Givon mimo swoich lat, mimo przyprószonych siwizną włosów i zmarszczek, nie wyglądał na starego człowieka. Sabrina czuła bijącą od niego energię, uznała też, że jest atrakcyjny.

Podszedł do wiszącej na ścianie tapiserii przedstawiającej scenę, na której król El Baharu zostaje obdarowany kilkoma niewolnicami.

– Wszystko to wydarzyło się bardzo dawno temu – powiedział na poły do siebie.

– Tak, bardzo dawno. – W pierwszej chwili pomyślała, że król mówi o scenie uwidocznionej na tapiserii.

– Musiałem dokonać wyboru – ciągnął Givon, wpatrując się w drobne, precyzyjne ściegi. – Trudnego wyboru. Żaden człowiek nie powinien być zmuszany do takich decyzji. – Popatrzył z bólem na Sabrinę. – Czy Kardal jest na mnie bardzo zły?

– O tym musisz sam z nim porozmawiać.

– Porozmawiam, oczywiście, że tak. Ale dzięki za informację, bo udzieliłaś mi jej, unikając odpowiedzi. A więc Kardal jest na mnie wściekły. Nie mogę go winić o to, że czuje się porzucony. Z jego perspektywy tak to wygląda. Nigdy go nie uznałem ani nie zaistniałem w jego życiu. Były ku temu powody, ale czy teraz mają one jakiekolwiek znaczenie?

– Nie mają – spontanicznie powiedziała Sabrina. – Dla dzieci takie powody są nieważne. Dla nich liczy się tylko postępowanie rodziców. Jeśli czują się odrzucone przez ojca czy matkę, doznają ogromnej krzywdy. Wiedzą, że zostały zdradzone, albo, co gorsza, winy szukają w sobie. Myślą, że nie zasłużyły na miłość.

Givon uważnie spojrzał na Sabrinę. Mimo że stała wyprostowana, z uniesioną wysoko głową, ta manifestacja dumy go nie zwiodła. Znał historię jej życia i wiedział, że mówiła nie tylko w imieniu Kardala.

– Zachowywałem się jak głupiec. – Ujął ją za rękę. – Trochę dlatego, że żądanie Cali, bym nigdy nie próbował spotykać ani z nią, ani z jej synem, obraziło mnie. A trochę dlatego, że tak mi było łatwiej. Lecz bardzo cierpiałem, choć nikt o tym nie wiedział. Gdybym wtedy uznał Kardala, padłoby wiele pytań, na które nie chciałem odpowiadać. – Mocno ścisnął dłoń Sabriny i puścił ją. – Wybrałem prostszą drogę, a to nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie powinienem był składać Cali takiej obietnicy, a jeśli już, to tak jak początkowo zamierzałem, nie wolno mi było jej dotrzymywać. Kardal był ważniejszy niż królewskie słowo. – Opadł na kanapę. Sabrina usiadła obok niego.

– Ciągle jeszcze nie jest za późno. Zrozumienie prawdy to pierwszy krok do naprawienia zła.

– Tego nigdy nie da się naprawić.

– Może jednak być lepiej, niż jest teraz. – Sabrina pochyliła się ku niemu. – Czyż nie przyjechałeś tu po to, żeby pogodzić się ze swoją przeszłością?

Givon długo milczał.

– Przyjechałem tu, bo już dłużej nie byłem w stanie trzymać się z daleka. Ból, jaki sprawiała mi rozłąka, stał się nie do zniesienia. Musiałem się w końcu dowiedzieć, czy dadzą mi drugą szansę. – Wzruszył ramionami. – Oboje.

– A więc liczysz również na przebaczenie Cali? – Mimo gorącego powitania, nie wiedziała, czy po tylu latach płomień miłości może na nowo rozgorzeć. A jeśli tak? Ta myśl zdała się jej cudowna.

– Uważasz, że jestem za stary? – spytał z uśmiechem.

– Ależ nie. Cóż, dochodzę do wniosku, że będzie tu bardzo ciekawie.

– Kardal nigdy się na to nie zgodzi.

