Ellie wyraźnie się spięła.

– A może nasz jest zupełnie inny niż twój?

Odrobinę się rozluźniła, ale wciąż miała nieszczęśliwą minę.

– A może – powiedział miękko, ujmując ją za rękę. – Może doskonale znasz się na piecach, tak jak mówisz, ale przydarzył ci się drobny błąd? Przecież od wyjścia za mąż każdemu może zakręcić się w głowie.

Wyglądało na to, że Ellie przyjęła takie rozwiązanie, i Charles czym prędzej dodał:

– Bóg jeden wie, jak bardzo mnie się w niej kręci.

Ellie, żeby zmienić temat, wskazała jakieś zapiski na dole kartki, którą Charles trzymał w ręku.

– A co to takiego? Kolejna lista?

Charles spojrzał i czym prędzej złożył papier.

– Nie, to nic takiego.

– Musisz to teraz przeczytać.

Wyrwała mu kartkę, a gdy po nią sięgnął, wyskoczyła z łóżka.

– „Pięć najważniejszych cech żony"? – odczytała z niedowierzaniem.

Charles wzruszył ramionami.

– Uznałem, że warto poświęcić chwilę, żeby stwierdzić, czego mi potrzeba.

– Czego? To ja jestem czym?

– Nie bądź tępa, Ellie. Jesteś zbyt mądra, żeby tak to przyjmować.

Za tymi słowami krył się komplement, ale Ellie nie zamierzała mu za niego dziękować. Prychnęła głośno i zaczęła czytać na głos:

– Punkt pierwszy: Dostatecznie atrakcyjna, żeby mnie zainteresować. To twoje najważniejsze wymaganie?

Charles miał w sobie przyzwoitości na tyle, żeby okazać zażenowanie.

– Jeśli czujesz dla mnie chociaż połowę tego obrzydzenia, jakie wyraża twoja mina, to rzeczywiście jestem w wielkim kłopocie – mruknął.

– Owszem. – Ellie chrząknęła. – Punkt dwa: Inteligencja. -Popatrzyła na niego z powątpiewaniem. – Troszeczkę się poprawiłeś, ale tylko troszeczkę.

Charles zachichotał i oparł głowę o jej splecione dłonie.

– A gdybym ci powiedział, że te punkty nie zostały ułożone w kolejności ich znaczenia?

– Nie uwierzyłabym ci nawet przez sekundę.

– Tak też myślałem.

– Punkt trzy: Nie może zrzędzić. Ja nie zrzędzę.

Nic nie powiedział.

– Ja nie zrzędzę – powtórzyła głośniej Ellie.

– Akurat teraz zrzędzisz.

Ellie prześwidrowała go wzrokiem, ale wróciła do listy.

– Numer cztery: Umiejętność przestawania z ludźmi, wśród których się obracam. – Aż zakaszlała z niedowierzaniem. – Chyba zdawałeś sobie sprawę z tego, że nie mam żadnego doświadczenia z arystokracją?

– A twój szwagier, hrabia Macclesfield? – przypomniał Charles.

– Owszem, ale to rodzina. Nie muszę przed nim udawać. Nigdy nie byłam na żadnym londyńskim balu czy w salonie literackim ani też w żadnym innym miejscu, w jakim wy, nieroby, spędzacie czas w sezonie.

– Zignoruję twoją obraźliwą uwagę, która jest zupełnie nie na miejscu – oświadczył z nagłą pychą w głosie, jakiej Ellie zawsze spodziewała się po hrabim. – I posłuchaj, jesteś inteligentną kobietą, prawda? Jestem pewien, że zdołasz się nauczyć wszystkiego, czego będzie trzeba. Umiesz tańczyć?

– Oczywiście.

– Potrafisz prowadzić konwersację? – Machnął ręką. – Nie, nie musisz odpowiadać, ja już znam odpowiedź. Konwersujesz wręcz z przesadną łatwością. Doskonale poradzisz sobie w Londynie, Eleanor.

– Charles, zaczynasz mnie irytować ponad miarę.

