Zamrugał zdziwiony.

– Co mam przestać?

– Próbować mnie pocałować – wydusiła z siebie, nieszczęśliwa, że musiała wymówić te słowa przy służbie,

– A to dlaczego? – Pochylił się do przodu, wysuwając usta.

– Bo jesteśmy na schodach.

Przekrzywił głowę, przyglądając jej się z wyraźnym zdziwieniem.

– Jakie to śmieszne, że mówisz z zamkniętymi ustami.

Ellie próbowała rozluźnić szczęki, lecz nie w pełni jej się to udało.

– Bardzo cię proszę, idź dalej po schodach na górę do swojego pokoju.

– I tam będę mógł cię pocałować?

– Tak, dobrze.

– No to świetnie – sapnął uszczęśliwiony.

Ellie tylko westchnęła, starając się nie zwracać uwagi na ukradkowe uśmieszki lokajów.

Mniej więcej minutę później prawie już im się udało wprowadzić Charlesa do pokoju, kiedy nagle on znów zatrzymał się i oświadczył:

– Czy ty wiesz, na czym polega twój problem, droga Ellie?

Ellie dalej pchała go przez korytarz.

– Jaki problem?

– Jesteś za dobra we wszystkim.

Ellie zastanawiała się, dlaczego to nie zabrzmiało jak komplement.

– Chodzi mi o to…

Mocno machnął ręką, przez co znów niebezpiecznie się zachwiał. Ellie i służący musieli go łapać, żeby ponownie się nie przewrócił.

– Charles, wydaje mi się, że to nie jest właściwy czas na takie rozmowy – powiedziała.

– Bo widzisz – mówił dalej, nie zwracając na nią uwagi. – Wydawało mi się, że pragnę żony, którą będę mógł ignorować.

– Wiem. – Ellie z rozpaczą spojrzała na służących, którzy popychali Charlesa na łóżko. – Wydaje mi się, że teraz już sama będę mogła się nim zająć.

– Jest pani pewna, milady?

– Tak – szepnęła. – Przy odrobinie szczęścia hrabia niedługo zaśnie.

Służący popatrzyli na siebie z powątpiewaniem, ale wyszli, już nie protestując.

– Zamknijcie za sobą drzwi! – krzyknął Charles, Ellie obróciła się z rękami założonymi na piersiach.

– Doprawdy, nie jest pan atrakcyjnym pijakiem, milordzie!

– Czyżby? Kiedyś mówiłaś, że najbardziej podobam ci się pijany.

– Zmieniłam zdanie.

– Ach, te kobiety! – westchnął.

– Świat bez nas byłby o wiele mniej cywilizowanym miejscem – oświadczyła Ellie z dumą.

– Zgadzam się z tym całym sercem. – Czknął. – O czym to ja mówiłem? Ach, tak, pragnąłem mieć żonę, którą mógłbym ignorować.

– Jesteś doskonałym przykładem szlachetnej rycerskości starej Anglii – mruknęła Ellie pod nosem.

– Co mówiłaś? Nie usłyszałem. Ach, to i tak bez znaczenia. Wszystko jedno, bo oto co mi się przydarzyło.

Ellie przyglądała mu się z ironią w spojrzeniu.

– Stanęło na tym, że mam żonę, która ignoruje mnie. – Uderzył się w pierś i powtórzył jeszcze głośniej. – Mnie!

Ellie zamrugała zdezorientowana.

– Przepraszam?

– Potrafisz robić wszystko, potrafisz zszyć mi rękę, potrafisz zbić majątek. Co prawda o mały włos nie wysadziłaś w powietrze mojej kuchni.

– Przestań!

– I rzeczywiście narobiłaś okropnego bałaganu w oranżerii ale w istocie dostałem liścik od Barnesa, który nazywa cię najinteligentniejszą kobietą, z jaką miał w życiu do czynienia. No a dzierżawcy lubią cię bardziej, niż kiedykolwiek lubili mnie.

– Do czego zmierzasz? – spytała groźnie Ellie,

– No cóż – wzruszył ramionami. – Na pewno do jakiejś puenty. Ale dotarcie do niej najwyraźniej sprawia mi kłopoty.

