– Masz jeden dzień – mruknęła do siebie. – Jeden dzień na użalanie się nad sobą, potem będziesz musiała stąd wyjść i postarać się, żeby ułożyć wszystko najlepiej jak się da. Niech sobie wszyscy myślą, że to ty podpaliłaś kuchnię. To nie jest najgorsza rzecz, jaka mogła się zdarzyć.
Następnych parę minut Ellie spędziła na wymyślaniu gorszych rzeczy.
Nie było to wcale łatwe. W końcu machnęła ręką i powiedziała głośniej niż poprzednio:
– Mogłaś kogoś zabić. To by było naprawdę źle. Bardzo, bardzo źle!
Pokiwała głową, próbując upewnić się, że w porównaniu z całym długim życiem pożar to właściwie mało znaczące zdarzenie.
– Bardzo złe – powtórzyła. – Zabicie kogoś jest bardzo złe.
Do drzwi łączących jej sypialnię z pokojem Charlesa rozległo się stukanie. Ellie podciągnęła prześcieradła pod samą brodę, chociaż wiedziała, że są zamknięte na klucz.
– Tak? – zawołała.
– Mówiłaś do mnie? – spytał Charles przez drzwi.
– Nie.
– Mogę wobec tego wiedzieć, z kim rozmawiałaś?
Czyżby podejrzewał ją o schadzkę z lokajem?
– Mówiłam do siebie! – A potem ciszej dodała: – Z wyjątkiem Judith jestem najlepszym towarzystwem dla siebie w całym tym mauzoleum.
– Co?
– Nic.
– Nie usłyszałem, co mówisz.
– Bo to nie było do ciebie! – prawie krzyknęła Ellie. Zapadła cisza, w której usłyszała jego kroki oddalające się od drzwi, Rozluźniła się nieco i ułożyła wygodnie w łóżku. Już się prawie całkiem uspokoiła, gdy usłyszała straszny odgłos i jęknęła, wiedząc, co zobaczy, kiedy otworzy oczy. Otwarte drzwi, a w nich Charlesa.
– Czy pamiętałem, żeby ci wspomnieć – rzekł drwiąco, opierając się nonszalancko o futrynę – jak bardzo denerwują mnie drzwi łączące pokoje?
– Potrafię wymyślić na to co najmniej trzy odpowiedzi – odburknęła Ellie, – Ale żadna z nich nie przystoi damie.
– Zapewniam cię, że już dawno przestałem od ciebie oczekiwać zachowania godnego damy.
Ellie aż otworzyła usta.
– Mówiłaś coś – wzruszył ramionami. – Nie słyszałem, co.
Zdobycie się na odpowiedź wymagało od Ellie olbrzymiej siły woli.
– Zdaje się, tłumaczyłam ci już, że to nie było do ciebie. -A potem wyszczerzyła usta w uśmiechu, który miał w zamiarze wyglądać na uśmiech osoby szalonej. – Mam pewne niecodzienne nawyki.
– Śmieszne, że tak mówisz, bo gotów byłbym przysiąc, że mówiłaś coś o zabiciu kogoś.
Charles zrobił kilka kroków w jej stronę i złożył ręce na piersiach.
– Pytanie tylko, jak bardzo te nawyki są niecodzienne.
Ellie popatrzyła na niego z przerażeniem. Chyba nie myślał, że ona może kogoś zabić? Oto najlepszy dowód, że nie znała tego człowieka dostatecznie dobrze, by wychodzić za niego za mąż. Dostrzegła jednak świadczące o rozbawieniu zmarszczki wokół oczu Charlesa i odetchnęła z ulgą.
– Jeśli już koniecznie musisz wiedzieć – oświadczyła w końcu – to usiłowałam się jakoś uspokoić po porannym incydencie…
– Masz na myśli pożar?
– Owszem – powiedziała, niezadowolona z tego, że jej przerwał. – Jak już mówiłam, próbowałam uspokoić się myślą o tym, że ze wszystkich złych rzeczy, jakie mogły mi się przydarzyć, ta byłaby z pewnością gorsza.
