Ellie czuła jego rosnącą żądzę, czuła również, że podniecenie narasta w niej, choć upłynęło kilka sekund, nim zorientowała się, że i ona mu odpowiada,
Uwodził ją w gniewie, a ona się nie broniła. Już sama ta myśl wystarczyła, żeby ochłodzić jej namiętność. Nagle odepchnęła jego ramiona i wyrwała się z objęć. Zanim Charles zdążył wstać, była już na drugim końcu pokoju.
– Jak śmiesz! – wydyszała. – Jak śmiesz!
Charles wzruszył ramionami.
– Mogłem cię albo pocałować, albo zabić. Uważam, że dokonałem mądrego wyboru. – Podszedł do drzwi łączących ich pokoje i położył rękę na klamce. – Tylko nie staraj się mi udowodnić, że mimo wszystko się pomyliłem.
10
Następnego dnia rano Charles obudził się z pulsującym bólem głowy. Jego nowa żona najwyraźniej potrafiła przyprawić go o niezłego kaca, chociaż przecież nie wypił ani kropli alkoholu.
Nie było co do tego żadnych wątpliwości, małżeństwo nie służy zdrowiu.
Umywszy się i ubrawszy, zdecydował, że powinien iść do Ellie, zobaczyć, co u niej słychać. Nie wiedział, co jej powiedzieć, ale wyraźnie czuł, że winien jest jej wyjaśnienia.
Na końcu języka miał „przyjmuję twoje przeprosiny", ale to przecież wymagało uprzedniego przeproszenia z jej strony za wygadywanie tych skandalicznych bzdur, a wątpił, by się na to zdobyła.
Zastukał do drzwi łączących ich pokoje i czekał na odpowiedź. Ponieważ nic nie usłyszał, uchylił drzwi odrobinę i zawołał Ellie po imieniu. Odpowiedzi wciąż nie było, otworzył więc drzwi szerzej i wsunął przez nie głowę.
– Ellie? – Zerknął na jej łóżko i zobaczył, że jest równiutko zaścielone. A przecież służba jeszcze tego ranka nie sprzątała. Był tego pewien, ponieważ nakazał stawiać każdego ranka na toaletce żony świeże kwiaty, dostrzegł zaś wczorajsze fiołki.
Pokręcił głową, uświadamiając sobie, że jego żona sama zaścieliła łóżko. Chyba nie powinien być tym zdumiony. Doprawdy, zaradna z niej osóbka.
Oczywiście, wyjąwszy piece.
Zszedł na dół do pokoju śniadaniowego, lecz Zastał tam tylko Helen, Claire i Judith.
– Charles! – zawołała Claire, widząc go w drzwiach. Poderwała się z krzesła.
– Jak się miewa moja czternastoletnia kuzynka w taki piękny poranek? – spytał, ujmując dziewczynkę za rękę i całując ją. Młode panienki uwielbiają tego rodzaju romantyczne gesty, a on lubił Claire na tyle, by o nich nie zapominać.
– Bardzo dobrze, dziękuję – odparła Claire. – Czy zjesz z nami śniadanie?
– Chyba tak – mruknął Charles, zajmując miejsce.
– Nie jemy grzanek – oznajmiła Claire.
Tą uwagą zasłużyła sobie na karcące spojrzenie Helen, ale Charles nie mógł powstrzymać się od chichotu, nakładając sobie plasterek szynki.
– Mnie też możesz pocałować w rękę – powiedziała Judith.
– Że też mogłem o tym zapomnieć! – Charles zerwał się z miejsca. Podniósł rączkę Judith do ust. – Moja droga księżniczko, proszę o wybaczenie.
Judith zachichotała, a Charles, siadając, spytał:
– Ciekawe, gdzie jest moja żona?
– Ja jej nie widziałam – odparła Claire.
Helen chrząknęła.
– My obie z Eleanor jesteśmy rannymi ptaszkami i spotkałam ją tu na śniadaniu, zanim Claire i Judith zeszły na dół.
– Czy ona jadła grzanki? – spytała starsza z sióstr.
