– Boże, dopomóż mi! – jęknął. – Boże, dopomóż!
– Hm – mruknęła Ellie z wyraźną naganą. – Bóg z całą pewnością ci nie pomoże, jeśli będziesz dalej tak przeklinał.
– Wydaje mi się, że mówiłaś mi kiedyś, że nie dbasz przesadnie o takie rzeczy.
Ellie skrzyżowała ręce.,
– Tak było, zanim zostałam twoją żoną. Teraz muszę o to dbać.
– Boże, chroń mnie od żon! – jęknął Charles.
– W ogóle nie powinieneś był się żenić – stwierdziła Ellie.
– Ellie, jeśli teraz nie zamkniesz buzi, to Bóg mi świadkiem, urwę ci głowę!
Ellie uznała, że wyraziła już swoją opinię co do liczenia na boską pomoc, i tym razem zadowoliła się mruczeniem.
– Cóż, jedno przekleństwo jest zrozumiałe, ale dwa… To doprawdy za dużo!
Nie była pewna, ale wydało jej się, że Charles uniósł oczy ku górze i szepnął:
– Weź mnie do siebie.
Tego było już za wiele.
– Na miłość boską! – wykrzyknęła Ellie, wbrew sobie łamiąc drugie przykazanie. – Nie jestem aż tak zła, żeby śmierć była lepsza od małżeństwa ze mną!
Charles posłał jej spojrzenie mówiące, że nie jest tego wcale taki pewien.
– To małżeństwo wcale nie musi trwać wiecznie! – wybuchnęła Ellie, a wstrzymywany gniew sprawił, że jej głos zabrzmiał niezwykle przenikliwie. – Mogę w tej sekundzie wyjść przez te drzwi i zacząć starać się o jego anulowanie.
– Przez jakie drzwi? – spytaj drwiąco. – Widzę jedynie zwęglone resztki drewna.
– Twoje poczucie humoru pozostawia wiele do życzenia.
– Moje poczucie humoru… dokąd ty, u diabła, idziesz? Ellie nie odpowiedziała, tylko dalej zmierzała w stronę zwęglonego kawałka drewna, o którym wolała myśleć jako o drzwiach.
– Wracaj!
Ellie szła dalej, a właściwie szłaby, gdyby ręka Charlesa nie chwyciła jej za suknię i nie przyciągnęła do siebie. Ellie usłyszała trzask i drugi raz tego dnia poczuła całe ciało Charlesa przy sobie. Nie widziała męża, lecz czuła jego bliskość, a także zapach. Tak, była gotowa to przysiąc, że czuje jego zapach nawet wśród dymu.
– Nie będziesz starać się o anulowanie! – rozkazał z ustami tuż przy jej uchu.
– Dziwię się, że cię to obchodzi – odparła, starając się zignorować sposób, w jaki jej skóra reagowała na ciepło jego oddechu.
– Och, obchodzi mnie, i to bardzo.
– Obchodzą cię te twoje okropne pieniądze!
– Tak samo jak ciebie twoje! Postarajmy się więc, żeby to wszystko wyszło jak najlepiej.
Od przyznania mu racji ocaliło Ellie głośne chrząknięcie, dobiegające od strony drzwi. Podniosła głowę i zobaczyła Claire, stojącą w nich z rękami założonymi na piersiach. Dziewczynka przybrała minę świadczącą o wielkiej irytacji.
– Och, dzień dobry, Claire – powiedziała Ellie z wymuszonym uśmiechem, starając się całemu światu okazać, że jest bardzo zadowolona z tego, że stoi w takiej dziwacznej pozycji na środku spalonej kuchni.
– Milady – odparła Claire niechętnie.
– Claire! – powiedział Charles surowo, puszczając Ellie tak gwałtownie, że zatoczyła się na ścianę. Ruszył w stronę kuzynki, która rozpromieniła się na jego widok.
Ellie rozcierała łokieć, którym uderzyła o ścianę, mrucząc pod nosem rozmaite inwektywy adresowane do męża.
– Claire – powtórzył Charles. – Byłaś, jak rozumiem, pierwszą osobą, która odkryła ogień.
