Ellie odwróciła się do Helen z dość niemądrym uśmiechem.

– Nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby ktoś mi coś przynosił – wyjaśniła.

– Najwyraźniej – uśmiechnęła się Helen. Ellie podeszła do pani Stubbs.

– Niech pani pozwoli, że obejrzę głowę.

– Och, nie, wszystko w porządku – powiedziała prędko gospodyni. – Nie potrzebuję…

Ale palce Ellie już odnalazły guza. Nie był duży, lecz z pewnością bolesny.

– Ależ tak! – powiedziała. Sięgnęła po cienką ścierkę, którą zauważyła wcześniej na stole, owinęła w nią lód nieśmiało jej podany przez podkuchenną, i przycisnęła zawiniątko do guza na głowie gospodyni.

– To bardzo zimne – burknęła pani Stubbs.

– Oczywiście, że zimne – odparła Ellie. – To przecież lód.

Odwróciła się do Helen z wyrazem rozdrażnienia na twarzy, ale jej nowa kuzynka zakrywała ręką usta i wyglądała tak, jakby z całej siły wstrzymywała się od śmiechu. Ellie szerzej otworzyła oczy i wysunęła brodę, niemo błagając ją o pomoc.

Helen kiwnęła głową, kilka razy odetchnęła głębiej, by stłumić chichot, i oznajmiła:

– Pani Stubbs, lady Billington przyszła do kuchni, żeby sprawdzić piece.

Gospodyni wolno obróciła głowę w stronę Ellie.

– Słucham?

– Zauważyłam rano, że grzanki są odrobinę przypalone -powiedziała Ellie.

– Pani Pallister takie lubi.

Helen znów chrząknęła.

– Właściwie, pani Stubbs, wolałabym, żeby były mniej przypieczone – wyznała.

– To dlaczego pani mnie nie uprzedziła?

– Ależ mówiłam. Pani twierdziła, że robią się takie bez względu na to, jak długo się je opieka.

– Mogę stwierdzić jedynie - przerwała jej Ellie – że coś jest nie w porządku z piecem. A ponieważ mam w tej dziedzinie spore doświadczenie, pomyślałam, że powinnam go obejrzeć.

– Pani? – spytała pani Stubbs.

– Pani? – spytała podkuchenna numer jeden (jak zaczęła ją w myślach nazywać Ellie).

– Pani? – spytała podkuchenna numer dwa (dla odróżnienia, oczywiście).

Wszystkie trzy najwyraźniej nie posiadały się ze zdumienia. Ellie pomyślała, że Helen nie powtórzyła tego słowa jak echo za nimi tylko dlatego, że swoje zdziwienie wyraziła już w jadalni.

Ellie zmarszczyła brwi, ujęła się rękami pod boki i oświadczyła:

– W przeciwieństwie do dość powszechnej opinii hrabina może od czasu do czasu wykazać się jakimś talentem albo nawet umiejętnością.

– Zawsze uważałam, że do tego doskonale nadaje się haftowanie – oświadczyła Helen i popatrzyła na osmaloną kuchnię. -A poza tym to bardzo czyste zajęcie.

Ellie posłała jej gniewne spojrzenie i syknęła:

– Wcale mi nie pomagasz!

Helen wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się i powiedziała:

– Cóż, wydaje mi się, że powinnyśmy pozwolić hrabinie na sprawdzenie pieca.

– Dziękuję – odparła Ellie, we własnej opinii z dostojeństwem i cierpliwością. Spytała panią Stubbs: – W którym piecu przygotowuje pani grzanki?

– W tym – odparła gospodyni, wskazując na najbardziej osmalony z nich. – Tamte należą do Francuzika. Nie dotknęłabym się do nich, nawet gdyby mi pani zapłaciła.

– Zostały przywiezione z Francji – wyjaśniła Helen.

– Och! – westchnęła Ellie, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że weszła w jakiś bardzo dziwny sen. – Cóż, jestem pewna, że nie mogą się równać z naszymi starymi, dobrymi angielskimi piecami.