Charles tylko skrzyżował ręce i czekał na dalszy ciąg, stwierdzając, że to bardzo męczące. Sporządził tę listę ponad miesiąc temu i z całą pewnością nigdy nie zamierzał jej omawiać z przyszłą żoną. Cóż, napisał nawet…

Nagle przypomniał siebie punkt piąty. Cała krew z twarzy nagle odpłynęła mu do stóp. Patrzył, jak Ellie pochyla się nad listą jakby w zwolnionym tempie, i usłyszał, jak czyta:

– Punkt piąty.

Charles nie miał czasu na zastanowienie. Wyskoczył z łóżka z krzykiem i skoczył na Ellie, przewracając ją na podłogę.

– Lista! – wrzasnął. – Oddaj mi tę listę!

– Co u diabła? – Ellie odpychała ręce Charlesa, starając się wywinąć z jego uścisku. – Puść mnie, ty łotrze!

– Oddaj mi listę!

Ellie rozciągnięta na podłodze uniosła rękę nad głowę.

– Zejdź ze mnie!

– Lista! – warknął.

Ellie, nie widząc innego wyjścia, wbiła mu kolano w brzuch, zrzuciła go i przeczołgała się przez pokój. Potem wstała i w czasie gdy Charles usiłował złapać oddech, jej oczy przebiegły po linijkach i znalazły numer pięć.

– Ty łajdaku! – krzyknęła.

Charles tylko jęknął, trzymając się za brzuch.

– Powinnam była wcelować kolanem niżej! – syknęła Ellie.

– Nie przesadzaj, Ellie!

– Punkt piąty – przeczytała słodkim głosem. – Musi być dostatecznie światowa, by nie zwracać uwagi na moje romanse, sama zaś nie mieć żadnego, dopóki nie da mi co najmniej dwóch dziedziców.

Charles musiał przyznać, że ów punkt przedstawiony w taki sposób zabrzmiał rzeczywiście dość chłodno.

– Ellie – powiedział błagalnie. – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że napisałem to, zanim cię poznałem.

– A cóż to za różnica?

– Ach, ogromna! To… ach…, to…

– Mam uwierzyć, że zakochałeś się we mnie tak nagle i tak mocno, że wszystkie twoje poprzednie wyobrażenia o małżeństwie zupełnie przestały się liczyć?

Z jej ciemnoniebieskich oczu zdawały się sypać lodowate iskry i Charles nie wiedział, czy powinien czuć lęk, czy pożądanie. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć czegoś zupełnie głupiego, na przykład:” Jesteś piękna, kiedy się gniewasz”, takie słowa zawsze działały na jego kochanki, czuł jednak, że żona nie przyjmie ich równie łaskawie.

Popatrzył na nią z wahaniem. Stała po drugiej stronie pokoju, postawę miała wojowniczą, rękami zaciśniętymi w pięści ujęła się pod boki. Przeklęta lista leżała zmięta na podłodze. Kiedy Ellie zorientowała się, że on się jej przygląda, popatrzyła jeszcze gniewniej i Charlesowi wydało się, że słyszy z daleka grzmot.

Bez wątpienia, udało mu się wszystko popsuć.

Jej intelekt, pomyślał nagle. Będzie musiał przemówić do jej intelektu i wszystko z nią przedyskutować. Ellie chlubiła się swoją rozwagą i trzeźwością myślenia, prawda?

– Ellie – zaczął. – Nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać o małżeństwie.

– Owszem – odparła, a słowa wprost ociekały octem. – Po prostu wzięliśmy ślub.

– Przyznaję, że nasze zaślubiny odbyły się nieco pośpiesznie, ale oboje mieliśmy powody, żeby działać szybko.

– Ty miałeś wyjątkowo dobry powód – zauważyła.

– Nie próbuj udawać, że cię wykorzystałem – odparł z rosnącą niecierpliwością, – Potrzebne ci było to małżeństwo dokładnie tak samo jak mnie.

– Ale ja nie mam z tego tyle co ty.

