Ellie gniewnie odęła usta.

– Nie powinien pan wspinać się na drzewa z brzuchem pełnym whisky.

– Już gada jak żona – mruknął Charles, pomagając jej wsiąść do kariolki.

– Trzeba się wprawiać, nieprawdaż? – odcięła się, postanawiając, że nie pozwoli mu na ostatnie słowo, nawet gdyby jej własna wypowiedź miała być niemądra.

– Chyba tak. – Spojrzał w dół, udając, że bada spojrzeniem swoją kostkę, i w końcu wskoczył do powozu. – Nie, ten upadek najwyraźniej nie wyrządził mi żadnej trwałej szkody. Za to – dodał złośliwie – cały jestem posiniaczony po wczorajszej bijatyce.

– Bijatyce? – powtórzyła przerażona Ellie z troską. – A co się stało? Dobrze się pan czuje?

Charles wzruszył ramionami i westchnął z udawaną rezygnacją, łapiąc za lejce i nakazując koniom iść naprzód.

– Powaliła mnie na dywan mokra rudowłosa jędza.

– Ach! – westchnęła Ellie zakłopotana, patrząc w bok na wioskę, przesuwającą się jej przed oczami. – Bardzo przepraszam, zachowałam się tak, jakbym zupełnie nie była sobą.

– Doprawdy? Powiedziałbym, że to dla ciebie zupełnie typowe zachowanie.

– Przepraszam.

Charles się uśmiechnął.

– Czy zauważyłaś, że „przepraszam" mówisz zawsze wtedy gdy nie wiesz, co powiedzieć?

Ellie w ostatniej chwili ugryzła się w język, żeby znów nie powiedzieć „przepraszam".

– Rzadko brakuje ci słów, prawda? – Nie dał jej czasu na odpowiedź, bo zaraz dodał: – To prawdziwa uciecha wprawiać cię w zakłopotanie.

– Wcale nie jestem zakłopotana.

– Nie? – mruknął, dotykając palcem kącika jej ust. – Wobec tego dlaczego wargi ci drżą, jak gdybyś rozpaczliwie chciała coś powiedzieć, tylko nie wiedziała, co?

– Dokładnie wiem, co chcę powiedzieć, ty okropny, śliski wężu!

– Rzeczywiście, przekonałaś mnie – zaśmiał się rozbawiony. -Najwyraźniej opanowałaś raczej rozbudowane słownictwo.

– Dlaczego dla pana wszystko musi być zabawą?

– A dlaczego nie? – odparował.

– Ponieważ… Ponieważ… – Ellie mówiła coraz ciszej, uświadamiając sobie, że nie ma gotowej odpowiedzi.

– No dlaczego? – droczył się z nią.

– Ponieważ małżeństwo to poważna sprawa – powiedziała w końcu. – Bardzo poważna.

– Uwierz mi – odparł natychmiast, chociaż bardzo cicho. -Nikt nie wie o tym lepiej niż ja. Gdybyś wycofała się z naszej umowy, zostałbym z kupą kamieni bez środków na jej utrzymanie.

– Wycombe Abbey zasługuje na ładniejsze określenie niż kupa kamieni – zaprotestowała Ellie. Zawsze żywiła głęboki podziw dla dobrej architektury, ten dom był jednym z najpiękniejszych budynków w całym regionie.

Charles posłał jej ostre spojrzenie.

– Ale naprawdę zmieni się w kupę kamieni, jeśli nie będę miał odpowiednich funduszy na renowację.

Ellie odniosła wrażenie, że Charles ją ostrzega. Byłby bardzo niezadowolony, gdyby wycofała się z umowy. Nie wątpiła, że gdyby zechciał, mógłby zmienić jej życie w prawdziwe piekło, i miała uczucie, że jeśli zdecydowałaby się porzucić go przed ołtarzem, stanowiłoby to dla niego wystarczającą motywację, by poświęcił całe swoje życie na zrujnowanie jej życia.

– Nie musi się pan martwić – powiedziała cierpko. – Nigdy nie złamałam danego słowa i nie zamierzam robić tego również teraz.