– Nigdy bym tego nie zauważyła.

– Cały problem polega na tym, że ja do niczego nie jestem ci potrzebny.

– No, to nie jest do końca prawda…

– Nie jest? – Charles w jednej chwili zaczął sprawiać wrażenie bardziej trzeźwego niż jeszcze przed momentem. – Przecież masz swoje pieniądze, masz nowych przyjaciół, po co ci, u diabła, mąż? Doskonale można mnie zignorować.

– Nie jestem pewna, czy tak bym powiedziała…

– Przypuszczam, że mógłbym doprowadzić do tego, byś mnie potrzebowała.

– A dlaczego miałbyś tego chcieć? Przecież mnie nie kochasz.

Charles przez moment się zastanawiał, a w końcu stwierdził:

– Nie wiem. Ale tak jest.

– Kochasz mnie? – spytała z niedowierzaniem.

– Nie, ale chcę, żebyś mnie potrzebowała.

Ellie starała się nie zwracać uwagi na to, jak serce kuli jej się w piersi, gdy usłyszała przeczącą odpowiedź.

– Dlaczego? – spytała jeszcze raz. Charles wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Po prostu chcę. A teraz chodź do łóżka.

– Z całą pewnością tego nie zrobię.

– Wydaje ci się, że nie pamiętam, co robiliśmy na łące?

Ellie zaczerwieniła się, lecz nie potrafiłaby uczciwie odpowiedzieć, czy to z zażenowania, czy z gniewu. Charles usiadł i łypnął na nią okiem.

– Chcę dokończyć to, co zaczęliśmy, żono.

– Nie teraz, kiedy alkohol uderzył ci do głowy – odparła zdecydowanie, cofając się poza zasięg jego rąk. – Z całą pewnością w pewnej chwili zapomnisz, co robisz.

Charles aż jęknął, najwyraźniej ciężko obrażony.

– Nigdy, powtarzam, nigdy nie zapomnę, co robię, jestem doskonałym kochankiem, milady. Wyśmienitym.

– Czy tak ci powtarzały wszystkie twoje przyjaciółki? – Ellie nie zdołała wstrzymać się od zadania tego pytania.

– Tak. Nie! To nie jest rzecz, o której chce się rozmawiać z własną żoną – mruknął.

– No właśnie. Właśnie dlatego zamierzam wyjść.

– Na pewno nie. – Z szybkością, na jaką nie powinno stać nikogo po wypiciu butelki brandy, Charles wyskoczył z łóżka, przemknął przez pokój i złapał Ellie w pasie. Zanim zdążyła odetchnąć, już leżała na łóżku, a Charles na niej.

– Witaj, żono – powiedział, patrząc na nią jak wilk.

– Pijany wilk – mruknęła, krztusząc się od oparów alkoholu. Charles uniósł brew.

– Powiedziałaś, że będę mógł cię pocałować.

– Kiedy? – spytała podejrzliwie.

– Na schodach. Nalegałem tak długo, aż w końcu powiedziałaś: „Dobrze".

Ellie z irytacją wypuściła powietrze. Najwyraźniej pamięć Charlesa wciąż działała jak należy. Uśmiechnął się triumfalnie.

– Bardzo miłe w tobie, Ellie, jest to, że całkowicie nie potrafisz się wyprzeć własnych słów.

Ellie nie zamierzała go zachęcać do pocałunku, nie mogła też zaprzeczyć ostatniemu zdaniu, w którym mimo wszystko kryło się coś w rodzaju komplementu. Nie powiedziała więc nic.

Ten plan jednak nie wypalił, gdyż Charles zaraz stwierdził:

– Jesteś bardzo dzielna, moja kochana, że nie zaczynasz nic gadać. Aż trudno przez to znaleźć twoje usta.

W następnej chwili już ją całował, Ellie zaś odkryła, że brandy ma o wiele lepszy smak niż zapach. O tyle lepszy wręcz, że kiedy przesunął się i zaczął całować jej szyję, zdumiona własną śmiałością przyciągnęła jego głowę z powrotem do ust.

