Nagle stanął jak wryty. Poprzez huk wodospadu doszło do niego słabe wołanie. Przyspieszył kroku, zmuszał płuca do niewiarygodnego wysiłku w biegu po stromym zboczu. Dotarł do czegoś w rodzaju spłaszczonego szczytu, tam przystanął i nasłuchiwał.

Wydało mu się, że słyszy jakieś głosy, podniecone i groźne, po czym rozległ się przejmujący wrzask.

Liv, pomyślał. To była Liv. Nikt nie potrafi krzyczeć tak wściekle jak Liv, kiedy zechce, tego jestem pewien.

Niemal się do siebie uśmiechnął, ale pomknął w dół po drugiej stronie wzniesienia. Liv nie należy do osób, które poddają się bez oporu. Jej przeciwnik z pewnością nie miał łatwego zadania.

Potem jednak nastąpiła seria na pół zdławionych okrzyków i wreszcie przeciągły jęk. Przerażenie ponownie ogarnęło Jo, teraz niemal płynął ponad porośniętym mchem skalistym podłożem, coraz bliżej i bliżej wodospadu. Jeszcze tylko kawałek i…

Zobaczył ich!

– Liv! – wrzasnął wstrząśnięty.

Widział szarpiącą się, kopiącą i bijącą rękami dziewczynę, mocującą się ze swoim wrogiem, szamoczącą się z nim na ziemi, coraz bliżej i bliżej wodospadu, i widział ręce tamtego typa zaciskające się na jej gardle.

Kiedy Jo krzyknął, złoczyńca puścił dziewczynę, z całej siły uderzył ją jeszcze w twarz, żeby się zemścić, że mu się nie udało, i w popłochu umknął w las.

Jo wahał się przez moment, zdał sobie jednak sprawę, że jest zbyt zmęczony pościgiem, by teraz jeszcze gonić uciekającego, zajął się więc Liv. Leżała na ziemi i jęcząc ciężko, z trudem łapała powietrze.

Ukląkł przy niej, potwornie zziajany, ale też szczęśliwy, że zdążył na czas. Zarzucili sobie nawzajem ramiona na szyję i leżeli tak bardzo długo, nie mogąc się ani ruszyć, ani wypowiedzieć słowa. Dyszeli oboje ciężko, starając się uspokoić udręczone płuca. Liv drżała niczym osikowy liść w jego objęciach, ale on nawet nie był w stanie unieść ręki, żeby ją pogładzić.

Liv pierwsza wypowiedziała jakieś rozsądne słowo.

– A jednak przyszedłeś, Jo! Ja tak strasznie krzyczałam, wołałam cię i ty przyszedłeś!

Jo nie miał sumienia wyznać, jak było naprawdę, że to telegram, tym razem prawdziwy, skłonił go do powrotu. Pozwolił dziewczynie cieszyć się tym, że sam z własnej woli pobiegł za nią, wiedziony przeczuciem czy telepatyczną zdolnością.

– Czy myślisz, że jeszcze wróci? – zapytała spłoszona.

Potrząsnął głową przecząco.

– Jesteś całkiem mokra od potu – rzekł zaniepokojony i otarł jej czoło. – Nie, nie, leż na ziemi, dopóki nie odpoczniesz. Czy mogę coś dla ciebie zrobić?

– Zostań przy mnie – szepnęła Liv sennie. – I powiedz, że żyjesz, że oboje żyjemy!

Położyła się znowu, ale głowę oparła na jego kolanach.

– Dziękuję, Jo – szepnęła. – Nigdy nie przestanę ci za to dziękować.

– Nie ma za co dziękować, bo to wszystko moja wina… Ale opowiedz mi teraz, co tu zaszło?

Cicho, ale spokojnie opowiedziała mu o strasznej, na szczęście krótkiej, wędrówce z tym obrzydliwym człowiekiem i o jego pogróżkach, że się z nią zabawi.

Jo oparł się na łokciu.

– Zabawi się z tobą? Liv, co się właściwie stało? – zawołał, zaciskając palce na jej ręce.

– On… on przewrócił mnie na ziemię. I potem… potem…

Jo potrząsnął nią z całych sił.

– Co potem?

Ukryła twarz w dłoniach.