Charles rozkasłał się, żeby ukryć śmiech. Naprawdę nie powinien śmiać się z własnej żony przy krewnych. Nie powinien tego robić nawet ktoś tak bardzo niezadowolony z żony jak on.
– Przypuszczam, że jadła herbatniki – odparła Helen ostro. -I proszę, byś więcej nie poruszała tego tematu, Claire. Twoja nowa kuzynka jest bardzo wrażliwa na punkcie tego niefortunnego zdarzenia.
– Ona jest tylko moją powinowatą. I to wcale nie było niefortunne zdarzenie. To był pożar.
– Ale to było wczoraj – przerwał Charles. – Ja już całkiem o tym zapomniałem.
Claire zmarszczyła czoło, lecz Helen, nie zważając na to, ciągnęła:
– Wydaje mi się, że Ellie zamierzała zwiedzić oranżerię.
Wspominała, że jest zręczną ogrodniczką.
– Czy oranżeria jest dobrze chroniona przed ogniem? – spytała Claire.
Charles posłał jej surowe spojrzenie.
– Claire, już wystarczy!
Dziewczynka znów zmarszczyła czoło, ale nic nie powiedziała.
Gdy tak we troje mierzyli się wzrokiem w milczeniu, powietrze rozdarł ostry krzyk:
– Pali się!
– Widzicie? – krzyknęła Claire z nieskrywanym triumfem. -Mówiłam, że podpali oranżerię!
– Znów pożar? – spytała Judith, raczej zachwycona taką perspektywą. – Och, Ellie jest taka cudowna!
– Judith! – powiedziała matka groźnym tonem. – Pożary nie są cudowne. A ty, Claire, doskonale wiesz, że to tylko ciotka Cordelia. Jestem pewna, że nic się nie pali.
Jak gdyby na dowód jej słów Cordelia przebiegła przez pokój śniadaniowy, znów krzycząc: „Pożar!". Nie zatrzymała się przy stole, tylko przebiegła do oficjalnej jadalni, a stamtąd podążyła w nieznanym kierunku.
– No i proszę – powiedziała Helen. – To tylko Cordelia. Nie ma żadnego pożaru.
Charles był skłonny zgodzie się Helen, lecz po wydarzeniach poprzedniego dnia poczuł się odrobinę zdenerwowany. Wytarł usta serwetką i wstał.
– Hm, chyba się wybiorę na krótką przechadzkę – oznajmił. Nie chciał, żeby kuzynki pomyślały, że sprawdza poczynania żony.
– Ale przecież ledwie tknąłeś jedzenie – zaprotestowała Claire.
– Nie jestem bardzo głodny – odparł Charles szybko, w umyśle kalkulując, jak prędko ogień może się rozprzestrzenić po oranżerii. – Zobaczymy się podczas południowego posiłku. – Z tymi słowami odwrócił się i wyszedł, a gdy tylko żadna z osób w pokoju śniadaniowym nie mogła go już widzieć, puścił się biegiem.
Ellie uklepała ziemię wokół kwitnącego krzewu, wciąż nie mogąc się nadziwić cudowności oranżerii. Słyszała wcześniej o tego rodzaju budowlach, lecz nigdy jeszcze takiej nie widziała. Utrzymywano tu ciepło, pozwalające hodować rośliny przez cały rok, nawet drzewka pomarańczowe, które, jak wiedziała, wolą o wiele cieplejszy klimat. Do ust napłynęła jej ślinka, kiedy dotknęła listków drzewa pomarańczowego. Nie owocowało jeszcze, ale niech tylko przyjdzie wiosna, lato, ach, będzie cudownie!
Doszła do wniosku, że chyba zdoła przywyknąć do luksusu, jeśli to oznacza jedzenie pomarańczy przez całe lato.
Spacerowała po oranżerii, przyglądając się przeróżnym roślinom. Nie mogła się już doczekać, kiedy będzie mogła zająć się różami. Uwielbiała pielęgnować ogród ojca, a możliwość zajmowania się ogrodnictwem przez cały rok wydała jej się największą korzyścią, jaką mogła odnieść z tego pospiesznego małżeństwa.
