– Podpalić mnie?
– Nie, chociaż ta sugestia brzmi interesująco. Próbowałam pana ożywić. To miało być coś w rodzaju soli trzeźwiących na bazie alkoholu. Pan mi wytrącił butelkę z rąk.
– Jak to możliwe, że czuję się, jakby łamano mnie kołem, a ty wyglądasz tak, jakby nic ci nie dolegało?
Usta Ellie rozciągnęły się w złośliwym uśmieszku,
– Można by pomyśleć, że rycerski kawaler byłby zadowolony, że jego damie nic się nie stało.
– Owszem, jestem rycerski, moja pani, ale też, cholera, kompletnie nic z tego nie rozumiem.
– Nie na tyle rycerski, żeby nie przeklinać w mojej obecności, chociaż… – nonszalancko machnęła ręką w powietrzu. – Ma pan szczęście, że nigdy zanadto nie przejmowałam się podobnymi kwestiami.
Charles zamknął oczy, zastanawiając się, dlaczego Ellie potrzebuje aż tylu słów, żeby dotrzeć do sedna rzeczy.
– Spadłam na pana, kiedy wyrzuciło mnie z kariolki – wyjaśniła w końcu. – Musiał pan sobie potłuc plecy przy upadku, lecz wszelki ból, jaki odczuwa pan… hm… z przodu… zawdzięcza pan chyba mnie. – Mrugnęła kilkakrotnie, a potem ucichła, a jej policzki pokryły się głębokim różem.
– Rozumiem.
Ellie z trudem przełknęła ślinę.
– Pomóc panu wstać?
– Tak, dziękuję. – Ujął podaną przez Ellie rękę i z wielkim trudem jakoś stanął na nogi, starając się zignorować ból, jaki przy najdrobniejszym ruchu czuł w całym ciele. Stanąwszy na nogach, oparł ręce na biodrach i pochylił głowę w lewo. W szyi coś mu chrupnęło. Ellie skrzywiła się, a on prawie się uśmiechnął.
– Ten dźwięk nie zapowiada niczego dobrego – stwierdziła Ellie.
Nie odpowiedział, rozciągnął teraz szyję w drugą stronę, znajdując pewien rodzaj perwersyjnego zadowolenia przy kolejnych chrupnięciach. Moment później spojrzał na wywrócony powóz. Przeklął pod nosem. Koło odpadło, leżało teraz połamane pod skrzynią powozu.
Ellie powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem i oświadczyła:
– Tak, próbowałam panu powiedzieć, że koło jest całkiem połamane, ale teraz uświadomiłam sobie, że za bardzo pan cierpiał, żeby mnie słuchać.
Kiedy Charles uklęknął, by z bliska zbadać szkody, zdumiała go jeszcze bardziej, bo dodała:
– I bardzo przepraszam za to, że kilka minut temu odeszłam. Nie miałam pojęcia, jak ciężko się pan potłukł. Gdybym wiedziała, nigdy bym się nie oddaliła. Ja… tak czy owak, nie powinnam była odchodzić, to było z mojej strony bardzo nieładne.
Charlesa wzruszyła jej szczera przemowa, a poczucie honoru wprawiło go w podziw.
– Te przeprosiny są niepotrzebne – burknął. – Ale przyjmuję je z zadowoleniem.
Ellie przekrzywiła głowę,
– Nie oddaliliśmy się zbytnio od mego domu. Sądzę, że bez trudu zdołamy wrócić piechotą, prowadząc konie. Jestem pewna, że ojciec zdoła załatwić panu jakiś transport do domu. Możemy też znaleźć posłańca, który pojedzie do Wycombe Abbey z prośbą o nowy powóz.
– Wszystko będzie dobrze – mruknął, uważniej przyglądając się zniszczonej kariolce.
– Czy coś jest nie tak, milordzie? Coś innego niż to, że wjechaliśmy w koleinę i powóz się przewrócił?
– Spójrz na to, Eleanor! – Charles wyciągnął rękę i dotknął połamanego koła. – Ono nie jest już przymocowane do powozu.
