następną porcję. Nie miał pojęcia, jak długo oparzenia mogą boleć, lecz postanowił, że nie pozwoli jej niepotrzebnie cierpieć. Był pewien, że nie zniesie już ani jednej minuty, w której Ellie będzie usiłowała zdusić jęki bólu.

Pękało mu od nich serce.

Zakrył ręką usta otwarte przy ziewnięciu. Oczy powoli przyzwyczajały się do półmroku panującego w sypialni. Nie lubił późnej jesieni, kiedy dni były krótkie, a słońce zachodziło tak wcześnie. Tęsknił za ciepłem lata lub chociaż za rześkością wiosennego powietrza. Zadał sobie pytanie, jak może wyglądać Ellie latem, kiedy słońce stoi wysoko na niebie do późna. Czy jej włosy nabierają wtedy innego odcienia czy stają się bardziej rude? A może jaśnieją? A może latem wygląda dokładnie tak samo, tylko w dotyku jest cieplejsza?

Z tą myślą nachylił się nad nią i delikatnie odgarnął jej z czoła kosmyk włosów, bardzo przy tym uważając, żeby nie dotknąć jej zabandażowanych rąk Miał ochotę powtórzyć ten gest, ale do drzwi rozległo się ciche pukanie. Wstał i przeszedł przez pokój, krzywiąc się na buty, które zaczęły skrzypieć, kiedy zszedł z dywanu na podłogę. Zerknął na Ellie, ale z ulgą stwierdził, że żona wciąż głęboko śpi.

Otworzył drzwi i ujrzał za nimi Claire. Stała w holu, przygryzając wargę i wykręcając ręce. Oczy miała zapuchnięte i tak czerwone, że spostrzegł to, pomimo iż pozbawiony okien korytarz oświetlało jedynie światło świecy.

– Charles! – wybuchnęła. – Muszę…

Charles położył palec na ustach i wyszedł na korytarz, starannie zamykając za sobą drzwi. Potem ku wielkiemu zaskoczeniu Claire usiadł na podłodze.

– Co ty robisz?

– Ściągam buty. Nie mam cierpliwości wzywać pokojowca do pomocy.

– Ach! – popatrzyła na niego, wyraźnie nie wiedząc, jak powinna się zachować. Charles był wprawdzie jej kuzynem, lecz nosił także tytuł hrabiowski. Nie wypada przecież, żeby ktokolwiek patrzył z góry na hrabiego.

– Chciałaś ze mną rozmawiać? – spytał, łapiąc za obcas lewego buta.

– Mhm, tak. A właściwie chciałam mówić z Ellie. – Claire nerwowo przełykała ślinę. Wyglądało na to, że cała się przy tym trzęsie. – Czy ona śpi?

– Tak, dzięki Bogu. I zamierzam podać jej kolejną porcję laudanum, gdy tylko się obudzi.

– Rozumiem. Musi bardzo cierpieć.

– To prawda. Skóra pokryła się pęcherzami i prawdopodobnie już do końca życia zostaną jej blizny.

Claire skrzywiła się.

– Ja się raz oparzyłam. Co prawda tylko świecą, ale bolało okropnie. A Ellie nawet nie krzyczała, przynajmniej ja tego nie słyszałam. Musi być bardzo dzielna.

Charles na chwilę zrezygnował ze ściągania prawego buta.

– To prawda – przyznał miękko. – I to bardziej niż sądziłem.

Claire milczała przez długą chwilę, aż w końcu spytała:

– Czy będę mogła z nią porozmawiać, kiedy się obudzi? Wiem, że chcesz jej podać laudanum, ale upłynie kilka minut, zanim zacznie działać i…

– Claire – przerwał jej. – Czy to nie może poczekać do jutra?

Dziewczynka przełknęła ślinę.

– Nie, zapewniam cię, że nie może.

Charles utkwił spojrzenie w jej twarzy i nie odrywał go nawet podczas wstawania z podłogi.

– Czy jest coś, o czym powinnaś mi powiedzieć? – spytał ściszonym głosem.

Claire pokręciła głową.

– Tylko Ellie. Muszę rozmawiać z Ellie.

– No dobrze. Sprawdzę, czy może przyjąć gościa, lecz jeśli nie, będziesz musiała zaczekać do rana, i nie upieraj się.

Claire zamrugała i kiwnęła głową, a Charles położył rękę na klamce i uchylił drzwi.

Ellie otworzyła oczy i zaraz potem znów je zamknęła z nadzieją, że dzięki temu przestanie jej szumieć w głowie. To jednak nie pomogło, znów więc je otwarła i rozejrzała się za mężem.

– Charles?

Nie było odpowiedzi.

Ellie poczuła nieprzyjemne rozczarowanie. Przecież powiedział, że od niej nie odejdzie. Tylko dlatego tak spokojnie zasnęła.

Nagle jednak usłyszała cichy zgrzyt i ujrzała go w drzwiach.

– Charles – chciała szepnąć, ale jej głos zabrzmiał raczej jak chrzęst.

Czym prędzej do niej podszedł.

– Nie śpisz już?

Kiwnęła głową.

– Pić mi się chce.

– Oczywiście. – Odwrócił się i powiedział przez ramię: -Claire, zadzwoń, żeby przyniesiono herbatę.

Ellie wygięła szyję, żeby móc spojrzeć za jego plecy. Nie miała świadomości, że Claire również jest w pokoju. To dziwne, bo dziewczynka nigdy wcześniej nie interesowała się samopoczuciem nowej kuzynki.