– Na początku na pewno nie będzie zachwycony, lecz decyzja nie będzie należała do niego. Jego matka potrafi być równie uparta jak on.

– Opowiedz mi o Kardalu. Jaki on jest?

Sabrina wzięła głęboki wdech.

– Musisz sam go poznać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest wspaniałym mężczyzną. Będziesz dumny ze swojego syna.

– Niestety, nie mam prawa do takiej dumy. Nie miałem przecież żadnego wpływu na jego wychowanie. Powiedz mi, czy Kardal jest dobrym przywódcą? Czy jest szanowany przez swoich poddanych?

– Tak, jak najbardziej. Lubi wyzwania, nie uchyla się przed trudnymi decyzjami. Jest silny, ale sprawiedliwy. Słyszałeś o projekcie utworzenia wraz Bahanią wspólnych sił powietrznych?

– Oczywiście, i mam zamiar do niego przystąpić. Nie tylko włączymy się finansowo, ale zbudujemy na naszym terenie bazy lotnicze. – Dotknął złotych bransolet na nadgarstkach Sabriny. – Wygląda na to, że okoliczności, które towarzyszyły waszemu spotkaniu, były niezwykłe.

Najpierw wybuchnęła śmiechem, a potem opowiedziała, jak wybrała się na pustynię, by znaleźć legendarną krainę, no i wpadła w tarapaty.

– Przywiózł mnie tutaj, więc jednak odnalazłam Miasto Złodziei.

– Znacie się tak krótko, a wydaje się, że doskonale go rozumiesz.

– Robię, co mogę. Pod pewnymi względami wydajemy się dla siebie stworzeni, ale w niektórych sprawach doprowadzamy się do szału.

– Aha… – Givon pokiwał ze zrozumieniem głową, co zażenowało Sabrinę.

– To nie jest tak, jak sądzisz. – Starała się nie myśleć o pocałunkach Kardala. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie przestrzega się tu zbyt rygorystycznie dworskiego ceremoniału, jest więc okazja, by porozmawiać, poznać się i zrozumieć.

– Czy on wie, co do niego czujesz? Czy Kardal wie, co kryje się w twoim sercu?

– Zapewniam cię, że nie ma o czym mówić. – Ze wszystkich sił starała się ukryć zakłopotanie.

– Ach, więc nawet sama przed sobą jeszcze się do tego nie przyznałaś.

– Nie mam się do czego przyznawać.

A nawet gdyby miała, to i tak to się nie liczyło. Jej przeznaczenie czekało na nią gdzie indziej, a Książę Złodziei nie był jej pisany.


Sabrina zostawiła króla Givona w jego komnatach. Nie miała jednak ochoty wracać do swojej sypialni. Zbyt wiele rzeczy musiała przemyśleć. Zbyt wiele rozważyć.

Po raz setny powiedziała sobie, że król nie ma racji, mówiąc o jej uczuciach do Kardala. Był przyjacielem, nikim innym. Musi sobie to powtarzać co chwilę, bo inaczej zwariuje.

Nogi same zaniosły ją do salki z widokiem na ogród. Wiosna miała się już ku końcowi. Nadchodziło lato i ogrodnicy porozwieszali duże, płócienne płachty chroniące delikatne rośliny przed palącymi promieniami pustynnego słońca.

Podeszła do okna. Pomyślała o spoczywających w podziemiach skarbach i o tym, jak wspaniały był zamek Kardala. W Mieście Złodziei ciągle było jeszcze tyle do obejrzenia, tyle rzeczy, które chciałaby zrozumieć. Wystarczyłoby tego na całe życie.

Lecz miała przed sobą zaledwie kilka krótkich tygodni, a potem wyjedzie stąd i nigdy więcej nie wróci. Ile czasu minie, zanim ojciec zacznie nalegać, by wróciła do domu? Jak długo uda się jej odwlekać chwilę, kiedy będzie musiała złożyć przysięgę księciu trolli? Ile jeszcze dni dane jej będzie spędzić w Mieście Złodziei?

