Żadnego Arvida.
„Chodzi o Arvida An…” Tak powiedział Berger przed śmiercią.
„Znany człowiek – przeciwko wielu ludziom”. Co to znaczy? Wygląda na to, że sama kradzież rysunków nie była początkiem ani najważniejszym wydarzeniem. Kryło się za tym coś więcej, co dotyczyło tego tajemniczego Arvida.
Myśli kłębiły się w głowie Liv, a wymyślony Jo niewiele mógł jej pomóc, skoro był całkowicie uzależniony od jej inteligencji i pomysłowości.
O, żeby tak mogła porozmawiać z prawdziwym Jo! Ale takie myśli były zakazane. Nie należy się niepotrzebnie dręczyć!
Kiedy nadszedł wieczór i na osadę spadły wrześniowe ciemności, tęsknota zdawała się niemal nieznośna. Tym razem nic nie przypominało jej dawniejszych niewinnych zadurzeń, gdy wiedziała, że następnego dnia gdzieś mignie jej twarz wybranka i jej to w zupełności wystarczy. Teraz dręczyła ją bolesna tęsknota, której nie mógł ukoić nikt poza Jo.
Dlaczego musiała unicestwić ich przyjaźń tą swoją miłością? Ale to było przecież nieuniknione. Rzadko kiedy chłopak i dziewczyna mogą pozostać „tylko przyjaciółmi” przez czas dłuższy, bo zawsze któreś z nich i tak zapragnie czegoś więcej. A jeśli na dodatek tym młodym człowiekiem jest Jo, to dziewczyna jest od początku skazana. Zwłaszcza gdy jest to Liv Larsen, spragniona czułości romantyczka.
Tulla krążyła po domu z tajemniczym uśmieszkiem. A co gorsza, w szkole otwarcie opowiadała swoim koleżankom o nowym podboju, fantastycznym, fascynującym młodym człowieku, który być może zdoła się wyrwać na chwilę ze swojej wymagającej pracy naukowej w górach i wpadnie na szkolny bal. I ani słowa na temat, że tak naprawdę to ten fantastyczny młodzian jest przyjacielem Liv, nie, o takich drobiazgach Tulla nie miała zwyczaju wspominać.
Podstępem udało się Liv dowiedzieć, że Tulla napisała list do Finna, i jeśli znała swoją siostrę, to list pełen był słodkich obietnic pod adresem Finna, który być może zdoła sprowadzić ze sobą również Jo.
Liv cierpiała, ale cóż mogła poradzić? Jo jest wolnym człowiekiem i może robić co chce.
W dwa dni później lensman Lian i ojciec Liv, inspektor Larsen, wrócili do domu przygnębieni nieudanym pościgiem za mordercami. Nigdzie nie natrafili na najmniejszy nawet ślad obu poszukiwanych.
Rodzice Liv odbyli jakąś tajemniczą konferencję, a potem Liv została wezwana do jadalni.
– Wejdź, Liv – powiedział pan Larsen łagodnie. – Nie stój tak przy drzwiach. Mama i ja rozmawialiśmy trochę o twoich sprawach, a potem ja zadzwoniłem do dyrektora szkoły. Uważam bowiem, że nie ma sensu, żebyś kręciła się bezczynnie po domu, a pan dyrektor się ze mną zgodził i postanowiliśmy, że powinnaś powtarzać klasę. Co ty na to?
Poczciwy inspektor miał zwyczaj przyjmować cudze pomysły i traktować je jak własne.
Liv rozpromieniła się.
– Bardzo chętnie, dziękuję!
– Ale dyrektor prosi, żebyś najpierw przyszła do niego. Chciałby z tobą porozmawiać. A poza tym chcielibyśmy ci z mamą sprawić jakąś przyjemność, miałaś przecież urodziny, ale byłaś wtedy w górach, więc planujemy jutro wieczorem urządzić małą uroczystość… Ja w ogóle trochę myślałem o pewnej sprawie, Liv. Myśmy ci chyba nigdy tak do końca nie okazali, jak bardzo cię kochamy i jak bardzo jesteśmy ci wdzięczni za to, co ty nam dajesz. Chociaż twoje prezenty nie zawsze były dobrze przemyślane. A poza tym wiesz przecież, że gdybyś miała jakieś zmartwienia, to zawsze możesz do nas przyjść. Tak… No, tak sobie rozmyślałem tam w górach, bo sporo się ostatnio wydarzyło… Może byśmy już skończyli z tą rodzinną wojną, co ty na to?