– To prawda. Wybuchł w niecałe dziesięć minut po tym, jak ty i twoja nowa żona wyszliście z kuchni.
Ellie zmrużyła oczy. Czyżby wychwyciła w głosie Claire ton niechęci przy wymawianiu słowa „żona"? No tak, wiedziała, że ta dziewczyna jej nie lubi.
– Czy masz jakiś pomysł, co mogło go wywołać? – spytał Charles.
Claire wyglądała na zdumioną tym, że Charles w ogóle może o to pytać.
– Ach, ja… No cóż… – Wymownie spojrzała na Ellie.
– Powiedz to, Claire! – wybuchnęła Ellie. – Uważasz że to ja spowodowałam pożar?
– Nie sądzę, żebyś zrobiła to celowo – odparła Claire z ręką na sercu.
– To oczywiste, że Ellie nie zrobiłaby czegoś takiego -stwierdził Charles.
– Ale wypadek może przydarzyć się każdemu – mruknęła Claire, śląc Ellie pogardliwe spojrzenie.
Ellie miała ochotę udusić dziewczynę. Nie podobało jej się, że taką pogardę okazuje jej czternastoletnia panienka.
– Jestem pewna, że wydawało ci się, że wiesz, co robisz – ciągnęła Claire.
W tym momencie Ellie uświadomiła sobie, że ma do wyboru dwie rzeczy: albo iść się wykąpać, albo zostać tu i zamordować Claire. Postanowiła raczej się umyć. Obróciła się do Charlesa z całą dumą, na jaką było ją stać, oświadczyła:
– Wybaczysz mi, mam nadzieję, że wrócę do swojego pokoju. Czuję się słabo.
Charles przyjrzał jej się podejrzliwie i cicho szepnął:
– Jeszcze nigdy w życiu nie zemdlałaś.
– A ty skąd wiesz? – odparła Ellie równie cicho. – Jeszcze w zeszłym tygodniu nie wiedziałeś o moim istnieniu.
– Ale mam wrażenie, jakbym cię znał od wieków.
Ellie zadarła dumnie głowę i szepnęła ostro:
– Podzielam twoje zdanie.
Następnie z dumą opuściła kuchnię, mając nadzieję, że jej wyjścia w wielkim stylu nie zdominował fakt, iż cała była pokryta sadzą, lekko utykała, a suknię miała podartą w trzech miejscach.
9
Przez resztę dnia Ellie lizała rany. A kiedy służąca przyszła do jej pokoju zawołać ją na kolację, udała zmęczoną. Zdawała sobie sprawę z tego, że wychodzi na najokropniejszego tchórza, prawdą jednak było, że tak strasznie złościła się na Charlesa i całą jego rodzinę, że nie wierzyła, iż zdoła wysiedzieć wśród nich przez cały posiłek.
Jednak użalanie się nad sobą w zamknięciu okazało się raczej nudne, wymknęła się więc na dół po najświeższą gazetę z zamiarem przejrzenia stron finansowych. Swoim zwyczajem sprawdziła, jak stoją jej inwestycje, ale nagle uświadomiła sobie, że właściwie nie wie, jaki jest w tej chwili stan jej oszczędności. Czy Charles przeniósł je już na inny rachunek, jak obiecał? Pewnie nie, pomyślała, starając się nie tracić cierpliwości. Przecież była jego żoną zaledwie jeden dzień. Będzie jednak musiała mu o tym przypomnieć. Już jakiś czas temu przeczytała pochwalny artykuł na temat nowej fabryki bawełny w hrabstwie Derby i miała ochotę zainwestować w nią część swoich funduszy.
Przeczytała gazetę trzy razy, dwukrotnie przestawiła bibeloty na toaletce i przez godzinę wyglądała przez okno, zanim w końcu z jękiem wskoczyła do łóżka. Była znudzona, głodna i samotna, a wszystko to przez męża i jego okropną rodzinę. Gotowa była ich wszystkich udusić.
I wtedy do jej drzwi zastukała Judith.