– To było obrzydliwe, Jo. On był ohydny, śmierdział brudem i papierosami…

Jo przez co najmniej pół minuty nie oddychał. Był sztywny ze strachu. I z gniewu.

– Ja zrobiłam coś strasznego – powiedziała Liv zdławionym głosem, wciąż ukrywając twarz w dłoniach. – Coś tchórzliwego. Nie zniosłabym, gdyby on… się do mnie zbliżył… no wiesz… – szlochała Liv. – Więc ja…

Jo zaciskał wargi tak mocno, że zrobiły się białe, a mięśnie twarzy drgały pod skórą.

– Mów dalej!

– Gdyby on chciał mnie zabić, to bym pewnie nic nie powiedziała. Ale to… Nie byłam w stanie, Jo! Ja mu powiedziałam, gdzie jest ten kamień z dziurą i papierami! Potem myślałam sobie, że powinnam była skłamać, powiedzieć, że to gdzie indziej, potrafię przecież zmyślać, ale akurat wtedy miałam kompletną pustkę w głowie. Tak mi okropnie wstyd, Jo.

Patrzył na nią uważnie.

– Chcesz powiedzieć… Chcesz powiedzieć, że on nie zdążył ci nic zrobić?

Liv opuściła ręce.

– Mówiłam ci przecież, że stchórzyłam. Zdradziłam Bergera. Ale nie byłam w stanie znieść myśli, że ten obrzydliwy facet mógłby…

Jo wydał z siebie jęk, coś pomiędzy śmiechem a szlochem, przygarnął Liv do siebie i ściskał tak mocno, że aż pisnęła. Głaskał ją po włosach i całował w policzki.

– Tak się bałem, Liv – wyznał. – Czy ty naprawdę musisz mnie tak okropnie straszyć? To oczywiste, że nikt nie może mieć do ciebie pretensji, iż wyjaśniłaś, gdzie jest kryjówka. W takich okolicznościach każdy by powiedział. Ale co było potem?

– Nie myśl sobie, że wypaplałam wszystko tak od razu – rzekła zaczepnie. – Najpierw walczyłam jak dzika, ale potem stwierdziłam, że dłużej nie dam rady, że to na nic. Kiedy wyjawiłam tę tajemnicę, on mnie puścił i myślałam, że już jestem uratowana. Ale on mimo to chciał mnie wrzucić do wodospadu, dusił mnie i pchał w tamtą stronę. Wtedy przybiegłeś… Jak to się stało, że nagle zacząłeś wierzyć w to, co mówiłam?

Wtedy Jo powiedział jej o wiadomości od lensmana. Liv położyła się na plecach i wpatrywała się w niebo. Pod głową miała rękę Jo, a obok siebie jego twarz.

– Czy teraz rozumiesz, że wszystkie ostatnie wydarzenia łączą się ze sobą? – zapytała. – Nie jestem żadnym wyjątkowym pechowcem, jak mi wmawiałeś.

Skinął głową.

– O tym właśnie myślałem, kiedy biegłem ci na ratunek. Teraz nareszcie wiele zrozumiałem. Ci dwaj mężczyźni… Ale o tym porozmawiamy po drodze. Teraz, Liv, czas nagli naprawdę.

– Co masz na myśli?

– Chyba nie masz zamiaru się poddać, Liv? Teraz wszystko zależy od tego, kto pierwszy dojdzie do kryjówki. Ale tym razem oni będą mieli trudniej. Bo teraz mają przeciwko sobie nie tylko samotną dziewczynkę. – Jo miał bardzo groźną minę. – Teraz będą musieli walczyć również z Jo Barheimem!


Kiedy ponownie wyszli na wymarły płaskowyż, słońce opuściło się już bardzo nisko i cienie stawały się coraz dłuższe. Podczas wspinaczki nie zamienili prawie ani słowa, byli zmęczeni i wstrząśnięci, Liv podczas walki z napastnikiem skaleczyła się w kolano i musiała bardzo uważać, by nie pokazać Jo, że ją to boli. W górze jednak łatwiej się było poruszać i wtedy mogli rozmawiać.

Liv gnębiły wyrzuty sumienia.