– Przypuszczam, że to się stało w wyniku tego wypadku.
Charles postukał palcami w bok powozu i stwierdził w zamyśleniu:
– Nie, nie powinno się urwać. Owszem, połamać, kiedy się przewróciliśmy, ale tu, w środku, wciąż powinno być połączone z powozem.
– Sądzi pan, że koło odpadło samo z siebie?
– Tak – powiedział w zamyśleniu. – Tak sądzę.
– Ale ja wiem, że wjechaliśmy w dziurę, widziałam to i poczułam.
– Koleina prawdopodobnie przyspieszyła tylko urwanie się koła, które już wcześniej było obluzowane.
Ellie pochyliła się, chcąc również przyjrzeć się szkodzie.
– Wydaje mi się, że ma pan rację, milordzie. Proszę spojrzeć, w jaki sposób jest zniszczone. Szprychy połamały się pod ciężarem powozu, ale obręcz jest cala. Niezbyt długo uczyłam się fizyki, lecz przypuszczam, że przy upadku powinna pęknąć na dwoje i… Ach, proszę popatrzeć! – sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej metalowy bolec.
– Gdzie to znalazłaś?
– Na drodze, Tam za wzgórzem. Musiał się obluzować i wypaść z koła.
Charles obrócił się, żeby stanąć do niej przodem, jego nagły ruch sprawił, że znów ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie.
– Myślę, że masz rację.
Ellie zaskoczona rozchyliła usta. Charles znajdował się teraz tak blisko niej, że czuła jego oddech na twarzy, że mogła wyczuć jego słowa tak samo, jak je usłyszeć.
– Chyba mógłbym cię znów pocałować.
Starała się zakomunikować mu… Cóż, nie bardzo wiedziała, co tak naprawdę chce zakomunikować, lecz to i tak nie robiło żadnej różnicy, ponieważ struny głosowe odmówiły jej posłuszeństwa. Zwyczajnie siedziała całkiem nieruchomo, w czasie gdy on powoli nachylał głowę i w końcu dotknął wargami jej ust
– Bardzo przyjemnie – szepnął prosto w jej usta,
– Milordzie…
– Charles – poprawił ją.
– My naprawdę… to znaczy… – teraz, czując pieszczotę języka mężczyzny, zupełnie nie mogła zebrać myśli. Charles roześmiał się i odsunął głowę o cal.
– Co mówiłaś?
Ellie tylko mrugała,
– Mogę więc założyć, że prosiłaś, abym nie przerywał -uśmiechnął się przebiegle, a potem ujął ją pod brodę i delikatnie obrysował wargami jej twarz.
– Nie! – wybuchnęła Ellie. – Ani trochę nie miałam tego na myśli!
– Naprawdę? - drażnił się z nią.
– Chciałam powiedzieć, że jesteśmy na środku publicznej drogi i…
– …i boisz się o swoją reputację – dokończył za nią.
– O pańską również. Nie musi pan robić ze mnie świętoszki.
– Ach, wcale nie mam takiego zamiaru, kochanie.
Ellie cofnęła się, słysząc to słowo, ale zrobiła to zbyt gwałtownie, straciła równowagę i rozłożyła się na ziemi. Przygryzła wargę, żeby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś, czego mogłaby później żałować.
– Może wrócimy wreszcie do domu – stwierdziła w końcu spokojnie.
– Doskonały pomysł – odparł Charles, wstając i podając jej rękę.
Ujęła ją i pozwoliła, by jej pomógł, chociaż podejrzewała, że taki wysiłek sprawia mu wielki ból Ale cóż, każdy mężczyzna mimo wszystko ma swoją dumę, a Ellie podejrzewała, że Wycombe'owie mają jej aż w nadmiarze.
Powrót piechotą do domu pastora zajął im około dziesięciu minut. Ellie starała się, żeby konwersacja nie wykraczała poza neutralne tematy, takie jak literatura czy kuchnia francuska, i, chociaż aż krzywiła się na myśl o banalności tematu, który poruszyła, pogoda. Charles jednak sprawiał wrażenie raczej rozbawionego tą rozmową, jak gdyby dokładnie wiedział, do czego Ellie zmierza. Co gorsza, jego ironiczny uśmiech miał w sobie jakiś cień dobroduszności, jak gdyby z pełną świadomością pozwalał jej rozprawiać o burzach z piorunami.