Uklękła akurat, starając się zrozumieć skomplikowany system korzeniowy pewnej rośliny, gdy usłyszała zbliżające się prędkie kroki. Kiedy podniosła głowę, ujrzała Charlesa, wpadającego do oranżerii. Dobiegł jednak tylko do drzwi, potem wyraźnie zwolnił, jak gdyby nie chciał zdradzać przed nią swojego pośpiechu.
– Ach! – powiedziała obojętnie. – To ty!
– Spodziewałaś się kogoś innego? – Nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Oczywiście, że nie. Po prostu nie sądziłam, że będziesz mnie szukał.
– A to dlaczego? – spytał w roztargnieniu, wciąż się za czymś rozglądając.
Ellie patrzyła na niego zdziwiona.
– Czyżby miał pan słabą pamięć, milordzie? Jakby jej nie usłyszał, powiedziała więc głośno:
– Charles! Odwrócił głowę.
– Słucham?
– Czego szukasz?
– Niczego.
W tej samej chwili do oranżerii wpadła Cordelia, krzycząc:
– Pożar! Mówię wam, pali się!
Ellie patrzyła, jak jej nowa cioteczna babka wybiega, a potem odwróciła się do Charlesa z oskarżycielską miną:
– Myślałeś, że podpaliłam oranżerię, prawda?
– Oczywiście, że nie – odparł.
– Na miłość… – Ellie ugryzła się w język, zanim popełniła bluźnierstwo. Doprawdy, ojciec by się gniewał, gdyby się dowiedział, jak bardzo pogorszył się jej język w ciągu ostatnich dwóch dni, odkąd opuściła jego gospodarstwo. Z całą pewnością małżeństwo wywierało zły wpływ na jej charakter.
Charles wbił spojrzenie w ziemię w przypływie nagłego zawstydzenia. Ciotka Cordelia, odkąd pamiętał, krzyczała, że się pali, co najmniej raz dziennie. Powinien mieć więcej zaufania do żony.
– Lubisz zajmować się ogrodnictwem? – mruknął.
– Tak. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, żebym trochę tu popracowała.
– Ależ skąd!
Stali w milczeniu przez pełnych trzydzieści sekund. Ellie lekko stukała stopą w ziemię. Charles wygrywał palcami jakąś melodyjkę na udzie. W końcu Ellie przypomniała sobie, że nie jest osobą potulną z natury, i wyrzuciła z siebie:
– Ty się wciąż na mnie gniewasz, prawda?
Charles podniósł głowę, wyraźnie zdumiony jej śmiałością i bezpośredniością.
– Można w pewnym sensie tak to określić.
– Ja też się na ciebie gniewam.
– Ten fakt nie uszedł mojej uwagi.
Jego cierpki ton obudził w Ellie furię. Wydało jej się, że on sobie drwi z jej zdenerwowania.
– Chcę, żebyś wiedział – oznajmiła – że nigdy nie wyobrażałam sobie małżeństwa jako suchego bezkrwistego kontraktu, ku jakiemu ty, zdaje się, zmierzałeś.
Charles roześmiał się i skrzyżował ręce.
– Prawdopodobnie nigdy nie wyobrażałaś sobie małżeństwa ze mną.
– To najbardziej egoistyczne…
– A poza wszystkim – przerwał jej. – Jeśli uważasz nasze małżeństwo za „bezkrwiste", jak delikatnie to ujęłaś, to jest takie, ponieważ to ty postanowiłaś, że nasz związek pozostanie nieskonsumowany.
Ellie aż jęknęła na taką bezczelność.
– Pan jest podły, sir.
– Nie, po prostu cię pragnę. Dlaczego? Przysięgam na własną głowę, że nie wiem. Ale tak jest.
– Czy żądza zawsze czyni z mężczyzn takich potworów?
Charles wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Nigdy dotychczas nie miałem takich trudności w zaciągnięciu kobiety do łóżka. I nigdy wcześniej nie byłem z żadną żonaty.
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.