Doprawdy, niebieski pokój!
8
Ku wielkiemu zdumieniu Ellie pokój, do którego Charles w końcu ją zaciągnął, był rzeczywiście urządzony na niebiesko. Ellie rozejrzała się po niebieskich sofach i draperiach, a potem spojrzała na podłogę, nakrytą bialo-niebieskim dywanem.
– Masz coś na swoją obronę? – spytał groźnym głosem Charles.
Ellie nic nie powiedziała, chwilowo zauroczona wijącym się i przeplatającym wzorem na dywanie.
– Ellie! – krzyknął. Wystraszona uniosła głowę.
– Przepraszam?
Charles wyglądał tak, jakby miał ochotę nią potrząsnąć, i to mocno.
– Pytałem – powtórzy! – czy masz cokolwiek na swoją obronę?
Ellie zamrugała i oświadczyła:
– Ten pokój jest naprawdę niebieski.
Popatrzył na nią, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć,
– Myślałam, że nie mówisz poważnie o zabraniu mnie do niebieskiego pokoju – wyjaśniła. – Sądziłam, że po prostu masz na myśli miejsce, w którym mógłbyś na mnie spokojnie nakrzyczeć.
– Bo rzeczywiście chcę – wyrzucił z siebie.
– Tak – zadumała się Ellie. – To całkiem jasne. Chociaż muszę przyznać, że nie bardzo wiem, dlaczego…
– Eleanor! – prawie ryknął. – Wsadziłaś głowę do pieca.
– Oczywiście, że tak. Próbowałam go naprawić. Zobaczysz, będziesz z tego bardzo zadowolony, kiedy zaczniesz dostawać na śniadanie grzanki przypieczone jak należy.
– Nie będę zadowolony. Nic mnie nie obchodzą grzanki, a tobie już nigdy nie wolno wejść do kuchni.
Ellie oparła ręce na biodrach.
– Jesteś idiotą, sir!
– Czy kiedykolwiek widziałaś osobę z płonącymi włosami? -dopytywał się Charles, stukając ją palcem w ramię. – Widziałaś?
– Oczywiście, że nie, ale…
– A ja widziałem, i to nie był piękny widok!
– Wcale nie przypuszczam, że był, ale…
– Nie jestem pewien, co w końcu wywołało śmierć tego nieszczęśnika, poparzenia czy ból!
Ellie przełknęła ślinę, starając się nic wyobrażać sobie takiej katastrofy.
– Ogromnie mi przykro z powodu twego przyjaciela, ale…
– Jego żona oszalała. Twierdziła, że w nocy wciąż słyszy jego krzyk.
– Charles!
– Dobry Boże, nie miałem pojęcia, że posiadanie żony może być aż tak kłopotliwe. A w dodatku to dopiero pierwszy dzień naszego małżeństwa.
– Niepotrzebnie mnie obrażasz, a ja zapewniam cię, że…
Westchnął i, wywracając oczy do góry, przerwał jej:
– Doprawdy, czy to tak dużo mieć nadzieję, że moje życie będzie dalej tak spokojne jak było?
– Pozwól mi coś powiedzieć! – krzyknęła w końcu Ellie. Charles wzruszył ramionami ze zwodniczą obojętnością.
– Proszę bardzo, mów!
– Nie musisz mi opowiadać takich makabrycznych historii -oświadczyła Ellie. – Całe życie reperowałam piece. Nie dorastałam wśród służby i luksusów. Po to, żebyśmy mogli zjeść kolację, musiałam ją najpierw ugotować. A kiedy piec nie działał, musiałam go naprawić.
Charles w myśli rozważył jej słowa i w końcu powiedział:
– Przepraszam, jeżeli poczułaś, że cię pod jakimś względem nie doceniam. Z całą pewnością nie zamierzałem umniejszać twoich talentów.
Ellie nie była całkiem przekonana, czy umiejętność naprawienia pieca można nazwać talentem, ale nie otworzyła ust,
– Po prostu – sięgnął po lok jej włosów o barwie „truskawkowego blondu" i owinął go sobie wokół palca. – Nie chciałbym patrzeć, jak te włosy stają w płomieniach.