Podeszła do piecyka, otworzyła drzwiczki, zajrzała do środka i stwierdziła:

– Czy pani wie, że tego można by uniknąć, gdyby tylko używało się specjalnej łapki do grzanek?

Pani Stubbs skrzyżowała ręce na piersiach i oświadczyła:

– Nigdy ich nie używam, Nie wierzę im.

Ellie nie potrafiła sobie wyobrazić, w co można nie wierzyć, jeśli chodzi o łapki do grzanek, doszła jednak do wniosku, że tej sprawy nie warto dalej drążyć, i niewiele się zastanawiając, uniosła lekko spódnicę, uklękła i wsunęła głowę do piecyka.

Charles już od kilku minut poszukiwał swojej nowo poślubionej żony i śledztwo ostatecznie doprowadziło go, choć wydawało mu się to nieprawdopodobne, do kuchni. Jeden z lokajów przysięgał, że widział, jak Ellie i Helen zmierzały w tę stronę kwadrans wcześniej. Charles nie mógł mu uwierzyć postanowił jednak zbadać tę sprawę. W końcu Ellie nie była zwyczajną hrabiną. Doszedł do wniosku, że postanowiła osobiście przedstawić się kuchennemu personelowi.

Ani trochę jednak nie był przygotowany na widok, który tam zastał. Jego nowa żona klęczała na podłodze, a całą głowę, czy też raczej górną połowę ciała miała wsuniętą do pieca, który znajdował się w Wycombe Abbey od czasów Cromwella albo jeszcze wcześniej.

Pierwszą reakcją Charlesa było przerażenie. Przez myśl przemknęła mu wizja płomieni ogarniających włosy Ellie. Helen jednak sprawiała wrażenie spokojnej, wstrzymał się więc przed przyskoczeniem do pieca i wyciągnięciem Ellie w bezpieczne miejsce.

Cofnął się o krok, aby móc spokojnie obserwować, co się dzieje, i pozostawać przez nikogo nie zauważony. Ellie coś mówiła, brzmiało to raczej jak jęk, aż w końcu wyraźnie usłyszał jej krzyk:

– Już mam! Już mam…

Helen, pani Stubbs i dwie podkuchenne nachyliły się, wyraźnie zafascynowane manewrami Ellie.

– Do diabła, nie mam! – dokończyła Ellie raczej ze złością.

– Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? – spytała Helen.

– Najzupełniej. Muszę tylko przesunąć ten ruszt. Jest za nisko. – Ellie zaczęła ciągnąć coś, co najwyraźniej nie chciało się poddać, gdyż kilkakrotnie aż siadała na podłodze.

–  Kiedy ostatnio czyszczono ten piec? – spytała. Pani Stubbs prychnęła w odpowiedzi.

– Ten piec jest tak czysty, jak każdy piec być powinien -oświadczyła.

Ellie mruknęła coś, czego Charles nie dosłyszał, a potem powiedziała:

– No, już mam! – Wyciągnęła przepalony ruszt z pieca i włożyła go z powrotem. – Teraz tylko muszę odpowiednio odsunąć go od płomieni.

Od płomieni? Charles zmartwiał. Czyżby naprawdę bawiła się ogniem?

– Już. – Ellie wysunęła się z pieca i usiadła na podłodze. – Teraz już powinno być dobrze.

Charles stwierdził, że nadszedł dobry moment, by oznajmić swoją obecność.

– Dzień dobry, moja żono! – przywitał ją, wchodząc. W jego glosie zabrzmiała zwodnicza obojętność. Ellie nie mogła widzieć, że za plecami zacisnął dłonie w pięści. Tylko w ten sposób mógł się powstrzymać przed porwaniem jej w ramiona i zaniesieniem do sypialni, aby tam zrobić jej wykład na temat bezpieczeństwa, a raczej jego braku w kuchni.

– Billington! – wykrzyknęła Ellie zdumiona. – Już wstałeś?

– Najwyraźniej.

Ellie zerwała się na nogi.

– Muszę wyglądać okropnie.

Charles wyciągnął śnieżnobiałą chusteczkę.