Ale nie miasta będzie jej żal. Intrygowało ją, rozbudzało wyobraźnię, ale bez niego można żyć. Musiała w końcu pogodzić się z prawdą. Dobrze wiedziała, że będzie jej brakowało mężczyzny, który był sercem tego miejsca. Mężczyzny, który ukradł jej własne serce.

Sabrina zakochała się w Księciu Złodziei.

Nawet nie zauważyła, że pocierając palcem o starą, grubą szybę, skaleczyła się. Kropelka krwi dziwnie przypominała łzę… Sabrina starła ją, jakby mogła w ten sposób wymazać odkrytą właśnie prawdę. Zakochała się w mężczyźnie, z którym musi się na zawsze rozstać. Wiedziała, że nawet gdyby pojechała do ojca i wyznała mu swoje uczucia, to i tak niczego to nie zmieni. Król Hassan nie wzruszy się ani trochę. Sam dwa razy zawierał małżeństwa dyktowane dobrem kraju i od córki oczekiwał podobnego podejścia do obowiązków księżniczki. Może miałaby jakąś szansę, gdyby jej los nie był mu obojętny. Ale ojca nie obchodziło, czy będzie szczęśliwa.

A gdyby poszła do Kardala i wyznać mu swoje uczucia? Skoro się w nim zakochała, to być może jemu też na niej zależy. Mogliby razem uciec i…

No właśnie. Już o tym kiedyś myślała. Kardal należał do Miasta Złodziei, bez niego stanie się człowiekiem nieszczęśliwym. Nie może tego od niego żądać.

Kardal musi zostać tutaj, bo tu jest jego miejsce. Ona zaś wróci do Bahanii i poślubi kogoś innego, kogoś, kto nigdy nie zdobędzie jej serca. Oddała bowiem już swoje serce innemu mężczyźnie.

ROZDZIAŁ 13

– Tutaj zaczyna się strefa bezpieczeństwa. – Kardal, mimo ogromnego zdenerwowania, starał się, by jego głos brzmiał swobodnie.

Było popołudnie następnego dnia po przyjeździe Givona, Kardal miał więc za sobą już dwadzieścia cztery godziny unikania ojca. Nie zawsze jednak mógł się wykręcić i czasami musiał mu dotrzymywać towarzystwa. W takich chwilach dbał jednak, żeby nie pozostawać z Givonem sam na sam, teraz jednak znalazł się w pułapce.

Po obiedzie Sabrina i Cala szybko się ulotniły, twierdząc, że mają nadzwyczaj ważne spotkanie. Opuścił go nawet Rafe, który z kolei musiał wziąć udział w niesłychanie ważnym zebraniu personelu. Kardal oczywiście wiedział, że padł ofiarą spisku, ale nic nie mógł na to poradzić. Zaprosił więc ojca do centrum dowodzenia.

– Korzystamy z zaawansowanych technologii – powiedział, przechodząc przez szerokie szklane drzwi, które rozsunęły się przed nimi bez najlżejszego szmeru. Kiedy obaj znaleźli się po drugiej stronie, zamknęły się, a oni usłyszeli cichy klik uruchamiających się automatycznie zamków. – Jak widzisz – ciągnął Kardal, wskazując na otaczające ich ze wszystkich stron szklane ściany – znaleźliśmy się w pułapce. Te szyby są kuloodporne i wytrzymają nawet niezbyt silną eksplozję. Gdybyśmy próbowali dostać się do centrum dowodzenia bez pozwolenia, pełniący wartę strażnicy znaleźliby się tutaj w ciągu trzydziestu sekund. W tym czasie, aby uniemożliwić nam jakieś wrogie działania, w powietrzu, którym tu oddychamy, zostałby rozpylony nieszkodliwy środek usypiający. – Wskazał na wystające z sufitu dysze.

Givon rozglądał się po szklanej pułapce.

– Robi wrażenie. – Popatrzył na syna. – Masz zamiar mnie uśpić?

Kardal udał, że nie usłyszał ani żartobliwego tonu, jakim Givon zadał pytanie, ani w ogóle samego pytania.