Ellie nerwowo przełknęła ślinę.
– Nie bądź głupi!
Delikatnie pociągnął ją za włosy, przyciągając ją jednocześnie do siebie.
– Ogromnie byłoby ich szkoda – szepnął. – Są takie miękkie.
– To tylko włosy – stwierdziła Ellie, myśląc, że przynajmniej jedno z nich musi w tej rozmowie zachować trzeźwość myślenia.
– Nie – Charles podniósł lok do ust i przesunął po nim wargami. – To coś o wiele więcej.
Ellie wpatrywała się w niego, nieświadoma, że lekko rozchyliła wargi. Gotowa była przysiąc, że poczuła tę jego delikatną pieszczotę na skórze, a raczej wręcz na ustach. Nie, na szyi. Ach, właściwie czuła ją w całym ciele!
Podniosła oczy. Charles wciąż muskał jej włosy ustami. Zadrżała.
– Charles! – jęknęła.
Uśmiechnął się, wyraźnie świadom wpływu, jaki na nią wywierał,
– Słucham, Ellie,
– Wydaje mi się, ze powinieneś… – próbowała mu się wyrwać, ale on przyciągał ją coraz bliżej.
– Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić?
– Puścić moje włosy.
Wolną ręką objął ją w pasie.
– Nie zgadzam się – szepnął. – Bardzo się do nich przywiązałem.
Ellie popatrzyła na jego palec oplatany jej lokiem.
– Rzeczywiście – powiedziała, żałując, że jej uwaga nie zabrzmiała bardziej sarkastycznie.
Uniósł palec tak, że mógł przyglądać się jej włosom na tle niezasłoniętego okna.
– Szkoda – mruknął. – Słońce jest już dość wysoko nad horyzontem, a chciałbym porównać twoje włosy ze wschodem słońca.
Ellie wpatrywała się w niego oniemiała. Nikt nigdy nie przemawiał do niej tak poetycznie. Niestety, nie wiedziała, jak ma zinterpretować jego słowa.
– O czym ty mówisz? – wykrztusiła wreszcie.
– O tym, że twoje włosy mają kolor słońca – powiedział. z uśmiechem.
– Moje włosy – oświadczyła Ellie głośno – są po prostu śmieszne.
– Ach, te kobiety! – westchnął Charles. – Nigdy nie jesteście zadowolone.
– To nieprawda! – zaprotestowała Ellie, uznając, że powinna bronić własnej płci.
Charles wzruszył ramionami.
– Ty nie jesteś zadowolona.
– Bardzo cię przepraszam. Jestem jak najbardziej zadowolona z życia.
– Jako twój mąż nie potrafię wyrazić, jak bardzo radują mnie twoje słowa. To małżeństwo zapewne okaże się czymś lepszym, niż sądziłem.
– Jestem najzupełniej zadowolona – powtórzyła Ellie, ignorując jego ironiczny ton. – Ponieważ mam teraz kontrolę nad swoim losem i nie muszę żyć pod pantoflem ojca.
– Albo pani Foxglove – przypomniał Charles.
– Albo pani Foxglove – zgodziła się Ellie. Charles zrobił zamyśloną minę.
– Ale ja też potrafię wziąć cię pod pantofel.
– Jestem pewna, że nie wiesz, o czym mówisz.
Puścił jej włosy i przesunął palcami po szyi.
– To raczej ty nie wiesz – mruknął. – Ale dowiesz się i wtedy będziesz naprawdę zadowolona.
Ellie zmrużyła oczy i wyrwała się z jego objęć. Jej niedawno poślubiony mąż z całą pewnością nie miał kłopotów wynikających z poczucia zaniżonej wartości własnej osoby. Wątpiła, by kiedykolwiek nawet słyszał słowo „nie" z ust kobiety. Zmrużyła oczy i spytała:
– Uwiodłeś już wiele kobiet, prawda?
– Wydaje mi się, że to nie jest pytanie, które żona powinna zadać mężowi.