Liv patrzyła na ich pełne życzliwości twarze i czuła, że jest w stanie ich kochać i lubić, chociaż tak bardzo się od nich różni. Nie domyślała się nawet, co sprawiło, że rodzice postanowili wyjąć z ukrycia fajkę pokoju, ale przyjęła ich inicjatywę z radością. Gdyby wiedziała, że to Jo bronił jej tak zaciekle w górach!
Ale nie wiedziała, więc kiwała głową wzruszona, nie była nawet w stanie podejść do nich, żeby ich uściskać. Oni jednak sprawiali wrażenie, że bardzo są z niej zadowoleni. I z siebie też, z siebie może nawet jeszcze bardziej.
– Tato – zapytała Liv niepewnie. – Widziałeś jeszcze potem Jo Barheima?
Twarz Larsena spochmurniała na myśl o tym człowieku, a zwłaszcza o rozmowie z nim, ale odpowiedział ze swobodą:
– Tak, widziałem go parę razy, ale tylko z daleka.
Otóż to. Żadnych pozdrowień od Jo. Liv poprosiła, by mogła wyjść na chwilę z domu, i poszła do domu lensmana.
Tam przedstawiła swoją teorię o „Wielkim Draniu”. O tym człowieku, który stoi za makabrycznymi wydarzeniami.
Lensman Lian przyglądał jej się w zamyśleniu.
– Nie ty jedna wpadłaś na ten pomysł, Liv. To, z kim rozmawiałem tamtego wieczora, kiedy już było wiadomo, że pójdziesz z geodetami, to sprawa prywatna, ale skoro już i tak zostałaś tak zaplątana w tę historię… Tylko zachowaj to wyłącznie dla siebie! Zresztą wiem, że tak będzie. No więc dyrektor szkoły był wtedy u mnie jeszcze raz i wiedział, jak się sprawy mają. Adwokat Sundt natomiast telefonował do mnie. Obaj z inżynierem Gardenem siedzieli w domu Sundta i ciekawi byli, czyśmy znaleźli trupa. Ale przecież wszyscy trzej mogli potem rozmawiać z kimś jeszcze. Nic nie wskazuje na to, że akurat któryś z nich jest winien. Nie zapominaj, że to bardzo szacowni ludzie.
– Owszem, ale Berger właśnie powiedział, że to znany człowiek.
– Wiem, i dlatego prześwietlę ich wszystkich bardzo dokładnie.
– Proszę mi powiedzieć, panie lensmanie – rzekła Liv z wolna. – Pan już później po moim wyjeździe nie rozmawia) z żadnym z moich towarzyszy podróży?
– Z chłopcami? Owszem, wielokrotnie. Chociaż oni byli bardzo zajęci pomiarami, nigdy nie widziałem takiego tempa. Ten Barheim traktował ich niemal nieludzko. Straszny typ ten Barheim.
– Tak? A ja myślałam, że jest bardzo sympatyczny.
– Może w drodze. Ale teraz już nie. Pracuje, jakby go złe goniło, a już porozmawiać to się z nim w ogóle nie dało.
Liv wpatrywała się w podłogę.
Dziwnie, bardzo dziwnie to wszystko brzmiało. Co prawda domyślała się, że Jo musi mieć bardzo trudny charakter, ale żeby taki…
– On… niczego dla mnie nie przekazał? – zapytała onieśmielona.
– Nie, a nawet powiedziałbym, wprost przeciwnie, jak Finn i Morten wspomnieli kiedyś, że bardzo im ciebie brakuje, to Barheim odrzucił instrumenty z wściekłością i poszedł sobie na pustkowia. Bardzo niegrzecznie, muszę powiedzieć! Nie było go przez wiele godzin.
Liv chciała jeszcze wypytywać o Jo, ale nie miała odwagi. Nie pojmowała tego człowieka. Dlaczego on się nagle tak odmienił?
Niedaleko Ulvodden w ustronnym miejscu doszło do spotkania trzech ludzi.
