– Pomyślą, że ja to zrobiłam. Nie chcę tego,

Charles uświadomił sobie, że tu chodzi o jej dumę, a ponieważ sam sporo na ten temat wiedział, nie naciskał. Powiedział jedynie:

– A więc dobrze. Nalegam tylko, żebyś oddała mi łopatę. Jakiż byłby ze mnie mąż, gdybym pozwolił żonie wykonywać najcięższą pracę!

– Nie ma mowy! Masz skaleczoną rękę.

– Ta rana nie jest aż tak poważna.

Ellie prychnęła.

– Być może zapomniałeś, że to ja cię szyłam wczoraj wieczorem. Najlepiej wiem, na ile to poważne.

– Eleanor, oddaj mi łopatę!

– Nigdy w życiu!

Charles skrzyżował ręce i przyglądał jej się spod oka. Boże, ależ ona uparta!

– Ellie – powiedział. – Proszę, daj mi łopatę.

– Nie.

Wzruszył ramionami.

– No dobrze, wygrałaś. Nie będę pracował łopatą.

– Wiedziałam, że to zrozumiesz.

– Moje ramię – powiedział Charles, przyciągając ją do siebie. – Właściwie działa bardzo dobrze.

Łopata upadła na ziemię, a Ellie wykręciła szyję, żeby móc na niego spojrzeć.

– Charles? – spytała z wahaniem. Uśmiechnął się przebiegle.

– Pomyślałem, że mógłbym cię pocałować

– Tutaj? – jęknęła.

– Mhm.

– Ale tu cuchnie!

– Potrafię to zignorować, jeśli i ty potrafisz.

– Ale dlaczego?

– Dlaczego chcę cię pocałować?

Kiwnęła głową.

– Pomyślałem, że może to powstrzymałoby cię od gadania o tej idiotycznej łopacie.

Zanim Ellie zdążyła cokolwiek powiedzieć, nachylił się i mocno przycisnął wargi do jej ust. Ellie nie rozluźniła się, zresztą Charles wcale się tego nie spodziewał, ale ogromną przyjemność sprawiało mu trzymanie w ramionach tej zdecydowanej na wszystko, przedsiębiorczej osóbki. Ellie była jak mała lwica, potrafiła się ogniście bronić, a Charles stwierdził, że pragnąłby, aby wszystkie te uczucia kierowały się ku niemu. W jakiś sposób jej upór co do jego odpoczynku w czasie, gdy ona będzie wykonywać ciężką pracę, wcale nie uraził jego męskiej dumy. Po prostu poczuł, że jest kochany.

Kochany? Czy właśnie tego pragnął? Wcześniej sądził, że pragnie małżeństwa podobnego do związku jego rodziców.

Sądził, że będzie żył własnym życiem, a Ellie swoim, i że oboje będą z tego zadowoleni. Tymczasem jego młoda żona pociągała go w sposób, jakiego się nigdy nie spodziewał, jakiego istnienia nigdy nie podejrzewał. I wcale nie był zadowolony tego małżeństwa. Pragnął jej, pragnął jej rozpaczliwie, a ona zawsze znajdowała się jakby poza jego zasięgiem.

Charles odrobinę uniósł głowę i popatrzył na Ellie. Oczy miała zamglone, miękkie usta rozchylone. Nie rozumiał, dlaczego wcześniej tego nie zauważył, ale musiała być najpiękniejszą kobietą na całym świecie i właśnie ją trzymał teraz w objęciach i…

… i znów musiał ją pocałować. Już teraz. Znów przycisnął się do jej ust, wypełniony rozpalonym pragnieniem. Ellie miała smak rozgrzanych owoców, słodki i aromatyczny, i charakterystyczny tylko dla niej. Rozgorączkowanymi dłońmi podsunął w górę jej spódnicę i halki, aż wreszcie mógł dotknąć sprężystego uda.

Ellie jęknęła cicho i wczepiła się w jego barki, co Charlesa roznamiętniło jeszcze bardziej. Przesunął rękę w górę, docierając do miejsca, w którym kończyły się jej pończochy. Musnął palcem gołą skórę, z radością wyczuwając drżenie wywołane jego dotykiem.