– Nie wyobrażasz sobie nawet, ile z tego masz. Jesteś teraz hrabiną, o wiele zamożniejszą niż kiedykolwiek nawet ci się śniło. – Patrzył na nią twardo. – Nie obrażaj mnie więc, udając ofiarę.

– Mam tytuł, mam pieniądze, ale mam też męża, którego muszę słuchać. Męża, który nie dostrzega nic złego w traktowaniu mnie jak dobytek.

– Eleanor, zaczynasz mówić bez. sensu. Nie chcę się z tobą kłócić.

– Zauważyłeś, że nazywasz mnie Eleanor tylko wtedy, kiedy mówisz do mnie jak do dziecka?

Charles najpierw policzył do trzech, zanim jej odpowiedział.

– W wyższych sferach małżeństwo zakłada, że obie strony są dostatecznie dojrzale, by nawzajem szanować swoje decyzje.

Popatrzyła na niego zdumiona.

– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co teraz powiedziałeś?

– Ellie…

– Wydaje mi się, że powiedziałeś, że ja również mogę być niewierna, jeśli tak mi się podoba,

– Nie bądź głupia!

– Oczywiście po urodzeniu dziedzica i jeszcze jednego na zapas, jak to sobie mądrze obmyśliłeś. – Usiadła na otomanie, wyraźnie zamyślona. – Swoboda, życie takie, jak chcę i z kim zechcę. To intrygujące.

Charles stał, przyglądając się Ellie, rozważającej w myślach zdradę, i nagle jego wcześniejsze poglądy na małżeństwo wydały mu się obrzydliwe.

– Na razie nie możesz nic z tym zrobić – oznajmił. – Romans przed wydaniem na świat dziedzica jest w bardzo złym tonie.

Ellie zaczęła się śmiać.

– Punkt numer cztery nabiera nagle nowego znaczenia.

Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc,

– Chciałeś poślubić kogoś, kto bez trudu wejdzie w twoje towarzystwo. Najwyraźniej będę musiała opanować zawiłości dotyczące tego, co wypada, a czego nie wypada. Zobaczmy. -Zaczęła stukać się palcem w brodę. Charles miał ochotę odsunąć jej rękę i zetrzeć z twarzy sarkazm. - W złym tonie jest mieć romans zbyt wcześnie – ciągnęła Ellie. – Ale czy posiadanie więcej niż jednego kochanka jednocześnie również uważane jest za nieprzyzwoite? Będę musiała to sprawdzić.

Charles poczuł, że twarz staje mu w płomieniach, a mięsień na skroni gwałtownie drga.

– Prawdopodobnie w złym tonie byłby romans z którymś z twoich przyjaciół, lecz czy dotyczy to również dalszego kuzyna?

Charles widział teraz wszystko przez czerwoną mgłę.

– Jestem prawie pewna, że w złym tonie byłoby przyjmowanie kochanka tu w domu – mówiła dalej Ellie. – Ale nie bardzo wiem, gdzie…

Charles wydał z siebie dziwny dźwięk, na poły jęk, na poły warkot, i rzucił się w jej stronę.

– Przestań! – krzyknął. – Natychmiast przestań!

– Charles! – Uciekła przed nim, wywołując w nim jeszcze większy gniew.

– Ani słowa więcej! – warknął, przeszywając ją wzrokiem. -Jeśli powiesz choćby jeszcze jedno słowo, to, na Boga, nie będę odpowiedzialny za to, co zrobię.

– Ale ja…

Na dźwięk głosu Ellie Charles wbił jej palce w ramię. Mięśnie mu drżały, a w oczach pojawiła się dzikość, jak gdyby nie wiedział albo nie obchodziło go, co dalej zrobi.

Ellie wpatrywała się w niego, nagle wystraszona.

– Charles – szepnęła. – Chyba nie powinieneś…

– Chyba powinienem.

Otworzyła usta, żeby zaprotestować, zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, zamknął je ognistym pocałunkiem. Ellie miała wrażenie, że jego usta są wszędzie, na policzkach, na szyi, na wargach. Jego ręce poruszały się po jej ciele, zatrzymując się tylko na chwilę na krągłościach jej bioder i piersi.