– A ja uważam, że właśnie tak. – Znów mocno ujęła się pod i boki. – Kobiety to dla ciebie tylko zdobycz.
Charles przez moment się w nią wpatrywał. Rzeczywiście, zręcznie to wyraziła.
– Nie jest dokładnie tak, jak mówisz – odparł, chcąc zyskać na czasie.
– Wobec tego jak?
– Cóż, ciebie przynajmniej nie traktuję jak zdobycz.
– Doprawdy? Czym więc jestem?
– Moją żoną – rzekł, tracąc cierpliwość.
– Nie masz pojęcia, jak należy traktować żonę.
– Owszem, wiem to doskonale – odburknął. -I to nie ja stanowię tutaj problem.
Ellie cofnęła się urażona.
– Co dokładnie usiłujesz powiedzieć?
– To pani, madame, nie wie, jak być żoną.
– Jestem nią zaledwie jeden dzień! – Ellie prawie warknęła. -Czego się po mnie spodziewasz?
Nieoczekiwanie Charles poczuł się jak łajdak. Obiecał, że da jej dostatecznie dużo czasu na to, by przyzwyczaiła się do małżeństwa, a tymczasem próbuje ją podszczypywać jak żołdak. Cicho westchnął z żalem.
– Przepraszam, Ellie. Nie wiem, co mnie naszło.
Wyglądała na zdumioną jego przeprosinami i twarz jej złagodniała.
– Nie przejmuj się tym tak, milordzie. Ostatnie dni były dla nas wszystkich trudne. I…
– I co? – dopytywał się, ponieważ Ellie nie kończyła zdania.
– Nic. Tylko to, że jak przypuszczam, nie spodziewałeś się, że zastaniesz mnie rano z głową w piecu.
– To był rzeczywiście szok – przyznał Charles łagodnie. Ellie ucichła. Chwilę później otworzyła usta, ale zaraz znów je zamknęła.
Charles uniósł w uśmiechu kącik ust.
– Chciałaś coś powiedzieć?
Pokręciła głową.
– Właśnie, że tak.
– To nic ważnego.
– Och, przestań, Ellie. Chciałaś bronić swoich talentów kuchennych czy też piecowych, czy jak chcesz je nazwać, prawda?
Ellie lekko zadarła brodę.
– Zapewniam cię, że ustawiałam ruszt już milion razy wcześniej.
– Nie żyjesz dostatecznie długo, żeby to robić milion razy.
– Nie wolno mi używać przenośni? – oburzyła się Ellie.
– Tylko wtedy – odparł odrobinę zbyt gładko – gdy mówisz o mnie.
Ellie uśmiechnęła się sztucznie.
– Och, Charles, czuję się, jakbyśmy się znali milion lat! -A jeszcze bardziej ironicznym tonem dodała: – Aż do tego stopnia mam świadomość twojej obecności.
Zachichotał.
– Liczyłem raczej na coś w rodzaju „Charles, jesteś najwspanialszym…"
– Ha!
– „… najcudowniejszym mężczyzną, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Gdybym żyła tysiąc lat…"
– Mam nadzieję, że będę żyła tysiąc lat – odparła Ellie. -Zmienię się w stetryczałą staruszkę, której jedynym celem życia będzie drażnienie się z tobą.
– Będziesz śliczną staruszką. – Przekrzywił głowę i udał, że przygląda się jej twarzy. – Już widzę, w którym miejscu pojawią się zmarszczki. Tu przy oczach i…
Ellie odtrąciła jego rękę, sunącą śladem przyszłych zmarszczek.
– Nie jesteś dżentelmenem.
Wzruszył ramionami.
– Jestem nim, kiedy mi to odpowiada.
– Nie wyobrażam sobie, w jakiej sytuacji może tak być. Na razie widziałam cię pijanego…
– Miałem naprawdę dobre powody na wypicie tej porcji alkoholu – odparł, machając ręką. – A poza wszystkim mój pijacki stupor doprowadził mnie do ciebie, prawda?
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.