Kącik ust Charlesa uniósł się w krzywym uśmiechu. -I zabicie kogoś kwalifikuje się jako gorsze?
– Cóż, to zależy od tego, kogo by dotyczyło.
Charles wybuchnął śmiechem.
– Ach, milady, naprawdę wiesz, jak kogoś zranić.
– Niestety, nie śmiertelnie – odparła Ellie, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Sprzeczanie się z mężem sprawiało jej wielką przyjemność.
Zapadła dość długa chwila ciszy, po której Charles oznajmił:
– Ja też tak robię.
– Przepraszam?
– Staram się, żeby jakaś okropna sytuacja wyglądała lepiej na tle wyobrażanych sobie znacznie straszniejszych dramatów.
– I teraz też? – Ellie poczuła absurdalną przyjemność wypływającą z faktu, że oboje podobnie radzili sobie z przeciwnościami. Od razu, nie wiadomo dlaczego, poczuła się lepiej.
– Tak. Szkoda że nie słyszałaś, co wymyślałem w zeszłym miesiącu, kiedy byłem przekonany, że cały mój majątek przejdzie na okropnego kuzyna Phillipa.
– Sądziłam, że twój okropny kuzyn ma na imię Cecil.
– Nie, Cecil to ropucha, a Phillip jest zwyczajnie okropny.
– Zrobiłeś jakąś listę?
– Ja zawsze robię listy – odparł wprost.
– Miałam na myśli listę nieszczęść straszniejszych od utraty majątku.
– Prawdę powiedziawszy, zrobiłem – przyznał z uśmiechem. – I prawdę powiedziawszy, mam ją w pokoju obok. Miałabyś ochotę ją zobaczyć?
– Tak, proszę.
Charles na moment zniknął w drzwiach łączących pokoje, ale zaraz wrócił z kawałkiem, papieru. Zanim Ellie uświadomiła sobie, co on robi, rzucił się na łóżko i wyciągnął obok niej.
– Charles!
Spojrzał na nią z boku i uśmiechnął się.
– Daj mi jedną poduszkę, żebym się mógł lepiej ułożyć.
– Wyjdź z mojego łóżka.
– Nie jestem w nim, tylko na nim. – Wyciągnął jej poduszkę spod głowy. – Teraz lepiej!
Ellie, której głowa znalazła się pod dziwnym kątem, wcale tak nie uważała, i dała temu wyraz.
Charles jednak zignorował ją i powiedział:
– Chcesz posłuchać, co jest na tej liście, czy nie?
Ellie machnęła tylko ręką.
– A więc dobrze. – Ułożył kartkę przed sobą. – Numer jeden… A tak w ogóle to ta lista ma tytuł. „Gorsze rzeczy, które mogłyby mi się przytrafić".
– Mam nadzieję, że nie ma na niej mnie – mruknęła Ellie.
– Co za nonsens! Jesteś jedną z najlepszych rzeczy, które mi się ostatnio przytrafiły.
Ellie zaczerwieniła się i w duchu rozzłościła na siebie za to, że jego słowa sprawiły jej taką przyjemność.
– A gdyby nie kilka wyjątkowo brzydkich nawyków, byłabyś naprawdę idealna.
– O, bardzo cię przepraszam!
Uśmiechnął się złośliwie.
– Uwielbiam, kiedy mnie przepraszasz,
– Charles!
– Och, dobrze już! Rzeczywiście uratowałaś mój majątek, więc chyba powinienem przymknąć oko na twoje drobne złe przyzwyczajenia.
– Nie mam żadnych drobnych złych przyzwyczajeń!
– No tak – mruknął. – Tylko duże,
– Wcale nie to miałam na myśli i ty dobrze o tym wiesz!
– Chcesz, żebym odczytał ci tę listę, czy nie?
– Zaczynam podejrzewać, że nie masz wcale żadnej listy. Jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo, kto by tak często zmieniał temat jak ty.
– A ja nigdy nie spotkałem nikogo, kto by tyle gadał co ty.
Ellie uśmiechnęła się wymuszenie.
– Przypuszczam, że skoro mnie poślubiłeś, będziesz musiał się przyzwyczaić do mojego niesfornego języka.