Ellie nie była zachwycona przebiegłym wyrazem jego twarzy, nie mogła jednak nie podziwiać go za to, że jest zdolny utrzymać taką minę, pomimo iż kulał, trzymał się za głowę, a od czasu do czasu łapał się za żebra.
Kiedy dom pojawił się wreszcie na horyzoncie, Ellie odwróciła się do Charlesa i oznajmiła:
– Ojciec wrócił.
Charles uniósł brwi.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Zapalił świecę w swoim gabinecie. Będzie pracował nad kazaniem.
– Już? Przecież do niedzieli jeszcze daleko. Pamiętam, że mój pastor pisał jak w gorączce dopiero w sobotę wieczorem. Często przychodził do Wycombe Abbey w poszukiwaniu inspiracji.
– Naprawdę? – spytała Ellie z uśmiechem rozbawienia. -I znajdował ją tam? Nie miałam pojęcia, że był pan takim anielskim dzieckiem.
– Obawiam się, że wprost przeciwnie. Lubił mnie obserwować, a potem wybierać któryś z moich grzechów za temat następnego kazania.
– Ho, ho – odparła Ellie, tłumiąc śmiech. – Jak pan go znosił?
– Było gorzej, niż ci się wydaje. Pastor uczył mnie również łaciny i dawał mi lekcje trzy razy w tygodniu. Twierdził, że zostałem zesłany na ziemię tylko po to, by go torturować.
– Takie słowa raczej nie przystoją pastorowi. Charles wzruszył ramionami.
– On również uwielbiał alkohol.
Ellie sięgnęła ręką, żeby otworzyć frontowe drzwi, zanim jednak jej ręka dotknęła klamki, Charles położył jej dłoń na ramieniu. Gdy spojrzała na niego zdziwiona, powiedział cicho:
– Czy mogę zamienić z tobą jeszcze słowo, zanim poznam twojego ojca?
– Oczywiście. – Ellie odsunęła się od drzwi.
– Wciąż zamierzasz wyjść za mnie już pojutrze, prawda?
Ellie nagle zakręciło się w głowie. Charles, który cały czas tak bardzo upierał się przy tym, że Ellie musi dotrzymać obietnicy, nagle jakby postanowił dać jej możliwość wycofania się. Mogła wszystko odwołać, stwierdzić, że mimo wszystko się boi…
– Eleanor – rzekł błagalnie.
Ellie przełknęła ślinę, myśląc o tym, jak niezwykłe stało się jej życie. Perspektywa poślubienia nieznajomego przerażała ją, lecz nie tak bardzo jak nuda. Nudne życie, ożywione jedynie sprzeczkami z panią Foxglove, byłoby znacznie gorsze. Bez względu na wady hrabiego – a Ellie przeczuwała, że może ich być wiele – w głębi serca wiedziała, że Charles nie jest złym ani słabym człowiekiem. Z pewnością istniała szansa na znalezienie szczęścia razem z nim.
Charles dotknął jej ramienia. Skinęła głową. Wydało jej się, że widzi, jak jego ramiona delikatnie opadają z ulgą, lecz zaledwie moment później znów przybrał maskę niepoprawnego młodego arystokraty.
– Jest pan gotów, żeby wejść do środka? – spytała.
Kiwnął głową, Ellie otworzyła więc drzwi i zawołała:
– Papo!
Po chwili ciszy stwierdziła:
– Pójdę po niego do gabinetu.
Charles zaczekał, a Ellie za chwilę wróciła do pokoju, za nią zaś szedł mężczyzna o raczej surowym wyrazie twarzy z rzedniejącymi siwymi włosami.
"Urodzinowy prezent" отзывы
Отзывы читателей о книге "Urodzinowy prezent". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Urodzinowy prezent" друзьям в соцсетях.