– Idioci! Kompletni idioci! Jak myślicie, za co ja wam właściwie płacę? Teraz zawaliliście całą sprawę i macie czelność przychodzić do mnie po pomoc? Prosić, żebym was ukrył? Kręcicie się tu po Ulvodden, żeby ściągnąć na mnie nieszczęście?
– Policja depcze nam po piętach – mruknął Harald groźnie. – I to nie nasza wina, że ona miała przez cały czas przy sobie tego typa, Barheima! Robiliśmy, co było można, a nawet więcej, a ty siedziałeś tu sobie i nawet palcem nie kiwnąłeś!
– Nie jestem z wami po imieniu!
– Nic mnie to nie obchodzi… Ty nas w to wciągnąłeś, to teraz musisz nam pomóc. Uratowałeś nas od odsiadki za ten napad w zeszłym roku, ale nie myśl, że damy ci spokój jakby co! Nie pomożesz nam teraz, to my się zabierzemy za ciebie. Tak jak to my robimy, a wtedy zobaczysz! A skoro i tak nie będzie żadnych pieniędzy za rysunki…
– Będą pieniądze – przerwał im tamten nerwowo. – Najpierw sam muszę dostać pieniądze, ale będę je miał, niezależnie od tego skąd. Podwyższę wasze udziały… będziecie się mogli podzielić polową całej sumy!
Harald zmrużył oczy.
– Całą sumę to my podzielimy na trzy. A nie, to…
– Ale przecież wy mi wcale nie pomogliście!
– To wina Barheima, nie nasza. No, to jak będzie?
Mężczyzna zastanawiał się gorączkowo.
– No dobrze, powiedzmy, po równo. Myślę, że znam takie miejsce…
Na jego twarzy pojawił się jakiś lisi wyraz, mężczyzna uśmiechał się pod nosem.
– Tutaj w Ulvodden znajduje się nie zamieszkany dom, do którego mam klucze. Ta stara, wielka ruina. Ukryjcie się tam na parę dni, a ja postaram się pozałatwiać sprawy. Tak, żebyście mogli stąd wyjechać.
Na zawsze, dodał w duchu.
Dni mijały, długie i samotne. W wieczór poprzedzający bal, w tym samym czasie, gdy Harald i Stein mieli potajemną rozmowę ze swoim mocodawcą, pogrążona w myślach Liv powędrowała na plażę. Tego dnia była też u dyrektora szkoły. Oczywiście, bała się trochę, kiedy dzwoniła do drzwi. Mimo wszystko on był jednym z podejrzanych, a poza tym, czy też przede wszystkim, był Dyrektorem! Ale wszystko poszło dobrze. Nareszcie Liv odkryła w nim jakieś ludzkie cechy, w końcu poczuła się na tyle swobodnie, że odważyła się zapytać, czy pan dyrektor tamtego wieczora opowiedział komuś o jej rozmowie z Bergerem i o tym, że Liv ma iść z geodetami do Månedalen?
Dyrektor przyglądał jej się ze zdumieniem.
– Rozumiem cię – powiedział w końcu. – Nie. Z nikim nie rozmawiałem. Jak wiesz, jestem starym kawalerem i całkiem po prostu nie mam komu opowiadać o takich sprawach… A więc to dlatego lensman Lian przyszedł do mnie wczoraj wieczorem i zadawał mi mnóstwo dziwacznych pytań… Jestem podejrzany! No, nie jest to specjalnie przyjemna myśl.
Liv zrozumiała, że palnęła głupstwo. Jak widać to nie takie proste bawić się w prywatnego detektywa. Zaczęła bąkać jakieś przeprosiny i postarała się jak najszybciej opuścić gabinet dyrektora.
Po rym doświadczeniu nie miała już odwagi przypuścić ataku na inżyniera czy tym bardziej adwokata. To zbyt niebezpieczne, a poza tym lensman już najwyraźniej robił, co do niego należy. Wiedziała, że pracownicy fabryki byli przesłuchiwani, zwłaszcza ci, którzy mieli dostęp do planów, ona sama zresztą też miała wizytę ubranego po cywilnemu policjanta, który wypytywał ją o różne sprawy związane z przeprawą przez góry. Także i on przywiązywał wielką wagę do tego, iż trzej goście lensmana wiedzieli, dokąd Liv poszła. Oni albo ktoś z ich znajomych.
"Uprowadzenie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Uprowadzenie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Uprowadzenie" друзьям в соцсетях.