– Ach, Charles! – jęknęła Ellie i to wystarczyło, by stanął w ogniu. Wystarczył sam dźwięk jego imienia w jej ustach.

– Ellie – powiedział głosem tak zachrypniętym, że aż trudno rozpoznawalnym. – Musimy iść na górę, natychmiast!

Ellie przez moment nie reagowała, tylko trzymała się go kurczowo, aż w końcu oświadczyła:

– Nie mogę.

– Nie mów tak – powiedział, ciągnąc ją ku drzwiom. – Możesz mówić wszystko, tylko nie to.

– Nie mogę. Muszę zamieszać konfitury.

To go zatrzymało.

– Co ty, u diabła, wygadujesz?

– Muszę… – urwała i zwilżyła wargi. – Nie patrz tak na mnie!

– Jak? – zdumiał się, czując, że wraca mu dobry humor.

Ellie ujęła się pod boki i popatrzyła surowo.

– Tak jakbyś chciał mnie pożreć!

– Ależ ja właśnie tego chcę.

– Charles!

Wzruszył ramionami.

– Matka kazała, żebym zawsze mówił prawdę.

Ellie wyglądała tak, jakby zaraz miała tupnąć nogą.

– Naprawdę muszę iść.

– Cudownie, będę ci towarzyszył na górę.

– Muszę iść do kuchni – podkreśliła. Charles westchnął.

– Nie do kuchni.

Ellie zacisnęła usta w wąską, wyrażającą złość kreskę, aż w końcu wypaliła:

– Smażę konfitury, które zamierzam podarować dzierżawcom w prezencie świątecznym. Mówiłam ci o tym wczoraj.

– Wobec tego dobrze. Pójdziesz do kuchni, a potem do sypialni.

– Ale ja… – Głos Ellie zamarł, kiedy uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty dłużej się z nim kłócić. Chciała poczuć na sobie jego dłonie, chciała słuchać miękkich, pieszczotliwych słów. Chciała poczuć się najbardziej pożądaną kobietą na całym świecie, jak zaczyna czuć się za każdym razem, gdy patrzył na nią tym zamglonym spojrzeniem spod ciężkich powiek.

Podjęła wreszcie decyzję, uśmiechnęła się zażenowana i powiedziała po prostu:

– Dobrze.

Charles najwyraźniej nie spodziewał się jej zgody, bo z niedowierzaniem zawołał:

– Zgadzasz się?

Kiwnęła głową, nie patrząc mu w oczy.

– Wspaniale!

Wyglądał jak podniecony młody chłopiec, co Ellie wydało się nieco dziwne, zważywszy, że miał ją przecież uwieść.

– Ale najpierw muszę zajrzeć do kuchni – przypomniała mu.

– Do kuchni. Dobrze. Do kuchni. – Spojrzał na nią z boku i poprowadził korytarzem. – To odbiera odrobinę spontaniczności, nie uwalasz?

– Charles! – powiedziała ostrzegawczym tonem.

– Och, już dobrze. – Zmienił kierunek i teraz ciągnął ją ku kuchni, poruszając się przy tym jeszcze szybciej, jak wówczas gdy próbował naprowadzić ją do sypialni.

– Starasz się z góry nadrobić stracony czas? – zadrwiła. Za rogiem przytrzymał ją pod ścianą i szybko pocałował.

– Daję ci w tej kuchni trzy minuty, Trzy. Ani chwili więcej.

Ellie roześmiała się i kiwnęła głową, pozwalając mu na dyktowanie warunków, bo zrobiło jej się od tego jakoś cieplej na sercu. Charles puścił ją i zeszli po schodach na dół. Ellie właściwie musiała biec, żeby dotrzymać mu kroku.

Kuchnia zaczynała tętnić życiem, gdyż monsieur Belmont i jego drużyna zabierali się już do przygotowywania posiłku. Pani Stubbs siedziała w kącie, wyraźnie ignorując Francuza, i pilnowała trzech służących, które zmywały po śniadaniu.