Ellie uśmiechnęła się szczerze. Mimo wszystko nie cała rodzina męża bezgranicznie ją denerwowała. Naprawdę trudno się gniewać na sześciolatkę.
– Jesteś chora? – spytała Judith, wdrapując się na łóżko Ellie.
– Raczej nie. Po prostu zmęczona.
Judith zmarszczyła brwi.
– Kiedy ja jestem zmęczona, panna Dobbin i tak każe mi wstać z łóżka. Czasami kładzie mi na szyi zimny, mokry ręcznik.
– Założę się, że to działa.
Dziewczynka z powagą pokiwała głową.
– Trudno spać, jak się ma mokrą szyję.
– Z całą pewnością.
– Mama powiedziała, że każe przysłać ci tacę do pokoju.
– To bardzo miłe z jej strony.
– Jesteś głodna?
Zanim Ellie zdążyła odpowiedzieć, zaburczało jej w brzuchu. Judith aż zwinęła się ze śmiechu.
– Naprawdę jesteś głodna!
– Chyba tak.
– Wydaje mi się, że cię lubię.
Ellie uśmiechnęła się i poczuła się lepiej niż przez cały dzień.
– To dobrze. Ja też cię lubię.
– Claire mówiła, że zrobiłaś dzisiaj pożar.
Ellie, zanim odpowiedziała, policzyła do trzech.
– Rzeczywiście wybuchł pożar, ale to był wypadek. Nie ja go wywołałam.
Judith przekrzywiła głowę, jak gdyby rozważała słowa Ellie.
– Chyba ci wierzę. Claire bardzo często nie ma racji, ale nie lubi się do tego przyznawać.
– Mało kto lubi.
– Ja się rzadko mylę.
Ellie uśmiechnęła się i zmierzwiła włosy dziewczynki. W drzwiach stanęła służąca z kolacją na tacy. Na ten widok Judith zeskoczyła z łóżka i oświadczyła:
– Chyba lepiej wrócę do swojego pokoju. Jak się spóźnię, panna Dobbin zabierze mój deser.
– Ach, to byłoby okropne!
Judith skrzywiła się.
– Ona go zjada, jak pójdę spać.
Ellie skinęła na nią palcem i szepnęła:
– Wróć jeszcze na moment.
Judith zaintrygowana jeszcze raz wspięła się na łóżko Ellie i przysunęła się blisko niej.
– Następnym razem kiedy panna Dobbin zje twój deser -szepnęła Ellie – przyjdź do mnie. Wemkniemy się razem do kuchni i poszukamy czegoś jeszcze smaczniejszego.
Judith klasnęła w ręce, a na buzi odmalował jej się wyraz zachwytu.
– Ach, naprawdę będziesz moją ulubioną kuzynką!
– Tak samo jak ty moją – odparła Ellie, czując łzy napływające do oczu. -I musisz mówić do mnie Ellie, jesteśmy już przecież teraz rodziną.
– Jutro oprowadzę cię po domu – oświadczyła dziewczynka. – Znam wszystkie sekretne przejścia.
– Będzie cudownie. A teraz lepiej uciekaj, nic chcemy przecież, żeby panna Dobbin zjadła twój deser.
– Powiedziałaś przecież…
– Wiem, ale dzisiaj kuchnie są w opłakanym stanie i znalezienie jakiegoś innego deseru może okazać się trudne.
– Ach! – Judith na tę myśl aż pobladła. Ellie popatrzyła jeszcze, jak mała wybiega z pokoju, a potem zabrała się do jedzenia.
Mimo głodu Ellie stwierdziła, że nie ma apetytu, i zjadła zaledwie jedną czwartą posiłku. Pusty żołądek nie sprzyjał uspokojeniu nerwów i podskoczyła prawie do sufitu, gdy nieco później usłyszała, że otwierają się drzwi do sypialni Charlesa. Słuchała, jak mąż kręci się po pokoju, prawdopodobnie szykując się do snu, i przeklinała się w duchu za to, że wstrzymuje oddech za każdym razem, gdy tylko jego kroki zbliżały się do drzwi łączących ich pokoje.
To było szaleństwo. Kompletne szaleństwo.
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.