– Rzeczywiście, tu i ówdzie powalana jesteś sadzą. – Przetarł jej lewy policzek. – Tutaj też. – Przetarł prawy. – No i odrobinę tutaj, – Tym razem musnął chusteczką nos Ellie.

Ellie wyrwała mu chusteczkę z ręki, bo nie spodobał jej się żartobliwy ton jego głosu.

– To raczej nie jest konieczne, milordzie – powiedziała. – Sama potrafię wytrzeć twarz.

– Przypuszczam, że nie zechcesz mi powiedzieć, co robiłaś w środku tego pieca. Zapewniam, że w Wycombe Abbey nie brakuje nam delikatesów i nie musisz się poświęcać jako główne danie.

Ellie popatrzyła na niego, nie bardzo wiedząc, jak potraktować jego słowa. I w końcu wyjaśniła:

– Reperowałam piec, milordzie.

– Od tego mamy służbę.

– Najwyraźniej nie – odparła Ellie, wpadając w jego ton. -Inaczej nie jedlibyście przypalonych grzanek przez ostatnich dziesięć lat.

– Ja lubię przypalone grzanki – odciął się.

Helen zaniosła się kaszlem, aż pani Stubbs musiała uderzyć ją w plecy.

– A ja nie lubię – odparła Ellie. – Tak samo jak Helen, jesteś więc przegłosowany,

– Ale ja lubię przypalone grzanki!

Głowy wszystkich obróciły się ku drzwiom, w których stanęła Claire z rękami na biodrach. Ellie pomyślała, że dziewczynka jak na czternastolatkę wygląda bardzo bojowo.

– Chcę, żeby ten piec został taki, jaki był – oświadczyła Claire z mocą. – Chcę, żeby wszystko zostało tak, jak było.

Ellie poczuła, że serce opada jej w piersi. Młodziutka kuzyneczka najwyraźniej nie była zachwycona pojawieniem się w domu nowej osoby.

– Dobrze – powiedziała, w rozpaczy wyrzucając ręce w górę. – Ustawię wszystko z powrotem tak, jak było.

Już nachylała się nad piecem, ale ręka Charlesa przytrzymała ją za kołnierzyk sukni i podciągnęła do góry.

– Nie będziesz drugi raz narażać się na takie niebezpieczeństwo – oznajmił. – Proszę już nic przy tym piecu nie ruszać.

– Sądziłam, że lubisz przypalone grzanki.

– Zmienię nawyki.

W tym momencie Ellie naprawdę o mało nie wybuchnęła śmiechem, ale w porę zacisnęła usta.

Charles wojowniczo popatrzył na resztę osób obecnych w kuchni.

– Chciałbym zamienić z moją żoną kilka słów na osobności, w cztery oczy. – A ponieważ nikt się nie ruszył, krzyknął. – Teraz!

– Wobec tego może raczej my powinniśmy wyjść – zauważyła Ellie. – Przecież mimo wszystko pani Stubbs i podkuchenne pracują tutaj, my nie.

– Ty, zdaje się, przed chwilą próbowałaś – mruknął, ale w jego głosie zabrzmiało więcej rozdrażnienia niż gniewu.

Ellie wpatrywała się w niego zdumiona.

– Doprawdy, jesteś najdziwniejszym, najbardziej pełnym w sprzeczności człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

– To nie ja wsuwałem głowę do pieca – odparł.

– No cóż, ja nie jem przypalonych grzanek.

– A ja… – Charles urwał gwałtownie, zdając sobie sprawę, że nie dość, iż w idiotyczny sposób kłóci się z żoną, to na dodatek robi to na oczach publiczności. Chrząknął i mocno ujął Ellie za szczupły nadgarstek.

– Chyba pokażę ci niebieski pokój – oświadczył głośno.

Ellie poszła za nim. Właściwie nie miała większego wyboru. Charles opuszczał kuchnię w pośpiechu, ale ponieważ trzymał ją za rękę, musiała za nim iść. Nie była pewna, dokąd ją prowadzi, prawdopodobnie do pierwszej komnaty, którą uzna za dostatecznie odosobnioną, by ją skrzyczeć nie na uszach wszystkich.