– Człowiekowi się wydaje, że w sytuacjach krytycznych będzie się zachowywał po bohatersku – rzekła ponuro. – A tymczasem gdy mu coś zagraża, wrzeszczy histerycznie i za wszelką cenę stara się ratować przede wszystkim własną skórę.

– Nie myśl już o tym więcej! – powiedział Jo gorączkowo. – Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby ci byle drań robił krzywdę z powodu jakichś idiotycznych papierów. Zachowałaś się, tak jak należało, Liv.

– To nie o papiery chodzi, to moja obietnica złożona umierającemu człowiekowi.

– Rozumiem, co masz na myśli. Właśnie dlatego musimy zrobić, co tylko się da, żeby odzyskać dokumenty, zanim wpadną w łapy tamtych. Liv, ciebie coś boli! Poznaję to po minie. Zaraz dojdziemy do obozowiska, to będziesz mogła odpocząć. A później sprawami zajmie się pewnie też twój ojciec. I przyjedzie lensman. Ale dotrze do nas chyba nie wcześniej niż jutro koło południa, mimo że pojedzie samochodem.

W oddali ukazał się opuszczony szałas i to im dodało sił, chociaż trzeba było iść jeszcze spory kawałek. Liv spojrzała na Jo i doznała ukłucia w sercu na widok jego twarzy, ciemnej twarzy urodziwego fauna o lekko wystających kościach policzkowych, o oczach… Zdarza mi się, niestety, zapominać, jak on wygląda, pomyślała z żalem. A przecież kocham go dlatego, że jest właśnie takim człowiekiem, jakim jest. Ale potem spoglądam na jego twarz i ledwo mam siłę utrzymać się na nogach. I jego wygląd, i osobowość, każde z osobna by wystarczyło, żeby stracić dla niego głowę. A w połączeniu są po prostu zabójcze! Mimo wszystko i tak nie jest on, na szczęście, doskonały. Ma dosyć trudny charakter i chyba jest przewrażliwiony…

Jo zauważył, że Liv przygląda mu się ukradkiem, i uśmiechnął się do niej.

– O czym myślisz?

– O, nic ważnego – odparła zakłopotana. – A o czym ty myślałeś?

– O tym facecie. On musiał nas przez cały czas śledzić. To jego dostrzegłaś w lesie, to on spuścił na ciebie kamienną lawinę, to jego widział Morten i na niego natknęłaś się przy śnieżnej zaspie, chociaż wtedy miał na sobie płaszcz przeciwdeszczowy. Później musiał go wyrzucić albo gdzieś ukryć.

Liv skinęła głową.

– A ja myślę, że wiem, kto mu pomagał.

– Tak… Co do tego nie może chyba być wątpliwości. Zastanawiałem się nad tym. To, że omal nie spadłaś z ciężarówki, nie było żadnym nieszczęśliwym wypadkiem. To Harald cię popchnął. I ten słoik po dżemie, który znalazłaś w lesie, zanim żmija ukryta w twoim plecaku ukąsiła Finna, czy nie sądzisz, że to Harald miał żmiję w słoiku i wypuścił ją do twojego plecaka? I, oczywiście, żmija była przeznaczona dla ciebie.

– Tak jest! Zwłaszcza że znalazłam w lesie zakrętkę do słoika, podziurawioną gwoździem dla dopływu powietrza. A czy pamiętasz, jak machał rękami na ptaki tuż przed zejściem kamiennej lawiny? To był z pewnością sygnał. A jaki Harald był przez cały czas zainteresowany tą dziurą w kamieniu, wciąż nalegał, że muszę mu pokazać to miejsce!

– Ten nóż w nocy w szałasie, to pewnie też sprawka Haralda, prawdopodobnie podłożył ci go, kiedy już wszyscy zasnęliśmy. Powinniśmy byli zwrócić większą uwagę na jego karykaturę, którą narysowałaś. Wydobyłaś wszystkie paskudne cechy tego zbira.

– Wiesz, przypomina mi się jeszcze jedna rzecz. Dzisiaj nad rzeką, kiedy łowiliśmy ryby, on starał się mnie przekonać, żebym zaprowadziła go do kamienia jak najszybciej. Ja odmówiłam, a wtedy on poszedł, niby to na spacer, do urwiska, prawdopodobnie po to, by przekazać kamratowi wiadomość, że mu się nie powiodło i że teraz kolej na tamtego.