– Moje konfitury stoją tam, na tym piecu – oznajmiła Ellie Charlesowi, wskazując na wielki gar. – Z mieszanych owoców. Helen i ja przygotowałyśmy je razem i…

– Trzy minuty, Eleanor.

– Dobrze. Muszę je tylko zamieszać, a potem…

– No to mieszaj!

Ellie podeszła w stronę pieca, ale w połowie drogi uświadomiła sobie:

– Ach, muszę najpierw umyć ręce, w oranżerii nosiłam wprawdzie rękawice, ale ten brud był taki okropny.

Charles westchnął zniecierpliwiony. Doprawdy, ta dziewczyna mogłaby wreszcie już się z tym uporać!

– Wobec tego umyj ręce i kończ! Tam na stole stoi wiadro z wodą.

Uśmiechnęła się, zanurzyła ręce w wodzie i krzyknęła.

– Co znów się stało?

– Jest lodowata. Monsieur Belmont musiał kazać przynieść lód. Może na deser będą dzisiaj lody owocowe.

– Ellie, konfitury!

Ellie sięgnęła po garnek, zerkając spod oka na widok odsuwającej się od niej służby. Najwyraźniej służący wciąż nie mieli do niej zaufania.

– Zaraz przeniosę go na stół, będą się tu mogły schłodzić i…

Charles nigdy później nie potrafił powiedzieć na pewno, co się wydarzyło w następnej chwili. Obserwował akurat, jak monsieur Belmont po mistrzowsku kroi bakłażana, gdy usłyszał krzyk Ellie. Gdy przeniósł na nią wzrok, wielki garnek z konfiturami właśnie upadał na ziemię. Charles przyglądał się temu z bezradnym przerażeniem. Garnek uderzył o podłogę, pokrywka odskoczyła, a strumień czerwonych konfitur przeleciał przez powietrze, ochlapał kuchnię, podłogę i Ellie. Ellie pisnęła jak zranione zwierzę i osunęła się na ziemię, szlochając z bólu. Charles poczuł, że serce zamiera mu w piersi Podbiegł do niej, ślizgając się na gorących, lepkich konfiturach.

– Zdejmij to ze mnie! – łkała Ellie. – Zdejmij to ze mnie! Charles popatrzył na nią uważnie i zobaczył, że wrzące konfitury przylgnęły jej do skóry, chociaż wydawało się, że tylko do dłoni i nadgarstków. Dobry Boże, a on stoi i się gapi! Nie zastanawiając się dłużej, sięgnął po wiadro z wodą, z którego Ellie korzystała wcześniej, i zanurzył jej ręce. Szarpnęła się, próbując je wyciągnąć.

– Nie! – krzyknęła. – To za zimne!

– Kochanie, wiem, że woda jest zimna – powiedział miękko z nadzieją, że Ellie nie usłyszy, jak bardzo drży mu głos. -Ja też trzymam w niej ręce.

– Boli, okropnie boli!

Charles przełknął ślinę i rozejrzał się po kuchni. Ktoś z zebranych powinien wiedzieć, co robić, jak uwolnić Ellie od tego bólu. Serce pękało mu od jej jęków, od drżeń, które targały ciałem.

– Cicho, Ellie, cicho! – mówił miękkim tonem. – Zobacz, konfitury już się zmywają, widzisz?

Ellie natychmiast spojrzała na swoje ręce zanurzone w wodzie, a Charles od razu pożałował, że ją do tego nakłonił, bowiem w miejscach, w których konfitury się odlepiły, skóra była ogniście czerwona.

– Przynieście więcej lodu! – warknął, nie kierując polecenia do żadnej konkretnej osoby. – Ta woda robi się za ciepła.

Trzy podkuchenne pospieszyły do lodowni, ale pani Stubbs wysunęła się naprzód.

– Milordzie, nie jestem pewna, czy postąpił pan najwłaściwiej.

– Przecież te konfitury były wrzące, musiałem to jakoś schłodzić.

– Ale ona cała się trzęsie.

Charles zwrócił się do Ellie:

– Tak bardzo cię boli?

Pokręciła głową.