– To dla mnie wielka ulga, milady.

Ellie zmarszczyła brwi. Jego głos wcale nie brzmiał weselej, lecz pobrzmiewała w nim głównie satysfakcja. Właśnie się nad tym zastanawiała, gdy nagle wyrwał ją z zamyślenia:

– Powinnaś coś o mnie wiedzieć, Eleanor. Odwróciła się do niego z szeroko otwartymi oczami.

– Być może wiele spraw w życiu traktuję jak zabawę, lecz potrafię również być śmiertelnie poważny, gdy tylko zechcę.

– Przepraszam? – powiedziała Ellie i zaraz ugryzła się w język.

– Nie jestem mężczyzną, z którym można się kłócić. Ellie odsunęła się.

– Czy pan mi grozi?

– Mojej przyszłej żonie? – spytał bezczelnie. – Oczywiście, że nie!

– A mnie się wydaje, że jednak tak. I chyba mi się to nie podoba.

– Naprawdę tak myślisz? – roześmiał się.

– Owszem – odparowała. – I podobał mi się pan bardziej, kiedy był pijany.

Teraz śmiał się już głośno.

– Łatwiej było nade mną zapanować, a tobie nie podoba się, kiedy nie masz całkowitej kontroli nad wszystkim.

– A pan?

– Pod tym względem jesteśmy do siebie bardzo podobni. Wierzę, że jako mąż i żona będziemy do siebie doskonale pasować.

Ellie popatrzyła na niego z powątpiewaniem. -Albo to, albo też pozabijamy się nawzajem.

– Rzeczywiście istnieje taka możliwość – przyznał, w zamyśleniu głaszcząc się po brodzie. – Mam nadzieję, że jedno drugiemu dotrzyma kroku.

– O czym pan, u diabła, mówi? Charles uśmiechnął się powoli.

– Jestem uważany za świetnego strzelca, a ty?

Ellie aż otworzyła usta, była tak zdumiona, że nie mogła nawet powiedzieć „przepraszam".

– To był żart, Eleanor. Zamknęła usta.

– Oczywiście – odparła zachrypniętym głosem. – Wiedziałam o tym.

– Oczywiście, że tak.

Ellie czuła, że rośnie w niej napięcie, frustracja, wywołana faktem, że ten człowiek raz po raz potrafił wprawić ją w zakłopotanie.

– Nie jestem zbyt dobra w strzelaniu – odparła, uśmiechając się z przymusem. – Posiadam jednak niezwykły talent w posługiwaniu się nożami.

Charles wydał z siebie odgłos taki, jakby dławił śmiech, I musiał dłonią zakryć usta.

– Potrafię też chodzić bardzo cicho – dodała ze złośliwym uśmieszkiem, czując, że wracają jej władze umysłowe. – Lepiej, żeby na noc zamykał się pan na klucz.

Nachylił się do niej, oczy mu błyszczały.

– Ależ, moja kochana, celem mojego życia jest mieć pewność, że twoje drzwi pozostaną otwarte co noc.

Ellie zaczęło robić się gorąco.

– Obiecał pan…

– A ty obiecałaś – przysunął się bliżej, aż dotknęli się nosami – że pozwolisz próbować mi się uwodzić zawsze, gdy tego zechcę.

– Ach, na miłość świętego Piotra – Ellie powiedziała to z takim lekceważeniem, że Charles zmieszany się odsunął. – Czyż to nie jest najgłupsza kolekcja słów, jaką słyszałam w jednym zdaniu?

Charles zamrugał.

– Czy ty mnie obrażasz?

– Cóż, z całą pewnością nie był to komplement – odwarknęła. – Pozwolić panu się uwieść, doprawdy! Obiecałam, że może pan próbować, nigdy nie mówiłam, że na cokolwiek panu „pozwolę".

– Nigdy w życiu uwodzenie kobiety nie przychodziło mi z takim trudem.

– Wierzę.

– A zwłaszcza takiej, która zgodziła się zostać moją żoną.

– Odniosłam wrażenie, że byłam jedyną, której przypadł w udziale ten wątpliwy zaszczyt.