Dało to Charlesowi powód do śmiechu, lecz pocałował ją znów, tym razem namiętniej. Po chwili, która zdawała się wiecznością, zmysłowych tortur, uniósł głowę, dotknął nosem jej nosa i wymówił jej imię.

Upłynęła chwila, zanim Ellie zdolna była odpowiedzieć: „Słucham".

– Nie jestem wcale tak wstawiony, jak ci się wydaje.

– Nie?

Charles pokręcił głową.

– Ale przecież chwiałeś się na nogach, czkałeś i bełkotałeś.

Uśmiechnął się, widząc jej zdumienie.

– Ale już teraz nie.

– Ach! – Ellie z rozchylonymi ustami usiłowała przetrawić tę informację i stwierdzić, co ona oznacza. Mogła to być zapowiedź tego, że ich małżeństwo zostanie skonsumowane tego wieczoru, a być może nawet jeszcze tej godziny. Czuła się jednak dziwnie oszołomiona i jej umysł najwyraźniej nie działał na najwyższych obrotach.

Charles obserwował ją jeszcze przez kilka minut, aż w końcu znów pochylił się, żeby ją pocałować. Dotykał ustami wszystkich miejsc na jej twarzy, policzków, oczu, uszu, z wyjątkiem ust. Ręce zanurzył w jej włosach, rozpościerając je na poduszce. Potem przesunął dłonie w dół jej ciała, pogładził łuki bioder, pieścił długie nogi, a wszędzie, gdzie jej dotknął, pozostawiał ślady ognia.

Ellie miała wrażenie, jakby w jej ciele tkwiły dwie kobiety. Jedna jej część pragnęła leżeć tutaj i pozwalać Charlesowi na tę magię, przyjmować jego pieszczoty jako cenny dar. Druga jej część pragnęła aktywnie w tym uczestniczyć. Zastanawiała się, co by poczuła, gdyby to ona go dotknęła, gdyby uniosła głowę i obsypała pocałunkami jego szyję.

W końcu nie mogła dłużej poskromić swoich pragnień. Zawsze lubiła działać i bierność nie leżała w jej naturze. Nawet gdy chodziło o jej uwiedzenie. Objęła go rękami i mocno przycisnęła do siebie. Jej palce zmieniły się w namiętne szpony i…

– Aaa! – powietrze rozdarł wrzask Charlesa, co całkowicie zgasiło namiętność Ellie- Jęknęła zdziwiona i skuliła się pod nim, próbując przyciągnąć ręce do siebie.

– Aaaaa! – Tym razem krzyk był jeszcze bardziej przeraźliwy.

– Co, u diabła? – spytała wreszcie, obracając się na bok, kiedy Charles stoczył się z niej z twarzą udręczoną bólem.

– Zabijesz mnie. – wydusił z siebie -Umrę zanim ten rok się skończy.

– O czym ty, u diabła, mówisz?

Charles usiadł i popatrzył na swoje ramię, które znów zaczęło krwawić.

– Ja to zrobiłam? Kiwnął głową.

– To był ten drugi krzyk.

– A pierwszy?

– Siniaki na plecach.

– Nie wiedziałam, że masz posiniaczone plecy.

– Ja też – odparł cierpko.

Ellie poczuła, że wybiera w niej będący zupełnie nie na miejscu śmiech. Przygryzła wargę.

– Bardzo cię przepraszam.

Charles tylko pokręcił głową.

– Przyjdzie taki dzień, kiedy wreszcie skonsumuję to cholerne małżeństwo!

– Mógłbyś spróbować dostrzec w tym jaśniejsze strony.

– A są jakieś?

– No, muszą być. – Sama jednak nie potrafiła ich znaleźć, Charles westchnął i wyciągnął rękę.

– Zeszyjesz mnie jeszcze raz?

– Masz ochotę na więcej brandy?

– To prawdopodobnie położy kres moim miłosnym zapędom na dzisiejszy wieczór, ale tak, bez tego się nie obejdzie. -Westchnął. – Wiesz, Ellie, chyba pojąłem, dlaczego mężczyźni biorą sobie żony.