Charles obrócił głowę na bok i popatrzył na nią z nagłym zainteresowaniem,
– Niesforny język? Co masz przez to na myśli?
Odsunęła się od niego najdalej jak mogła, prawie spadając przy tym z łóżka.
– Niech ci nie przyjdzie do głowy mnie pocałować, Biliington!
– Mam na imię Charles i wcale nie myślałem o pocałunku. Chociaż teraz, kiedy o tym wspomniałaś… ten pomysł wcale nie wydaje mi się taki straszny.
– Och, czytajże już wreszcie tę listę!
– Skoro nalegasz – wzruszył ramionami, Ellie bliska była krzyku.
– A więc dobrze. – Przysunął sobie papier pod nos. – Punkt pierwszy: Majątek mógłby odziedziczyć Cecil.
– Sądziłam, że to Cecil by go odziedziczył.
– Nie, Phillip. Cecil musiałby wcześniej zamordować nas obu. Gdybym się nie ożenił, wystarczyłoby, żeby zabił Phillipa.
– Mówisz to tak, jakbyś myślał, że rozważał taką możliwość – zdumiała się Ellie.
– W jego wypadku nie wykluczam tego – stwierdził Charles, wzruszając ramionami. – A teraz punkt drugi: Anglia mogłaby zostać zaanektowana przez Francję.
– Byłeś pijany, kiedy to pisałeś?
– Musisz przyznać, że to byłoby znacznie gorsze niż utrata majątku?
– Ogromnie wielkodusznie z twojej strony przedkładać dobro Brytanii nad swoje własne – stwierdziła Ellie cierpko.
Charles westchnął.
– Chyba po prostu taki jestem: szlachetny patriota. Punkt trzy…
– Czy mogę ci przerwać?
Popatrzył na nią z wojowniczą miną mówiącą: „Już mi przerwałaś".
Ellie przewróciła oczami.
– Zastanawiałam się tylko, czy te punkty są ułożone według ich ważności?
– Dlaczego o to pytasz?
– Bo jeśli tak, to by oznaczało, że gorsze byłoby dla ciebie,, gdyby Cecil odziedziczył twój majątek, niż gdyby Francja podbiła Anglię.
Charles wypuścił powietrze z płuc.
– Nie umiem ci na to odpowiedzieć.
– Czy zawsze jesteś taki bezpośredni?
– Tylko wtedy, gdy chodzi o ważne sprawy. Punkt trzy: niebo mogłoby zawalić się na ziemię.
– To z pewnością rzecz straszniejsza niż odziedziczenie: przez Cecila twojego majątku! – wykrzyknęła Ellie.
– Nie do końca. Bo gdyby niebo zawaliło się na ziemię, Cecil byłby martwy i nie mógłby cieszyć się moim majątkiem,…
– Z tobą byłoby podobnie – zauważyła Ellie.
– Hm, masz rację. Powinienem to przemyśleć. – Uśmiechnął się do niej znów, a w oczach pojawiło mu się ciepło, lecz nie namiętne, jak stwierdziła Ellie. Świadczyło raczej o przyjaźni, taką przynajmniej miała nadzieję. Postanowiła wykorzystać tę miłą chwilę, nabrała powietrza w płuca i oświadczyła:
– Ja nie wywołałam tego pożaru, chyba wiesz. To nie była moja wina.
Charles westchnął.
– Ellie, wiem dobrze, że nigdy nie zrobiłabyś czegoś takiego umyślnie.
– Ale ja tego w ogóle nie zrobiłam – zaprotestowała ostro. -Ktoś grzebał przy tym piecu po tym, jak go naprawiłam.
Charles znów wypuścił z płuc przeciągły oddech. Bardzo chciał jej wierzyć, ale dlaczego ktoś miałby grzebać przy piecu? Jedynymi osobami, które umiały się z nim obchodzić, byli służący, a oni z pewnością nie mieli żadnego interesu, żeby oczernić jego żonę.
– Ellie – zaczął ugodowo. – Może po prostu nie znasz się na piecach tak dobrze, jak ci się wydaje?
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.