– Posłuchaj, Eleanor. – Teraz w jego głosie pojawiło się zniecierpliwienie. – Potrzebujesz tego małżeństwa tak samo jak ja i nie próbuj mi wmówić, że jest inaczej. Poznałem już panią Foxglove, wiem, co cię czeka w domu.

Ellie westchnęła. Rzeczywiście wiedział, w jakich opałach się znalazła. Pani Foxglove i jej niekończące się uszczypliwości dostarczyły mu dostatecznych dowodów.

– A poza wszystkim – dodał z irytacją. – Co, u diabła, miałaś na myśli, mówiąc, „wierzę", gdy wspomniałem, że nigdy nie miałem takich kłopotów z uwiedzeniem kobiety?

Ellie patrzyła na niego tak, jakby miała do czynienia z niedorozwiniętym.

– Właśnie to. Wierzę panu. Musi pan wiedzieć, że jest pan bardzo przystojnym mężczyzną.

Charles wyraźnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Ellie była raczej zadowolona z tego, że teraz dla odmiany to on się zakłopotał. Kontynuowała więc:

– I czarującym.

– Tak uważasz?

– Za bardzo czarującym – dodała, mrużąc oczy. – A przez to trudno jest odróżnić pańskie komplementy od pochlebstw.

– Wobec tego przyjmij, że mówię same komplementy -stwierdził, machając ręką, – A dzięki temu oboje będziemy szczęśliwsi.

– Pan na pewno.

– Ty także. Uwierz mi.

– Miałabym uwierzyć? Ha! To być może działało na pańskie głupiutkie panienki z Londynu, które obchodzi jedynie kolor wstążek. Ale ja jestem ulepiona z mocniejszej gliny.

– Wiem o tym. Dlatego właśnie z tobą się żenię.

– Chce pan powiedzieć, że udowodniłam posiadanie niezwykłej inteligencji swoją zdolnością opierania się pańskiemu urokowi? – zachichotała Ellie, – Cudownie! Jedyna kobieta dostatecznie bystra, by zostać hrabiną, to ta jedyna, która potrafi przejrzeć na wylot pańskie powierzchowne umizgi.

– Cos w tym rodzaju – burknął Charles, niezbyt zadowolony ze sposobu, w jaki obróciła jego słowa na swoją korzyść, lecz nie umiał celnie się odciąć.

Teraz Ellie chichotała już szczerze, jemu zaś nie było ani trochę do śmiechu.

– Przestań! – zażądał. – Przestań natychmiast!

– Nie mogę! – Ellie z trudem chwytała powietrze. – Naprawdę nie mogę!

– Eleanor, mówię ci po raz ostatni…

Odwróciła się, żeby mu odpowiedzieć, i przypadkiem zerknęła na drogę.

– Na miłość boską, niech pan uważa, jak jedziemy!

– Uważam…

Nie dowiedziała się, co zamierzał powiedzieć, bo akurat w tej chwili koło wjechało w wyjątkowo głęboką koleinę, kariolka gwałtownie przechyliła się na bok, a pasażerowie wypadli na ziemię.

5

Charles, uderzając o ziemię, aż krzyknął, bo poczuł ból w każdej kostce, w każdym mięśniu, w każdym przeklętym włosku na ciele.

Pół sekundy później wylądowała na nim Ellie, rzucona jak worek ziemniaków.

Charles zamknął oczy, w duchu zadając sobie pytanie, czy kiedykolwiek będzie zdolny spłodzić dziecko, a przede wszystkim, czy kiedykolwiek będzie miał ochotę próbować.

– Au! – jęknęła Ellie, rozcierając bark.

Chętnie by jej odpowiedział, najlepiej jakąś sarkastyczną uwagą, ale nie mógł mówić. Żebra bolały go tak bardzo, że był przekonany, że zaczną grzechotać, gdy tylko spróbuje dobyć głosu.

Po chwili, która wydawała się wiecznością, Ellie wreszcie sturlała się z niego, ale jej ostry łokieć zdołał przy tym wbić się w czułe miejsce pod jego lewą nerką.